Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13088 articles
Browse latest View live

Czasami dobrze jest przeżyć ZAMIEĆ...

$
0
0

Czasami warto stanąć wobec nieznanego z uczuciem bezradności, ale w tym przypadku było inaczej. Kolejny raz wzięłam udział w Zimowym 24-godzinnym Ultramaratonie w Szczyrku wraz z przyjaciółmi.

Do wyboru były również inne dystanse: Zadyma - 13,5 km, Zawierucha - 27 km. Słowem - dla każdego coś dobrego.

Wracam tu kolejny raz i powiem Wam że za każdym razem z tą samą ciekawością. To, że wiesz co Cię czeka, jest lepsze od niepokoju i lęku przed nieznanym.

Nasze zmysły wyostrzają się. Wyobraźnia działa. Rozmyślania „co tym razem” ale i o tym, co znane...

Chciałam by, ktoś potowarzyszył mi na trasie, chwycił za rękę i poprowadził przez zaspy. Ogromne zaspy – jak się okazało w tym roku. Kopny śnieg już po paru kilometrach dawał znak jak jest ciężko. Ale tym razem ta wędrówka była wędrówką samotną - bieganiem nie dało się tego nazwać.

Był lekki niepokój przed startem. Informacje typu: najcięższa edycja, mróz na szczycie, silny wiatr budziły niepokój. Wzięłam głęboki oddech. Głowa odgrywa w takich zawodach ogromną rolę. Gdy głowa jest lekka jest lżej.

Myśli uspokoiły się. Gdy tylko pojawiły się „widoki” - piękna przestrzeń, wschód słońca – dostałam mocy.

Niemniej ciężko było utrzymać panowanie nad ciałem, biegnąc pierwsze okrążenie bez kijków. Było bardzo ciężko. Robisz krok przed siebie, noga za nogą. Z każdym krokiem do przodu... nawet gdy inni Cię wyprzedzają, Ty starasz się uwolnić od gniewu. Stawiasz kolejny krok, zerkasz i mówisz - do przodu, Natka do przodu...

Cudownie było biec... tfuuuu jakie biec, iść z przyjaciółmi. Przemek, Piotr - dziękuję za towarzystwo. Uwolniłam się od lęku, smutku. Stawiałam kolejne kroki, byle szybciutko za Nimi, byle dotrzymać im kroku, ale i tak forma i dyspozycja dnia zweryfikowały każdego z osobna.

Robię kolejne okrążenie. Uwalniam się od pretensji. W końcu każdy z Nas miał tak ciężko…. Wiadomość od znajomego:

„Nie łam się. Warunki są straszne… wszędzie. U mnie wszyscy odpadli. Toruje drogę po pas w śniegu, sam od 2 godzin… To są warunki dla takich hardcorów - jak my! Nie ma że boli. Power musi być i jazda!”

Dziękuję!

Stawiam kolejny krok. Tych kroków było wiele. Były te przyjemniejsze i te cięższe, w których stopa chwiała się jak żagiel na maszcie. Idziesz i idziesz. I myślisz gdzie to bieganie...

Nastaje noc.. Schronisko. Tam ciepły Rum z herbatą. Trzeba wyjść, a za drzwiami....

Zamieć.

Wieje.

Zimno. Ogrzewacze w dłonie. Wiem, że jedyne co pewne, to moje kroki. Jeśli ruszę, to pójdę tylko do przodu.

Strome śnieżne zbiegi, a ja robię z każdym okrążeniem za pług. Tłumaczę sobie krok - za krokiem w końcu wydepcze się ta ścieżka i pobiegam!

Zrobiłam to o własnych siłach i na własnych nogach. Ból pleców powstrzymał mnie na chwilę. Musiałam się zdrzemnąć. Drzemka nieco się przyciągnęła, ale ruszyłam. Kolejny krok za krokiem...

I kolejne okrążenie. Śnieg zaczął ze mną współpracować, mogłam sobie pobiegać. Trasa mijała szybko, już nie było patrzenia w śnieg, tylko patrzenie przed siebie. Banan na twarzy i heja na metę!

Mam to!

Bycie silnym oznacza stawianie kolejnego kroku w drodze na szczyt, w drodze do celu. Niezależnie od tego, jak jestem wyczerpana. Pozwolenie łzom popłynąć na znak bezradności i słabości, ale jednak Walki. Ciągła walka i podążanie za nią, nawet wtedy gdy wokół jest mrok, mgła...

Bycie silnym oznacza kolejny wschód słońca. Wschód słońca jest powitaniem: Dobrego dnia. Wygranego dnia! Krok za krokiem przez 21-godzin. Zgodą na jeszcze jedno uderzenie serca.

Dziękuję organizatorom za super atmosferę zawodów, za pyszne naleśniki, za muzyczkę, która gra w tle gdy Ty grzejesz tyłek. Za Waszą pozytywną energię która przekazujecie. Tak trzymać!

A najbardziej dziękuję za ten śliczny medal!

Wrócę tu znowu w końcu kiedyś - muszę ukręcić 7 okrążeń.

Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa wsparcia, za telefony.

Dziękuję córci - za Motywację,

Przemek, Piotr, Marta - taki Dream team się nie zdarza.

Pani Ewo - dziękuję za gościnę,

Owca - dziękuję bardzo Kochana za wsparcie na każdym okrążeniu!

Takie niby nic, a cieszy! Przeżyłam prawdziwą Walkę o bycie lepszą!

Natalia Gabryś, Ambasadorka Festiwalu Biegów



Olga Ochal znów na podium półmaratonu w Almerii!

$
0
0

Olga Ochal udanie rozpoczęła sezon, zajmując drugie miejsce w mocno obsadzonym półmaratonie w hiszpańskiej Almeirze. Sama swój oceniła start jako „dobry”.

Statystyka pokazuje, że Polka lubi startować w tym andaluzyjskim mieście. Był to już jej ósmy start w tutejszej połówce. Wygrywała dwukrotnie - w 2012 roku, ustanawiając rekord życiowy (1:12:47) oraz w 2014 roku. Tym razem powtórzyła drugie miejsce z 2015 roku.

- Jest to bieg, w którym biorę udział najczęściej. Pewnie ze względu na to, że każdej zimy na przełomie lutego i marca jeździmy z mężem Pawłem na zgrupowania w cieplejsze klimaty. Sam start oceniam jako „dobry”. Jest to bieg sprawdzający, nigdy nie nastawiam się tu na konkretny wynik, raczej na sprawdzenie formy - powiedziała nam Olga Ochal.

W niedzielę, na ulicach słonecznej Almeiry zwyciężyła Etiopka Likina Amebaw Ayel, która uzyskała czas 1:13:10. Olga była druga z wynikiem 1:17:33. Podium dopełniła Marokanka Wafia Banali, z rezultatem 1:18:52.

- Pierwszą część dystansu pokonałyśmy ze średnią 3:35 min./km. W drugiej była walka z wiatrem. Muszę przyznać, że oceniłam swoją pozycję jako bezpieczną, postanowiłam spokojniej przebiec drugą część trasy, z myślą o kolejnych pięciu tygodniach zgrupowania w Hiszpanii - relacjonuje zawodniczka.

Jak mówi Olga, przed nią i Pawłem jeszcze sporo pracy do wykonania i kilometrów do pokonania w Alicante, gdzie przebywają. Kolejny etap przygotowań już w Szklarskiej Porębie.

Wracając do Almeiry, była to już 22. edycja półmaratonu. W imprezie wzięło udział blisko 4 700 osób. Wśród mężczyzn zwyciężył Marokańczyk Abdelhadi El Mouaziz, z czasem 1:07:30.

RZ


Pobiegliśmy w Bergamo. Przystawka lepsza od dania głównego! [ZDJĘCIA]

$
0
0

Pomysł wyjazdu do Bergamo pojawił się spontanicznie na początku stycznia. W kalendarzu na pierwszy weekend lutego nie było nic ciekawego, postanowiliśmy poszukać za granicą. Pierwsza próba – włoski kalendarz i od razu trafienie: Bergamo City Run. Piękne miasto, tanie loty z Polski, do tego biegi w nietypowym zimowym okresie. Idealnie! Entuzjastycznie zapisaliśmy się od razu na dwa starty…

Bergamo City Run to dwudniowy festiwal biegowy. Rozpoczyna się w sobotni wieczór nocnym biegiem po mieście i okolicy, czyli mierzącym nieco ponad 12 km Urban Night Trail dei Mille. W niedzielę do wyboru są trzy konkurencje: bieg na dystansie 10 km, półmaraton oraz bieg sztafetowy 3x7 km. Automatycznie wybraliśmy najdłuższy dostępny dystans, czyli połówkę i na dokładkę nocny bieg. „Corsa non competitiva” zapowiadało przyjemną rozrywkę. Nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak rozrywkowo…

12,5 km z przewyższeniem ponad 500 m. Nic dziwnego w mieście, gdzie trudno znaleźć choć jedną płaską ulicę. Start o godzinie 18:00 z dolnego miasta. Tysiąc osób, wszystkie z czołówkami na głowach, wiwaty i głośna muzyka. Kontrolne spojrzenie na obuwie sąsiadów – większość ma na nogach terenowe buty, królują Speedcrossy. My, oczywiście, w butach na asfalt, bo dwie pary nie zmieściły się w bagażu podręcznym a jutro uliczny półmaraton. Ruszamy… Głośna muzyka, kilku fotografów, Włosi pokrzykujący do siebie wesoło. Atmosfera gorąca mimo chłodu i opadów deszczu. Nogi niosą same, nawet, kiedy biegniemy pod górę w kierunku Starego Miasta.

I tu zaczynają się schody. Dosłownie… Nagle za kolejnym zakrętem wyrastają wąskie i strome kamienne schody a przed nimi ustawia się kolejka biegaczy czekających na swoją kolej. Tracimy kilka minut a ja zaczynam rozumieć, dlaczego corsa jest „non competitiva”. Trasa wiedzie wciąż pod górę i z górki, nie ma ani metra po płaskim. Pokonujemy kręte kilkusetletnie uliczki, strome podbiegi, na które wszyscy wspinają się marszem, setki schodów… Jesteśmy coraz wyżej, w dole widać światła miasta i jest to imponujący widok. Zabytkowe brukowane uliczki, mgła oraz dzwony odzywające się kolejno w starych kościołach idealnie uzupełniają atmosferę. Włosi bawią się świetnie, krzyczą do siebie, żartują, nawołują się w ciemności. Dajemy się porwać tej atmosferze.

