Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13088 articles
Browse latest View live

Były dyrektor pogrążył duży maraton? Tegorocznej edycji nie będzie

$
0
0

Organizatorzy maratonu w Portland odwołali tegoroczną, zaplanowaną na październik edycję imprezy. Poinformowali też, że zamierzają rozwiązać stowarzyszenie, które organizuje bieg. Wszystko ledwie kilkanaście dni po tym, jak blisko milionową grzywną za niewłaściwy nadzór nad finansami imprezy ukarany został były dyrektor biegu, Lester Smith.

Smutną decyzję Rada Nadzorcza maratonu oznajmiła w formie listu otwartego do Miasta Portland oraz lokalnych mediów. Jak wyjaśniają, wstrzymanie organizacji imprezy to „najlepsza” decyzja dla biegaczy z Portland i samego miasta. Zarejestrowani uczestnicy – ok. 2500 osób – otrzymają wkrótce zwrot wpisowego, a pozostałe środki z przeznaczeniem na imprezę zostaną przekazane na cel charytatywny.

W liście organizatorzy przypominają bogatą historię maratonu. W ciągu 47 lat pokonał on drogę od małego, kameralnego biegu do jednej z „najbardziej prestiżowych imprez na świecie”. Piszą o zaszczycie, jakiego dostąpili organizując imprezę. Jednocześnie deklarują pełną odpowiedzialność za wydarzenie i ostatnie zawirowania.

Przypomnijmy, dyrektor maratonu w Portland oraz powiązane z nim spółki przez wiele lat miały otrzymywać znaczące pożyczki od maratonu, co jest niezgodne z prawem stanowym. W ramach ugody zawartej między Departament Sprawiedliwości w Oregonie, mężczyzna ma wpłacić do stanowej kasy 865 tys. dolarów, z czego 50 tys. dolarów pokryje koszty śledztwa.

Lester Smith nie będzie już dyrektorem z zawodu. Otrzymał zakaz pełnienia tej funkcji w imprezach sportowych, które odbywają się na terenie stanu Oregon. Nie będzie mógł też kierować żadną organizacją i akcją charytatywną. Odebrano mu też możliwość rejestracji organizacji non-profit.

– Dziękujemy Departamentowi Sprawiedliwości stanu Oregon i prawnikowi Ellen Rosenblum za ciężką pracę przy odzyskaniu środków publicznych powierzonych naszej organizacji. Dzięki ich pracy, pozostała część zostanie wykorzystana na ważne cele społeczne i przekazane organizacjom w Oregonie – piszą Richard Busby, Julian Smith, Andy Ritchie, Jim Schaeffer i Gina McVicker z zarządu maratonu. Przepraszają za „gorzko-słodki” finał ich pracy. Podkreślają, że miasto Portland zasługuje na maraton na najwyższym poziomie - Wierzymy, że nowy organizator podoła zadaniu i da miastu doroczny maraton "światowej klasy".

Maraton w Portland rozgrywany był od 1972 roku.

red.



Upalny i przykrótki, ale udany Półmaraton „Bitwa pod Gorlicami” [ZDJĘCIA]

$
0
0

Pomimo, że do dystansu klasycznego półmaratonu brakło jakiegoś kilometra, to i tak chyba żaden uczestnik nie mógł narzekać na trasę. Zresztą pewnie znaleźli się i tacy, którzy ucieszyli się że nie pobiec dodatkowego kilometra w palącym słońcu – Pisze Maciej Majda, Ambasador Festiwalu Biegów, uczestnik premierowej imprezy w Gorlicach.

Pogoda rzeczywiście nie sprzyjała biegaczom. Z nieba lał się prawdziwy żar, który raczej skłaniał do posiedzenia przy grillu i zimnym napoju w cieniu pod drzewem, a na pewno nie do biegania. Godz. 15:30, o której ruszyła stawka, też była mocno niebiegowa.

Trasa biegu prowadziła z Gorlic do Łużnej, gdzie znajdowało się biuro zawodów. Na start w Gorlicach uczestnicy dotarli autokarami. Start usytuowano pod bramą cmentarza wojennego nr 91.

Przebiegaliśmy przez takie miejscowości jak Mszanka, Wola Łużańska czy Szalowa. Medale odbieraliśmy w Łużnej, w okolicach cmentarza wojennego nr 123 na Wzgórzu Pustki.


 

Sama trasa była mocno pofałdowana i praktycznie przez cały czas prowadziła otwartymi, nasłonecznionymi terenami Beskidu Niskiego. Upał doskwierał chyba każdemu i trzeba było ostrożnie szachować siłami, by nie przesadzić.

W śród mężczyzn najszybszy okazał się Paweł Smędowski z Sękowej, reprezentujący Gukla Bratkowice Korzeniowski Pl (czas zwycięzcy 1:18:19). Na drugim miejscu finiszował Robert Faron z Zalesia, reprezentujący barwy Salco Garmin Team (1:23:19). Na najniższym stopniu podium stanął Robert Makowiec z miejscowości Burzyn, i reprezentujący barwy LKS Burzyn,(1:24:59).


 

W śród kobiet najszybciej pokonała trasę Beata Słomska z miejscowości Jodłówka Tuchowska ,reprezentująca barwy LKS Burzyn (1:44:27). Na drugim miejscu bieg ukończyła Dominika Przywara z Mielca, reprezentująca barwy WWF UR/Zabiegani Mielec (2:02:52). Podium uzupełniła Wioletta Mercik z Krakowa, reprezentująca grupę Night Runners (2:10:19).

 

Warto wspomnieć, że udział w biegu był całkowicie bezpłatny i pomimo, że początkowo organizatorzy planowali jedynie sto miejsc, to w trakcie zapisów zwiększyli pule o pięćdziesiąt osób i lista startowa bardzo szybko się zapełniła. Niestety nie wszyscy zapisani pojawili się na starcie. Mają czego żałować. Pomimo trudnej trasy i strasznego upału, wszyscy bawili się świetnie a na mecie na każdego czekał medal, woda i posiłek.

Maciej Majda, Ambasador


Wizz Air Katowice Half Marathon: Pobiegną i polatają!

$
0
0

Wśród wielu wydarzeń na biegowej mapie Polski pojawiła się właśnie nowa impreza, która ma szansę na stałe zagościć w kalendarzu ogólnopolskich wydarzeń sportowych, a także przyciągać co roku do Katowic, samego serca Śląska, kilka tysięcy miłośników biegania.  

Mowa tu o Wizz Air Katowice Half Marathon, którego pierwsza edycja odbędzie się już 10 czerwca 2018 roku w Katowicach. Wydarzenie to organizowane jest przy równym i pełnym współpracy zaangażowaniu trzech podmiotów: linii lotniczych Wizz Air , miasta Katowice, oraz Fundacji „Cała Naprzód”.

Jak podkreślają organizatorzy przedsięwzięcie to zawróci w głowie nie tylko biegaczom, ale i oczaruje mieszkańców, a także zintegruje różne społeczności w duchu sportowego zaangażowania. Co Wizz Air Katowice Half Marathon ma do zaoferowania uczestnikom i kibicom? Przede wszystkim biegi w samym sercu Śląska: 21,097 km, 5 i 10 km, Nordic Walking (5 km), bieg sztafetowy (4 x 5 km), biegi dla dzieci (200 m, 400 m, 800 m).

Dodatkowym atutem Wizz Air Katowice Half Marathon i ukłonem w stronę uczestników biegu są bardzo atrakcyjne, zarówno pod kątem ceny, jak i zawartości, pakiety startowe, które rozpoczynają się już od 39 zł. A w nich wyjątkowa niespodzianka od linii lotniczych Wizz Air dla wszystkich uczestników pierwszej edycji Wizz Air Katowice Half Marathon. W każdym pakiecie startowym znajdzie się voucher o wartości 20 euro do wykorzystania na wszystkie loty obsługiwane przez Wizz Air na stronie wizzair.com. Voucher taki ważny będzie do 10 czerwca 2019 roku. Bo przecież bieganie i latanie mają ze sobą wiele wspólnego - dają poczucie wolności, spełnienia i satysfakcji!

Ale Wizz Air Katowice Half Marathon to nie tylko bieganie i sportowa rywalizacja, to także szereg imprez i wydarzeń towarzyszących, z których skorzystać będą mogli sami biegacze, ale też kibicie i mieszkańcy Katowic, a także okolicznych miast. W tym dniu bowiem w okolicach katowickiego Spodka odbędzie się wielki rodzinny, sportowo-rekreacyjny piknik. Będą atrakcje dla dzieci, koncerty, strefy relaksu i wiele innych.

Wygląda na to, że już 10 czerwca br. w Katowicach będziemy świadkami i uczestnikami wydarzenia biegowego na najwyższym światowym poziomie. Wciąż można dołączyć do Wizz Air Katowice Half Marathon i stać się częścią tego wyjątkowego przedsięwzięcia, do czego w imieniu organizatorów zachęcamy. Warto pobiec przez samo serce Śląska!    

Więcej o tym wydarzeniu znaleźć można na stronie http://halfmarathonkce.pl/.  

red. / org.


Po raz siódmy pobiegną dla niepełnosprawnych - ruszają zapisy do Poland Business Run 2018

$
0
0

2 września już po raz siódmy wystartuje największa charytatywna sztafeta w kraju – Poland Business Run 2018. Jak co roku pięcioosobowe drużyny, złożone m.in. z przedstawicieli polskich firm i instytucji, pobiegną jednocześnie w największych miastach Polski, by pomóc kolejnym osobom z niepełnosprawnościami narządów ruchu. Zapisy do biegu ruszają już w przyszłym tygodniu.

