Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13088 articles
Browse latest View live

4. Pabianicki Bieg WOŚP z morsowaniem na deser [ZDJĘCIA]

$
0
0

W całym kraju podczas weekendu odbyło się kilkadziesiąt imprez biegowych z serduszkiem w tle. W Pabianicach wystartował po raz czwarty Bieg „Policz się z cukrzycą i ucz się pierwszej pomocy”.

Limit uczestników niemal został wyczerpany. Wpisowe wynosiło minimum 30 złotych.

– Całość idzie na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W Polsce odbywa się czternasty raz, u nas to czwarta edycja tej sportowej imprezy – wyjaśniali organizatorzy.

Frekwencja dopisała. Na linii startu stanęło około 250 osób.

Uczestnicy mieli do pokonania dystans 5,5 kilometra, czyli cztery pętle wokół dwóch stawów na Lewitynie. Na trasie znaleźli się zarówno biegacze, jak i chodziarze nordic walking. Na mecie czekały napoje i pamiątkowe medale.

Najszybciej do mety dotarł Mariusz Pabich (18 min. 07 sek.). Drugim był Adam Olkusz. Trzeci – Łukasz Michalak. Najszybszą kobietą na trasie została Aneta Gożdzik-Zaręba (20:59). Drugie miejsce – Beata Światłowska. Trzecie – Katarzyna Ceran.

Jeśli chodzi o stawkę nordic walking, najlepszym mężczyzną był Sławek Kacprzak. Pokonał trasę w 33 minut i 25 sekundy. Piotr Olejniczak i Marek Kosecki odpowiednie drugi i trzeci. Natomiast najszybszą panią była Ania Ścibut (34 min. 17 sek.). Druga - Agnieszka Krawętek. Trzecia - Agnieszka Golus.

Niektórym emocji było wciąż za mało i po zakończonych zmaganiach wskoczyli do zbiornika wodnego na Lewitynie.

Viktor Vołkow, Ambasador Festiwalu Biegów



4. Jeżobieg dla WOŚP. Biegowa pomoc w Zgierzu w pełnym słońcu [ZDJĘCIA]

$
0
0

Biegowy weekend z 28. Finałem WOŚP trwa w najlepsze. Nie inaczej dzieje się w Zgierzu, gdzie w niedzielę 12 stycznia na malowniczej, prawie kilometrowej pętli wokół stawu w Parku Miejskim około 200 zawodników wzięło udział w czwartej edycji Jeżobiegu. Zawody mają nietypową formułę: biega się przez godzinę, by pokonać jak największą ilość okrążeń. Wzbudzająca ciekawość przyjezdnych nazwa biegu pochodzi od wiersza dla dzieci autorstwa Wandy Chotomskiej, opowiadającego historię jeża ze Zgierza.

– Dotąd bieg był organizowany przez szpital, w którym pracuję (Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Zgierzu - red.) wraz z miejscowymi harcerzami – powiedziała nam startująca tu co roku Katarzyna Wawrzyńczak-Boruch – a od tego roku zajęło się nim Stowarzyszenie Przemysława Staniszewskiego, czyli prezydenta Zgierza. Ale najważniejsze, że wszyscy wspólnie biegniemy w pięknym celu, a efekty widać na oddziałach pediatrii i geriatrii naszego szpitala, które są wspomagane przez WOŚP. Dziś zrobiłam 10 kółek, a mój mąż Adam 13.

Okrążenia były liczone przez zbieranie naklejek, nalepianych na numery startowe zawodników. Oficjalne wyniki nie zostały jeszcze ogłoszone. Nie one były jednak najważniejsze, lecz cel biegu. Dochód z wpisowego przeznaczony jest bowiem na Orkiestrę, a sponsorzy dodatkowo wpłacają pienądze za każdą pętlę przebiegniętą przez zawodników.

Prawdopodobnie najwięcej okrążeń wśród pań, bo aż 14, pokonała Anna Banasiak z miejscowej drużyny Jeżozwierze. – Jak tylko mogę pomagać, to zawsze to robię – przyznała. – Jestem ze Zgierza, więc wypada pobiec u siebie w dobrym celu. Na Jeżobiegu jestem drugi raz i w miarę możliwości chcę być co roku.

Ania biegła dziś w czerwono-czarnej bandance z ubiegłorocznego Runmageddonu Hardcore w Kocierzu. Widać więc, że jest miłośniczką ekstremalnych wyzwań. – Z tego typu imprez, to w bieżącym roku mnie czeka Garmin Ultra Race w Myślenicach na 52 km – dodała.

Tyle samo razy obiegł staw Michał Krzemiński z Aleksandrowa Łódzkiego. – Nieważne które miejsce zająłem, bardziej liczy się pomoc dla potrzebujących dzieciaków – stwierdził na mecie.

Czternastka była również liczbą dnia Dominika „Runoholica” Stanka, który wczoraj zorganizował łódzki bieg „Policz się z cukrzycą” dla WOŚP. – Jak widać, nie tylko organizuję biegi, ale czasem też startuję – powiedział nam – bo kiedy tylko się da, to trzeba wspierać Orkiestrę.

O jedno okrążenie mniej zrobił Wojciech Szymański. – To i tak o dwa więcej, niż w zeszłym roku – powiedział. – Pogoda jest świetna do biegania, słońce, dosyć ciepło, tylko trochę wieje. Zdecydowanie korzystniejsza, niż w poprzednich latach, kiedy na Jeżobiegu trafiał się śnieg, siarczysty mróz, albo też jak w zeszłym roku deszcz i odwilż.

A kto okrążył staw najwięcej razy? Nie wiemy do końca. Ze zgłaszanej przez uczestników ilości naklejek wynika, że aż 18 pętli zaliczył Jakub Kapota. Taka ilość może jednak wynikać z pomyłki, gdyż wydaje się mało prawdopodobna. Po 16 okrążeń zaliczyli Łukasz Kotarski i Jakub Kołodziejczak, wyrównując rekord nieobecnego dziś Roberta Wójcika, który zwyciężył we wszystkich trzech wcześniejszych edycjach. Przebiegnięcie dwóch pętli więcej wymagałoby wyraźnie większej prędkości, a nie zauważyliśmy zawodnika poruszającego się tak znacznie szybszym tempem. Jakuba Kapoty po zakończeniu biegu nie odnaleźliśmy.

Zgierski strażak Łukasz Kotarski osiągnął taki sam wynik przed dwoma laty, gdy do końca ścigał się ze zwycięzcą i zajął drugie miejsce. – Nie wiem, dlaczego nie ma dziś Roberta – śmiał się – zawsze byłem tuż za nim, więc może tym razem postanowił dać mi fory. Ale pogoda wyjątkowo dopisała, więc przyjemnie się biegało.

– Wiedziałem, że będzie wspaniale, więc przyjechałem – powiedział nam Jakub Kołodziejczak. – Choć mieszkam w pobliskim Ozorkowie, wcześniej tu nie startowałem. Być może ex aequo z Łukaszem zwyciężyliśmy. Całkiem nieźle mi poszło, szczególnie jak na debiut w Jeżobiegu.

KW


Andrzej Werszczak wygrywa bieg 48h w Atenach z rekordem kraju!

$
0
0

Rekord Polski mężczyzn i zwycięstwo w biegu 48-godzinnym. Tak Andrzej Wereszczak otworzył Festiwal Ultramaratonu w Atenach.

Chociaż od początku zmagań polski zwycięzca Ultrabalatonu, rekordzista kraju w biegu 6-dniowym, był w czołówce, to po dobie biegania rozważał rezygnację z rywalizacji.

„Wynik wygląda super, rekord Polski jest w zasięgu, ale czuję się fatalnie. Od 3 godzin kręci mi się w głowie, brak kalorii. Posiedzę godzinę, jak nie przejdzie, rezygnuję”

- pisał Wereszczak, gdy na liczniku miał 219 km.

Na szczęście kryzys minął, a Andrzej ukończył rywalizację na pierwszym miejscu z rezultatem 385 km. To więcej niż poprzedni rekord kraju Łukasza Sagana – 380 km. Najlepszy w Polsce wynik biegu 48-godzinnego i jednocześnie rekord Polski kobiet należy do Patrycji Bereznowskiej – 401 km.

Za Polakiem, miejsca na podium zajęło dwóch Francuzów. Jean-Louis Vidal, któremu 48 godzin wystarczyło na pokonanie 316 km oraz Fabien Schlegel z wynikiem 311 km.

W tym samym biegu na 5. miejscu rywalizację ukończył Piotr Kardaś z dorobkiem 281 km. W tym przypadku również nie brakowało emocji. Piotr biegł na 7. miejscu, później na szóstym. Po drodze zrezygnowała znajdująca przed nim zawodniczka, co pozwoliło przesunąć się na piąte miejsce. Później wydawało się, że odpuści również biegacz z Francji, jednak po przerwie wrócił do okrążeń.

Z polskim udziałem toczył się również bieg 24-godzinnym. Niestety Piotr Pazdej nie ukończył biegu tak, jakby sobie tego życzył. Po 12 godzinach i 40 minutach wycofał się z rywalizacji. Jego wynik - 115 km - pozwolił mu zająć 63. miejsce.

Zwycięzcą biegu dobowego z wynikiem 241 km został Hiszpan Eduardo Cebrian Martinez De Lagos.

16 stycznia na starcie staną uczestnicy biegu 5 000 km. Wśród nich będzie Paweł Żuk.