Mniej zabawnie robi się, kiedy wybiegamy nad miasto i trzeba biec wąską ścieżką po zboczu. Wprawdzie jest klimatycznie oświetlona pochodniami, ale bardzo błotnista i śliska. Staramy się oszczędzać buty na kolejny start, ale i tak zbiegamy w błocie po kostki. Prosto na bruk, mokry i śliski. Po drodze zdobywamy jeszcze górujące nad miastem wzgórze San Vigilio oraz znajdujące się na nim ruiny zamku – dosłownie, bo wbiegamy na jego flanki i zbiegamy wewnątrz baszty. Znowu schody…

Kilka kilometrów ostrego zbiegu do Citta Alta, potem Citta Bassa i już gnamy jedną z handlowych alejek prosto do mety. Tam wita nas grono fotografów… i tyle. Żadnych medali, posiłków, nie ma nawet butelki wody. Włoska rzeczywistość. Chociaż wiedzieliśmy, że tak będzie, czujemy się nieco dziwnie na mecie. Pozostaje wrócić do domu i wysuszyć buty, bo za 12 godzin kolejny start.

Rano półmaraton oraz pierwsze zmiany sztafet startują z Cole Aperto na Starym Mieście, dziesiątka nieco wcześniej z miejsca, gdzie mieści się meta wszystkich biegów festiwalu. Jest tłoczno i radośnie, jak to we Włoszech. Ale po nocnych przygodach na trasie, półmaraton wydaje się taki zwyczajny… Przebiegamy przez serce Citta Alta, dopingowani przez licznych turystów, krętymi uliczkami podążamy do Piazza Vecchia i dalej w stronę San Vigilio. Tutaj zaczyna się długi zbieg do nowszej części miasta, który kończy się dopiero na piątym kilometrze. I dalej jest już zwyczajnie. Dwie różniące się od siebie pętle, punkty z wodą co 5 km, trochę kibiców i tyle. Wpadamy na metę i tym razem dostajemy medale. Ale wody nadal nie ma.

Półmaraton w Bergamo jest naprawdę interesującą imprezą, z ładną, choć niezbyt płaską trasą. Można tutaj nabiegać dobry czas, jeśli ktoś świetnie radzi sobie na zbiegach i nadrobi na pierwszych kilometrach. Jednak nocny Night Trail dei Mille wypada znacznie bardziej interesująco. W tym przypadku przystawka przebiła danie główne. Atmosfera i trasa tego biegu są tak niezwykłe, że trudno to opisać. Bezdyskusyjnie awansuje on do mojego prywatnego "top 10" i to na jedno z pierwszych miejsc.

Warto zaplanować taki start w swoim przyszłorocznym kalendarzu a wyjazd połączyć ze zwiedzaniem samego Bergamo i pobliskiego Mediolanu. Czego się spodziewać po Bergamo City Run? Ceny pakietów startowych rozpoczynają się od 15 euro dla nocnego biegu oraz 25 dla półmaratonu. W pakietach startowych, poza ulotkami, żelami i paczkami mąki na polentę (włoska potrawa ludowa z mąki kukurydzianej), znajdziemy koszulki z krótkim (10 km) i długim rękawem (półmaraton) oraz jakiś gadżet w pakiecie Night Run – tym razem były to czapki, ostatnio opaski.

Trasy są ciekawe, dobrze oznaczone i zaopatrzone w wodę. Medal otrzymamy tylko na mecie półmaratonu. Włosi oferują też dobry serwis fotograficzny – swoje zdjęcia z biegów można otrzymać już kilka godzin po nich. Niestety, są płatne. Jeśli planujemy się wybrać do Włoch, warto pamiętać o wymaganej Runcard – jej wyrobienie na rok kosztuje 15 euro, trzeba dostarczyć zaświadczenie lekarskie. W ramach Bergamo City Run karty nie trzeba do startu w biegu nocnym.

Więcej informacji o imprezie: TUTAJ

KM


Poznań, Bydgoszcz i Łódź otworzyły piątą serię biegów CITY TRAIL

$
0
0

CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden to cykl zawodów przełajowych na dystansie 5 km rozgrywanych w dziesięciu polskich miastach. Edycja 2018/2019 trwa od września. W weekend (2-3 lutego) rozpoczęła się piąta kolejka cyklu. Gościem jednego z biegów był Dariusz Kuć – jeden z najszybszych Polaków w historii.

POZNAŃ

Bieganie zimą w przełaju często oznacza, że trzeba liczyć się z wymagającym podłożem. Tak było i tym razem. Ścieżki, którymi poprowadzona jest trasa CITY TRAIL nad Jeziorem Rusałka pokryte były częściowo lodem, a częściowo błotem. Mimo to, wynik zwycięzcy, Krzysztofa Hadasa – 15:19, to najlepszy czas osiągnięty w trwającej edycji. Niestety Krzysztof nie będzie walczył o wysoką lokatę w klasyfikacji generalnej cyklu, ponieważ nie uda mu się ukończyć czterech biegów, a to podstawowy warunek.

– Wzrost mojej formy to wynik zbliżającego się sezonu - pierwsze ważne starty w moim kalendarzu to Grand Prix w duathlonie we Francji, za pasem są także mistrzostwa świata w duathlonie, gdzie będę walczył o zwycięstwo, a biegowo istotnym startem będzie Maniacka Dziesiątka, tutaj w Poznaniu. Na pewno trochę żałuję, że nie uda mi się ukończyć cyklu, ale cieszę się, że zwycięstwo przypadło Łukaszowi Nowakowi, który przez cały sezon jesienno-zimowy utrzymuje stabilną formę – podkreślił na mecie wicemistrz świata w duathlonie do lat 23.

Drugą lokatę wywalczył w sobotę wspomniany już Łukasz Nowak, który wygrywał nad Rusałką trzy razy i jest już pewien triumfu w klasyfikacji generalnej (jego czas to tym razem 15:41), a trzeci był Łukasz Wietecki (z wynikiem 15:52).

Zdecydowanie wolniej pobiegły tym razem panie. Pod nieobecność liderki klasyfikacji generalnej i rekordzistki trasy - Malwiny Misjan - najszybszą okazała się Weronika Hedzielska. Jej wynik to 19:37. Drugie miejsce wywalczyła Alicja Radziej (19:56), a trzecia była Hanna Jaraszkiewicz (19:58).

W biegu głównym uczestniczyło 718 zawodników. W zawodach dziecięco-młodzieżowych wystartowało ponad 260 młodych sportowców.

Kolejne – ostatnie w edycji 2018/2019 zawody nad Rusałką odbędą się 2 marca.


BYDGOSZCZ

W niedzielnym biegu w bydgoskim Myślęcinku gościnnie w zawodach wystartował posiadacz drugiego w historii polskiej lekkiej atletki wyniku na 100 m (10,15) – Dariusz Kuć. Jeden z najszybszych Polaków w styczniu zakończył karierę sprinterską. W CITY TRAIL pobiegł towarzysko i rekreacyjnie, a jego czas na mecie to 26:44.

– To był mój pierwszy start w zawodach na dystansie dłuższym niż 200 m, więc cieszę się z niego i z tego, że mam rekord życiowy. Dzisiejsze warunki są zupełnie inne od tych, w jakich startowałem na bieżni, ale są zbliżone do tych, w których trenowałem podczas obozów w górach, więc nie czułem się tutaj nieswojo – podkreślił na mecie wielokrotny medalista mistrzostw Polski w hali oraz na otwartym stadionie, olimpijczyk z Pekinu i Londynu. – Mam dopiero 32 lata, więc po zakończeniu kariery sprinterskiej chciałbym trzymać formę. Na razie chcę biegać dla przyjemności, ale wiem, że to się zwykle przeradza w coraz szybsze bieganie, a we mnie nadal jest sportowa ambicja, więc pewnie będę chciał poprawiać swoje wyniki – dodał.

W zawodach zwycięstwo odniósł Krystian Szymański. Wynik, jaki osiągnął to 15:40. Drugą lokatę wywalczył Mateusz Witkowski (czas 15:52), a trzeci był Marek Szymański (16:01). Niedzielne zwycięstwo Krystiana Szymańskiego oznacza, że jest on aktualnie liderem klasyfikacji generalnej. Walka o wygraną będzie jednak rozgrywać się do ostatniego biegu, bowiem najlepszy zawodnik kilku poprzednich sezonów - Bartosz Kotłowski - ma na koncie trzy wygrane biegi i nadal ma szanse na ostateczny triumf. Warunek - musi wystartować w biegu zamykającym sezon CITY TRAIL - 3 marca.

Wśród kobiet najszybszą okazała się - po raz trzeci w sezonie - Marta Szenk, która tym samym zapewniła sobie wygraną w generalce. Wynik Marty to tym razem 18:08. Drugie miejsce zajęła Daria Maik (czas 18:22), a trzecią lokatę wywalczyła Aleksandra Wantowska (19:22).

W biegu głównym uczestniczyło 580 zawodników. W zawodach dziecięco-młodzieżowych wystartowało 252 młodych sportowców.

Kolejne – ostatnie w edycji 2018/2019 zawody w Myślęcinku odbędą się 3 marca.

 

ŁÓDŹ

Niedzielne zawody w Łodzi odbyły się w wymagających warunkach – podobnie zresztą, jak przed miesiącem. Tym razem ścieżki w Parku Baden-Powella były błotniste, nie brakowało też kałuż, a gdzieniegdzie lodu. Mimo to, biegacze nie narzekali. - Przednia zabawa, tylko tego lodu nie lubię, ale na szczęście mało było oblodzonych miejsc. Piach mam wszędzie, od stóp po głowę - śmiał się na mecie jeden z uczestników - Konrad Grzyb. – Szkoda, że forma trochę w lesie. To był mój czwarty start i trzeci wynik. W marcu muszę spróbować poprawić mój najlepszy czas z trasy tej przełajowej piątki.

Zwycięzcą zawodów został Mateusz Jaszczak z czasem 17:03. Drugie miejsce wywalczył Paweł Kopaczewski (wynik 17:24), a trzeci był Krzysztof Pietrzyk (17:34).

- Dzisiejsze ściganie można śmiało nazwać kwintesencją przełajów. Było błoto, lód, woda i dobre miejsce na mecie – mówił po biegu Krzysztof Pietrzyk z Pietrzyk Running Team, który przygotowuje się do startu w marcowych Mistrzostwach Świata Masters. - Starty podczas CITY TRAIL to dobry sprawdzian formy, a dzisiejsze trzecie miejsce jeszcze mocniej motywuje do pracy.

Zwycięstwo Mateusza Jaszczaka oznacza, że jest on aktualnie liderem klasyfikacji generalnej. Walka o wygraną będzie jednak rozgrywać się do ostatniego biegu, bowiem szansę na ostateczny triumf ma jeszcze kilku innych zawodników, m.in. nieobecny tym razem Grzegorz Petrusiewicz. Warunek – musi wystartować w biegu zamykającym sezon CITY TRAIL w Łodzi – 10 marca.