Charytatywna sztafeta Poland Business Run już sześciokrotnie zgromadziła na starcie pracowników polskich firm i korporacji, mniejszych przedsiębiorstw, a także znanych aktorów, sportowców i ludzi kultury. Zeszłoroczna edycja była rekordowa pod wieloma względami - po raz pierwszy w aż 8 miastach Polski pobiegła ogromna liczba 20 135 osób. Udało się zebrać ponad 1,6 mln złotych na pomoc w zakupie protez i sfinansowaniu rehabilitacji dla osób z niepełnosprawnościami narządów ruchu. Organizatorzy mają nadzieję, że w tym roku będzie jeszcze lepiej.

– We wrześniowym biegu mogą wziąć udział wszystkie osoby, które zgłoszą swoją 5-osobową drużynę. Liczba miejsc jest ograniczona, a o zapisach będzie decydować kolejność zgłoszeń. W niektórych miastach miejsca kończą się naprawdę szybko, dlatego prosimy nie zwlekać z rejestracją – komentuje Marta Hernik, Global Project Manager Poland Business Run.

Uczestników biegu, oprócz sportowej rywalizacji, łączy także szczytny cel. Zawodnik reprezentacji Polski w amp futbolu, dziewczynka z bardzo rzadkim Zespołem Polanda, zawodowy kierowca, który bez protezy nie może wrócić za kierownicę, 22-latka, która przeżyła nowotwór złośliwy kości udowej... To tylko kilku beneficjentów tegorocznej edycji tego wyjątkowego sportowego wydarzenia. Mogą im pomóc biegacze, którzy stawią się na starcie biegu. Od początku istnienia projektu Poland Business Run zmienił już życie ponad 350 osób, a wciąż napływają nowe wnioski i prośby o pomoc.

– Nie wszyscy wiedzą, ile osób boryka się z problemem niepełnosprawności narządów ruchu. Wśród naszych beneficjentów są osoby, które urodziły się bez kończyny, straciły ją w wyniku wypadku czy choroby nowotworowej. By mogły wrócić do codziennej sprawności, potrzebują rehabilitacji i protez, a to koszty rzędu kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy złotych. W większości przypadków trudno jest zdobyć takie fundusze, dlatego osoby z niepełnosprawnościami zwracają się do fundacji takich, jak nasza. Biegnąc z nami w tym roku, uczestnicy sztafety będą mogli "postawić na nogi" aż kilkadziesiąt osób. Tak jak w poprzednich latach pomożemy także innym fundacjom i organizacjom pozarządowym – mówi Agnieszka Pleti, prezes Fundacji Poland Business Run.

W Poland Business Run angażują się tysiące osób – biegacze, wolontariusze, ambasadorzy i sponsorzy. Szczytny cel, promocja aktywnego stylu życia, a przy okazji integracja pracowników polskich firm sprawiły, że impreza wpisała się na stałe w kalendarz wydarzeń sportowych w wielu miastach.

Bieg wyruszy 2 września jednocześnie w Lublinie, Krakowie, Warszawie, Wrocławiu, Katowicach, Gdańsku, Łodzi i Gdańsku. Jak co roku wezmą w nim udział drużyny składające się z 5 zawodników, każdy ma do pokonania dystans ok. 4 km. Do sztafety pozostało jeszcze kilka miesięcy, ale zapisy w pierwszych miastach ruszają już wkrótce. 23 i 24 kwietnia rozpoczyna się rejestracja w Lublinie, Gdańsku i Warszawie. Trzeba się spieszyć, bo w każdym mieście liczba miejsc jest ograniczona.

Początek rejestracji do Poland Business Run 2018:

  • już trwają - Lublin, Gdańsk i Warszawa
  • 8.05 - Wrocław i Łódź
  • 15.05 - Katowice
  • 22.05 - Kraków
  • 29.05 - Poznań

Więcej informacji znaleźć można na stronie www.polandbusinessrun.pl.

mat. pras.


W wieku 56 lat skompletował World Marathon Majors! Marian Ryżak trzyma formę

$
0
0

Marian Ryżak to maratończyk z Rytra. Na co dzień pracuje w sądeckim Newagu, ale w wolnych chwilach oddaje się swojej pasji. A że mierzy wysoko, został właśnie kolejny Polakiem, który ukończył wszystkie biegi prestiżowej serii Abott World Marathon Majors!

AMWW to 6 maratonów na świecie: Nowy Jork, Chicago, Boston, Berlin, Londyn i Tokio.

– Pokonanie tych maratonów zajęło mi 10 lat. Oczywiście w tym czasie biegałem inne znane maratony w Polsce i w Europie: Paryż, Ateny, Wiedeń, Praga, Bratysława, Kraków, Warszawa. Na dzień dzisiejszy mam ukończonych 67 maratonów – opowiada Marian Ryżak.

– Pierwszy swój maraton przebiegłem w 2002 roku – pierwszy Cracovia Maraton. Najlepszy swój wynik osiągnąłem na maratonie w Warszawie w roku 2006, z czasem 2:36:41 sekund.

- W 2008 r. wystartowałem w Nowym Jorku w najsłynniejszym maratonie świata. Byłem wtedy najlepszym polakiem startującym w tym maratonie z czasem 2h41’, co dało mi 180. miejsce wśród 40 tys. biegaczy. Kolejny maraton, w 2009 r. przebiegłem w Berlinie, z czasem 2h38’ minut, byłem wtedy 111. zawodnikiem na mecie, w 38000 grupie biegających – wylicza maratończyk z Rytra, którego możecie kojarzyć też z Festiwalu Biegowego w Krynicy, w który chętnie się angażuje.

Sukcesów nasz bohater miał więcej. – Następne starty AWMM to; Chicago w 2014r.  w kolejnym roku w Tokio, w 2016 r. w Bostonie i ostatni maraton w ubiegłą niedzielę w Londynie, na którym po ukończeniu otrzymałem dwa medale: jeden za udział w tym maratonie, a drugi Word Marathon Majors – wspomina Marian Ryżak.

Nasi nie dali się pogodzie w Bostonie! [WYNIKI POLAKÓW]

– Wydaje mi się, że jestem jedynym Sądeczaninem, który ma w swojej kolekcji taki medal – podkreśla z dumą.

Już 3000 osób skompletowało World Marathon Majors. Wśród nich Polacy

– Wszystkie moje wyjazdy zaliczyłem przy wsparciu finansowym firmy Newag i dopingu prezesa Zbigniewa Konieczka. Za wszystkie moje treningi  i motywowanie mnie do biegania dziękuję kolegom z Rytra: Marek Tokarczyk, Marian Dobosz, Maciej Szczepanik, Czesław Łękawski – podsumowuje utytułowany maratończyk.

Gratulujemy!


Biało-czerwoni podbiją Moguncję? Trójka w elicie

$
0
0

W najbliższy weekend w niemieckiej Moguncji rozegrany zostanie Gutenberg Marathon Mainz. Wystąpią tam Olga i Paweł Ochalowie oraz Maciej Miereczko, którzy znaleźli się w elicie biegu.

Będzie to już dziewiętnasta edycja imprezy rozgrywanej na Renem, w stolicy Nadrenii-Palatynu. W programie prócz biegu głównego znajduje się też półmaraton, sztafeta maratońska, a także zmagania wózkarzy. Nazwa wydarzenia nawiązuje oczywiście do wybitnego mieszkańca miasta - Johannesa Gutenberga, który w XV wieku wynalazł ruchomą czcionkę drukarską.

W swojej historii Magunacja aż cztery razy była gospodarzem Mistrzostw Niemiec w maratonie. Po raz ostatni było to w 2010 roku. Rekord imprezy wynosi 2:11:01 należy do Tanzańczyka Mohameda Ikoki Msandeki (wynik sprzed 8 lat). Natomiast w rywalizacji kobiet najlepszy wynik to 2:29:35, osiągnięty przez Niemkę Sussane Hahn w 2008 roku.

Na liście zwycięzców maratonu w Moguncji jest też Polak - Marek Dryja. W 2005 r. wygraną dał czas 2:16:51.

Teraz o jak najwyższą lokatę powalczą Paweł Ochal, legitymujący się rekordem życiowym 2:12:20 i Olga Kalendarowa-Ochal, z najlepszym wynikiem w karierze wynoszącym 2:31:33. Oboje tydzień temu startowali w Łomży podczas Mistrzostw Polski na 10 000 m, zdobywając medale w klasyfikacji drużynowej dla swojego klubu LŁKS Prefbet Śniadowo. Dodatkowo Olga Ochal wywalczyła brąz indywidualnie z wynikiem 34:14.19.

Na początku kwietnia biegowe małżeństwo startowało w PKO Półmaratonie Rzeszowskim. Paweł zajął tam trzecie miejsce, uzyskując wynik 1:08:40, a Olga drugie, z rezultatem 1:18:18.

Swojej szansy szukać będzie też Maciej Miereczko, mający na koncie m.in. brązowy medal Mistrzostw Polski w maratonie z 2009 roku. Od kilku lat biegacz ten mieszka w Niemczech. Jego rekord życiowy to 2:14:16 (Austin2006). W 2013 roku zawodnik wygrał maraton w Lozzanie z rezultatem 2:29.01. W zeszłym roku w Moguncji Miereczko był piąty, z rezultat 2:24:55. Teraz z pewnością chciałbym poprawić swoją lokatę.