IB


Bieruń: Utopce wciągały biegaczy… w błoto [ZDJĘCIA[

$
0
0

W Bieruniu odbyła się szósta edycja Biegu Utopca, czyli imprezy, która stała się już symbolem miasta. Sama także wykorzystuje konkretny symbol – stojące na bieruńskim rynku utopce, czyli stwory z dawnych legend. Zamieszkiwały one podmokłe tereny i jeziora, wabiąc tam ludzi, których próbowały wciągnąć w odmęty. Dzisiaj legenda jakby ożyła, bo uczestnicy biegu musieli pokonać podmokłe fragmenty trasy, najeżone kałużami i zdradliwym błotem. Na szczęście utopce czekały dopiero na mecie. W postaci medali.

Uczestnicy biegu mieli do wyboru dwa dystanse: 17 km i 5,65 km. Ten drugi można było także przemaszerować z kijami. Łącznie na starcie stanęło niemal 800 osób. Większość wybrała bieg główny, którego trasa wiodła z urokliwego rynku przez grząskie pola, nieutwardzone, błotniste drogi i liczne pagórki. Najszybciej poradził sobie z nią Karol Sokołowski. Zawodnik drużyny o bardzo stosownej nazwie Lake Runners pokonał 17 kilometrów w czasie 1:05:58. Drugi był jego kolega Paweł Buczek (1:06:04) a podium dopełnił zawodnik z Czech Roman Kovar (1:06:15). Wśród pań najszybsza była Iwona Ćwik (1:06:54), drugie miejsce zajęła Anna Skupień (1:17:30) a trzecie Ola Orkwiszewska (1:19:06).

Na krótkiej trasie triumfował Mateusz Drąg, który 5,65 km przebiegł w 19 minut i 31 sekund. Drugi był Mateusz Michalec (20:07), trzeci Jan Marian Wróblewski (20:31). Trzy najszybsze panie to: Michalina Malina (22:58), Monika Duży (25:42) i Jolanta Kańtoch (26:06).

Tę samą trasę pokonał dziesięcioletni Dominik Kopeć z tatą Kamilem. Był to jego pierwszy start w zawodach i chociaż dystans był nieco dłuższy niż standardowe 5 km a teren nie całkiem łatwy, start uznał za udany i niezbyt trudny: - Nie było ciężko, podobało mi się – podsumował krótko. Tata był bardziej entuzjastyczny: - Bieg jest za… świetny, chciałem użyć innego słowa. Syn zrobił 33 minuty! Jestem bardzo zadowolony, bo nie trenuje biegania tylko zapasy. Chciał się dzisiaj sprawdzić. Tak się nam podobało, że na pewno będziemy za rok. Gwarantujemy!

Michał Kurowski „Utopca” biega od pięciu lat: - Co roku biega mi się tu trudniej, ale ciągle mi się podoba – żartował. – Ale to moja kondycja, za to sama impreza zmienia się tylko na lepsze. Wszystko tutaj jest na najwyższym poziomie. Nawet pogoda dzisiaj idealna: przyjemnie, ciepło, słońce… Tylko utopiec chciał nas utopić w błocie, ale nie daliśmy się.

Debiutujący na tej trasie Adam Krakowczyk także był zadowolony: - To szybki bieg, chociaż trasa jest wymagająca. Ale im trudniej, tym lepiej. Trochę błota, trochę pagórków… trochę kaca po wczorajszym balu Gliwickiej prowokacji – śmiał się. – Bardzo mi się podobało. Jestem pierwszy raz i na pewno nie ostatni – zadeklarował.

KM


"Teraz mam apetyt na rekord w półmaratonie". Karolina Nadolska, rekordzistka kraju na 10 km

$
0
0

Karolina Nadolska zajęła ósme miejsce w prestiżowym biegu ulicznym na 10 km w Walencji ustanawiając rekord Polski czasem 32 minuty i 8 sekund. To wynik o sekundę lepszy od najlepszego do tej pory wyniku w historii, który od 7 lat należał do niej samej. Forma naszej zawodniczki bardzo cieszy, bo Nadolska to na razie jedyna Polka, która jest pewna startu w olimpijskim maratonie na tegorocznych igrzyskach w Tokio.  

"Mam apetyt na więcej!" Karolina Nadolska, pierwsza Polka z minimum olimpijskim w maratonie

10K Valencia Ibercaja to bieg znakomicie obsadzony i szalenie szybki. W Hiszpanii padły rekordy świata mężczyzn na 10 km i "po drodze" na dystansie o połowę krótszym, rekord Europy panów i wspomniany rekord Polski Nadolskiej, a triumfatorce biegu do najlepszego wyniku w historii zabrakło zaledwie 3 sekund.

Ależ to był bieg! REKORDY ŚWIATA, EUROPY i POLSKI (!) na 10 km w Walencji!

Gdy zatelefonowaliśmy do 38-letniej biegaczki z gratulacjami, roześmiana, bo bardzo zadowolona, Karolina Nadolska powiedziała na to:

– Fajnie, cieszę się, ale ja patrzę na te rekordy świata i inne najlepsze wyniki. Choćby dzisiaj trzy kobiety pobiegły poniżej 30 minut! Porównując się, człowiek może się załamać...

Ale chyba cieszysz się z rekordu Polski?

Tak, oczywiście! Jakby nie było pobiegłam najszybciej w życiu i najszybciej spośród wszystkich Polek w historii! Poprawiłam swój najlepszy wynik sprzed aż 7 lat! Wiem przynajmniej, że się nie cofam (śmiech).

Bieg był - i tak jest zresztą z innymi imprezami w tym mieście - niezwykle szybki. Co Walencja ma takiego w sobie?

Ja bardzo lubię biegać w Walencji i zawsze się o niej wypowiadam pozytywnie, bo startowałam tu i na 15 km, i w półmaratonie, a tę „dychę” biegłam już po raz drugi – rok temu uzyskałam tu wynik 32:20. Trasa jest super szybka, z długimi prostymi, prawie bez zakrętów, jedynie obiega się rondo. Z tym musi się jeszcze zgrać pogoda. Z temperaturą nie ma nigdy problemu, czasem tylko są tutaj mocne wiatry, zdarzają się dni, że solidnie wieje. Ale organizatorzy biegów mają takie szczęście, że w dniu startu akurat zawsze jest bezwietrznie! (śmiech). Tak było rok temu na dziesiątce, tak było na półmaratonie... Mają chyba jakiś układ z Bogiem (śmiech).

Opowiedz nam, jak Ci się dzisiaj biegło nad Morzem Śródziemnym.

Od początku bardzo szybko. Uważam nawet, że zbyt szybko. Nieskromnie zaryzykuję stwierdzenie, że byłam dzisiaj gotowa na "złamanie" 32 minut. Rzadko składam takie deklaracje, bo zwykle uważam, że jestem przygotowana na tyle, ile nabiegałam. Ale w Walencji tak właśnie powiem. Zbyt szybko jednak zaczęłam, bo pierwszy kilometr pobiegłam w 3:04 min., a to jest dla mnie za mocno. Ja już nie operuję na takich prędkościach (śmiech).

Ale cóż, w takich mocnych biegach trzeba biec odważnie, bardzo szybko od samego startu i próbować, próbować, próbować... Aż się uda. W Walencji wyszło z tego 32:08 i pobiłam swój rekord Polski, choć na końcówce troszkę mi już brakowało. To był właśnie efekt zbyt mocnego początku, bo w tej chwili jestem naprawdę bardzo dobrze przygotowana wytrzymałościowo. Ja najlepsze wyniki wybieguję zawsze z wytrzymałości, więc czas z Walencji jest odzwierciedleniem mojej obecnej dyspozycji, chociaż uważam, że nie wykorzystałam jej do końca.

To na jaki wynik w biegu na 10 km stać Cię w tej chwili?

Trudno powiedzieć co do sekundy, ale na pewno stać mnie na ulicy na czas poniżej 32 minut. Może nie 31:40, ale już 31:55 jestem w stanie „nalatać”.

Prawdą jednak jest, że do wyników najlepszych zawodniczek świata trochę brakuje...

Oczywiście. Jestem (i wszystkie polskie zawodniczki są) bardzo, bardzo daleko za najlepszymi na świecie. Nie oszukujmy się, nie należę do ścisłej czołówki (śmiech). Ale te wyniki mnie zadowalają, bo znam swoją metrykę i datę urodzenia. Nie mam 30, a już ponad 38 lat na karku, a jednak biję „życiówki” i ciągle jestem jedną z lepszych Europejek. W Walencji były trzy nie byle jakie Brytyjki, jedna nawet z rekordem życiowym 31:35, a jednak je ograłam.

Ale też jestem świadoma, że do wyników światowych brakuje mi, niestety, bardzo dużo i jest to poziom dla mnie nie do osiągnięcia. Muszę więc stawiać sobie małe cele jak choćby złamanie 32 minut i to też jest wartościowe. I też się z tego bardzo cieszę!

Twoim najbliższym dużym celem w 2020 roku są mistrzostwa świata w półmaratonie, które odbędą się w Gdyni. „Dycha” w Walencji daje nadzieję na bardzo dobry wynik w tych zawodach.

Tak, bieg w Walencji był tylko środkiem do wielkiego celu w Gdyni. Ale do MŚ w półmaratonie zostało jeszcze 2 i pół miesiąca, więc może się wydarzyć wszystko. Za 11 tygodni będę zupełnie inną Karoliną Nadolską niż jestem dzisiaj. Mam nadzieję, że w jeszcze lepszej dyspozycji. W tym kierunku jest sterowany mój trening przez Zbyszka Nadolskiego, mojego męża i szkoleniowca.