Wśród kobiet najszybszą okazała się – po raz czwarty w edycji – Zuzanna Mokros, która tym samym zapewniła sobie wygraną w generalce. Wynik Zuzanny to 18:56. Drugie miejsce zajęła Dominika Wiecha (czas 20:34), a trzecią lokatę wywalczyła Sylwia Hałaczkiewicz (20:35).

W biegu głównym uczestniczyło 337 zawodników. W zawodach dziecięco-młodzieżowych wystartowało 123 młodych sportowców.

Kolejne – ostatnie w edycji 2018/2019 zawody w Parku Baden-Powella odbędą się 10 marca.

W każdej z lokalizacji CITY TRAIL po zakończeniu części sportowej cyklu, odbędzie się uroczyste podsumowanie sezonu, podczas którego wręczone zostaną pamiątkowe medale (dla wszystkich, którzy pobiegną w co najmniej czterech biegach) oraz nagrody dla najszybszych biegaczy. Pierwsza z gal podsumowujących edycję 2018/2019 odbędzie się 19 marca w Poznaniu.

Poza Poznaniem, Bydgoszczą i Łodzią w cyklu CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden uczestniczą: Katowice, Lublin, Olsztyn, Szczecin, Trójmiasto, Warszawa i Wrocław. Najbliższe zawody są zaplanowane na sobotę, 9 lutego w Olsztynie oraz na niedzielę, 10 lutego w Trójmieście.

Szczegółowe informacje oraz zapisy znajdują się na stronie www.citytrail.pl.

Źródło: City Trail


"Trasy nie widać. Jak w jakiejś nadprzestrzeni". Zamieć Mateusza Hyskiego [ZDJĘCIA]

$
0
0

W tym roku, w pierwszym moim starcie treningowym postawiłem na partnerstwo. Zaproponowałem znajomemu start w Zamieci choć długo się zastanawiałem nad odpowiedzialnością z jaką to się liczy, ale postanowiłem zaufać nie zwracając uwagi na wynik. Zaproponowałem również to co najcenniejsze, czyli wiarę w siły.

Okazuje się, że tuż przed startem, kilka dni wcześniej, zimowe warunki atmosferyczne doprowadzają do sytuacji, że bieg będzie, może trochę cięższy niż rok temu. Dzieje się tak z uwagi na bardzo dużą ilość śniegu na trasie, którego z dnia na dzień przybywa.

Radość przed zawodami była wielka że strony chłopaków. Godziny startów zbliżały się. Jeden z Nas, Mariusz, startuje w biegu “Zawierucha”, natomiast My, ja i Tomasz, w “Zamieci”. Trzeba iść spać. Poganiam chłopaków do snu. Poranek wstaje i podczas śniadania odpowiedzialność zaczyna miażdżyć umysł, ale pojawia się dziwny spokój przed zimowym górskim sztormem. Buduje się we mnie duże opanowanie, którego bardzo dawno nie czułem. Ma ono potężną siłę, bo nic nie jest w stanie mnie wyprowadzić ze spokoju, zwyczajnie wchłania mnie ten stan. Staram się wymyślać plan wsparcia kiedy partnerzy będą tego potrzebować.

Przypominałem o wszystkich niezbędnych elementach regulaminu by niczego nie brakowało, ale również i sami przygotowywaliśmy się na sytuacje awaryjne, które może się pojawią. Jednym słowem to nie był strach, ale współodpowiedzialność, ufaliśmy sobie.

Gdy te wszystkie gadżety biegowe już mamy, stajemy na różnych startach zimowego festiwalu biegowego pod szyldem “Zamieć”. Jeden z nich to ultramaraton, bieg górski, w którym możesz pędzić jak gepard, “lecieć” z prędkością spadającego kamienia w otchłań, ale czy tym sposobem chcesz dobiec do mety, która nie ma liczby kilometrów?

Oczywiście możesz również iść, ale czy Twoje sumienie pozwoli na spacer gdy widzisz innych, którzy biegną z górki? Tutaj nic nie zrobisz, bo tu dyktatorem jest czas. Tobie, jeśli braknie sił, czas daje chwilę by siły odnaleźć w sposób tylko Tobie wiadomy..

Tak jak organizator zapewniał. Na tych zawodach nikt nie usuwał śniegu, powalonych choinek. Sami, nogami, rękami  “odgarniamy” śnieg podczas pierwszego okrążenia. Łopaty były zbyteczne, bo każdy z nas miał ze sobą saperki czyli ręce.

Pierwsze okrążenie, choć może i nie byłem w pierwszej dziesiątce (bo też po co) to jest to po części ciągłe przedzieranie się. Jak tu biec, jak stopę stawiać kiedy z każdym krokiem stopa “zjeżdża” do środka - asekuracja kijami w celu stabilizacji postawy czasem pomaga a czasem zwyczajnie kije topią się w śniegu całkowicie. To jest jak wpadanie w zaspy świadome i wydostawanie się z nich.

Dwa bardzo strome podejścia ze śnieżnymi, bardzo prawie pionowymi schodami, które występowały na podejściu pod Skrzyczne mam za sobą.

Po kilku kilometrach nogi kompletnie nie chcą biec, stawiają opór. Ślisko, ślisko, ślisko... Trzeba przełamać barierę i wierzę, że za chwile wszystko się odblokuje. Ciężko “wejść” w “Zamieć”.Czasem ten śnieg przypomina konsystencję mąki, bo wpaść łatwo, ciężej się wydostać. Mamy, jak rok temu, dwa strome podejścia obok trasy narciarskiej, ale nie są one problematyczne, jak na razie. Okazują się łagodne, natomiast problemem staje się silny wiatr który ze wszystkich sił stara się mnie strącić ze stoku,jak uparta koparka spychajaca gruz. I tak za każdym razem w tym miejscu.

Po wykaraskaniu się z tego wiatru, który nie dość, że mroźny to jeszcze usilnie rzuca śniegiem w twarz, teraz tylko wbiec na “Skrzyczne”, ale wcześniej jeszcze mały odcinek po grani. Po obu stronach wszystko w śniegu, zmarznięte, otulone tym zmarzniętym śniegiem.

Na szczycie trzeba chwileczkę poczekać dopóki nie dostaniesz sygnału - możesz wracać na dół - i wydawałoby się, że będzie lekko - bo z górki.

Momentami szlak jest potężnie zasypany. Zmarznięte, zlodowaciałe, wypukłe elementy szlaku aż się proszą by po nich przeskakiwać w rakach, bo wskakiwanie w dołki tylko obciąża nogi - trzeba potem z nich wybiec. Czasem to nie pomaga i trzeba mocnym skipem “A”  zbiegać lub zjeżdżać - butów i kolan chwilami nie widać, śniegu pełno i głęboko jest.Ile to razy wpadłem bezpośrednio całą twarzą w śnieg. Otrząśnięcie się, uchwycenie kijków, kolejny raz podnoszenie się z upadku….

Upadasz kilka razy, wstajesz i biegniesz. Jeszcze czeka Cię bardzo ostre zejście, które pamiętam z zeszłego roku. Jest !….to nie zejście! To można nazwać rowem śniegowym, który może ma koło 120cm głębokości a jaki szerokiiii - tylko na 40cm na wysokości metra….

To już prawie wszystko z cięższych odcinków trasy. Pozostają jeszcze 4 kilometry do zmiany. Już w miarę prosty odcinek gdzie strasznie ciężko się biegnie na pierwszym okrążeniu, ale trzeba było to pokonać.

Po pierwszym okrążeniu, partner w końcu doczekał się zmiany. Nie zdążyłem zmotywować, nie zdążyłem opisać warunków - Tomasz już na trasie.

Teraz wiem, co założyć, czego się napić. Po długim wyczekiwaniu widzę, że partner “poznał” pętlę. Nie ma co czekać. Już elektronika zarejestrowała moje wyruszenie. Kolejny raz zmierzam się z pętlą, ale tym razem te podbiegi są zdecydowanie lżejsze. Staram się zapamiętać kawałki trasy, które uwiecznię podczas następnego wejścia w pętle, ponieważ są one nietypowe, wyrzeźbione przez Nas. To okrążenie jakoś bardzo szybko mija i już jestem świadom ile mnie czeka. Jestem pewien swojej siły i coraz swobodniej poruszam się po terenie. Z każdym ciężkim elementem trasy jest prościej niż ciężej. Jest jeszcze dużo czasu więc można wiele.

Po moim powrocie do amfiteatru partner jest już gotów. Widać że dziecina jest lekko wypoczęta, ale się nie poddaje. Mariusz dopytuje o wszystko i rozmawiamy o trasie. Wiem, że teraz będzie długie wyczekiwane. Nie mam ochoty na marudzenie na temat trasy, bo mamy ją taką jaka jest. Siedzę w skupieniu. Wypoczywam, choć chętnie pokonałbym kolejne okrążenie. Dałem jednak słowo więc należy uszanować wolę drugiej osoby. W międzyczasie każdy suszy co trzeba. Wiem gdzie jest lekko gdzie ciężko w terenie, ale wiara w człowieka czyni cuda. Już mną szarpie, nogi już za długo czekają. Staram się uspokoić organizm i po pewnym czasie widzę Tomasza - wyczerpany fizycznie i psychiczne. Wiem, jak on się czuje, ale wiem, że jeśli chce więcej, te intensywne fale muszą przez niego przejść. Dla niego to istny chrzest.

Motywuje go jak mogę słownie, poklepuje po plecach, i tym samym wychodzę zdobywać kolejne okrążenie. Nie odpuszczę, nie umiem. Poczułem już ten stan na starcie i wiem z doświadczenia że ta kosmiczna siła, która daje moc ducha opuści mnie dopiero gdy będę widział na zegarze, że już naprawdę nie dam rady podejść do kolejnego okrążenia. Wzmacniam się mentalnie i psychicznie, eliminując wszystkie myśli negatywne, ale jak to pozostawiam dla siebie. Nigdy się nie zatrzymuje na żadnym podejściu. Z drugiej strony staram się motywować partnera mentalnie, który odpoczywa na dole. W międzyczasie “zgarniam” do pamięci kamery trudność trasy, wszystko to co zapamiętania jest warte.