Faworytem zmagań jest ubiegłoroczny zwycięzca - Ukrainiec Iwan Barbaryka. Jego rekord życiowy to 2:11:48 z 2012 roku. Rok wcześniej biegacz wygrywał m.in. Maraton Dębno. Startował też na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. W 2017 roku wygrał w Moguncji z czasem 2:19:34, tocząc zacięty pojedynek z Mołdawianinem Romanem Prodiusem. Nie jest jeszcze pewne czy ten drugi nie wystartuje w niedzielnym półmaratonie.

Kibice gospodarzy będą trzymać kciuki za zawodnika miejscowego TSV Schott Mainz - Sorena Kahę, którego najlepszy wynik w karierze to 2:13:57. Jeszcze nigdy w historii Niemiec nie wygrał tego maratonu.

Do Moguncji wraca obrończyni tytułu Marokanka Aisza Bani (łatwo zapamiętać to nazwisko nucąc hit zespołu Magma) Rok temu wygrała pewnie, z czasem 2:44:44. Nad kolejną zawodniczką miała 2 minuty przewagi. Dodajmy, że czwarta była Polka - Monika Kaczmarek. Od podium dzieliło ją zaledwie 7 sekund.

Bani legitymuje się rekordem życiowym na poziomie 2:40:56 z 2016 roku, ale w stawce tegorocznego biegu są zawodniczki, które biegały już znacznie szybciej. Najlepszy wynik ma Białorusinka Swietłana Kowagań, która w 2012 roku uzyskała czas 2:29:37. W tym samym roku Kowagań wygrała Maraton Poznański, z rezultatem 2:35:08. Nie bez szans jest też Olga Ochal, której życiówka to 2:31:33.

19. Gutenberg Marathon Mainz rozegrany zostanie w niedziele 6 maja. Start o godzinie 9:30. Organizatorzy spodziewają się, że pogoda będzie idealna do kibicowania, ale już mniej do biegania. Zapowiadany jest słoneczny dzień i ok. 27 stopni. Trasa biegu składa się z dwóch rund prowadzących zarówno przez zabytkową część Maguncji, jak i przedmieścia. Start i meta znajduje się przy ratuszu.

Elita 19. Gutenberg Marathon Mainz:

Mężczyźni: 

Iwan Barbaryka (UKR) -  2:11:48
Romanem Prodius (MLD) - 2:12:31 
Paweł Ochal (POL) - 2:12:20 
Soren Kah (GER) – 2:13:57 
Maciej Miereczko (POL) - 2.14:16 
Demeke Wosene (ETH/GER) – 2:14:21
Mahomed Hassi (MAR) - 2.21:16 
Jaoud Boualame BenBouchta (ESP) - 2.25:59  
Gutu Abdeta Oddee (ETH/GER) - 2.23:43 
Raoul Jankowski (GER) - 2:28:32 
Abdi Uya Hundessa (GER) - debiut
Taras Telkowski (BLR) – debiut

Kobiety:

Svietlana Kowgan (BLR) -  2:29:37
Olga Kalendarowa-Ochal (POL) - 2:31:33 
Hindiyaa Mohamad (ETH/GER) – 2:39:31
Aicha Bani (MAR) – 2:40.56
Iryna Masnyk (UKR) – 2:48:13
Mauricia Cunico (ITA) – 2:47:54
Julia Bongiovanii (GER) – 2:56:11

Transmisja na żywo: TUTAJ

RZ


Triada Majowa w Częstochowie – nowość złapała [ZDJĘCIA]

$
0
0

Wyjątkowo patriotyczny charakter miała nowa cykliczna impreza sportowa, która pojawiła się w kalendarzu biegowym Częstochowy. Była też nietypowa organizacyjnie – trzy etapy rozegrano dzień po dniu. Uczestnicy mieli do wyboru trzy dystanse i mogli rywalizować na wybranym z nich lub w mixie, codziennie pokonując inny dystans. W nagrodę czekały wyjątkowe medale. Mowa o Triadzie Biegowej.

Triada Biegowa to autorski pomysł Łukasza Maletz z częstochowskiego Miasta Sportu. Wymyślił on cykl trzech biegów związanych tematycznie ze świętami pierwszych dni maja. I tak 1 maja odbył się Bieg Ludzi Pracy, 2 maja Nocny Bieg Flagi a 3 maja Częstochowski Bieg Konstytucji. Można było wystartować w jednym z nich, ale okazało się, że chętnych do biegania trzy dni z rzędu nie brakuje. Zachęcały do tego piękne medale, ciekawa przełajowa trasa biegów oraz luka w kalendarzu biegowym, którą organizator sprytnie wykorzystał.

- A co innego miałbym robić w długi weekend, jeśli nie biegać? Grillowanie i leżenie na plaży nie są w moim stylu – mówił przed startem trzeciego etapu Rafał Machera. – A tutaj jest naprawdę dobra trasa i świetna atmosfera.

Uczestnicy biegu każdorazowo wspinali się na trasie na Górę Ossona, z której mogli podziwiać panoramę okolicy. Pięciokilometrową pętlę prowadzącą przez lasy i piaszczyste ścieżki mogli pokonać raz, dwa lub trzy. Po każdym z etapów dyplomami nagradzano najszybszych w kategoriach open każdego dystansu a na zakończenie cyklu uhonorowano zwycięzców klasyfikacji generalnej – osobno dla indywidualnych dystansów, osobno dla mixa, w którym należało ukończyć bieg na dystansie 5, 10 i 15 km w ciągu trzech dni (w dowolnej kolejności).

Nierówna i bardzo zróżnicowana trasa wydawała się szczególnym wyzwaniem w ramach Nocnego Biegu Flagi. Największym utrudnieniem okazała się jednak… pogoda: - Bałam się tego nocnego etapu a biegło mi się wyjątkowo dobrze. W poniedziałek było dużo trudniej, bo słońce dawało się we znaki. Dzisiaj spodziewam się, że będzie jeszcze gorzej… - mówiła na starcie trzeciego etapu Agnieszka Jeż, zwyciężczyni cyklu na najdłuższym dystansie. – Ostatnio upodobałam sobie te piętnastki, rozkręcam się powoli. Sam pomysł Triady uważam za świetny, chociaż taka etapówka dzień po dniu jest trudna, zwłaszcza, jeśli biega się dłuższy dystans – przyznała. – Ale organizacyjnie wszystko na plus, trasa ciekawa. Bardzo podoba mi się ta impreza.

Przed startem odśpiewano wszystkie zwrotki Hymnu, nad biurem zawodów powiewała flaga a uczestnicy wpisali się w patriotyczny klimat, zakładając ubrania w barwach narodowych lub koszulki cyklu. Ci, którzy z góry opłacili start w całej Triadzie otrzymali je w pakiecie, pozostali mogli dokupić. Patriotyczne motywy widniały także na medalach, numerach startowych, dyplomach i statuetkach dla zwycięzców. Wielkie brawa dla organizatora za stworzenie spójnej całości i jasną wizję cyklu. Można było zauważyć troskę o biegaczy, która przejawiała się w szczegółach: mimo kameralnego i polowego charakteru imprezy, zadbano o odpowiednią liczbę toalet, precyzyjne oznakowanie trasy (sprawdziło się zwłaszcza nocą!) a uczestnicy mogli każdorazowo liczyć na ciepły posiłek, kawę i herbatę. 

Dodatkowo 1 i 2 maja Wydział Ruchu Drogowego KMP w Częstochowie prowadził akcję "Bezpieczny pieszy". Uczestnicy otrzymali odblaski a dzieci dodatkowo kamizelki.

Debiut Triady Majowej można określić mianem bardzo udanego. Mamy nadzieję, że impreza na stałe zagości w kalendarzu biegowym.

Wyniki poszczególnych biegów oraz klasyfikacje można znaleźć TUTAJ.

KM


Ruszyła Diamentowa Liga: Adam Kszczot... [WIDEO]

$
0
0

W stolicy Kataru Dausze rozpoczął się kolejny sezon Diamentowej Ligi. Na starcie stanął tylko jeden reprezentant Polski. W biegu na 800 m wystąpił Adam Kszczot, który za rywali miał afrykańską koalicję.

Kszczot prowadził przez pierwsze okrążenie. Grupa podążała dobre kilka metrów za pacemakerem; podyktowane tempo najwidoczniej nikogo nie interesowało. Na przeciwległej prostej do głosu doszli zawodnicy z Afryki, którzy wykorzystali zmęczenie Polaka. 

Ostatecznie wygrał Kenijczyk Emmanuel Korir - tegoroczny halowy rekordzista kraju (1:44:21 - red), który w Katarze uzyskał czas 1:45.21. Wyprzedził on swoich rodaków Elijaha Manangoi - mistrza świata w biegu na 1500 m (1:45.60) oraz Nicholasa Kipkoecha (1:46.51).

Nasz wicemistrz świata zajął czwarte miejsce z czasem 1:46.70, co jest rezultatem lepszym od minimum PZLA na tegoroczne Mistrzostwa Europy w Berlinie (1:47:00 - red). Kszczot może liczyć też na dziką kartę jako złoty medalista mistrzostw rozgrywanych dwa lata temu w Amsterdamie. Dzięki temu w biegu na 800 mężczyzn Polska będzie mogła wystawić nie 3 a 4 zawodników, o ile oczywiście tylu wypełni minimum.

Nasz zawodnik na portalach społecznościowych żartuje, że był dziś „drugim zającem”.