Złapałam dobrą formę po 6-tygodniowym pobycie w górach w Alamosie (prawie 2300 metrów n.p.m.) w amerykańskim stanie Kolorado. Tak się dzieje zawsze po treningach w tej mojej oazie spokoju i skupienia. Teraz plan jest taki, żebym się z tej wysokiej formy „wypstrykała”. Obecnej nie mogę ciągnąć aż do Gdyni, broń Boże!

Potrzebuję zatem kilku mocnych startów, które spowodują, że dobra dyspozycja się rozejdzie i za 4 tygodnie wyjeżdżamy znowu na półtoramiesięczne treningi do Alamosy, żeby na bazie tej szybkości, którą mam, zbudować nową formę właśnie na gdyńskie MŚ w półmaratonie. Teraz trenujemy w Portugalii i szukamy startów, problem w tym, że nie bardzo takie w Europie widzimy. Ale rozglądamy się aktywnie.

A co planujesz zwojować na MŚ w Gdyni?

Trudno teraz mówić o planach, nie szykujemy się na jakiś konkretny wynik, ale... Jestem spokojna o wysoką formę w Gdyni, bo jestem w rękach jednego z najlepszych polskich fachowców, męża i trenera w jednej osobie. Mnóstwo przeszliśmy razem przez te kilkanaście lat od 2007 roku, gdy Zbyszek został moim trenerem i mam do niego całkowite zaufanie.

Mam nadzieję, że treningi górskie w Alamosie pozwolą na to, żeby w Gdyni pobiec w granicach rekordu Polski, a może nawet go pobić. Teraz nie jestem rekordzistką Polski, chociaż mam najlepszy wynik w historii – w marcu 2017 roku uzyskałam czas 1:09:53, który jednak nie został uznany za rekord z powodu niespełnienia przez organizatora półmaratonu warunków proceduralnych.

10 PKO Poznań Półmaraton: rekord Polski Karoliny Nadolskiej, ale... impreza NIE zgłoszona do kalendarza PZLA!

Tyle wtedy w Poznaniu pobiegłam, więc chciałabym zakręcić się raz jeszcze koło tego wyniku i wreszcie w 2020 roku zostać pełnoprawną rekordzistką Polski (uśmiech).

Rozmawiał Piotr Falkowski


Żandarm Kropeczka, Siergiej Bubka i striptizer. Jarek Piechota x115 dla WOŚP! [ZDJĘCIA]

$
0
0

Już trzeci rok z rzędu, podczas 28. Finału WOŚP w niedzielę 12 stycznia biegacz i trener Jarosław Piechota pokonywał przez dziesięć godzin klatkę schodową wieżowca Orion Business Tower przy ulicy Sienkiewicza w Łodzi, zbierając pieniądze dla Orkiestry. W poprzednich latach sztuka ta udawała mu się odpowiednio 100 i 102 razy. Tym razem podczas akcji „(z) Piechotą po Schodach” nie zapowiadał bicia rekordu...

Jak zwykle znaleźli się sponsorzy, którzy zadeklarowali określoną wpłatę za każde wejście Jarka. Datki do orkiestrowych puszek wrzucali również biegacze wspomagający go w tym wysiłku, a także wszyscy przechodnie. Kilka firm i osób prywatnych zapewniło aprowizację i nagrody do wylosowania dla uczestników imprezy, a także wyposażenie bohatera dnia w odzież i obuwie sportowe. Całe wydarzenie nie mogłoby się odbyć bez zaprzyjaźnionej z Jarkiem załogi Oriona.

O 10:30, a więc po półtorej godziny na schodach, Jarek miał już na koncie 20 wejść na 13. piętro. – Czuję się znakomicie fizycznie i psychicznie, adrenalina działa, wszystko idzie zgodnie z planem – powiedział nam wtedy. – Mam świetnie zorganizowaną pomoc fizjoterapeutyczną w osobie Pauliny, a także znakomite odżywianie.

– Pacjent wciąż ma luźne nogi, więc jestem dobrej myśli – potwierdziła Paulina Grabek, znana jako „Fizjograbka”. – Jesteśmy dobrze przygotowani, mamy sprzęt do mechanicznego masażu uciskowego, Jarek będzie profilaktycznie się poddawał zabiegowi w nim co półtorej godziny.

– Przygotowuję się do zimowego Spartana Sprint w Bańskiej Bystrzycy na Słowacji już za tydzień – opowiadał nam Kuba Hendzlik, który przybiegł wspomóc Jarka. – Jedziemy z drużyną STG Łódź. Dziś na schodach robię ostatni mocniejszy trening, żeby nogi się przyzwyczaiły do podejść. W końcu marca biegnę też stadionowego Spartana na Stade de France w Paryżu, tam schodów będzie znacznie więcej na koronie stadionu, więc w lutym częściej będę się pojawiał na schodowych treningach z Jarkiem. (Jarosław Piechota prowadzi bezpłatne, otwarte treningi w Orionie, a także wraz ze swoją drużyną Piechotą po Schodach startuje w zawodach w całej Polsce – red.).

Biegacza jak zwykle wspierały niezawodne „Aniołki Piechoty”, czyli zaprzyjaźnione dziewczyny, odpowiedzialne za organizacyjną stronę przedsięwzięcia. W tej roli zadebiutowała Iza Łaszczuk.

– Byłam tu w zeszłym roku i atmosfera była fenomenalna – wspominała. – Teraz postanowiłam trochę więcej pomóc ekipie i zostać pełnoetatowym Aniołkiem. Znajdę też czas na przynajmniej jedno wejście po schodach z Jarkiem, bo bez tego dzisiejszy dzień nie będzie kompletny. Wczoraj przebiegłam też 14 km na Epokowych Kilometrach w parku na Zdrowiu.

– A ja już tu jestem w ekipie od początku, trzeci rok z rzędu – dodała Ewa Gierach. – Jest coraz fajniej, ciągle poprawiamy organizację. W drugiej godzinie akcji przychodzi na razie tyle ludzi, co w poprzednich latach, ale spodziewamy się większej ilości.

W ciągu dnia w Orionie pojawili się znani łódzcy sportowcy: reprezentantka kraju w koszykówce Alicja Bednarek oraz trener boksu z ŁKS-u, Grzegorz Goliński. Ten ostatni ponownie ufundował vouchery na prowadzone przez siebie treningi pięściarskie do wylosowania dla uczestników wydarzenia.

Ze względu na znaczną ilość chętnych do aktywnego wspomagania Jarka, ilość wejść na osobę została ograniczona do pięciu. Pilnowała tego niezawodna Kasia Wróbel, która zaznaczała mazakiem kropki na dłoniach biegaczy. Dzięki temu zapracowała sobie na przydomek „Żandarm Kropeczka”. Kilka bardziej zaprzyjaźnionych z bohaterem dnia osób zdołało jednak wśliznąć się na klatkę schodową nieco więcej razy...

Należał do nich Adam Bandel, który w zeszłym roku spędził tu dobre pół dnia, pomagając organizacyjnie. – Dziś miałem niestety więcej innych obowiązków – przyznał – ale udało mi się wpaść tu dwukrotnie i za każdym razem wejść z Jarkiem po pięć razy.

Dwanaście wejść na Oriona zaliczyła Marzena Golędzinowska, która dzień wcześniej wystartowała w biegu „Policz się z cukrzycą”, a dziś była najszybszą kobietą w zgierskim Jeżobiegu. U Jarka jednak jestem co roku – opowiedziała nam – i w ogóle czuję się szczególnie zobowiązana wspierać Orkiestrę. Sprzęt ufundowany przez WOŚP uratował kiedyś mojego synka, jak trafił do szpitala w stanie silnego odwodnienia z rotawirusem, kiedy miał cztery dni. Dziś Adaś ma pięć i pół roku.

– Czuję się znakomicie – stwierdził Jarek o 17:30, kiedy kartonowy „licznik” obsługiwany przez Aniołki na parterze Oriona wskazywał 98 wejść. Wtedy też pojawił się biegacz, który dokonał z nim jednego wejścia w... samych majtkach, skarpetkach i butach. Motywacją do tego była oferta jego znajomej, która dorzuciła dodatkowe 50 zł do orkiestrowej puszki. Zaproponowano, żeby zawodnik ten w przyszłym roku ufundował voucher na loterię jako... striptizer do wynajęcia na wieczory panieńskie.

Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, Jarosław Piechota już na godzinę przed końcem czasu pobił rekord, wchodząc na 13. piętro po raz sto trzeci – Fajnie jest, ale przez 10 godzin bym tak nie chciał – podsumował na górze jeden z towarzyszących mu, zdyszanych biegaczy, wchodząc do windy.

Ostatecznie ubiegłoroczny rekord został zmiażdżony aż o 13 wejść, osiągając liczbę 115! Osoba, która trafnie obstawiła właśnie tyle, wygrała weekendowy pobyt u sponsora, czyli hotelu Double Tree by Hilton, dla jednej lub dwóch osób. – Tylko za rok nie typujcie 130, czy jakoś podobnie – śmiał się Jarek, ogłaszając wygraną.

Bohatera dnia zapytaliśmy, czy w takim razie będzie teraz co roku poprawiać rekord o jedno wejście, jak niegdyś Siergiej Bubka po centymetrze swoje rekordy w skoku o tyczce. – Nie chodzi o to, by w każdej edycji bić rekord, lecz o zbiórkę na szczytny cel – stwierdził Jarosław Piechota. – Po osiągnięciu pewnego pułapu nie da się rekordu dalej wyśrubować. Jednak będę co roku tę imprezę powtarzał, a dla uzbierania większej sumy chcemy poszukać więcej sponsorów.