Podziwiam w międzyczasie teren. Uczta dla oczu a dla ducha spokój natury. Obudzić Cię zawsze może ten silny, mroźny wiatr. Na grani w odległości kilku metrów nie widać nic. Biel, wszystko martwe, przykryte zlodowaciałym śniegiem. Podejście pod Skrzyczne jest ciężkie, bo tutaj szybko wiatr zakrywa ślady stóp. Naciskasz butem na zlodowaciały śnieg i wpadasz nogą  w niego jak wbijany palec w jajko. Każdy kolejny krok to wykrzesanie 200% swoich sił, a pamiętaj, że utrudnia ci to jeszcze słaba widoczność pomimo dobrego oświetlenia czołowego i wiatr, wiatr. Takim sposobem, nie myśląc o trudach, widać piękno gór, widać siłę gór, które już nie raz nauczyły mnie pokory. Trzeba nauczyć się wychodzić z takich opałów, nie dać się, wstawać, zacisnąć  zęby, a dasz sobie radę w każdych warunkach górskich. Kiedy zbiegam, zjeżdżam na butach jak na sankach. Poza tym nie ma już urywkami trasy, zwyczajnego zejścia. Są tylko wyślizgane dwa pasy.

Zaczynamy się gubić, bo trasy nie widać. Jak w jakiejś nadprzestrzeni. Tylko biel, wiatr z każdej strony i z przodu lub tyłu słabo widoczne punkty-czołówki. Intuicja prowadzi mnie na wprost. Wierzę słabym, zasypanym już mocno śladom, które jeszcze widać. Ile to razy człowiek tu upadł, ale wstał.

Pozostaje jeszcze jedno a może dwa okrążenia… myślę. Apetyt rośnie ze smakiem.

Wielkie zdziwienie pozytywne mnie ogarnia na dole. Tomasz gotów na zmianę, choć już byłem gotów na pozostawianie następnych górskich metrów za sobą. Nie zamierzam przeciwstawiać się. ’Dasz sobie radę, ale proszę zrób to z głową’ - proszę. W międzyczasie mentalnie staram się w skupieniu wzmacniać partnera. Bóg jednak wie, że wysyłam dobre treści. Wzmacniam siebie i jego, modlitwą. Odpowiednie wsparcie zostanie mu przekazane. Powoli zamykają mi się oczy. Głowa oczekuje snu, jednak czuję, że partner niebawem wejdzie do szatni i trzeba będzie, jak zawsze, walczyć do końca. Nie mogę się doczekać. Nogi kolejny raz trzeba “spuścić z łańcuchów”. To okrążenie będzie dla mnie testem, jak bardzo potrafię sobie poradzić w terenie. Mam mało picia i jedzenia ale wystarczy na tę pętlę. Z pełną świadomością to robię i jestem pewien swoich sił. Posilam się suchą bułką, którą zagryzam śniegiem. Tak ratuje częściowo płyny, choć posiadam jeszcze zapas w plecaku, ale delikatnie już mam dość izotoników i nie chce się zatrzymywać na podejściu. Przeznaczam to na zasilenie organizmu gdy będę parę kilometrów przed metą.

Słyszę wypowiedź na samej górze: ’Noc żywych trupów’. Nie komentuje tego, ale bardziej pomyślałbym w kierunku:’śniegowy, mroźny sprawdzian’. Ostatnie okrążenie można porównać do powrotu na początek imprezy, ponieważ w nocy silny wiatr zasypał wszelakie ślady. Jest powtórka czyli dużo śniegu a na zbiegach sytuacja się powtarza, zaspy. Jest jasno a wręcz powoli słoneczko wychodzi. Zaczyna mi się spieszyć, bo może jeszcze będzie apetyt na kolejne okrążenie. Będąc już na dole, nie odczuwam zmęczenia, ale czas, który pozostał do zegarowych 24 godzin jest już za krótki by podejmować kolejne okrążenie. Z uwagi na celowe przeznaczenie tego biegu jako trening oraz dobrą zabawę grupową, którą Tomasz na pewno odczuł, trzeba uspokoić i ponownie “uwiązać” psychicznie nogi.

Świetna zabawa biegowa, odkurzone poczucie pokory do gór,zjednoczenie się z nimi, poczucie braku granic, to wszystko znajdziesz na ultramaratonie, który wymaga. Czasem trzeba zwolnić i pozwolić organizmowi  poczuć wszystkie zewnętrzne bodźce, wtedy nie będzie trzeba psychicznie zmuszać się do kosmicznego, czasem swojego, nad stan, wysiłku.

Czy dałem z siebie maximum? Nie wiem, ale czuje, że dobrze wszedłem w ten nowy rok, nie tylko od strony fizycznej.

Czemu to robimy skoro czasem jest to nadwymiar normalności? Robimy to nie dla medali, nie dla czasu, ale czasem z potrzeby serca. A może robicie to z innych powodów. Zapewne jest ich wiele. Tomasz miał swój powód, tak jak ja. Zrobić to dla siebie i nie pokazywać innym, że można, ale że można rozwijać się dystansowo. Ale czy po to by sobie coś udowadniać?-zdecydowanie nie. Każdy sport hartuje naszego ducha. Uczy dyscypliny do siebie, uczy być lepszym człowiekiem.

Uczy także nie tracić wiary a dane słowo innej osobie jest bezcenne. Co więc gdy zawiedziesz człowieka, znajomych, którzy mają wiarę, ale mają w Tobie filar stabilizacji. Co gdy jesteś oparciem dla partnerów, gdy się nimi przejmujesz, co gdy dajesz  im wiarę i nadzieję, że spełnią swoje biegowe marzenie i pomagasz przejść? Tak, wtedy “blaszki” na mecie są nic nie warte a Twoim medalem jest zwykłe słowo - dziękuje - które usłyszysz. Co poczujesz gdy Ty, naście miesięcy temu, czułeś to co teraz oni czują. Nie ważne ile razy czułeś niemoc na trasie, ile razy czasem mówiło się, to już koniec, to nie dla mnie. Dobrze rozłożone i wytrenowane siły pozwalają pokonać niejeden, nie tylko biegowy, ultramaraton w życiu. Rób zawsze o krok więcej w życiu choćby miał on wymagać czasem od Ciebie kilkakrotnego podejścia do swojego prywatnego przeciwnika. Lepsze małe kroczki niż duży skok. Czy więc start w teamie podczas “‘Zamieci” czegoś uczy? Tak, ale pozostawię to dla siebie, bo każdy wyciąga z tego coś co jest dla niego ważne.

Mateusz Hyski


ORLEN Cup: Ewa Swoboda nie do zatrzymania! Sypnęło minimami na Glasgow!

$
0
0

Po roku do Łodzi wrócił halowy mityng ORLEN Cup. Atlas Arena niemal w komplecie wypełniła się kibicami, wielu liczyło na kolejny świetny występ liderki światowych list w biegu na 60 m - Ewy Swobody.

Z łódzkiej hali 21-letnia dziś sprinterka ma tylko dobre wspomnienia. Zwyciężyła tam w 2016 roku z czasem 7.15 sek, a od pobicia ówczesnego rekordu Polski dzieliło ją wówczas zaledwie 0.02 sek. Nadzieję na równie dobry, a nawet lepszy wynik rozbudziły udane zawody w Karlsruhe, gdzie uzyskała czas 7.08 sek., o jedną setną sekundy gorszy od życiówki.

Ewa Swoboda spokojnie przeszła przez eliminacje, jakby zostawiając siły na finał. Swoją serię wygrała z czasem 7.13 sek. Jej przewaga nad pozostałymi zawodniczkami była duża i nie zagrożona. Druga finiszowała Białorusinka Krystsina Tsimanouskaya z wynikiem 7.36.

Drugą serię wygrała Anna Kiełbasińska, z rezultatem 7.30 sek, to wyprzedzając Jamajkę Remone Burchel. Tym samym zawodniczka SKLA Sopot wypełniła minimum na Halowe Mistrzostwa Europy w Glasgow (7.30 sek.). Ewa Swoboda bilet na HME zaklepała sobie w sobotę w Niemczech.

Finał może nie był spektaklem jednej aktorki, ale i tak Ewa Swoboda nie pozostawiła złudzeń kto był tego dnia najlepszy. Sprinterka powtórzyła swój wynik z półfinałów - 7.13, ale widać było, że ma jeszcze zapas sił. Druga finiszowała Ramona Burchel, z rezultatem 7.23. Piąta była Anna Kiełbasińska, która jeszcze poprawiła swój wynik z pierwszego biegu - 7.28.

W sprincie mężczyzn faworytem był Michael Rodgers - halowy wicemistrz świata z Doha z 2010 roku. Amerykanin wygrał swój eliminacyjny bieg z czasem 6.66 sek. W drugim półfinale najlepszy okazał się Polak Remigiusz Olszewski z rezultatem 6.68. Najszybszym w eliminacjach został inny zawodnik z USA - Bryce Robinson, który w trzecim biegu uzyskał wynik 6.62.

W decydującym starciu najwięcej energii wykrzesał z siebie Michael Rodgers. Wygrał z dobrym czasem 6.55, co jest jego najlepszym wynikiem w tym sezonie i czwartym na świecie. Doskonale spisał się Remigiusz Olszewski, który zajął trzecie miejsce z wynikiem 6.64, będąc blisko pobicia rekordu życiowego. Polak wywalczył minimum na HME.

Na 60 metrów przez płotki pań wygrała Amerykanka Evonne Britton, z wynikiem 8.04. Bardzo dobrze spisała się 20-letnia Klaudia Siciarz, która zajęła drugie miejsce z rezultatem 8.06. Dzięki temu wypełniła minimum na HMŚ (8.12 sek). W eliminacjach dobrze spisała się utalentowana Pia Skrzyszewska, która wygrała swoją serię z czasem 8.14 sek.. Jest to najlepszy wynik na świecie wśród zawodniczek do lat 20! W finale 17-latka zajęła szóste miejsce. W nagrodę - jak informuje na twitterze PZLA - pojedzie na HME do Glasgow!

Wśród mężczyzn niespodzianki nie było. Wygrał faworyt Orlando Ortega - wicemistrz olimpijski z Rio. Hiszpan zyskał czas 7.59 sek, co jest najlepszym wynikiem w Europie i piątym na świecie. Drugi był Damian Czykier, który uzyskał czas 7.76. Poniżej minimum PZLA na Glasgow wynoszącego 7.82 sek. pobiegli jeszcze Krzysztof Żebrowski (7.79) i Artur Noga (7.81)!

W skoku o tyczce zwycięstwo ex eaquo odnieśli Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski (5.80 m), którzy nie zdecydowali się już na dogrywkę. Obaj wypełnili wskaźnik na Glasgow, wynoszący 5.78 m.

Konkurs pchnięcia kulą wygrali Białorusinka Aliona Dubitskaya i Konrad Bukowiecki. Zawodnik AZS UWM Olsztyn wypełnił też mionium na HME wynoszące 20.80 m. Wskaźniki PZLA (17.10m) wypełniły też nasze kulomiotki - Klaudia Kardasz i Paulina Guba.

W konkursie skoku wzwyż wygrał Sylwester Bednarek.