W biegu na 1500 m kobiet wygrała Caster Semanya z wynikiem 3:59.92. Jest to nowy rekord życiowy mistrzyni olimpijskiej w biegu na 800 z Rio, rekord RPA oraz najlepszy wynik na świecie w rozpoczynającym się sezonie. Zawodniczka wzbudzająca wiele kontrowersji, ze względu na wyższy poziom testosteronu niż wynosi średnia dla kobiet, cały czas może startować. Nowe przepisy IAAF, które mają uregulować zasady rywalizacji pań z hiperandrogenizmem, zaczną obowiązywać od listopada.

W biegu mężczyzn na 1500 m, rozgrywanym jednak poza Diamentową Ligą, najlepszy był Etiopczyk Taresa Tolosa - wicemistrz świata juniorów z Bydgoszczy z 2016 roku, który uzyskał wynik 3:35.07. Za jego plecami finiszował George Manangoi, czyli starszy brat wspomnianego już mistrza świata z Londynu, który ustanowił rekord życiowy 3:35.53.

W rywalizacji na 400 m z doskonałej strony pokazał się Steven Gardiner - wicemistrz świata z Londynu. Sprinter z Bahamów wygrał z wynikiem 43.87 ustanawiając nowy rekord życiowy, rekord mityngu, rekord kraju i najlepszy wynik na świecie w tym sezonie. W pokonanym polu został m.in. Botswańczyk Isaaca Makwalę, który rok temu nie mógł pobiec podczas mistrzostw rozgrywanych w stolicy Wielkiej Brytanii na swoim koronnym dystansie. W obawie, że może zarazić tajemniczym wirusem innych zawodników nie został wpuszczony na stadion...

Zmagania na 3000 m kobiet wygrała Kenijka Caroline Chepkoech, ustanawiając rekord życiowy 8:29.05. Jest to też najlepszy wynik na świecie w tym sezonie. W stawce 16 zawodniczek były tylko dwie biegaczki z Europy. Naturalizowana Turczynka Yasemin Can, mistrzyni Starego Konstytuant w biegach na 5 i 10 000 m z Amsterdamu, była dziewiąta, z najlepszym wynikiem w karierze 8:36.24. Natomiast dwunasta była Brytyjka Eilish McColgan z rezultatem 8:48.03. Dopiero dwie lokaty za nią uplasowała się mistrzyni świata w biegu na 5000 m z Londynu Kenijka Hellen Obiri.

W sprinterskim pojedynku pomiędzy Marie Josée Ta Lou, Elaine Thomson i Daffne Schippers zwyciężyła ta pierwsza. Wicemistrzyni świata z Londynu uzyskała czas 10.85, co jest jej nowym rekordem życiowym i najlepszym wynikiem w tym roku na świecie.

Wśród mężczyzn w biegu na 200 m górą był 21-letni Noah Lyles - mistrz świata z Bydgoszczy w biegach na 100 m i 4 x 100 m. Amerykanin uzyskał rezultat 19.83 sek. czym ustanowił rekord życiowy i ustanowił rekord mityngu.

Od ubiegłego sezonu Diamentowa Liga ma formułę przypominającą mistrzostwa. W trakcie dwunastu mityngów kwalifikacyjnych zawodnicy rywalizują o miejsce w finale. Punktowanych jest pierwsze osiem miejsc. W zależności od dyscypliny, za wygraną zawodnik/zawodniczka otrzymuje 8 punktów, a za 8 lokatę 1 „oczko”. W nagrodę za wygraną w mityngu można zarobić 10 000 dolarów, a za zwycięstwo w wielkim finale - 50 000 dolarów. Łączna pula nagród wynosi 1,6 mln dolarów.

Kolejny mityng Diamntowej Ligi odbędzie się 12 maja w Szanghaju. Finały odbędą się w Zurychu i Brukseli pod koniec sierpnia.

RZ


 


Marcin Kuriata wrócił do biegów „Triady”. „Teraz chcę..."

$
0
0

Przez wiele lat Marcin Kuriata organizował imprezy Warszawskiej Triady Biegowej „Zabiegaj o Pamięć”. Z funkcją dyrektora był jedną z najważniejszych osób odpowiedzialnych za biegi cyklu, jest współtwórcą jego sukcesu. W zeszłym roku rozstał się ze Stołecznym Centrum Sportu „Aktywna Warszawa” by rozpocząć kolejną przygodę w życiu zawodowym, ale nie pożegnał się z aktywnym trybem życia. Podczas 28. Biegu Konstytucji 3 Maja w stolicy pojawił się w roli uczestnika, razem z tysiącami innych biegaczy.

Vivat biegacze! Vivat Konstytucja! W Warszawie debiuty i... rekord! [ZDJĘCIA, WIDEO]

Według różnych zestawień irankingów, Marcin Kuriata był jedną z najbardziej wpływach osób w biegach masowych w naszym kraju. Razem ze swoim zespołem przyczynił się do rozwoju Biegów Konstytucji 3 Maja, Biegu Powstania Warszawskiego i Biegu Niepodległości. W Warszawskim Ośrodku Sportu i Rekreacji (obecnie Aktywna Warszawa) pracował przez ponad 6 lat.

Oczywiście na wzrost popularności stołecznych biegów miała wpływ rosnąca moda na bieganie, ale ktoś musiał wyznaczyć i zabezpieczyć trasy, zorganizować start i całe zaplecze. Liczby są imponujące - jeszcze w 2010 roku Bieg Niepodległości ukończyło 5 747 osób. W zeszłym roku było to już 15 012 uczestników, co dało imprezie tytuł największego biegu masowego w kraju.

W środę były kierownik Działu Marketingu i Organizacji Imprez nie miał na głowie żadnych obowiązków. Mógł cieszyć się tylko z biegania. Co chwilę witał się ze znajomymi. Nie jest już związany z organizacją biegowych, ale nie ukrywa że mu trochę brakuje tego zajęcia.

- Będą tu jako biegacz, wszystko widzę w zupełnie innej perspektywie. Do tej pory to była praca głównie w okolicach startu/mety. Teraz mogę spokojnie porozmawiać z przyjaciółmi, przebiec trasą z innymi uczestnikami. Do tej pory tylko objeżdżałem trasę przed zawodami. W dnu imprezy nie miałem zupełnie czasu, by choć przyglądać się wydarzeniom na poszczególnych kilometrach… - opowiada Marcin Kuriata.

- Mam ogromny sentyment do biegów „Triady” i bardzo im kibicuje. Mam nadzieję, że cykl będzie się rozwijać. Teraz chce się dobrze bawić i podnosić frekwencję o jedną osobę. Życiówki pewnie tu nie pobiję, ale ważny jest dla mnie udział. Planuje ukończyć wszystkie trzy biegi. Ostatni raz zrobiłem to w 2010 roku - mówił nam przed startem Biegu Konstytucji Marcin Kuriata.

Na mecie nasz rozmówca uzyskał czas 24:56, co dało mu 1170. miejsce open i 192. w kategorii M40. Bieg ukończyła rekordowa liczba 5 286 uczestników.

RZ


Śmiertelność wśród maratończyków – są liczby

$
0
0

Coraz więcej osób startuje w zorganizowanych imprezach i wydaje się, że coraz częściej słyszymy o przypadkach śmierci, choćby w wyniku nagłego zatrzymania akcji serca. Statystyczne analizy tego zjawiska regularnie prowadzą naukowcy w kilku krajach, a swój raport ogłosili właśnie Szwedzi. Ich statystyki objęły lata od 2007 do 2016 r. Wynika z nich, że śmiertelność wśród biegaczy spadła.

W ciągu objętej analizą dekady w półmaratonach i maratonach w Szwecji wystartowało w sumie 1 156 271 biegaczy. Część z nich nie ukończyła biegu - do mety dobiegło 72,2% startujących. Więcej uczestników zdecydowało się na start w półmaratonie niż na pełnym dystansie. W badanym okresie zmarło 2 biegaczy. Obaj to mężczyźni.

Wskaźnik śmiertelności wśród szwedzkich biegaczy wyniósł 0,24. Mimo wzrostu liczby biegaczy, jest on niższy niż w poprzednich okresach badawczych i niższy niż w innych krajach.

Podczas podobnych badań Japończycy określili wskaźnik opisujący śmiertelność na każde 100 000 biegaczy na poziomie 2,18. Japońskie badania trwały 15 lat i były prowadzone pomiędzy 1999 a 2013 r. W tym czasie zmarło 63 biegaczy. W okresie bardziej zbliżonym do badań szwedzkich, pomiędzy 2008 a 2013 r. w biegach wystartowało 459 479 biegaczy. Dziesięcioro z nich zmarło.

W obydwu krajach bardziej narażeni na nagłe zatrzymanie akcji serca okazali się mężczyźni. Japończycy przyjrzeli się dokładniej ich danym i wyliczyli, że są to mężczyźni w wieku ok. 45 (+/- 15 lat). Ich średnia szybkość podczas biegu wynosiła ok. 11 km/h (w maratonie daje to tempo ok. 5:27 min./km)

Niestety chociaż śmiertelność szwedzkich biegaczy zmalała, przyczyna tego zjawiska nie jest jasna. Może chodzić m.in. o zmianę w procedurze udzielania pierwszej pomocy i używania defibrylatorów. Nie bez znaczenia jest też przygotowanie biegaczy do startu - coraz więcej osób trenuje bieganie i odpowiedzialnie wybiera dystanse. 

IB

źródła: 1, 2


 

Relokacja medali olimpijskich zabranych za doping. Są decyzje

$
0
0

Ceremonia rozdania medali, zwłaszcza tych olimpijskich to ogromna radość dla kibiców, ale też wyjątkowy moment dla sportowców. Niestety nie wszystkim jest dane odbierać zasłużone medale przy dźwiękach hymnu narodowego i w podniosłej atmosferze. Dotyczy to wszystkich tych, którzy swoje medale odbierają po latach, po dyskwalifikacji dopingowiczów.