– Nie wiem, czy jestem w życiowej formie – dodał biegacz – ale nie czuję dużego zmęczenia. Dziś po prostu zagrało wszystko: dyspozycja dnia, dobre przygotowanie, pomoc medyczna od Pauliny i posiłki podawane na czas przez Filipa Stratyńskiego z załogi Oriona i jego syna Wiktora. Poza tym dzięki znakomitej organizacji miałem więcej czasu na wchodzenie, mimo że towarzyszyło mi sporo więcej ludzi: 230 w porównaniu ze 180 w ubiegłym roku.

Film podsumowujący wydarzenie:

KW


Gorlice: Wrzucili datki do puszek i pobiegli dla WOŚP [ZDJĘCIA]

$
0
0

Biegacze z Gorlic o okolicy ponownie czynnie włączyli się w wielki finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Organizatorem „Orkiestrowej Piątki" była Gorlicka Grupa Biegowa, która podobnie jak w poprzednich latach zaprosiła do wspólnego biegania sympatyków spędzania wolnego czasu w ruchu.

Na starcie pojawiło się prawie 50 osób. Byli nie tylko członkowie Gorlickiej Grupy Biegowej, ale także mocną ekipę w tym roku wystawili sędziowie piłkarscy z KS Gorlice.

Wszyscy przed startem uiścili symboliczne „wpisowe" do puszek WOŚP wolontariuszy, po czym ruszyli na biegową trasę do gorlickiego Parku Miejskiego, w którym panowała prawie wiosenna pogoda. Dla niektórych nie wystarczyło symboliczne pięć kilometrów i pobiegli dalej.

Na zakończenie, na wszystkich uczestników biegu czekał pyszny posiłek w orkiestrowej kuchni, w której też nie brakło biegaczy. Od rana pracowała tam bowiem Lucyna Ciszczoń z Gorlickiej Grupy Biegowej, przygotowująca posiłki dla wolontariuszy.

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


Czosnowski Bieg „Policz się z Cukrzycą” - w biegu za Andrzejem Radzikowskim

$
0
0

Co roku, w weekend towarzyszący finałowi Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, tradycją stały się biegi „Policz się z cukrzycą”.

Największy z „orkiestrowych” biegów odbył się w Warszawie w sobotę 11 styczna. Ale w weekend w okolicach Warszawy było o wiele więcej takich wydarzeń, jak choćby w Czosnowie, Józefowie, Wieliszewie, Pomiechówku, Kobyłce, Wołominie, Sulejówku, Otwocku, Błoniu czy Nowej Wsi.

Sporo, prawda?

W tego typu biegu nie jest ważne czy biegniesz, podbiegasz czy spacerujesz, liczy się udział!

Wybrałem udział w biegu w Czosnowie, bo akurat musiałem i tak jechać w te okolice.

Bieg o niesamowicie przyjaznym i lokalnym charakterze,w którym wystartowało około 60 osób, wspierany przez cały sztab wolontariuszy, którzy wykonali kawał wspaniałej roboty.

Gratulacje!

Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że rozgrzewkę poprowadził Andrzej Radzikowski, czyli m.in. zwycięzca Spartathlonu, czyli biegu ultramaratońskiego z Aten do Sparty na dystansie 246 kilometrów! Premierowy Czosnowski Bieg „Policz Się z Cukrzycą” organizowano na sto razy krótszym dystansie, bo ok. 2,5 km, ale od początku było wiadomo, że zwycięzca może być tylko jeden I tak się stało.

Na mecie udało mi się porozmawiać z nim o planach startowych na 2020 rok. Aktualnie Andrzej jest na roztrenowaniu i pobiegł właściwie z marszu, krótki dystans, 2,5 km fajnej, miłej tempówki.
Właściwy trening rozpocznie dopiero za kilka dni. Wśród głównych celów jest Ultrabalaton, czyli bieg na dystansie 221 kilometrów dookoła jeziora Balaton w maju i Badwater Ultramaraton na dystansie 217 km w Dolinie Śmierci w lipcu. Trzymam mocno kciuki za jak najlepsze wyniki!

Andrzej nie wykluczył też udziału w Biegu 7 Dolin na dystansie 100 km podczas 11. TAURON Festiwalu Biegowego w Krynicy we wrześniu. Kto wie, może będzie okazja stanąć na starcie z wybitnym ultramaratończykiem i bardzo sympatycznym człowiekiem!

PS. Przypomniała mi się jedna historia, w 2016 roku startowałem w Biegu Orła w Czosnowie. Celem tamtej imprezy było zebranie środków na budowę pomnika „Orła Niepodległości”. Mamy rok 2020 i mogę dziś stanąć przed tym pięknym pomnikiem, który ponownie pojawił się w Czosnowie w 2018 r., w 100. rocznicę odzyskania Niepodległości. Pierwszy pomnik Orła zrzucającego kajdany, odsłonięto w 1928 r., z okazji 10. rocznicy odzyskania niepodległości i zniszczony został na początku II WŚ.

 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

Być tylko za Andrzejem Radzikowskim to jak wygrać! Dzięki @radzikowski.a za dawkę inspiracji i motywacji  Udany pierwszy start w 2020 Ps. Przypomniała mi się pewna historia, bo w 2016 roku w Czosnowie startowałem w Biegu Orła, którego celem było zebranie środków na budowę pomnika "Orła Niepodległości" , mamy rok 2020 i mogę dziś stanąć przed tym pięknym pomnikiem, który ponownie pojawił się w Czosnowie w 2018 roku w 100. rocznicę odzyskania Niepodległości. Pierwszy pomnik Orła zrzucającego kajdany, odsłonięto w 1928 z okazji 10. rocznicy odzyskania niepodległości i zniszczono na początku II WŚ. #loverunning #running #bieganie #legiarunclub #biegambolubie #rusz4litery #ambasadorzyfb #runnersofinstagram #instarunner #instarun #instarunners #polskabiega #run #runningmotivation #runhappy #runnersworld #runWarsaw #runner #training #pobiegane #biegam #bieg #biegacz #biegamdobrze #garminconnect #policzsiezcukrzyca #biegwośp #wosp #czosnow #wielkaorkiestraświątecznejpomocy

Post udostępniony przez Michał w biegu (@run.like.mike)

Pozdrawiam serdecznie,

Michał Sułkowski, Ambasador Festiwalu Biegów



Statuetka Laureusa może trafić do biegacza. Głosowanie trwa

$
0
0

17 lutego w Berlinie po raz dwudziesty zostaną rozdaną rozdane Laureusy, prestiżowe w świecie sportowym nagrody. W kategorii Sportowy Moment głosowanie już się rozpoczęło, jednak tym razem kibice na całym świecie, głosują na momenty z ostatnich dwudziestu lat.

Głosowanie przebiegnie w trzech turach. W pierwszej, do wyboru jest 20 wydarzeń. Wśród nich znalazł się również jeden biegowy wyczyn: 196 maratonów w 196 krajach, czyli maraton w każdym uznawanym przez ONZ kraju.

Takiego wyzwania na początku 2018 r. podjął się Nick Butter.

Brytyjczyka zainspirowało spotkanie z Kevinem Webberem na trasie Maratonu Piasków. Webber już wtedy wiedział, że ma raka prostaty. Lekarze dawali mu 2 lata życia, on jednak nie zrezygnował w udziału w ultramaratonach. Na jego stronie internetowej został umieszczony licznik czasu życia od momentu, w którym zgodnie z lekarską diagnozą nie powinien już żyć. Licznik wskazuje, że zyskał już 3 lata więcej.

Butter pod wrażeniem tej historii, ruszył na trasę własnego wyzwania. Przez 675 dni przemierzał świat i zbierał fundusze na walkę z rakiem prostaty. W międzyczasie został potrącony przez samochód, musiał wracać do Anglii z problemami stomatologicznymi, pogryzł go pies, strzelano do niego, biegał z zatruciami pokarmowymi, walczył z infekcją nerki.

Butler pobiegł maraton w krajach, w których toczy się wojna i tych, które niechętnie przyjmują turystów. Mimo niezliczonych przygód po drodze, dopiął swego. Został pierwszą i na razie jedyną osobą, która ukończyła maraton w 196 krajach. Linię mety ostatniego maratonu przekraczał razem z Webberem.

TUTAJ można oddawać swoje głosy na to wydarzenie. Głosowanie jest obecnie w pierwszej fazie. Za 9 dni lista sportowych momentów skurczy się do 10, a następnie do 5.

IB


Biegali i morsowali nad Popradem - wspierali WOŚP [WIDEO]

$
0
0

W skutych lodem wodach Popradu w Piwnicznej-Zdroju, tuż przy trasie Biegu 7 Dolin kąpieli zażywały morsy. Dla rozgrzewki przebiegli dystans 1 kilometra. Na zakończenie odbyły się licytacje. Wszystko z myślą o 28. finale WOŚP.

12 stycznia, po raz 28. zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Nad Popradem w Piwnicznej, jako wydarzenie towarzyszące finałowi orkiestry Jurka Owsiaka, odbył się I Bieg Morsa. Na polu namiotowym pojawili się wolontariusze ze szkół podstawowych i liceów, kwestował  też burmistrz Dariusz Chorużyk z rodziną.

Chociaż lód skuł rzekę, a temperatura oscylowała wokół zera, dla morsów zimna kąpiel stała się prawdziwym rajem. W sumie ponad 50 osób przyjechało z różnych miejscowości, aby wspólnie zakosztować przyjemności zanurzenia się w lodowatej wodzie. Dla jednych był to chrzest bojowy, inni morsują regularnie w rozmaitych wodach. I zapraszają wszystkich do skorzystania z tej przyjemności.