Kolejny duży mityng w Polsce już... 6 lutego w Toruniu. To kolejna szansa dla naszych lekkoatletów na minima. Podczas ORLEN Copernicus Cup zobaczyć można będzie jeszcze więcej konkurencji i gwiazd na starcie. W programie znajdą się m.in. biegi na 400 m, 800 m i 1500 m. Impreza zaliczana jest do prestiżowego cyklu IAAF World Indoor Tour.

RZ

fot. TVP Sport


Padł rekord świata K40 w półmaratonie!

$
0
0

Niedzielny półmaraton Marugame w Japonii przyniósł rekordowe wyniki.

Trzecie miejsce w tym biegu zajęła Sinead Divers. Linię mety przekroczyła z czasem 1:08:55 poprawiając swoją życiówkę i przy okazji również należący do niej, rekord świata w półmaratonie kobiet kategorii K40.

Irlandka mieszkająca w Australii zaczęła biegać dopiero po trzydziestce, na dodatek jest pracującą na pełny etat mamą. Nie przeszkadza jej to w odnoszeniu biegowych sukcesów na światowym poziomie.

 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

Just keep swimming ....  @natalierule

Post udostępniony przez Sinead Diver (@diversinead)

Divers zadziwiła nie pierwszy raz. W zeszłym roku odebrała palmę rekordzistki świata samej Deenie Kastor. W październiku wygrała maraton w Melbourne i szykuje się do startu na Igrzyskach w Tokio. Zanim to jednak nastąpi, po raz trzeci znalazła się w reprezentacji na mistrzostwa świata. Będziemy ją więc oglądać w Ad-Dausze. Wcześniej startowała na mistrzostwach świata w Pekinie, gdzie zajęła 21. miejsce i w Londynie, gdzie uplasowała się na 20. pozycji.

Półmaraton Marugame wygrała Betsy Saina. Kenijka na ostatnim kilometrze wyprzedziła debiutującą na takim dystansie Japonkę Ayuko Suzuki i obroniła tytuł sprzed roku, przekraczając linię mety z czasem 1:07:49. Reprezentantka gospodarzy była druga z czasem 1:07:55.

Wśród mężczyzn triumfował Abdi Nageeye. Siódmy zawodnik Boston Marathon, z wynikiem 1:00:24 poprawił swoją życiówkę i 20-letni rekord Holandii w półmaratonie, który należał do Grega Van Hesta (1:01.10).

Drugie miejsce zajął Kenijczyk Simon Kariuki z czasem 1:00:43. Podium dopełnił Australijczyk Jack Rayner - 1:01:36.

IB


Mount Everest… po schodach. Po raz piąty

$
0
0

Już w sobotę 9 lutego rozpocznie się piąta edycja jedynego w Polsce 24-godzinnego biegu po schodach – Marriott Everest Run. Zawodnicy po raz kolejny będą się mierzyć z własnymi wyzwaniami. Komu uda się wejść na Mount Everest, a kogo zadowoli Kasprowy Wierch?

W najbliższy weekend u podnóża najwyższego szczytu świata stanie blisko 250 osób. Bez butli z tlenem, bez raków i w krótkich spodenkach. Warszawski Hotel Marriott piąty raz będzie gospodarzem 24-godzinnego wyzwania, którego symbolicznym celem jest zdobycie Mount Everestu. Aby tego dokonać, zawodnicy muszą wspiąć się na szczyt klatki schodowej 65 razy, pokonując każdorazowo 42 piętra. Wysokości największej góry na świecie odpowiada wysokość 2 730 pięter Hotelu Marriott. Po każdym wejściu – zjazd windą. I od nowa.

– Nasza impreza jest pozbawiona rywalizacji czasowej. Co prawda udostępniamy listę rankingową, klasyfikujemy zawodników według liczby wejść, ale podkreślamy, że najważniejsze jest zmierzenie się ze swoim indywidualnym celem. Jako wyzwanie można sobie postawić Kilimandżaro (44 wejścia), Kasprowy Wierch (15 wejść) czy nawet Łysicę (5 wejść) – mówi Marta Tittenbrun, organizatorka Marriott Everest Run.

Marriott Everest Run rozpocznie się 9 lutego (sobota) o godz. 9:00 i potrwa maksymalnie 24 godziny. Zawodnicy będą startować w pięciu grupach czasowych. Na starcie staną zawodnicy indywidualni oraz czteroosobowe sztafety.

Na liście startowej znajdują się między innymi: Patrycja Bereznowska - mistrzyni świata w biegach 24- i 48-godzinnych, Jarosław Gawrysiak - himalaista czy Irina Hulanicka - rekordzistka Maratonu Warszawskiego z 1985 roku!

Organizatorem biegu jest Fundacja Wsparcia Ratownictwa RK, która zainicjowała akcję „Biegamy po schodach” – cotygodniowe treningi na schodach warszawskich wieżowców. Impreza ma wymiar dobroczynny: wpisowe każdego uczestnika – w wysokości min. 100 zł – zostanie w całości przekazane na realizację działań Fundacji. Gospodarzem biegu jest Hotel Marriott w Warszawie.

Wszelkie informacje na temat biegu dostępne są na stronie www.everestrun.pl.

Źródło: Organizator



Biegowe „2 w 1”. Ambasador na podium Altus Cup!

$
0
0

Fanom towerruningu zapewne z trudem przychodzi zapełnienie kalendarza zawodami tego typu. Z tego też powodu 3 lutego był dniem wyjątkowym, bowiem wówczas w Katowicach odbył się Altus Cup i Puchar Polski w biegu po schodach.

Po wielu perypetiach i przełożonych terminach w końcu udało się rozegrać zawody w Katowicach, które śmiało można nazwać „2 w 1”, gdyż biegnąc raz możliwe było... sklasyfikowanie w dwóch biegach: Altus Cupie i Pucharu Polski w biegu po schodach (wcześniej pod nazwą „Bieg Dwóch Wież”). I tak było w moim przypadku – zapisany pierwotnie na dwie różne imprezy spod szyldu tego samego organizatora wystarczyło mi jednokrotne wspięcie się na najwyższy budynek w Katowicach, by pojawić się na liście wyników obu imprez. Oceniać tę sytuację można różnie, ale plusem niewątpliwie był fakt, że mniej się męcząc pojawiłem się dwukrotnie na podium!

By zdobyć budynek Altusa trzeba było wybiec na 30. piętro, lecz do pokonania były... 33 kondygnacje, bowiem start odbył się z poziomu -3. Zawodnicy startowali natomiast co 30 sekund, co było w moim odczucia odpowiednim czasem, gdyż co prawda minąłem po drodze dwóch zawodników, lecz wyminięcie obyło się bez żadnych problemów.

Sam bieg dla najszybszych był wręcz sprintem – najszybszy tego dnia Mateusz Marunowski jako jedyny zszedł poniżej 3 minut i zameldował się na szczycie z czasem 2:55. Na drugim miejscu zameldowałem się ja, z czasem 3:11, a podium dopełnił Rafał Hazan z czasem 3:20.

A tak wyglądały wyniki Pucharu Polski: pierwsze miejsce również padło łupem strażaka z Jaworzna, drugie zajął Paweł Zakowicz z czasem 3.06, a trzecie – moja skromna osoba.

Wśród kobiet w Altus Cupie: wygrała Dominika Wiśniewska-Ulfik z czasem 3.50, drugie miejsce zajęła Anna Ficner (3:55), a trzecie - Ilona Gradus (4:10). W Pucharze Polski dwa pierwsze miejsce były bez zmian, za to na najniższym stopniu podium stanęła Justyna Adamus-Kowalska z czasem 4:26.

Szkoda, że nie zadbano o otoczkę i uatrakcyjnienie całego wydarzenia. Osoby towarzyszące biegaczom praktycznie nie miały żadnego kontaktu z samym biegiem. Mimo specyfiki zawodów z pewnością można było zadbać choćby o tablicę z wynikami czy kamerką z mety bądź z różnych pięter. Żeby oddalić zarzut, że wszystko to wymaga środków pieniężnych – czy nie można było choćby zrobić stref dopingowych na poszczególnych piętrach? I zawodnicy z pewnością doceniliby takie wsparcie kibiców, a osoby trzecie zobaczyłby swoich bliskich walczących o jak najlepszy czas. Możliwości z pewnością było wiele i szkoda, że nie zostały one wykorzystane.

Osobiście, swój udział traktuję za duży sukces, gdyż był to mój debiut w biegu po schodach, który potraktowałem jako zwieńczenie okresu przygotowawczego do nowego sezonu. W tym roku prawdopodobnie już nie pojawię się na klatce schodowej, lecz jeśli tylko na horyzoncie pojawi się jakaś ciekawa impreza... to w sumie czemu nie!

Kacper Mrowiec, Ambasador Festiwalu Biegów


PZU sponsorem tytularnym 14. Półmaratonu Warszawskiego i 18. Cracovia Maratonu

$
0
0

Do biegu, gotowi, start! PZU po raz kolejny wspiera biegaczy zostając sponsorem tytularnym tegorocznej, wiosennej edycji jednych z największych imprez biegowych w Polsce. W ostatnią niedzielę marca tysiące biegaczy pobiegnie w 14. edycji PZU Półmaratonu Warszawskiego, a 28 kwietnia w 18. edycji PZU Cracovia Maratonu.

PZU zachęca Polaków do aktywnego i zdrowego stylu życia. Firma od lat wspiera ogólnopolskie i lokalne imprezy biegowe, które łączą Polaków w różnym wieku. Nie zawsze wynik jest najważniejszy. Liczą się treningi poprzedzające start, hart ducha, konsekwencja. Udział silnego i rozpoznawalnego partnera, jakim jest PZU, przy półmaratonie warszawskim i maratonie krakowskim powoduje dynamiczny rozwój obu imprez oraz wzrost liczby uczestników z roku na rok.

– Dbanie o zdrowie Polaków jest jedną z naszych misji. Chcemy, aby nasi klienci byli zdrowi i aktywni, dlatego chętnie angażujemy się w inicjatywy biegowe. Cieszymy się, że coraz więcej osób biega i jest świadoma korzyści z tego płynących. Jesteśmy dumni, że jako PZU rokrocznie przyczyniamy się do powiększenia tej grupy. W 2019 roku jeszcze mocniej będziemy zaangażowani w popularyzację aktywności fizycznej i zdrowego stylu życia – powiedział Marek Baran, dyrektor komunikacji korporacyjnej PZU.

Profesjonalna organizacja i pozytywny odbiór imprez wśród biegaczy powoduje, że zawody przyciągają nie tylko uczestników, ale także rzesze kibiców. Zapewniają oni głośny i żywiołowy doping na całej trasie, dzięki któremu obie imprezy są istotnym wydarzeniem w życiu miasta.