- Mogę sobie tylko wyobrazić rozczarowanie sportowców, którym odebrano ten wyjątkowy moment z powodu oszustwa - powiedziała Kirsty Coventry, przewodnicząca Komisji Zawodniczej MKOL podczas spotkania komitetu w Lozannie. Coventry wie, o czym mówi. Sama przeżywała emocje związane ze złotym medalem olimpijskim dwukrotnie i to ona przedstawiła zaakceptowane przez zarząd propozycje rozwiązania problemu relokacji medali olimpijskich.

Od teraz sprawy relokacji medali nie powinny się już ciągnąć latami, a sposób i miejsce wręczenia należnego krążka wybierze sam sportowiec. Dzięki temu przypadki takie jak Anity Włodarczyk, która medal za osiągnięcia z 2012 r. odbierała dopiero 5 lat później, przy czym to, gdzie go odbierze, nie było do końca wynikiem jej decyzji, nie powinny się już powtórzyć.

Według nowych ustaleń, od daty podjęcia decyzji o relokacji do czasu wręczenia medalu właściwej osobie powinno minąć maksymalnie 12 miesięcy, chyba, że sam zainteresowany zdecyduje inaczej i zechce odebrać zasłużone laury na najbliższych Igrzyskach Olimpijskich. Nagrodzony po latach sportowiec ma do wyboru kilka innych opcji. Medal może odebrać m.in. podczas uroczystości w siedzibie MKOL lub w Muzeum Olimpijskim, w swoim narodowym komitecie olimpijskim lub podczas ceremonii organizowanej przez międzynarodową federację swojej dyscypliny.

Według MKOL nowe ustalenia wychodzą naprzeciw potrzebom sportowców i stawiają ich w centrum wydarzeń.

IB


Piotr Łobodziński obronił tytuł mistrza świata w biegach po schodach! Dominika Ulfik…

$
0
0

Nie bez przyczyny mówią o nim „Małysz biegów po schodach”. W chińskim Tajpei Piotr Łobodziński znów „latał” wysoko i co najważniejsze – szybko. Najszybciej. Polak obronił tytuł mistrza świata w towerrunningu! Z dobrej strony pokazali się też postali nasi reprezentanci.

Biegi po schodach to wciąż rozwijająca się konkurencja. W randzie mistrzostw globu biegano dopiero po raz drugi. Premierowa edycja czempionatu odbyła się w Dausze w 2015 roku. Kolejne mistrzostwa miały zawitać rok temu do chińskiego Guangzhou, ale wydarzenie zostało odwołane ze względów organizacyjnych.

W Tajpei biegano bez logistycznych problemów. Areną rywalizacji był wieżowiec Taipei 101, liczący 509 metrów wysokości (liczba w nazwie oznacza kondygnacje budynku). Dla porównania, Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, gdzie gości Bieg im. Stanisława Tyma, ma wysokość całkowitą 237 metrów.

Mistrzowską rywalizację podzielono na dwa etapy. Zmagania otworzył 35-piętrowy sprint (w sumie 824 stopnie). Drugim etapem był bieg na pełnym dystansie 91 pięter (2046 stopni). W jednym z najpopularniejszych biegów w Polsce, czyli Biegu na Szczyt Rondo 1, do pokonania jest „tylko” 836 schodów.

Oba biegi wygrał Piotr Łobodziński. Z kompletem 560 obronił tytuł mistrza globu.

Drugi był odwieczny rywal Łobodzińskiego - Niemiec Christian Riedl. Brąz przypadł Kolumbijczykowi Frankowi Nicolasowi Carreno (po sprincie był drugi).

- Zarówno trzy lata temu jak i teraz moja przewaga była dość duża. Pamiętam, że w Katarze były trzy biegi i każdy wygrałem. Teraz też w pierwszym starcie na krótszym dystansie miałem ok. 10 sekund przewagi nad drugim zawodnikiem. W drugim biegu zabrakło mi trochę sił, ale i tak wygrałem. Christian był za mną 4 sekundy, ale kolejny zawodnik tracił dużo więcej - wyjaśnia Piotr Łobodziński w rozmowie z naszą redakcją. Swoją postawą, jak przystało na mistrza dyscypliny, nie jest zaskoczony.

- Teraz byłem głównym faworytem. Przed startem w Katarze coś tam już wygrywałem, ale każdy mógł zostać mistrzem. Pierwszy tytuł był dla mnie większym zaskoczeniem - zauważył biegacz LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża.

Dla Piotra Łobodzińskiego jest to 12 tytuł wywalczony na schodach. Pięć razy sięgał po Puchar Świata, cztery razy wygrywał cykl Vertical World Circuit. Był też mistrzem Europy. 

Inny z naszych reprezentantów w mistrzotwach - Arkadiusz Karbowy - był 16. z dorobkiem 145 oczek. Zawodnik pochodzący z Konina lepiej spisał się w sprincie, za który otrzymał 115 pkt. Z kolei Mateusz Marunowski był 30. z dorobkiem 79 pkt.

W rywalizacji kobiet wygrała faworytka - Suzanne Walsham. Australijka była najlepsza w obu seriach.

Druga była Włoszka Valentina Belotti, a trzecia Czeszka Zuzana Krchova – zwyciężczyni tegorocznego Biegu na Szczyt Rondo 1. Ciekawostką jest, że zawodniczki zgromadził tyle samo punktów - po 475.

Tuż za podium uplasowała się Dominika Wiśniewska-Ulfik, która zgromadziła 395 „oczek”. Zawodniczka z Zabrza nieco lepiej spisała się w sprincie.

Druga z naszych reprezentantek Iwona Wicha– mistrzyni Europy w biegu na orientację juniorów z 2003 i 2004 roku, zajęła 7. pozycje z dorobkiem 335 punktów.

Zdaniem Piotra Łobodzińskiego, człowieka, który jest żywą legendą i najlepszą reklamą towerruningu na świecie, w Tajpei nie było czuć atmosfery mistrzostw świata.

- Uważam, że pod względem medialnym nie było najlepiej. Są imprezy jak na Wieży Eiffla czy Empire State Building, które nie mają nagród, ale mają lepszą promocję. Mistrzostwa rozegrano wcześnie rano, a o 9 rozpoczynały się zmagania dla amatorów. Brało w nich udział 4 tys. osób. Na dobrą sprawę to pewnie ci uczestnicy nie wiedzieli, że były tu mistrzostwa świata. Organizacyjnie nie można niczego zarzucić imprezie. Sportowo wszystko było ok, ale nikt się nie podkreślał, że są tu drugie oficjalne mistrzostwa świata w biegu po schodach. Nie wiem też czy obrazki z tej imprezy pójdą też gdzieś w świat – ocenił nasz mistrz świata.

RZ


Olga Ochal wygrywa maraton w Moguncji! Paweł Ochal na podium!

$
0
0

Olga Kalendarowa-Ochal zwyciężyła 19. Gutenberg Marathons Mainz. Na podium znalazł się też jej mąż Paweł, zajmując drugie miejsce. Impreza rozgrywana była w upalnych warunkach. Przed startem organizatorzy zachęcali picia dużej ilości płynów.

Zabiegali o dublet...

Od początku zmagańw Mogunacji utworzyła się prowadząca czteroosobowa grupa. Podążałw niej m.in. Mołdawanin Roman Pordius, który rok temu w maratonie zajął drugą lokatę. W uciekającej stawce zabrakło faworyta Ukraińca Iwana Barbaryki, który bronił tytułu. W ramach biegu rozgrywany był półmaraton i wszystko wskazywało, że Pordius wybrał krótszy dystans.

W pewnym momencie od Pordiusa oderwali siędwaj zawodnicy z Afryki. Co ciekawe, obaj przed biegiem nie byli wymienieni w gronie faworytów. W pewnej odległości za nimi podążał wspomniany Mołdawianin. Natomiast Paweł Ochal biegłw kolejnej grupie razem z Iwanem Barbaryką, Marokańczykiem Mahomedem Hajjim oraz Etiopczykiem ubiegającym się o niemiecki paszport - Demeke Wosene.

Pordius zaczął doganiać słabnących rywali. Mołdawianin nie zdecydował się na pełny dystans tylko wybrał i wygrał towarzyszący półmaraton, z czasem 1:08:12. Na czele maratonu znalazła się grupa z Pawłem Ochalem, który cały czas mocno procowałna czele. 

Grupa z Polakiem w składzie półmetek minęła w czasie 1:11:17. Z kilometra na kilometr prowadząca grupa topniała. W pewnym momencie została już tylko dwójka: Iwan Barbaryka i Paweł Ochal. Ostatecznie wygrał ten pierwszy uzyskując wynik 2:24:36. Zawodnik LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża finiszował z trzema sekundami straty. Trzeci był Etiopczyk Gutu Abdeta Oddeez rezultatem 2:25:32. Dodajmy, że dla Pawła Ochala byłto pierwszy maraton od 2016 roku. 

Po pierwszą wygraną...

W rywalizacji pańod początku również mocniej ruszyły zawodniczki, które chciały pokonać półmaraton. Zwyciężczynią została Ukrainka Maryna Niemczenko, która uzyskała rezultat 1:16:46. Jako pierwsza z maratonek na półmetku pojawiła się Olga Ochal, z międzyczasem 1:18:37. W biegu pomagał jej zawodnik mieszkający w Niemczech - Maciej Miereczko

Prawie cztery minuty po polskiej biegaczce, w tym fragmencie trasy, pojawiła się ubiegłoroczna zwyciężczyni imprezy - Marokanka Aicha Bani. Trzecia była Białorusinka Svietlana Kowgań. Sytuacja zmieniła sięnieco po 33. kilometrze, niemniej Polka prowadziła niezagrożona. Z trasy zeszła Marokanka, a na drugie miejsce awansowała Ukrainka Iryna Masnyk.