Wcześniej, dla rozgrzewki w Parku Zdrojowym morsy pokonały dystans 1 kilometra. Uczestnicy biegli w strojach, w których następnie zanurzali się w wodach rzeki. Po morsowaniu, na wszystkich czekała ciepła herbata i poczęstunek oraz nagrody niespodzianki. Odbyły też licytacje na rzecz WOŚP. Tym razem datki zostaną przeznaczone na zakup nowoczesnego sprzętu dla dziecięcej medycyny zabiegowej.

MK / Sadeczanin.info


„Dawno mnie tu nie było”. Ambasador na 6. Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich

$
0
0

W sobotę, na zaproszenie kolegów z audycji radiowej „Bez Zadyszki – audycja dla biegaczy” emitowanej w Radiu Poznań miałem przyjemność uczestniczyć w zawodach z cyklu Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich. A że ostatni raz biegłem tu pięć lat temu, tym chętniej przyjąłem zaproszenie.

Udział w biegu można więc nazwać spontanicznym i nieplanowanym. Oczywiście trasę na której były rozgrywane zawody, z całkiem dużą sumą przewyższeń, znam bardzo dobrze, bo to właśnie ona była w zeszłym roku moim głównym miejscem treningów w czasie przygotowań do 100-kilometrowego Biegu 7 Dolin w Krynicy.

Dziesięciokilometrowa trasa obejmowała dwie pętle wokół Dziewiczej Góry, a w jej trakcie 4 razy „wdrapywaliśmy się” na jej szczyt i 2 razy ostro zbiegaliśmy.

Nie miałem konkretnego planu, ani założenie na bieg, po prostu chciałem potraktować go jako mocną jednostkę treningową w przygotowaniach do 13. Poznań Półmaratonu. Wiedziałem mniej więcej jakim tempem będę chciał biec i jakiego czau na mecie mogę się spodziewać, ale to były tylko przewidywania.

Biegło się bardzo dobrze, momentami nie będę ukrywał było ciężko. Od samego początku trzymałem założone tempo kontrolując sytuację. Wiedziałem, że w trakcie tej nie łatwej trasy, czekają na mnie trudne odcinki i będzie bolało, i że muszę zwrócić szczególną uwagę na ten ostry zbieg, o którym wspominałem, bo o kontuzje tam nie trudno.

Pogoda dopisała i nie było niespodzianek w trakcie, a to przecież drugi tydzień stycznia więc teoretycznie powinien być śnieg może i nawet lód. Na mecie czekała na mnie cudowna żona, która póki nie wyleczy swojej kontuzji, dzielnie mi kibicuje.

Ostatecznie dobiegłem jako szósty zawodnik open i pierwszy w swojej kategorii wiekowej, z czasem 43:53. To jeden z moich bardziej wartościowych wyników na tej trasie i to bardzo cieszy.

To był bardzo przyjemny poranek i udany start, z dobrym przetarciem. Spotkaliśmy wielu znajomych i czuję, że muszę tu częściej wpadać.

Piotr Kotkowski, Ambasador Festiwalu Biegów


Ultrakrew – bieg polskim wybrzeżem z misją. Każdy może dołączyć i to na dwa sposoby

$
0
0

Można oddać krew i/lub przyłączyć się do dziesięcioosobowej grupy biegaczy pokonujących trasę 550 km ze Świnoujścia do Piasków, czyli przez całą linię brzegową Bałtyku.

„W kraju trwa zbiórka krwi i jej składników na hasło „Ultrakrew”. To akcja, do której można włączyć się na wiele sposobów. Jeśli jesteś zdrowy, możesz oddać krew w dowolnym punkcie Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa i podać nasze hasło. Jedna osoba, która odda 450 ml może uratować nawet trzy życia. Krew to energia życia. Nie da się jej wyprodukować, ale można dostać od ludzi gotowych dzielić się tą energią.” – zachęcają organizatorzy.

Pomysłodawcą jest Jacek Bastian, który ma sobą wiele ultramaratonów w Polsce i zagranicą. Zaczęło się od dramatycznej historii jego bliskiej osoby, która zachorowała. Trafiła do szpitala, a jej stan w ciągu kilku godzin stał się krytyczny. Potrzebne było podawanie osocza krwi. Wtedy Jacek złożył obietnicę: „Jeśli wrócisz do nas, to ja dla ciebie przebiegnę polskie wybrzeże”. Słowa dotrzymał, a dołączyli rodzina, przyjaciele i biegacze.

Każdy, kto chce wesprzeć grupę biegaczy swoim towarzystwem, może dołączyć do biegających. Tu można sprawdzić, dokąd już dobiegli.

Każdego dnia zaplanowano etap. We wtorek wystartują z Dźwirzyna, w środę z Jarosławca. Kolejne miasta to Łeba (16 stycznia), Jastarnia (17 stycznia), Gdynia (18 stycznia) i na zakończenie wyzwania Mikoszewo – granica Polski na Mierzei Wiślanej w Piaskach (19 stycznia).

W sobotę atrakcją Ultrakrwi będzie bieg łaczący dwa mola – w Gdyni i w Gdańsku. Biegacze wystartują o godz. 9:15 z gdyńskiego Orłowa, a dotrą po około 10 kilometrach do gdańskiego Brzeźna. Do biegu nie ma zapisów ani żadnej opłaty startowej. Wystarczy przyjść na start i pobiec. A będzie z kim.

Wszyscy będą mogli pobiec w towarzystwie Piotr Sucheni. To pierwszy Polak, który wygrał najzimniejszy maraton na świecie – North Pole Marathon na Biegunie Północnym, maraton na Antarktydzie – Antarctic Ice Marathon i maraton na równiku.

Na trasie Ultrakrwi w czterech miejscowościach odbędą się specjalne zbiórki krwi: 15.01 – Ustka, 16.01 – Łeba, 17.01 – Bartoszyce, 17.01 – Sztutowo. Krew można oddawać w każdym RCKiK. Po podaniu hasła Ultrakrew, warto zrobić sobie zdjęcie i wysłać do organizatorów. Do wylosowania jest 200 koszulek technicznych.

„Krew to energia życia. Nie każdy może się nią podzielić. My wydeptujemy ścieżki do tych, którzy mogą i którzy chcą. A czasem do tych, którzy mogą, ale nie chcą. Docieramy do osób, których krwiobieg ma moc zasilania innych krwiobiegów. Sport to tylko narzędzie. Jesteśmy w tym narzędziu dobrzy. Stawka w tym biegu to prawdziwa życiówka” – podkreślają organizatorzy. „Jedna pozyskana osoba, która odda krew – to czyjeś życie, czyjeś zdrowie. To jest dopiero życiówka!”

Organizatorzy przygotowali też wyjątkowe medale. Każdy jest inny, bo ręcznie robiony przez dzieci i opiekunów ze Specjalnego Ośrodka Szkolno – Wychowawczego w Lidzbarku Warmińskim. By dostać medal, trzeba przebiec z Ultrakrwią co najmniej 50 km, czyli po prostu dystans ultra.

„Każdy jest niezwykły. Przeszedł przez małe ręce dzieci, które codziennie uczą się żyć. Radzić sobie z codziennością. Nie jest im tak łatwo jak nam, zdrowym ludziom, ale robią to z ogromnym oddaniem.” – zapewniają organizatorzy Ultrakrwi

AK


Śląsk biegał i maszerował dla Wielkiej Orkiestry Śwątecznej Pomocy. Podsumowujemy

$
0
0

Biegacze ze Śląska mieli w ten weekend naprawdę sporo opcji, jeśli chodzi o imprezy biegowe wspierające Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Mogli wybierać między biegami ulicznymi i przełajowymi, na świeżym powietrzu albo na bieżni mechanicznej, krótkimi, niemal symbolicznymi dystansami, klasycznymi piątkami i dychami a biegami dobowymi, w końcu zdecydować się na samo bieganie lub marsz nordic walking. Niewielu za to zdecydowało się zostać w domu, najwytrwalsi zaliczali po dwie albo i trzy imprezy.

Biegi odbywające się z okazji 28 finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zainaugurował 5. Łąbędzki Bieg po Ćmoku, który wystartował w piątkowy wieczór w Gliwicach. Pisaliśmy o nim TUTAJ. W sobotę biegano po sąsiedzku – w Zabrzu.

- Była bardzo sympatyczna atmosfera. Organizacyjnie wszystko dopięte na ostatni guzik. Ludzie pomocni, życzliwi, z uśmiechem od ucha do ucha... Uwielbiam takie klimaty! – zachwycała się Beata Gabryel. - A jutro mamy drugi bieg dla WOŚP w Pławniowicach. Będą biegacze i kijkarze.

W Poraju obok Częstochowy odbył się dość kameralny bieg Policz się z cukrzycą. Wzięło w nim udział 150 osób. Zawodnicy mieli do pokonania 5 km. Bieg miał pomiar czasu i klasyfikację, odrębną dla biegaczy i dla nordic walking.