źródło: PZU


Maraton Londyński (znów) w randze paramaratońskich MŚ

$
0
0

Odliczamy dni do starcia gigantów Kenijczyka Eliuda Kipchoge i Brytyjczyka Mo Faraha, do którego dojdzie podczas tegorocznego Maratonu Londyńskiego. Nie mniej pasjonująco zapowiada się walka o medale Paralekkoatletycznych Mistrzostw Świata w Maratonie.

Mistrzostwa świata niepełnosprawnych maratończyków w Londynie rozegrane zostaną już po raz drugi w historii. W 2015 roku, gdy większość medali miało zostać rozdanych pod koniec października w stolicy Kataru Doha, uznano, że paramaratończycy powinni rywalizować wiosną, właśnie w stolicy Wielkiej Brytanii. Wpływ na to miała zapewne pogoda panująca na Półwyspie Arabskim.

Teraz sytuacja się praktycznie powtarza. Główna część paralekkoatycznych MŚ odbędzie się w listopadzie w największym mieście Zjednoczonych Emiratów Arabskich - Dubaju, gdy średnia temperatura w ciągu dnia wynosi 32 stopnie. Maratończycy rywalizować będą w wiosennym Londynie.

Brytyjczycy przyjęli zawody rangi mistrzowskiej z otwartymi rękoma, zwłaszcza, że sport osób niepełnosprawnych jest na Wyspach bardzo popularny. Dodatkowo paramistrzostwa, rozgrywane w 2017 r. nad Tamizą, uznane zostały za duży sukces organizacyjny i promocyjny. Ustanowione zostały tam trzy rekordy świata w maratonie, w którym walczono w kategoriach T12 - czyli dla osób niewidomych i niedowidzących, T46 - dla osób po amputacji ręki powyżej łokcia i T54 - dla wózków sportowych.

Program MŚ na ten rok jest podobny. Podobny scenariusz będzie miał też maraton paraolimpiady w Tokio. Start w londyńskich paramistrzostwach jest pierwszą okazją na wywalczenie olimpijskiej przepustki.

Rywalizacja zapowiada się bardzo atrakcyjnie. W 2015 roku złoty medalista w kategorii T12 Marokańczyk El Amin Chentouf - dwukrotny mistrz paraolimpijski, uzyskał rekordowy wynik 2:21:33.

W tej samej kategorii najlepsza z kobiet była Rosjanka Elena Pautova, z czasem 2:58:23, co było też przez chwilę rekordem świata. Rezultat ten poprawiła w 2017 roku Japonka Misato Michishita - 2:56:14. 

Nie mniejsze emocje towarzyszą rywalizacji wózków, w której rekordzistami świata są Szwajcar Heinz Frei - 1:20:14, oraz wspólnie Manuela Schaer i Japonka Wakoko Tsuchida - 1:38:07. W kat. T46 rekordy świata należy do Hiszpana Abderrahman Ait Khamouch'iego - 2:26:54.

Maraton Londyński i Paralekkoatyczne Mistrzostwa Świata w maratonie odbędą się 28 kwietnia w ramach Virgin Money London Marathon 2019.

RZ


Co ma Usain Bolt do NFL? Rekord! [WIDEO]

$
0
0

Futbolowe szaleństwo Super Bowl, które w weekend po raz wtóry ogarnęło całą Amerykę i świat, nie mogło ujść uwadze najszybszego człowieka świata, który po zakończeniu kariery na bieżni został jednym z największych sportowych celebrytów. Bolt wyrównał rekord NFL w tzw. 40-yard dash challange.

Próba ma na celu wyłonienie najszybszego biegacza futbolowego świata. Śmiałkowie mierzą się tu z dystansem 35,576 metra i trasą wyznaczoną zawsze na trawiastej nawierzchni - naturalnej lub sztucznej. Tradycyjnym strojem są tu obcisłe futbolowe spodenki i buty, przypominające piłkarskie korki.

Przed 53. finałem NFL - w którym New England Patriots pokonali Los Angeles Rams 13:3 – Bolt dał się namówić na szybki sprawdzian biegowej dynamiki.

Wyzwany na pojedynek przez rekordzistę 40 yards dash, zawodnika Cincinnati Bengals Johna Rossa, który w 2017 r. uzyskał wynik 4.22 sekundy, spisał się fenomenalnie - Bolt wyrównał bowiem rekord Amerykanina! (zobacz nagranie z próby).

Rekord Jamajczyka jest nieoficjalny, bo pobiegł w mało futbolowym stroju, ale wynik i tak robi wrażenie. Czyżby za wcześnie zakończył biegową karierę? A może zamiast piłki nożnej, w której jednak nie spełni marzenia o zostaniu profesjonalnym piłkarzem, powinien postawić na futbol amerykański? Coś nam podpowiada, że to nie ostatnie słowo Bolta w tej ukochanej przez Amerykanów dyscyplinie.

red.


Wygrywał maratony na Syberii, wpadł na dopingu

$
0
0

Meldonium to jeden z najgorętszych tematów ostatnich kilkudziesięciu miesięcy w sporcie. Po długiej dyskusji o korzyściach płynących ze stosowania najpierw dozwolonego, a później zakazanego specyfiku i jeszcze dłuższej historii 172 sportowców - na czele z tenisistką Marią Szarapovą - którzy mieli używać substancji tuż przed wejściem zakazu w życie, a który wykryto w ich organizmach już podczas obowiązywania zakazu, wydawało się, że środek całkowicie zniknął ze sportowych aren.

Tymczasem na stosowaniu meldonium wpadł właśnie rosyjski maratończyk Vasily Minaev. To m.in. triumfator maratonu i półmaratonu na Sybierii (Siberian International Marathon) z 2016 r. czy Półmaraton Świąteczny w Omsku. Zakazaną substancję wykryto u biegacza latem ubiegłego roku.

Minaev został ukarany 4-letnią dyskwalifikacją. Anulowano wszystkie jego wyniki, począwszy od 27 sierpnia 2018 r.

Na stosowaniu meldonium wpadł także średniodystansowiec Aleksey Kiselev. On również nie będzie mógł startować przez 4 lata.

Co ciekawe, oba przypadki ujawniła Rosyjska Agencja Antydopingowa, odwieszona w grudniu w prawach członka WADA. IAAF nie zgodziło się z tą decyzją antydopingowej centrali i wciąż nie pozwala rosyjskim lekkoatletom startować pod narodową flagą. Mogą to robić pod flagą neutralną.

red.


Jeszcze trudniej, jeszcze lepiej! Ultramaraton Duch Pogórza po raz drugi. Patronujemy! [WIDEO ZAPOWIEDŹ]

$
0
0

Pod koniec marca 2018 r. w biegowym kalendarzu zadebiutował nowy bieg trailowy - Duch Pogórza. Debiut okazał się strzałem w dziesiątkę i przyniósł oczekiwany przez organizatorów pozytywny rozgłos. Druga edycja imprezy odbędzie się już 23 marca i zapowiada się jeszcze bardziej wymagające wyzwanie!

Organizatorzy postarali się o wyeliminowanie asfaltu oraz dodanie kilku wzniesień oraz dodatkowego... strumyka! - Skoro wszystkim tak bardzo podobał się bieg po naszym strumyku, to czemu nie dać więcej radości zawodnikom? - mówi Dorota Kaszycka, pomysłodawczyni i organizatorka biegu, twórczyni trasy. Jak wspomina:

– Teren, po którym przebiega całość trasy to moja okolica. Znam je bardzo dobrze. Często chodząc z tatą jako dziecko po lasach, a później sama biegając po nich, poznałam je na tyle dobrze, by wyciągnąć z nich to co najpiękniejsze. Starałam się pokazać jak piękne jest pogórze i jak bardzo wyjątkowe. Już pierwsza edycja pokazała, że osoby które tutaj przyjechały zakochały się w pogórzu co bardzo mnie cieszy i napawa dumą – podkreśla nasza rozmówczyni.

Organizatorzy w tym roku postanowili zmienić lokalizację startu / mety na miejscowość Winne-Podbukowina. – Jest to zabieg czysto logistyczny. Łatwiej jest się tutaj dostać, jest też więcej miejsca na rozstawienie miasteczka biegowego, co pozwoli nam na zorganizowanie jeszcze lepszej imprezy. Jest to również moja rodzinna miejscowość, którą darzę ogromnym sentymentem – opowiada Dorota Kaszycka.

Pogórze nie kojarzy się z dużymi przewyższeniami, a jednak organizatorom udało się uzbierać ponad 30 kmw dystansie i 1104 metrów przewyższenia. Program konkurencji jest bogaty, a coś dla siebie znajdą tu także miłośnicy marszów nordyckich:

  • Upiór +90km (+/-3312m)
  • Duch +60km (+/-2208m)
  • Duszek +30km (+/-1104m)
  • Diabelska trzynastka 13km (+/-450m)
  • Zmora -sztafeta 3x+30km (+/-1104m)
  • Nordic walking Duszek +30km (+/-1104m)
  • Nordic walking Diabelska trzynastka 13km (+/-450m)

Trasa w 95% to leśne ścieżki, potoczki i drogi. Trasa jest niezwykle zróżnicowana. Jak mówi organizatorka, "jeśli myślicie, że pogórze jest płaskie i lekkie do biegania? Że nie potrafi zaskoczyć? Jesteście w błędzie!"

Bieg choć kameralny, bo odbywający się w małej miejscowości, Organizatorzy starają się, by biegaczom nie zabrakło niczego. Do dyspozycji biegaczy będzie cały budynek Domu Kultury Winne Podbukowina, który będzie pełnił rolę biura zawodów i zaplecza socjalnego. Tam również po biegu odbędzie się dekoracja najszybszych zawodników z każdego dystansu oraz after party po biegu dla wszystkich.

– Dodatkowo na każdej pętli zlokalizowane zostaną dwa punkty odżywcze, zaopatrzone w wszystko czego potrzebuje biegacz – zapowiadają gospodarze.

W pakiecie startowym znajdą się “wyjątkową koszulka, izotonik oraz ciastka Ducha” - jak zapowiadają gospodarze. - Kto był ten zna i wie, że są one wyjątkowe! - podkreślają. Na mecie będzie czekał wyjątkowy i użyteczny medal:

2. Duch Pogórza zaoferuje coś jeszcze - prelekcje i warsztaty. Dzień przed zawodami – 22 marca – o mentalnym przygotowaniu się go start w górach opowie Gniewomir Skrzysiński – zwycięzca i sensacyjny rekordzista trasy Stumilaka. Do swimruna zachęcać będą Jędrek Maćkowski - Rafał Bebelski. Z kolei w dniu startu z uczestnikami imprezy spotka się Miłka Raulin - najmłodsza Polka, która zdobyła koronę ziemi. Szczegóły prelekcji – TUTAJ.