Nasza reprezentantka miała nad główną rywalką ponad 7 minut przewagi. Jeśli mogła przegrać, to tylko z upalem. Termometry wskazywały blisko 27 stopni. 

Ostatecznie Olga Ochal wygrała z wynikiem 2:41:21. Na mecie nad wspomnianą Iryną Masnyk miała aż 11 minut przewagi.

Zwyciężczyni w wywiadzie udzielonym tuż po zmaganiach przyznała, że jest to jej pierwsza wygrana w maratonie w karierze. Według bazy IAAF, na koncie ma 8 ukończonych maratonów. Nie wykluczone, że startów było więcej bo na liście nie ma m.in. 6. miejsce w Taipei w 2016 roku. 

Wyniki mężczyzn:

1. Iwan Barbaryka (UKR) 2:24:36
2. PawełOchal (POL) 2:24:39 
3. Gutu Abdeta Oddee (ETH) - 2:25:32 
4. Demeke Wosene (ETH/GER) 2:26:12 
5. Mohamed Hadjj (ETH) – 2:29:50

Wyniki kobiet:

1. Olga Kolendarova Ochal (POL) - 2:41:21 
2. Iryna Masnyk (UKR) - 2:52:11 
3. Swietłana Kowgań(BLR) - 2:53:44 
4. Julia Bongiovanni (GER) - 2:57:01 
5. Katharina Matz (GER) - 3:03:15 

RZ


Birmingham: Polka wygrywa bieg serii Great Run!

$
0
0

Aleksandra Lisowska zwyciężyła w Birmingham bieg na 10 km. Impreza rozgrywana była w ramach popularnej serii Great Run. Biegaczka poprawiła kolejny rekord życiowy. Wysoko uplasowała się też Angelika Mach

Lisowska, zawodniczka AZS UWM Olsztyn uzyskała rezultat 34:14 poprawiając najlepszy wynik w karierze o 43 sekundy. Niedawno,podczas Orlen Warsaw Marathon wyśrubowała życiówkę w maratonie i to aż o blisko 7 minut - na 2:33:13. Również w Łomży, podczas Mistrzostw Polski na 10 000 m, ustanowiła najlepszy czas w karierze - 34:28.28. Tym razem biegaczka z Braniewa błysnęła formąna Wyspach.

Lisowsla wyprzedziła o 5 sekund Irlandkę Shone Heaslip. Trzecia była Włoszka Fatna Maraoui z wynikiem 34:26.

Na szóstej pozycji uplasowała się druga z naszych reprezentantek Angelika Mach, która uzyskała wynik 35:35. 

W rywalizacji mężczyzn wygrał Moses Kipsiro - brązowy medalista mistrzostw świata w biegu na 5000 m z 2007 roku. Ugandyjczyk uzyskał czas 29:08. Drugi był Brytyjczyk Andy Vernon - wicemistrz Europy w biegu na 10 000 m z Zurychu, który trasę pokonał w 29:35. Podium uzupełnił Amerykanin Luke Traynor, który uzyskał wynik 30:01.

W Simplyhealth Great Birmingham 10K wzięło udział ponad 7 tys. osób.

RZ

 

Wings for Life World Run 2018: Sukcesy Polaków w RPA i Australii, ale bez globalnego podium. Druga wygrana wózkarza [ZDJĘCIA]

$
0
0

Przyzwyczajeni do sukcesów w ostatnich edycjach „światowego biegu” ostrzyliśmy zęby na kolejne zaszczyty dla Biało-Czerwonych w tej imprezie. Podium tym razem nie było, były za to dobre biegi i dobre miejsca naszych zawodników w rankingu globalnym. Wygrał po raz drugi z rzędu zawodnik na wózku ręcznym. Przewaga, z jaką to zrobił każe jeszcze mocniej zastanowić się nad sensownością rywalizacji wózkarzy i biegaczy w tej samej kategorii.

Ale po kolei...

Dokładnie 102 862 osoby w 12 miastach na świecie i kilkuset kolejnych lokalizacjach wirtualnych, zgłosiło się do piątej edycji biegu Wings for Life World Run, biegu, którego celem jest zbieranie funduszy na badania nad uszkodzeniami rdzenia kręgowego; wszystkie opłaty startowe są przeznaczane na ten właśnie cel. Ostatecznie wystartowało kilkanaście tysięcy osób mnie - 75 701 osób odnotowanych w systemie biegu. Poznań po raz kolejny stał się jedną z największych lokalizacji biegu, z piątą frekwencją w ujęciu globalnym (8 120 osób zgłoszeń, 7 193 osoby na starcie). Z telefonami biegano m.in. w Ustroniu, Białymstoku i Kaletach.

W stolicy Wielkopolski zmianie uległa lokalizacja miasteczka biegowego (przeniesione znad Malty do Międzynarodowych Targów Poznańskich) i trasa biegu, poprowadzona w odwrotnym kierunku względem lat ubiegłych. Reguły gry pozostały niezmienne - biegacze ruszyli przed siebie o godz. 13:00. Po 30 minutach na trasę wyjechał samochód meta - z początkową prędkością 15 km/h. W miarę upływu czasu przyspieszał do 16, 17, 20 km/h i ostatecznie do 35 km/h.

Gwiazdy kontuzjowane lub zapracowane

Polskie gwiazdy WfLWR - Bartosz Olszewski i Dominika Stelmach - wybrały na ten rok zagraniczne starty. Bartosz - najlepszy biegacz ubiegłorocznej edycji w ujęciu globalnym z wynikiem 88 km (lepszy był tylko zawodnik na wózku Aron Andersson– 92 km, który tym razem rywalizował w Sunrise na Florydzie) - wybrał się do Rio de Janeiro, niemniej ze względu na kontuzję tylko rekreacyjnie; przemaszerował 3,76 km. Dominika - globalna zwyciężczyni WfLWR sprzed roku, pobiegła w Pretorii w RPA. Tomasz Walerowicz - triumfator dwóch ostatnich edycji biegu w Poznaniu, kilka miesięcy wcześniej ogłosił zakończenie biegowej kariery; postawił na karierę zawodową i rodzinę.

W globalnej stawce zabrakło też m.in. znakomitego Włocha Georgio Calcaterry czy nieprzewidywalnego Kolumbijczyka Huamana Remigio Quispe. Z kolei zwycięzca edycji 2014 i 2015 Lemawork Ketema pobiegł rekreacyjnie w Wiedniu, pchając wózek inwalidzki.

Dla jednych piątka, dla innych maraton...

Pierwsze godziny biegu to tradycyjnie święto amatorów – jedni pokonywali symboliczny odcinek kilkuset metrów, inni kończyli zmagania na zaplanowanym wcześniej dystansie 5 czy 10 km. Jeszcze inni walczyli do upadłego by nie dać się połknąć samochodowi - mecie (w Polsce prowadził go ponownie Adam Małysz).

Po godzinie biegu w Poznaniu rywalizowało jeszcze 6 160 z 7 193 osób, a stawkę prowadzili Marcin Kęsy i Iwona Maciąg. Na świecie, na oficjalnych trasach i za pośrednictwem aplikacji – biegło wówczas 76 881 osób. Pierwszym liderem został czarnoskóry Admire Muzopambwa, biegnący w Pretorii w RPA.

Warunki do biegania na świecie były skrajnie różne – od 9 stopni w ekwadorskim Quito, położonym na wysokości 2800m n.p.m., przez 14 stopni Celsjusza i nocną porę rywalizacji w Melbourne, po 34 stopnie w Indiach, gdzie biegano za pośrednictwem aplikacji. W Poznaniu temperatura oscylowała wokół 20 kreski na termometrze.

Maratończycy w natarciu

Po 90 minutach biegu i ok. 17 kilometrach pokonanych przez samochód metę, stawkę w Poznaniu prowadzili maratończycy Wojciech Kopeć (kolejny start w imprezie, w 2015 r. uzyskał dystans ponad 61 km) i Wioletta Paduszyńska (zwyciężczyni m.in. 35. Toruń Marathonu). Po wielkopolskiej trasie biegło wtedy już tylko 3 742 zawodników, pozostali odbierali już medale w miasteczku biegowym na terenie MTP.

Na świecie liderem był wciąż Admire Muzopambwa. W Pretorii doskonale poczynała sobie Dominika Stelmach, która prowadziła na tym etapie rywalizację kobiet w tej lokalizacji. Polka, która przygotowuje się do startu w Comrades Marathon potraktowała start w RPA (na wysokości 1300 m n.p.m) jako swoisty rekonesans przed docelową imprezą. Niemniej chciała walczyć o pełną stawkę (założyła bieg na tempo ok. 4 min. / km i wynik zbliżony do ubiegłorocznego – 68,21 km).

Skala trudności biegu sukcesywnie rosła – zmęczenie się nawarstwiało, samochód meta przyspieszał.