W wydarzeniu uczestniczyła udział Katarzyna Romańska, dla której każdy finał WOŚP to obowiązkowy punkt w kalendarzu: - Kiedy Orkiestra Jurka Owsiaka grała po raz pierwszy 03 stycznia 1993, ja leżałam na porodówce a dzień później urodziła się moja córa. Stąd ogromny sentyment - wspomina. - Co roku w styczniu mam przeznaczoną kwotę dla wolontariuszy, którymi kiedyś były również moje dzieci. Jutro sama będę wolontariuszką na innej imprezie. Skoro biegam i maszeruję, chciałam wesprzeć WOŚP w taki sposób. Wszyscy jesteśmy tu w jednym celu, nawet mimo tego, że dzisiaj jest wietrznie, zimno i nieprzyjemnie – pogoda nie rozpieszczała biegaczy, ale ci nie poddawali się. Liczył się przecież cel.

Na zimno z pewnością nie mogli narzekać uczestnicy wyjątkowego biegu, który rozpoczął się w sobotnie popołudnie w zabrzańskim klubie Reshape. Jego uczestnicy biegali dla Orkiestry przez całą dobę! (galeria zdjęć TUTAJ).

– Mieliśmy cztery drużyny: Reshape, W pogoni za duchem, Socios Silesia oraz Gliwice biegają. Wszyscy razem przebiegli w sumie 1775,18 km – relacjonuje Nikodem Wróblewski, menager klubu. - Klub był otwarty równie z w nocy, więc przez całą dobę każdy chętny mógł za darmo przyjść i pobiegać. W tym czasie liczyliśmy kilometry, które zamieniliśmy później na złotówki. Nasi klubowicze przebiegli w sumie 682 km.

Rywalizacja miedzy czterema grupami, chociaż odbywała się w przyjacielskiej atmosferze, napędzała do szybszego kręcenia kilometrów. W drużynach wyznaczano zmiany, niektórzy biegali pół godziny, inni godzinę albo i dłużej. W klubie nigdy nie było pusto, nawet w środku nocy tętnił on życiem. - Długo by opowiadać jak było, więc odpowiem krótko: Wspaniale. Bieganie o każdej porze dnia lub nocy daje nieskończoną ilość energii, ale wyjątkowo, gdy wokół jest tyle Aniołów Dobroci – podsumował Janusz Celarek.

Co ciekawe, w Gliwicach padły nieformalne rekordy świata w drużynowej rywalizacji na bieżni mechanicznej:

W niedzielę biegów było jeszcze więcej: dla Wielkiej Orkiestry biegano i maszerowano między innymi w Bieruniu (relacja TUTAJ), Częstochowie, Gliwicach, Mikołowie, Czeladzi,Kaletach i Sosnowcu (galeria zdjęć TUTAJ).

W Gliwicach 1500 osób na zaproszenie Fundacji Biegamy z Sercem przeszło lub przemaszerowało trasę wokół centrum handlowego Arena. Uczestnic wydarzenia utworzyli żywe serce Wielkiej Orkeistry Świątecznej Pomocy.

Kalety postawiły na zupełnie inną formułę: zamiast konkretnego dystansu zawodnicy dostali godzinę czasu i krótką pętlę. Od tego, ile razy zdołają ją pokonać biegiem lub marszem, zależało jak dużo pieniędzy wpadnie na konto WOŚP. Oczywiście, wcześniej każdy wrzucił do puszki datek w postaci opłaty startowej a numer 1 został zlicytowany podczas specjalnej aukcji.

W Czeladzi organizacją piątej edycji biegu Policz się z cukrzycą zajęła się tradycyjnie grupa Czeladź Biega. Wydarzenie przyciągnęło trzysta osób, wśród nich byli i biegacze, i kijkarze.

- Organizacja w Czeladzi jest doskonała. Do tego zawsze ciepła i serdeczna atmosfera, bez względu na warunki pogodowe oraz fantastyczni ludzie. Sama trasa też jest świetna, bo prowadzi po parku. Jest więc dla każdego taka… w sam raz. A dzisiaj pobiec może każdy - nie ważne jak szybko, nie ważne ile, ważne że pomaganie mamy we krwi – powiedziała nam Aleksandra Hebda.

Dla Sylwii Sosin i jej syna ten bieg ma wyjątkowe znacznie: - W Orkiestrze gramy od zawsze, ale w biegu Policz się z cukrzycą uczestniczymy po raz czwarty. Cztery lata temu nas synek zachorował na cukrzycę typu 1. Przed chorobą Kajtka byliśmy dość aktywną rodziną, więc nie chcieliśmy zmieniać naszego nastawienia. Czeladź biega zaprosiło nas kiedyś na bieg i od tego czasu jesteśmy. Dla Kajtka ten bieg ma duże znaczenie, ponieważ oprócz samego biegania jest swego rodzaju ważna osobą na tym biegu, wyróżnioną, wiem, że go to cieszy i dodaje skrzydeł. A doping na mecie zawsze jest niesamowity!

Większość biegów miała formułę rywalizacji, ale ich zwycięzcy zgodnie przyznają, że to nie wyniki, życiówki i miejsca na podium były dzisiaj najważniejsze: - Startuję w tym biegu od kilka lat. Kolejny raz udało się przybiec na metę jako pierwszy, ale to idea tego biegu jest najważniejsza. Biegam dla WOŚP, ponieważ warto pomagać a nigdy nie wiadomo, czy my nie będziemy potrzebowali pomocy – mówi Olek Zięba, zwycięzca z Czeladzi. I podkreśla: - Warto Pomagać!

KM


Damy w talii Maratonu Londyńskiego. Brigid Kosgei chce powtórzyć sukces sprzed roku

$
0
0

Triumfatorka ostatniej edycji Maratonu Londyńskiego Kenijka Brigid Kosgei powróci do stolicy Wielkiej Brytanii, by walczyć o obronę tytułu. Rekordzistce świata przeszkodzić będą chciały jej rodaczki, z mistrzynią świata Ruth Chepngetich na czele.

Jesienią ubiegłego roku Kosgei zszokowała biegowy świat. Dzień po udanej próbie złamania dwóch godzin na dystansie maratońskim przez swojego krajana Eliuda Kipchoge, zwyciężyła Maraton Chicagowski z czasem 2:14:04, bijąc 16-letni rekord świata Brytyjki Pauli Radcliffe.

Niedościgniony przez ponad 16 lat maratoński REKORD ŚWIATA Pauli Radcliffe pobity! Brigid Kosgei pobiegła 2:14:04 w Chicago! [WYNIKI]

Cały miony sezon był dla Kenijki wyjątkowo udany. Wygrała także Maraton Londyński, z czasem 2:18:20, wyprzedzając m.n. Vivian Cheruiyot - mistrzynię olimpijską na 5000 m z Rio de Janeiro czy Mary Keitany - rekordzistkę świata w maratonie w biegu bez udziału mężczyzn - 2:17:01.

Dodatkowo podczas półmaratonu w Newcastle pobiegła 1:04:28 – najszybciej w historii rywalizacji na tym dystansie. Niemniej ze względów regulaminowych dotyczących trasy, m.in. różnicy przewyższeń, wynik ten nie zostanie uznany za oficjalny rekord świata.

Kosgei chce kontynuować dobrą passę. Jak przyznała, nie może już doczekać się startu. Oczywiście jej głównym celem będą igrzyska olimpijskie w Tokio.

Równie mocno na bieg w Londynie czekają z pewnoścą konkurentki Brigid Kosgei. Wśród kanydatek do wygranej wskazywane sa jeszcze cztery zawodniczki z życiówkami poniżej 2:19:00. Wśród nich jest aktualna mistrzyni świata Ruth Chepngetich, która swój najlepszy czas w karierze 2:17:08 ustanowiła rok temu wygrywając w Dubaju. Będzie to dla niej pierwszy start w Londynie.

Żądna rewanżu za 2019 r. jest Vivian Cheruiyot, która wygrywała już w stolicy Zjednoczonego Królestwa. Było to 2018 roku, z najlepszym wynikiem w karierze (2:18:31). Także o wysokie miejsce walczyć będą trzykrotna zwyciężczyni Maratonu Berlińskiego Gladys Cherono (2:18:11) oraz Etiopka Roza Dereje, triumfatorka maratonu w Walencji (2:18:30)

Na starcie stanie też rekordzistka świata w biegu na 10 km (29:43) i w półmaratonie (1:04:51) Kenijka Joyciline Jepkosgei. Zawodniczka długo opóźniała swój maratoński debiut. Wiosną zeszłego roku w Londynie była pacemakerem dla kobiecej czołówki. Na własny rachunek pobiegła jesienią w Nowym Jorku i od razu wygrała z czasem 2:22:38.

40. Maraton Londyński odbędzie się 26 kwietnia. Rekord imprezy to 2:15:25. Do niedawna był to rekord świata kobiet. Póki co nikt z organizatorów nie mówi o tym, że może on zostać pobity, ale stawka wydaje się bardzo mocna.

Impreza zaliczana jest do cyklu Abbott World Marathon Majors, skupiającego największe maratony świata. Obecnie trwa trzynasta seria zmagań o wygraną w tym prestiżowym cyklu. Kolejny sezon wystartował w Chicago i tam też poznamy zwycięzców.

Maraton Londyński – faworytki rywalizacji kobiet:

  • Brigid Kosgei (KEN) 2:14:04
  • Ruth Chepngetich (KEN) 2:17:08
  • Gladys Cherono (KEN) 2:18:11
  • Roza Dereje (ETH) 2:18:30
  • Vivian Cheruiyot (KEN) 2:18:31
  • Degitu Azimeraw (ETH) 2:19:26
  • Ashete Bekere (ETH) 2:20:14
  • Alemu Megertu (ETH) 2:21:10
  • Joyciline Jepkosgei (KEN) 2:22:38
  • Sinead Diver (AUS) 2:24:11
  • Carla Salome Rocha (POR) 2:24:47

RZ


Bieg SGH w randze Otwartych Mistrzostw Polski Kobiet na 5 km. Wysokie nagrody, ale tylko za "dobre czasy"

$
0
0

Ruszyły zapisy do 7. Biegu SGH w Warszawie. Tegoroczna edycja zapowiada się niezwykle ciekawie, bo w ramach imprezy odbędą się 9. Otwarte Mistrzostwa Polski Kobiet w Biegu Ulicznym na 5 km. Wysokość nagród dla najlepszych zawodniczek uzależniona będzie od uzyskanych czasów.