W organizację biegu włącza się Gmina Dubiecko na czele z Wójtem Jackiem Grzegorzakiem. - Warto też wspomnieć o udziale dwóch nadleśnictw: Nadleśnictwa Kańczuga oraz Nadleśnictwa Dynów. W tym roku na trasie Ducha Pogórza zostaną rozegrane Mistrzostwa Polski Leśników w biegu długodystansowym na dystansie 60 km. Bez zaangażowania i dobrej woli nadleśnictw było by to niemożliwe – podkreśla Dorota kaszyca.

Czy warto?

Osoby, które brały udział w pierwszej edycji imprezy tak opisują trasę jak i same zawody:

„Japońska chłopsta techno!!!”, Zbiegi jak do jądra ziemi! - Paśne beganie!!! - pisał Piotr. „Jako że to był mój pierwszy bieg górski - zakochałam się! wszytko było na +6” - podkreśliła Olga

„Duch Pogórza-zimowa aura… ostre podejścia… mega zejścia… kręty i mokry strumyk… most na linach… przyjazna atmosfera… zakręceni pasjonaci… czerwony dywan na mecie… super Dorotka, uścisk Bacy i przytulas Andrzeja Te… wracam na 2 DP, bo tam trzeba być!" - oceniła Marzena.

„Strumyk jednorazowo jeszcze do przeżycia, ale przy mrozie dwukrotne jego pokonanie nie należało do przyjemnych... Na szczęście nie musiałem trzykrotnie” - Tomasz

“Było mokro, blotno, przeklęty strumyk cudna atmosfera . Jak tylko dotarłam na metę wiedziałam ze wrócę na Ducha po raz drugi. Jestem Nordicowcem i na tym biegu nie czuliśmy się jak kula u nogi biegacza . Pokonywaliśmy razem trasę i było cudnie” - Agnieszka

Tyle wspomnień z pierwszej edycji, w której wystartowało blisko 200 osób. Lista startowa do tegorocznej edycji to już 200… opłaconych uczestników. Licznik bije!

2. Duch Pogórza wystartuje 23 marca. Formularz zgłoszeniowy online dostępny jest TUTAJ.

FestiwalBiegow.pl został patronem medialnym imprezy. Niebawem kolejne wieści z Dubiecka!

2. Duch Pogórza w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

red.

fot. Janusz Jędrzejczak, Aktywna Mucha

2. Duch Pogórza zaprasza na prelekcje

$
0
0

Druga edycja imprezy odbędzie się już 23 marca i zapowiada się jeszcze bardziej wymagające wyzwanie! Szczegóły TUTAJ.

Dzień przed zawodami – 22 marca – organiztorzy zapraszają na prelekcje:

“Mentalna strona mocy, czyli jak przygotować głowę do biegów ultra”

Spotkanie poprowadzi Gniewomir Skrzysiński – zwycięzca i sensacyjny rekordzista trasy Stumilaka. Lubi o sobie mówić Tico, bo, mimo że urodzony w Polsce, mentalność i serce ma zdecydowanie kostarykańskie. Ultra biegacz, zafascynowany możliwościami eksploracji świadomości, jakie niesie samotne pokonywanie górskich kilometrów. Mentalny aktywista, który głęboko wierzy w hasło „Not sharing is not caring”, potwierdzając własnym przykładem, że życie jest czymś znacznie więcej, niż tylko beztroską konsumpcją.

- Gniewko pobiegnie u nas Upiora – zapowiadają gospodarze.

“Swimrun sport przyszłości, czyli ekstremalne połączenie biegania i pływania w dzikim terenie"

Spotkanie poprowadzą Jędrek Maćkowski, czyli @odGrubasadoIltrasa - Mistrz Świata w łapaniu i gubieniu kilogramów, uczestnik Mistrzostwa Świata w swimrunie i pionier tej dyscypliny w Polsce, finisher legendarnej „zerowej” edycji Hardej Suki, oraz Rafał Bebelski - amator sportu, nie mylić ze sportowcem amatorem. Od szkolnych lat piłkarz Drukarza Warszawa. Ultramaratonczyk, triathlonista, pływak i swimrunner. W teamie z Jedrkiem Maćkowskim pierwszy zespół z Polski na mecie zawodów Rockman Swimrun w Norwegii w 2016 roku. Promotor tego sportu w kraju. Współorganizator pierwszych zawodów swimrunowym w Polsce (Swimrun Wiory). Uczestnik Mistrzostw Świata w Swimrunie oraz czlonek sztafety, która w lipcu 2018 roku przepłynęła wpław Bałtyk z Kołobrzegu do Kasebergi. Zawodowo event menager, prywatnie tata Janka (12 lat), Kuby (11 lat) i Marysi (3 mce). Specjalista od rzeczy niemożliwych.

– Z Rafałem również będziecie mogli spotkać się na trasie naszego begu – zapowiadają Organizatorzy 2. Ducha Pogórza.

„Siła Marzeń – Korona Ziemi”

Gdy zawody będą dobiegać końca, swoją prelekcję wygłosi Miłka Raulin - Najmłodsza Polka która zdobyła koronę ziemi!

Korona Ziemi to siedmioletni projekt, który zakończył się zdobyciem Everestu (22.05.2018). Siła Marzeń to opowieść o pasji do gór, podejmowaniu wyzwań i przekraczaniu granic ludzkich możliwości. To inspiracja do niepoddawania się przeciwnościom i twardej walki do końca o to w co wierzymy.

- W trakcie prelekcji Bogumiła Raulin opowie o wielu trudnościach, które musiała pokonać by zdobyć Koronę Ziemi, ale przede wszystkim opowie ciekawostki z poszczególnych wypraw. Wspólnie z @Siłamarzeń wybierzecie się do Papui Zachodniej gdzie będziecie nielegalnie przekraczać największą odkrywkową kopalnię złota. Wybierzecie się też na wyprawę na zimną Alaskę gdzie temperatury spadają do minus 45 stopni Celsjusza.

Posłuchacie o odległej i niedostępnej Antarktydzie, na którą dostała się lecąc w…. luku bagażowym ale przede wszystkim zmierzycie się z górą gór – Everestem. Będziecie pokonywać chybotliwe drabinki na Incefallu, wspinać się stromą ścianą Lhotse i działać w strefie śmierci a wszystko po to, by wspólnie stanąć na szczycie – zapowiadają gospodarze 2. Ducha Pogórza.

Źródło: Stowarzyszenie Duch Pogórza


Krzywa: 7. Puchar Pierwszego Śniegu za nami [ZDJĘCIA]

$
0
0

W Krzywej k. Gorlic już po raz siódmy odbyły się zawody narciarskie pn. Puchar Pierwszego Śniegu. Byliśmy na miejscu z reporterskim aparatem i dykafonem.

Start, meta i sama baza zawodów zlokalizowane były w sąsiedztwie gospodarstwa agroturystycznego „Chyża Hani”. 

Impreza została rozegrana na trasach biegowych Śnieżne Trasy Przez Lasy w gminie Sękowa, na pętlach około 0.5 km, 1 km i 3 km. Zawody przeprowadzono przy dobrej, słonecznej pogodzie. Pierwsze miejsca honorowano pucharami, dyplomami i upominkami rzeczowymi. 

- Zawody rozgrywaliśmy na nowych trasach. Startowało ponad 80 zawodników. Narciarze przyjechali do nas głównie z powiatu gorlickiego. Przyjechali też seniorzy z całego województwa Podkarpackiego i Małopolskiego – podsumowuje Stefan Maryńczak z biura zawodów. 

Wyniki: TUTAJ

Organizatorem zawodów było Stowarzyszenie Rozwoju Sołectwa Krzywa, we współpracy z Ośrodkiem Sportu i Rekreacji z Gorlic oraz Gminą Sękowa i Starostwem Powiatowym Gorlice.

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


ORLEN Warsaw Marathon pokazał medale i pakiety startowe [ZDJĘCIA]

$
0
0

– Niezależnie od tego, czy jest to pierwszy medal, czy jeden z wielu, zawsze budzi on ogromne emocje! Dla każdego biegacza medal jest świadectwem nie tylko sukcesu, ale także ciężkiej pracy włożonej w przygotowania – piszą gospodarze 7. ORLEN Warsaw Marathon, którzy zaprezentowali właśnie pamiątkowy krążek imprezy.

Wiemy już też jak będą wyglądać pakiety startowe dla dystansu maratońskiego oraz Biegu 10 km.

Dla uczestników maratonu zostały przygotowane trzy propozycje - Basic (bez koszulki), Standard oraz Premium. Biegacze startujący w Biegu 10 km mogą wybrać spośród dwóch pakietów - Basic (bez koszulki) oraz Standard. Koszulki techniczne dostarczy asics.

Dodatkowo, na uczestników dystansu maratońskiego, którzy zakupili pakiet Premium, czeka torba sportowa asics – „idealna dla każdego miłośnika aktywnego życia” – jak podkreślają organizatorzy.

W każdym pakiecie, niezależnie od trasy i wybranego wariantu, znajdzie się cytrynowo-grejpfrutowy izotonik oshee.

7. ORLEN Warsaw Marathon przebiegnie ulicami stolicy 14 kwietnia.

Źródło: ORLEN Warsaw Marathon


Lewandowski bije rekord Polski na 1500m! Swoboda bije Ta Lou! ORLEN Copernicus Cup

$
0
0

Po Bostonie i Karlsruhe. zawody z cyklu World Indoor Tour zawitały do Torunia. Na bieżni Areny Toruń błyszczała konstelacja polskich i zagranicznych gwiazd. Padł halowy rekordy Polski i uzyskano kilka minimów na Halowe Mistrzostwa Europy. Wszystko to w obecności kompletu 5 200 kibiców. ORLEN Copernicus Cup spełnił wszystkie warunki potrzebne doskonałemu widowisku.

1500 m

Już w pierwszym tegorocznym starcie Marcin Lewandowski– halowy wicemistrz świata na tym dystansie, chciał poprawić własny rekord Polski wynoszący 3:37.37 (z 2014). O tym jak wysoki jest to poziom, niech świadczy fakt, że w tym sezonie - póki co – szybciej pobiegł tylko jeden zawodnik, znany Etiopczyk Yomif Kejelcha (3:36.43).

Tempo w biegu nakręcał Adam Czerwiński - wielokrotny medalista mistrzostw Polski na „półtoraka”, znany też z licznych zwycięstw w biegach ulicznych w Małopolsce, triumfator niepodległościowej mili 9. TAURON Festiwalu Biegowego. Po jego zejściu na ok. 1000. metrze stawkę prowadzili dwaj Etiopczycy - Tefera i Wote. Lewandowski utrzymywał się gdzieś w środku, niczym przyczajony tygrys.