Po dwóch godzinach biegu i 24 km pokonanych przez „catchar car”, w rywalizacji pozostawało już tylko 5 800 osób na całym świecie (wliczając aplikacje mobilne), w tym nieco ponad tysiąc w Poznaniu. W Polsce prowadzili wspólnie Wojciech Kopeć i Dariusz Nożyński, wicemistrz WfLWR Poznań z ubiegłego roku, a w biegu pań Wioletta Paduszyńska. Na świecie liderem był wciąż Admire Muzopambwa (piąte miejsce zajmował wózkarz Aron Anderson) i Vera Nunes, biegnąca w Niemczech (trzecia zawodniczka ubiegłorocznej edycji globalnie). Dominika Stelmach plasowała się w tamtym momencie w ścisłej czołówce (strata ok. 2,5 km do Portugalki wg danych organizatora).

Ultraściana

Po 2,5 h rywalizacji na trasie walczyło jeszcze nieco ponad dwa tysiące zawodników na całym świecie. W Poznaniu już tylko 338 osób. Świetną dyspozycję prezentowały Dominika Stelmach i Wioletta Paduszyńska, plasując się w „top 5” biegu w ujęciu globalnym! Samochód meta jechał już z prędkością 17 km/h.

Po 2 godzinach i 40 minutach zmienił się lider w Polsce. Wojciech Kopeć oddał prowadzenie Dariuszowi Nożyńskiemu, który w asyście rowerzystów organizatora powoli zbliżał się do dystansu maratonu. Zmienił się też lider na świecie – na czoło stawki wysforował się obrońca tytułu globalnego zwycięzcy, wózkarz Aron Anderson. Rywalizację kobiet prowadziła Portugalka Vera Nunes.

W trzecią godzinę „światowego biegu” biegu wkroczyło już tylko 552 biegaczy na całym świecie (wliczając aplikacje mobilne). Na tym etapie rywalizacji liczniki samochodu mety pokazywały już dystans 39 km. Liderzy globalnej rywalizacji byli jednak o wiele dalej – Aron Anderson na 51. kilometrze, Vera Nunes na 46. kilometrze. Polscy liderzy biegu plasowali się na 7-8 miejscu w globalnym rankingu, z dorobkiem ok. 43 km (Stelmach i Paduszyńska) oraz 48 km (Nożyński).

W międzyczasie na prowadzenie biegu w Melbourne wyszedł... Jacek Cieluszecki, ultramaratończyk, zwycięzca WfLWR 2017 w Cambridge, zamieszkały na stałe w Wielkiej Brytanii. Ze wszystkich liderów miał najbardziej korzystne warunki biegu – ok. 10 stopni Celsjusza i gwiazdy nad głową.

Znamienny uśmiech

Po 3,5 godzinie biegu przed samochodem metą uciekało już tylko 128 osób na całym świecie, w tym 18 w Poznaniu (wg. systemu organizatora).

Po 3 godzinach i 33 minutach, po pokonaniu 48,9 km swoją metę znalazła Wioletta Paduszyńska, zostając zwyciężczynią poznańskiej edycji Wings for Life World Run 2018, i jak się później okazało – dziewiątą zawodniczką imprezy w ujęciu globalnym. Na spotkanie z Adamem Małyszem tylko się uśmiechnęła. Mistrz z Wisły... musiał jechać dalej. Na trasie w stronę komorowa zmierzało jeszcze 14 Polaków, prowadzonych przez Dariusza Nożyńskiego.

Sto metrów od sławy

Po 3 godzinach i 37 minutach „catcher car” dogonił Dominikę Stelmach. Polka wygrała rywalizację w Pretorii z wynikiem 49,42 km, ale na jej twarzy widać było niedosyt. Dominika zajęła czwarte miejsce w globalnym rankingu – do podium zabrakło ponad 4 km.

Korespondencyjny pojedynek o wygraną stoczyły Portugalka Vera Nunes, biegnąca w Monachium, Chorwatka Nikolina Sustić, biegnąca w szwajcarskim Zug i Rosjanka Olesya Nugaleva, rywalizująca w tureckim Izmirze. Bieg na kilometry przekształcił się w bieg na metry, bo wszystkie zawodniczki poruszały się w podobnym tempie. Szacunki organizatora, uwzględniające odległość samochodu mety do każdej z trzech biegaczek, wskazywały, że zwyciężczyni uzyska ok. 54 km.

Pasjonujący pojedynek rozstrzygnął się szybciej i… bardzo szybko, bo w ciągu zaledwie 30 sekund. Pierwsza z rywalizacji o wygraną odpadła OlesyaNugalewa (pokonała dystans 53,6 km). Po kilkunastu sekundach, niemal jednocześnie „catcher car” dopadł Verę Nunes i Nikolinę Sustić.

Ostatecznie globalną zwyciężczynią Wings for Life World Run 2018 ogłoszono Verę Nunes (53,78 km). Pierwszą trójkę dzieliło zaledwie 100 metrów! To najbardziej zacięta edycja w rywalizacji Pań w historii globalnej imprezy!

- Nie mogę w to uwierzyć. To mój najgorszy kilometraż w historii imprezy, ale wygrałam. Niesamowite! - skomentowała na mecie Vera Nunes.

Nie dawał za wygraną

Wyścig mężczyzn dopiero wkraczał w decydującą fazę. W piątą godzinę biegu wbiegło 34 zawodników, w tym m.in. rywalizujący wirtualnie rekordzista świata w biegu z wózkiem Kanadyjczyk Calum Neff, a także dwóch Polaków - Dariusz Nożyński w Poznaniu i Jacek Cieluszecki w Melbourne. Prowadził Aron Anderson z wynikiem ponad 66 km. Widać było, że bardzo chce poprawić swój ubiegłoroczny wynik 92 km (pomiary cząstkowe wskazywały, że jechał szybciej niż w ubiegłorocznej edycji, prognoza mówiła o 94 km na mecie).

Po Dariuszu Nożyńskim było widać zmęczenie. 38-latek zatrzymywał się na punktach z wodą, rozciągał ciało, dużo pił, obficie się polewał (tylko wodą, bo jak przyznał w jednym z wywiadów nie stosuje na co dzień żadnych izotoników ani odżywek).Samochód meta jechał już z prędkością 20 km/h i sukcesywnie skracał dystans do naszego zawodnika. Po kilku minutach dopadł w końcu Nożyńskiego. Nie udało się powtórzyć ubiegłorocznego wyniku – 68,3 km – ale z wynikiem 66,86 km udało się wygrać w Poznaniu. 

Globalnie Dariusz Nożyński uplasował się na wysokim dziesiątym miejscu.

– Chciałem pobić swoją życiówkę w tej imprezie, czyli ok. 70 km, ale po 10 km wiedziałem, że nie pozwoli mi na to pogoda. Dodatkowo moja lewa noga nie była w 100 procentach zdrowa. Biegliśmy z kolegą (Wojtkiem Kopciem - przyp red.) do maratonu, potem była już samotna walka z dystansem. Koledzy na rowerach dopingowali i tak dociągnąłem do 67. kilometra – opowiadał na mecie Pan Dariusz.

- Oddech Małysza czułem od 50. kilometra, gdy był jakieś 8 km za mną. Miałem już dość biegu, ze względu na nogę…

- To, że wygram czułem dawno. Kolega nie był dla mnie przeciwnikiem na dystansie ultra, na krótszym na pewno tak. Nie ma życiówki, ale trzeba się cieszyć tym co jest...

- W ubiegłym roku debiutowałem w WflWR. Chciałem zobaczyć jak to wygląda, pobiegłem z fantazją. W tym roku planowałem ten start. Niestety było dużo cieplej. Rok temu było chyba z 8 stopni, bo zmarzłem… To był dopiero mój drugi bieg ultramaratoński. Biegam maratony, hobbystycznie po godzinach... - opowiadał dziennikarzom specjalista IT Dariusz Nożyński. Dodał, że jest szansa, że i w przyszłym roku zobaczymy go na trasach Wings for Life World Run.

Najlepszym Polakiem tegorocznej imprezy został Jacek Cieluszecki, który wygrał w Melbourne z wynikiem 67,3 km. Globalnie uplasował się na dziewiątym miejscu.

And the winner is…

Po 4,5 godz. na trasie zostało już tylko czterech zawodników (Admire Muzopambwa pożegnał się z biegiem po pokonaniu nieco ponad 63,2 km, wygrywając w Pretorii). Po kolejnych 10 minutach stawka skurczyła się do 3 zawodników. Prowadził niezagrożony wózkarz Aron Anderson.

Kroku próbowali mu dotrzymać Niemiec Andreas Strassner, biegł w Monachium, i Rosjanin Aleksandr Cheburkin, biegnący w gruzińskim Kakheti. Obaj biegacze tracili do wózkarza już jednak ponad 8 km w dystansie i już na wiele, wiele minut przed zakończeniem imprezy można było ogłosić zwycięzcę. Anderson uniósł ręce w geście zwycięstwa już na 77. kilometrze. Na mecie zmierzono mu 89,85 km. 

- Zbieramy pieniądze na leczenie urazów kręgosłupa. Dziękuj wszystkim za to, że zorganizowaliście ten wyścig. Jestem potwornie zmęczony. Chciałem pojechać jeszcze dalej by zebrać jeszcze więcej pieniędzy... - powiedział na mecie Aron Anderson.

Najlepszym z biegaczy Wings for Life World Run 2018 został Aleksandr Cheburkin, który nabiegał 74,72 km. Trzeci w rankingu Andreas Strassner uzyskał dystans 76,7 km.

red. na podst. transm. online / TVN24

fot. Red Bull Content Pool



Koncertowy maraton Galena Ruppa w Pradze [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Dwadzieścia dni temu schodził z trasy w stolicy stanu Massachusetts. W niedzielę cieszył się z wygranej w czeskiej Pradze i nowego rekordu życiowego. Galen Rupp w najlepszy możliwy sposób odbił sobie nieudany start w Maratonie Bostońskim.