Tak wysokich premii w historii walki o medale na tym dystansie chyba jeszcze nie było. Organizatorzy chcą promować szybkie bieganie, dlatego przygotowali specjalne nagrody dla najszybszych biegaczek. Uzależnili je od uzyskwanych czasów. Przykładowo jeśli mistrzyni kraju złamie barierę 15:45, otrzyma aż 2 000 złotych. Jeśli jednak zdobędzie tytuł ze słabszym czasem, bo powyżej 16:15, to na jej konto wpłynie już tylko 1 250 zł.

Nagrody w klasyfikacji Mistrzostw Polski przygotowano w sumie dla pięciu najlepszych zawodniczek. Co ciekawe, każda z tych biegaczek, która w Warszawie pobiegnie szybciej niż 15:30, otrzyma dodatkowo 500 zł premii. Nagrody mogą jeszcze wzrosnąć, bo wciąż są poszukiwani sponsorzy.

– Chcemy wykorzystać potencjał trasy, która jest na Mokotowie. Tak naprawdę to trzy zakręty i cztery długie proste. Mogą tu paść bardzo dobre wyniki. Chcemy, by za medalami mistrzostw Polski szły dobre czasy, dlatego nagrody powiązaliśmy z wynikami. Liczymy, że dzięki temu więcej zawodniczek pobiegnie na takim europejskim poziomie czyli 15:30 – mówi maratończyk Jakub Nowak, współorganizator Biegu SGH. I dodaje:

– Mamy zamiar wpierać rozwój polskiego sportu i polskie zawodniczki. By one prezentowały one jak najwyższy poziom. Za dobrymi wynikami mogą iść zaproszenia na większe imprezy na świecie – wskazuje Kuba Nowak.

Tabela nagród 9. Otwartych Mistrzostw Polski Kobiet w Biegu Ulicznym na 5 km:

Rok temu za złoty medal mistrzostw Polski kobiet w Cieninie można było otrzymać 1000 zł. Za tytuł wśród mężczyzn na warszawskim Ursynowie - 1500 zł. Mowa oczywiście o dystansie 5 km. Kwoty te nie były uzależniona od wyniku.

Bieg SGH to największa impreza biegowa organizowana przez samorząd studencki w kraju. Zapisując się uczestnicy mają do wyboru dwa dystanse: 5 i 10 km. Limit uczestników wynosi łącznie 2 200 osób.

Aby rywalizować o medale Otwartych Mistrzostw Polski na 5 km, panie NIE muszą posiadać licencji Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Nie jest też wymagane dodatkowe zgłoszenie..

– Zapraszamy wszystkie biegaczki, które chcą sprawdzić się w mistrzostwach. Mamy nadzieje, że będzie to niesamowita impreza. Z roku na rok widać, że bieg dokonuje sporego postępu. Można powiedzieć, że to już jest przeskok. Za tym biegiem stoją głównie studenci SGH i widzę, jak oni coraz bardziej starają się podejść profesjonalnie do tego wydarzenia. Widać, że oddają kawałek serca tej imprezie - dodaje Kuba Nowak.

7. Bieg SGH i 9. Otwarte Mistrzostwa Polski na 5 km zaplanowano na 26 kwietnia. Czy będą to najszybsze mistrzostwa w historii? Do tej pory tylko tylko dwa razy złoty medal dawał wynik lepszy niż 16 minut - w 2012 roku Dominika Nowakowska wygrała z rezultatem 15:52, a dwa lata później Iwona Bernardelli z czasem 15:54.

Strona imprezy:https://bieg.samorzadsgh.pl

RZ



Z Oleśnicy do Świnoujścia dla Tosi. W składzie sztafety...

$
0
0

Tosia urodziła się ze SMA (rdzeniowym zanikiem mięśni). Chorobę można kontrolować lekiem. Jej rodzice mają jednak nadzieję na dostęp do innowacyjnej terapii, która mogłaby diametralnie zmienić ich sytuację. Niestety koszt takiej terapii jest niebotyczny. Tosi zanikają mięśnie, rodzice walczą o stan jej zdrowia, a biegacze z „Biegiem Po Marzenia” postanowili użyć własnych mięśni, by nagłośnić zbiórkę charytatywną.

- Historia Tosi mnie poruszyła. Poczułem więź emocjonalną z Tosią, bo to dotyczy mojego znajomego, z którym kiedyś grałem w piłkę - mówi Dawid Gajlusz z "Biegiem Po Marzenia", który jest jednym z organizatorów charytatywnego przedsięwzięcia.

27 marca wystartują sztafetą i pokonają 500 km z Oleśnicy do Świnoujścia. Na odzew wśród biegaczy nie trzeba było długo czekać. Sztafeta będzie się składała z 6 osób.

Pobiegną: Agata Matejczuk - finiszerka Biegu 7 Dolin, UTMB, medalistka mistrzostw Europy w biegu 24h w Albi, Maciej Załustowicz, który obiecał pobiec w stroju wróżki, Łukasz Wawrzynek, który w ubiegłym roku pobiegł z Wałbrzycha do Kołobrzegu zbierając fundusze dla hospicjum, Dariusz Karczyński - dwukrotnie biegał w Krynicy, w ubiegłym roku zajął 19. miejsce w Beskidzkiej 160 na raty, Marek Piotrowski - biegacz, który chętnie się angażuje w biegowe akcje charytatywne. Każdy z uczestników tego biegu, pokona ok. 100 km

- W sztafecie pobiegnie 6 osób, bo takie są wymogi organizacyjne. Biegaczy będzie zabezpieczał suport na rowerach i samochód. Na drodze mamy ograniczone możliwości, ale będziemy również przebiegać przez miasta. Tam można nam towarzyszyć i bardzo zapraszamy. Niestety tylko tam, gdyż po opuszczeniu miasta znowu musimy pozostać w ograniczonym składzie - wyjaśnia Dawid Gajlusz.

Sztafeta pobiegnie przez Lubin, Polkowice, Nową Sól, Zielona Góra, Stargard. Zgodnie z planem w Świnoujściu powinna się pojawić 29 marca.

IB


Klub piłkarski walczy o przetrwanie. Szuka pomocy i organizuje bieg „1977 metrów”

$
0
0

Po wycofaniu strategicznego sponsora, występy GKS Bełchatów w pierwszej lidze stanęły pod znakiem zapytania. Działacze i kibice klubu postanowili zorganizować Bieg „Gorących Kibiców Serc. 1977 metrów dla klubu” (26 stycznia).

Dystans nie jest oczywiście przypadkowy. 1977 to rok założenia górniczego klubu. Jego największe sukcesy to wicemistrzostwo Polski w 2007 roku i występy w europejskich pucharach, a także dwukrotny awans do finału Pucharu Polski. W tym klubie występowali reprezentanci Polski m.in. Jacek Krzynówek czy Radosław Matusiak.

Pod koniec ubiegłego roku okazało się, że sponsor strategiczny – państwowy koncern PGE– nie będzie już wspierał finansowo klubu. Na dodatek stało się to w trakcie sezonu, w którym GKS właśnie awansował do pierwszej ligi, czyli na zaplecze ekstraklasy.

Klub i sympatycy próbują znaleźć pieniądze na dalsze funkcjonowanie klubu. Jednym z pomysłów jest właśnie bieg „Gorązych Kibiców Ser. 1977 dla klubu”.

– Sprintem, truchtem lub spacerowym krokiem – ważne, że dla swojego ukochanego klubu. Żadnego kibica GKS Bełchatów nie powinno wówczas zabraknąć! – zachęcają organizatorzy. – W ekstraklasie rozegraliśmy 375 meczów, ale przede wszystkim nasz klub to wychowawca setek młodych adeptów piłki nożnej. Teraz przechodzi duże problemy finansowo-organizacyjne, które uniemożliwiają stabilną pracę i planowanie przyszłości na poziomie centralnym. Mamy jednak wiernych kibiców i pomoc wielu mniejszych firm. 26 stycznia wszyscy będą mogli w niezwykły sposób zademonstrować wsparcie dla klubu, który przez 42 lata rósł wraz z mieszkańcami regionu.

Bieg „Gorących Kibiców Serc. 1977 dla klubu” ma być nie tylko formą pomocy finansowej dla GKS, ale także mentalnym wsparciem dla walczącego o lepszą przyszłość klubu. Start biegu zaplanowano na stadionie GIEKSA Arena, a metę na placu Narutowicza.

W biegu wezmą udział m. in. zawodnicy i trenerzy pierwszej drużyny, zespołu rezerw i licznych grup młodzieżowych. W biegu albo spacerze może wziąć udział każdy. – Jedyną barierą jest 25 minut na pokonanie tej dość krótkiej trasy. Bardzo mile widziane wśród uczestników biegu będą klubowe barwy – podkreślają organizatorzy. – Udział jest bezpłatny, ale każdy może dobrowolnie wpłacić na rzecz klubu na konto 25 1090 2705 0000 0001 4337 0251 z dopiskiem Bieg „Gorących Kibiców Serc” lub BIEG „GKS”. W dniu wydarzenia w biurze zawodów będzie można kupić „cegiełki” w cenie 20 zł.