Długo wydawało się, że do wymarzonego rekordu Polski - tak w ujęciu sportowym, jak i charytatywnym, bo Marcin przekaże całe swoje honorarium za ten start na pomoc choremu dziecku - może trochę zabraknąć. Ale na ostatnim okrążeniu Polak pokazał swoje doświadczenie i zaczął poprawiać pozycje. Ostatecznie uplasował się na drugim miejscu, z wynikiem 3:36:50, bijąc swój rekord kraju. Wygrał Samuel Tefera - halowy mistrz świata na 1500 m z 2018 roku, który uzyskał rezultat 3:35:37. To najlepszy wyniki na światowych listach w tym roku.

W rozmowie z TVP Sport Marcin Lewandowski zdradził, że chciałby jeszcze pobić halowy rekord Polski w biegu na milę, wynoszący 3:58.39, należący od 1994 roku do Michała Bartoszaka. Oczywiście zawodnik Zawiszy Bydgoszcz wypełnił już minimum na Halowe Mistrzostwa Europy.

Cieszyć może się też Michał Rozmys, który w rekordowym biegu był czwarty z wynikiem 3:38.53. On także może już spokojnie przygotowywać się do startu w Glasgow.

800 m

Zmagania pań stały na wysokim i wyrównanym poziomie. Wystarczy tylko wspomnieć, że zwyciężczyni Etiopka Habitam Alemu uzyskała czas 1:59.49. Zaledwie o 0.01 sek. wyprzedziła ona znaną Brytyjkę Laurę Muir. W tym sezonie, przed mityngiem w Toruniu, tylko dwie zawodniczki złamały barierę 2 minut.

Zadowolona ze swojego występu była też Sofia Ennaoui, która zajęła trzecią pozycję z wynikiem 2:00.40. Jest to czwarty wynik w historii polskiej lekkiej atletyki. Biegaczka wypełniła też wskaźnik na Halowe Mistrzostwa Europy w Glasgow. Jak sama przyznała w rozmowie z TVP Sport, nieco obawiała się tego startu, bo dopiero co zjechała na niziny z długiego zgrupowania w RPA, a start na tym dystansie potraktowała treningowo. Zupełnie niepotrzebnie – tak dobrze Sofia u progu sezonu jeszcze nie biegała!

Wśród mężczyzn, pod nieobecność Adama Kszczota, który w tym roku zrezygnował ze startów w hali, najlepszy okazał się Amerykanin Erick Sowiński - czas 1:47.49. Zastąpić godnie mistrza chciał 21-letni Mateusz Borkowski, który ostatecznie był trzeci, z wynikiem 1:47.78. Tuż przed metą wyprzedził go jeszcze zawodnik z Maroka – Mostafa Smail.

400 m

W ostatnich latach biegi na 400 m dostarczają polskim zawodnikom prawdziwe worki medali, a polskim kibicom – mnóstwa emocji. Nie inaczej było i tym razem. Pewnie po wygraną pomknęła Iga Baumgart-Witan, która potwierdziła swoja wysoką dyspozycję. Mistrzyni Europy z Berlina w sztafecie 4 x 400 m wygrała z wynikiem 51.91, czym ustanowiła nowym rekord życiowy. Zawodniczka BKS Bydgoszcz jest dopiera drugą Polką, która złamała w hali 52 sekundy.

Rekord kraju należy do jej koleżanki ze ekipy „Aniołków Matusińskiego” - Justyny Święty-Ersetic (51.78)., która tym razem, po zaciętej walce ze Szwajcarką Leą Sprunger, zajęła drugie miejsce z wynikiem 52:14, wypełniając wskaźnik na HME.

Wśród mężczyzn niespodzianki nie było. Wygrał Czech Pavel Maslak - trzykrotny halowy mistrz świata na 400 m, który uzyskał wynik 46.19. Na trzeciem miejscu w swojej serii, a na czwartej po zsumowaniu rezultatów, znalazł się Karol Zalewski, z najlepszym czasem w tym sezonie 46.67. Zawodnik AZS AWF Katowice wypełnił minimum na Halowe Mistrzostwa Europy.

60 m

To miał być i był zacięty pojedynek liderki światowych Ewy Swobody i Marie Josee Ta Lou - wicemistrzyni świata w biegu na 100 i 200 m z 2017 roku. Po eliminacjach wydawało się, że w lepszej dyspozycji może być sprinterka z Wybrzeża Kości Słoniowej, która wygrała swoją serię z rezultatem 7.15 sek. 21-letnia Polka, mająca za sobą zwycięstwa w Karlsruhe i Łodzi, pobiegła nieco wolniej, bo w 7.25 sek., również wygrywają swój bieg eliminacyjny. Różnica w wynikach eliminacyjnych biegów o niczym nie przesądzała, wszyscy czekali na ostatni bieg środowego wieczoru.

W finale obie zawodniczki biegły równo i do samego końca nie było wiadomo na czyją korzyść przechyli się szala. Po kilku chwilach niepewności Arena Toruń eksplodowała z radości. Ewa Swoboda zwyciężyła z czasem 7.15 sek., wyprzedając utytułowaną Ta Lou zaledwie o 0.01 sek.

Marie Josee Ta Lou to już kolejna znana zawodniczka, która ostatnio obejrzała plecy naszej halowej wicemistrzyni Europy z 2017 roku. Podczas mityngu Niemczech Swoboda pokonała Holenderkę Dafne Schippers – dwukrotną mistrzynię świata na 200 m.

60 m ppł

W rywalizacji płotkarek zwyciężyła Pamela Dutkiewicz - brązowa medalistka MŚ na 100 m ppł z Londynu. Posiadające polskie korzenie Niemka jest rekordzistką toruńskiego mityngu, z wynikiem 7.85. Tym razem wygraną dał jej rezultat nieco słabszy – 7.95 sek., ale wygrana nie przyszła łatwo. W finale Niemkę naciskała mocno Finka Retta Hurske, która również pobiegła poniżej 8 sekund. Najlepsza z Polek była Klaudia Siciarz, która zajęła 7. miejsce z wynikiem 8.07.

W rywalizacji mężczyzn nie zawiódł faworyt i rekordzista mityngu - Orlando Ortega. Hiszpan kilka dni temu wygrał w Łodzi podczas mityngu ORLEN Cup z rezultatem 7.59. Teraz już w eliminacjach uzyskał lepszy rezultat 7.55. W finale był jeszcze szybszy, bo wygrał z wynikiem 7.49, czym wyrównał najlepszy czas na świecie w tym sezonie. Piąte miejsce zajął Damian Czykier (7.74).

W pozostałych konkurencjach

W pchnięciu kulą kobiet wygrała Niemka Christina Schwanitz. W skoku w dal zwyciężył Kubańczyk Juan Miguel Echevarría. W konkursie skoku o tyczce najlepszy był Amerykanin Sam Kendricks, a w skoku wzwyż Ilja Iwaniuk, startujący pod flagą Autoryzowanych Lekkoatletów Neutralnych (ANA).

Kolejny mityng w ramach cyklu World Indoor Tour, uznawanej przez wielu za halową Diamentową Ligę, odbędzie się w Madrycie - 8 lutego. W klasyfikacji cyklu na dystansie 60 m prowadzi Ewa Swoboda z dorobkiem 20 pkt (nie startowała w Bostonie). W biegu na 400 m trzecie miejsce zajmuje Karol Zalewski, z dorobkiem 8 pkt. Prowadzi Czech Pavel Maslak z 20 oczkami.

RZ

fot. TVP Sport


Nietypowa inwestycja wicemistrzyni świata w biegu na 5000m

$
0
0

W nieruchomości, w złoto, w działa sztuki, klasyczne samochody… Kenijska biegaczka Sylvia Jebiwot Kibet zainwestowała w… stacje paliw. Jak donosi Daily Nation, była wicemistrzyni świata w biegu na 5 000m, brązowa medalistka IO w Pekinie w 2008 r., wraz z mężem prowadzi już dwie stacje w Iten.

5 lutego działalność zainaugurowała już druga stacja należąca do biegaczki, zlokalizowana przy jednej z dróg szybkiego ruchu w prowincji Elgeyo-Marakwet – Belio Highway Petrol Station. W uroczystym otwarciu wzięły udział m.in. mistrzyni maratonu Nowojorskiego Mary Keitany i dwukrotna mistrzyni świata Edna Kiplagat.

Biegaczka przyznaje, że jest już bliżej niż dalej odwieszenia biegowych butów na kołek, a stacje benzynowe to jej sposób na emeryturę. Kolejne stacje powstają powoli, ale sukcesywnie. Podkreśla, że aktywni lekkoatleci już w czasie sportowej kariery powinni inwestować w swoją przyszłość. – Gdy mój mąż doznał przewlekłej kontuzji, skupił się już tylko na biznesie. Dobrze się stało, że w tamtym momencie były już za nami pierwsze inwestycje – podkreśliła biegaczka.

Sylvia Kibet po zakończeniu przygody z bieżnią, skupia swoje sportowe ambicje na maratonie. Przyznaje, że jeszcze nie miała dobrego startu na ulicy, ale liczy na dobry sezon 2019. – Wracam do sportu po macierzyństwie i mam nadzieję, że w czasie tych ostatnich dni przed sportową emeryturą, zawojuję świat – podkreśliła biegaczka, która na królewskim dystansie zadebiutowała w 2015 r. wynikiem 2:26:16. Jest to maratońska życiówka biegaczki. W ubiegłym roku biegała najszybciej 2:28:38.

Źródło: Daily Nation


Otwarte Mistrzostwa Gorlic w biegach narciarskich - skusisz się?

$
0
0

Ośrodek Sportu i Rekreacji w Gorlicach zaprasza na Otwarte Mistrzostwa Gorlic w Narciarstwie Klasycznym, które odbędą się 9 lutego w Krzywej na "Śnieżnych trasach przez lasy".

- Zawodnicy rywalizować będą w dziesięciu kategoriach wiekowych kobiet i mężczyzn na dystansie 2 km, 3 km, 5 km oraz 10 km – informuje Mariusz Duszowicz, dyrektor OSiR Gorlice.

W grupie open przewidziano nagrody finansowe, medale i dyplomy. Natomiast w grupie juniorów i juniorek medale, dyplomy i nagrody rzeczowe.

Zgłoszenia można dokonywać w dziale sportu OsiR Gorlice e-mail: dzialsportu@osir.gorlice.pl, tel. 18 352 69 70 wew. 14 lub  605 232 730.

Więcej informacji na stronie: www.osir.gorlice.pl

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


Viewing all 13088 articles
Browse latest View live


Latest Images

<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>