Biuro Zawodów będzie działało w godz. 14-16 w budynku stadionu miejskiego lub na parkingu.

Rejestracja dostępna TUTAJ

AK


Siódmy sezon GPPB startuje już w najbliższą sobotę

$
0
0

Prowokacja była bardzo skuteczna, bo koleżeńska impreza, która powstała kilka lat temu, żeby poderwać mieszkańców Gliwic sprzed telewizorów i skłonić do aktywności, urosła do rangi legendy i na stałe wpisała się do biegowego kalendarza. Przed nami już siódmy sezon cyklu.

Przez sześć sezonów i 72 odcinki na starcie Gliwickiej Parowej Prowokacji Biegowej stanęło kilka tysięcy osób. Jedni stawiali tutaj swoje pierwsze biegowe kroki, inni trenowali do startów, jeszcze inni walczyli ze zbędnymi kilogramami i zmieniali siebie. Trudno zliczyć przyjaźnie, które nawiązały się na prowokacyjnych ścieżkach i przy rozpalanym po biegu ognisku. Bale na zakończenie każdego sezonu stały się już tradycją. Teraz startuje siódmy sezon Gliwickiej Prowokacji i impreza nie zwalnia.

O to, co nowego czeka jej uczestników spytaliśmy twórcę Prowokacji:

Andrzeja Szelka: - Będzie kilka zmian, ale małych. Przede wszystkim w tym roku będzie można jedną Prowokację odrobić. Odrobić w cudzysłowie. Jeśli komuś będzie brakowało jednego, tego dziewiątego startu do statuetki, będzie można wystartować w Biegu o Złotą Kaczkę w Toszku. Ale nie liczymy tego jako dziesiąty, dwunasty albo trzynasty start.

To nie koniec nowości. Jak tłumaczy gospodarze, Prowokację czeka przeprowadzka:

- Właściwie nie zmieniamy miejsca tylko wracamy na stare śmieci. Tam, gdzie zaczynaliśmy Prowokację. W miejscu, w którym byliśmy w ostatnim sezonie teraz będzie budowa tężni solankowej i musimy się przenieść. Obok dawnej polany będzie dostępny parking przy stadionie Piasta Gliwice, więc będzie komfortowo. Trasa się nie zmieni, to będą tylko kosmetyczne poprawki z racji innego miejsca startu.

Z pewnością zmieni się też frekwencja, bo ta co roku wzrasta. Prowokacja startowała od 124 zawodników. Co roku przybywało ok. 80-100 osób. Po ostatnim sezonie średnia wynosi około 500 osób na starcie.

- Trudno powiedzieć ile osób przewinęło się przez wszystkie lata przez Prowokację, ale w minionym roku wydaliśmy 1500 unikatowych numerów startowych. I mieliśmy bardzo dużo nowych osób. Mniej więcej połowa z nich to ludzie, którzy przychodzą raz lub dwa. Pozostali wracają regularnie i walczą o statuetki – cieszy się Andrzej Szelka.

To właśnie statuetka Biegnącej Radiostacji jest trofeum, o które wielu postanawia zawalczyć. By ją zdobyć, należy w ciągu roku wystartować co najmniej 9 razy. Trasa ma ok. 4,2 km a limit czasu to 3 godziny, można więc przejść albo przebiec półmaraton. Prowokacja odbywa się raz w miesiącu a kalendarz startów można znaleźć na stronie cyklu. W tym roku o 5 zł wrośnie koszt startu (z 20 do 25 zł dla dorosłych. Dzieci 10 zł.)

- Jestem ciekawy czy przez kolejny rok nie będzie deszczu. Przez 72 odcinki był śnieg, był mróz, ale deszczu nigdy. Śmieję się, że można planować ślub według naszego kalendarza na ten rok – żartuje Szelka.

Strona cyklu:www.gppb.eu

KM


Protestowali biegając i maszerując

$
0
0

Tym razem nie chodziło o rekordy życiowe, ale o lepsze warunki życia. Przeciwnicy i zwolnicy rządu Tajlandii aktywnie manifestowali w różnych częściach Bangkoku.

Antyrządowy „Bieg przeciwko dyktaturze” zgromadził ok. 10 tys. osób. Symbolem wydarzenia stał się gest trzech podniesionych w górę palców, znany z filmu Igrzyska Śmierci. Na czele biegu stanął miliarder i lider tamtejszej opozycji Thanathorn Juangroongruangkit . Uczestnicy pokonali wspólnie dystans 2,6 km.

Był to największy protest od czasu przejęcia rządów w Tajlandii przez wojskową juntę w 2014 roku, która obaliła władzę demokratyczną. W marcu zeszłego roku odbyły się pierwsze wybory od tamtego czasu. Zdaniem opozycji, wyniki zostały zmanipulowane.

W tym samym czasie, tyle że w innym parku na ternie Bangkoku, odbywał się marsz „Wsparcia dla Wujka”, nawiązujący do pseudonimu Prayutha Chan-ocha, premiera Tajlandii i lidera junty. Nowy-stary premier tym stworzył rząd cywilny a nie wojskowy. W prorządowym marszu wzięło udział blisko 3 tys. osób.

Czy sport jest dobrym sposobem na wyrażanie poglądów politycznych? Zdaniem MKOL nie. Komitet Olimpijski wydał ostatnio wytyczne dot. gestów dozwolonych podczas zmagań w Tokio. Tymczasem areny sportowe często były miejscem wyrażenia sprzeciwu. Wszyscy pamiętamy rok 1968 i gest amerykańskich sprinterów unoszących ręce w czarnych rękawicach.

RZ


Wielki rewanż w Londynie. Czy ktoś zdetronizuje Eliuda Kipchoge?

$
0
0

Organizatorzy 40. Maratonu Londyńskiego sformowali elitę godną jubileuszowej edycji. W kwietniu w stolicy Zjednoczonego Królestwa spotka się najlepsza trójka zawodników poprzedniej edycji. Faworytem będzie rekordzista świata Kenijczyk Eliud Kipchoge, który stanie przed szansą wygrania biegu po raz piąty.

Rok temu nad Tamizą doszło do niesamowitego pojedynku Eliuda Kipchroge z dwoma Etiopczykami: Mosinetem Geremewem i Mule Wasihunem. Losy wygranej rozstrzygnęły się dopiero po 40. kilometrze, gdy mistrz olimpijski z Rio de Janeiro uzyskał kilka sekund przewagi nad rywalami.

Szybki Maraton Londyński. Król Eliud Kipchoge! Henryk Szost... [WYNIKI, ZDJĘCIA]

Kipchoge wygrał z czasem 2:02:37, bijąc przy tym rekord trasy. Było to jego czwarte zwycięstwo odniesione w Londynie (2015, 2016, 2018, 2019). Kenijczyk chce wygrać po raz trzeci z rzędu, jak na rekordzistę świata przystało (oficjalny rekord 2:01:39 z Berlina i nieoficjalny 1:59:41 z Wiednia.

Rok temu na ulicach Londynu drugie miejsce zajął Mosinetem Geremewem z czasem 2:02:55, co jest czwartym wynikiem w historii męskiego maratonu. Zawodnik ten jesienią w Dosze wywalczył tytuł wicemistrza świata w maratonie.

Harcował Derlys Ayala, gonili Zersenay Tadese i Callum Hawkins, ale to Lelisa Desisa został mistrzem świata w maratonie! [WYNIKI]

Trzeci w stolicy Wielkiej Brytanii był Mule Wasihun z życiówką wynoszącą 2:03:16. To ósmy ósmy wynik światowego maratonu.

Cała trójka znów stanie w szranki podczas tegorocznej edycji. Zapowiada się ciekawe widowisko.

W gronie faworytów jest aż sześciu zawodników z rekordami życiowymi poniżej 2:05:00. Etiopczyk Tamirat Tola to wicemistrz świata w maratonie z 2017 roku. Najlepszym z Europejczyków jest Sondre Nordstad Moen - były rekordzista Starego Kontynentu w maratonie, z życiówką 2:05:48. W zeszłym roku w Walencji Norweg uzyskał czas niewiele słabszy, bo 2:06:16.

Po raz pierwszy od trzech lat w męskiej elicie Maratonu Londyńskiego zabrakło Brytyjczyka Mo Faraha, który w tym sezonie wybrał starty na bieżni i przygotowuje się do obrony złotego medalu olimpijskiego na 10 000 m w Tokio. Rok temu na ulicach Londynu Farah był piąty z czasem 2:05:39.

Maraton Londyński odbędzie się 26 kwietnia. Impreza zaliczana jest do cyklu Abbott World Marathon Majors. Elita biegu kobiet została już zaprezentowana:

Damy w talii Maratonu Londyńskiego. Brigid Kosgei chce powtórzyć sukces sprzed roku

Maraton Londyński – faworyci w rywalizacji mężczyzn

  • Eliud Kipchoge (KEN) 2:01:39
  • Mosinet Geremew (ETH) 2:02:55
  • Mule Wasihun (ETH) 2:03:16
  • Tamirat Tola (ETH) 2:04:06
  • Marius Kipserem (KEN) 2:04:11
  • Shura Kitata (ETH) 2:04.49
  • Vincent Kipchumba (KEN) 2:05.09
  • Sondre Moen (NOR) 2:05.48
  • Gideon Kipketer (KEN) 2:05.51
  • Yassine Rachik (ITA) 2:08:05
  • Jack Rayner (AUS) 2:11:06

RZ


Viewing all 13088 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>