To nie był łatwy bieg dla Ruppa. Początkowo na czele utrzymywał się Etiopczyk Sisay Lemma, podążający z jednym z pacemakerów. Pierwsze 10 km lider pokonałw czasie 29:28. Galen Rupp znajdował się blisko, w drugiej grupie zawodników (międzyczas na 10. kulometrze - 29:36).

Ucieczka Afrykańczyka szybko została skasowana. Siedmiu zawodników zameldowało się na półmetku, z wynikiem ok. 1:03:02. O ile wspomniany Etiopczyk, posiadający rekord życiowy 2:04:08, mógł wytrzymać zawrotne tempo, tak dla Galena Ruppa, z życiówką 2:09:20, wydawało się ono zabójcze.

Po zejściu pacemakera Galen Rupp był bardzo aktywny. Widać było, że zależy mu na wygranej. Ok 38. kilometra przypuścił atak i urwał się wspomnianemu Lemmie. Wygrał z wynikiem 2:06:07, poprawiając życiówkę o blisko 3 minuty! Niewiele zabrakło mu też do rekordu USA (2:05:38 – red). 

Drugi na metę wbiegł wspomniany Sisay Lemma, z rezultatem 2:07:02. Dodajmy, że zawodnik ten wygrał pierwszą edycję ORLEN Warsaw Marathon w 2013 roku. Trzeci był Kenijczyk Stephen Kwelio Chemlany, z rezultatem 2:09:42. 

W rywalizacji kobiet wygrała Kenijka Bornes Jepkirui Kiturz wynikiem 2:24:19. 

Podium uzupełniły dwie Etiopki Beleynesh Oljira – brązowa medalistka mistrzostw świata w biegu na 10 000 m z 2013 roku, która uzyskała wynik 2:25:13, oraz faworytka - Amane Gobena, pokonując dystans w 2:27:43. 

W Czechach wystartowała spora grupa Polaków.Najwyżej uplasowali się Radosław Gajewski, który zajął 66. miejsce wśród mężczyzn, z wynikiem 2:50:03, oraz Alicja Kordowska, która była 52. wśród pań, z czasem 3:25:41. 

Wyniki Polaków (netto do 4 godzin):

76. Radosław Grajewski - 2:50:03 
123. Janusz Pietrasiak - 2:55:07
197. Mariusz Michalak - 2:59:38
236. Krzysztof Kryczka - 3:02:22
252. Wojciech Wojciechowski - 3:04:04
315. Mirosław Kalembkiewicz - 3:08:08
319. Andrzej Zaczyk - 3:07:43
356. Piotr Starzyński - 3:10:04
503. Sławomir Gnat - 3:16:07
511. Marcin Zaczyk - 3:16:28
544. Zbigniew Naparty - 3:16:09
553. Damian Kurzelowski - 3:16:40
583. Adam Mowny - 3:18:45
637. Dariusz Zdebel - 3:20:23
658. Piotr Kalembkiewicz - 3:21:20
668. Piotr Gręda - 3:19:49
692. Andrzej Olborski - 3:21:47
756. Grzegorz Adamczak - 3:23:14
789. Mariusz Stafiej 3:24:42
822. Alicja Kordowska - 3:25:41
862. Henryk Maruszak - 3:26:00
864. Marcin Lewiński - 3:26:34 
873. MichałMroczkowski - 3:24:58
878. Dariusz Szut - 3:26:45
897. Mariusz Droździel - 3:27:44
930. Marcin Łukasik - 3:27:33
937. Maja Michalak - 3:27:08
984. Damian Mikołowicz - 3:27:54
1008. MichałLewiński - 3:29:36
1018. Jacek Paprota - 3:30:10
1026. Piotr Nawrat - 3:30:57
1038. Tadeusz Pęksa - 3:30:29
1091. Łukasz Sedkowski - 3:29:32
1121. PawełMarcinkowski 3:31:14
1196. Radosław Salach - 3:32:08
1201. Waldemar Laskowski - 3:33:27
1310. Damian Dąbrowski - 3:30:09 
1322. Maciej Sidorowicz - 3:36:40
1341. Jakub Jezierski - 3:36:49
1396. PawełForemczański - 3:39:04
1451. Grzegorz Stawiński - 3:38:42
1452. MichałNiedbała - 3:37:57
1475. Tomasz Wróbel - 3:40:15
1479. Konrad Dupla - 3:40:49 
1506. Marcin Kwańsiewski - 3:40:30
1524. Piotr Cal - 3:38:20
1581. RafałTamborski - 3:41:53 
1653. Waldemar Fijałkowski - 3:41:18
1660. Krzysztof Kozak - 3:43:36
1666. Jarosław Kołodziejczyk - 3:41:36
1710. PawełStroczyński - 3:44:11
1720. Łukasz Kocia - 3:43:52
1727. Andrzej Krzak - 3:44:25
1757. Przemysław Budzyński - 3:43:49
1780. Agnieszka Ceranowska - 3:43:22
1782. Andrzej Kula - 3:42:42
1792. Waldemar Kołodziej - 3:39:19
1810. Andrzej Schiewe - 3:42:48
1849. Tomasz Masajda - 3:44:53
1878. Ziel Kry - 3:46:31
1927. RafałMaruszczak - 3:49:04 
1955. ŁukaszŁabędź- 3:48:02
2094. Mariusz Nowakowski - 3:47:59
2131. Sławomir Kurzawa - 3:45:19
2161. Kinga Puszkarska - 3:51:26
2230. Marcin Malinowski - 3:47:42
2240. Marcin Kuźniar - 3:55:12
2247. Kazimierz Iszczak - 3:51:28
2260. Dariusz Zwardoń- 3:46:52
2264. Robert Grabkowski - 3:55:17
2286. Grzegorz Skubis - 3:54:54
2292. Mirosław Marchel - 3:53:36
2323. Mariusz Jura - 3:55:57
2333. PawełStaniszewski - 3:49:18
2347. PawełSzewczyk - 3:55:09
2355. Wojciech Królikowski - 3:55:56
2426. Marcin Michalski - 3:55:28
2450. Marcin Gierach - 3:57:29
2467. Marcin Latoszyński - 3:57:03
2500. ŁukaszŁagoda - 3:56:17
2513. Dawid Żarnowski - 3:56:51
2557. Łukasz Jankowski - 3:55:25
2563. Grzegorz Gardyś- 3:58:33
2603. PawełZybura - 3:59:40
2628. Jakub Barchański - 3:57:42
2633. Aleksandra Norkowska - 3:53:35
2654. Konrad Zarębski - 3:56:13
2680. Jacek Rozek - 3:54:57

opr. red.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Trochę mniej gór, dużo więcej przeszkód – Górski Festiwal RMG w Myślenicach [ZDJĘCIA]

$
0
0

Górski Festiwal Runmageddonu, tradycyjnie rozgrywany w majówkę w beskidzkich Myślenicach, rozpoczął się w piątek 4 maja od najmocniejszego uderzenia. Już od 7:30 rano na trasę zaczęły wyruszać pierwsze fale uczestników najdłuższych dystansów: Ultra i Hardcore. Ten drugi miał dystans okołóo 22 km, a jego najeżona około 70 przeszkodami pętla prowadziła stokami gór na obydwu brzegach Raby, no i oczywiście również samym korytem rzeki. O Górę Chełm tym razem ledwie zahaczała, natomiast duża jej część przebiegała na Uklejnej. Ultrasi, jak zwykle, już trzeci rok z rzędu mieli do pokonania dwie pętle Hardcora.

Tym razem znacznie mniej trasy niż przed rokiem prowadziło dnami górskich potoków, było natomiast więcej odcinków w Rabie – na co poprzednio nie pozwolił zbyt wysoki stan wody. Z naturalnych utrudnień chyba najbardziej dawały w kość bardzo stroma, ponad kilometrowa pętla z oponami oraz wyjątkowo wredne podejście wprost z doliny, które chyba wszyscy pokonywali na czterech łapach. Ogólnie miała mniej przewyższeń i terenowo można ją uznać za łatwiejszą od zeszłorocznej. Ale coś za coś – organizatorzy poszaleli z przeszkodami, zmuszając zawodników do wykazania się potężną siłą i wytrzymałością rąk. Kilka przeszkód, jak np. Aquaman (skok do wody z klepnięciem dzwonka w locie) i Wariat (obrotowa rura z wypustkami), miało swój debiut na RMG, a słynny Multirig został znacznie utrudniony: oprócz gimnastycznych kółek i bujającego się drąga, na samym końcu był do przejścia na rękach odcinek na stalowych kulkach.

W RMG Hardcore, zaliczanym do Ligi OCR, najszybsi w elicie byli: Sebastian Kasprzyk (2:31:11), Tomasz Oślizło (2:31:53), obaj z xRunners i Dawid Hajnos z Gorący Potok Team (2:34:01) oraz Małgorzata Szaruga z Socios Silesia (3:18:05), Małgorzata Daszkiewicz z Power Training (3:39:16) i Izabela Frontczak z Husarii Race Team (3:54:42). Drużynowo wygrała Husaria Race Team, przerywając ostatnią dominację xRunners, którzy zajęli drugie miejsce. Podium dopełnili Socios Silesia. Hardcora ukończyło 1202 zawodników. Pełne wyniki TUTAJ.

Prestiżowy bieg Ultra w elicie wygrali: Wojciech Brzoskwinia z Husarii Race Team (6:26:09) przed Mateuszem Salamonem z Power Training (6:50:02) i Krzysztofem Chomiczem z Husarii Race Team (6:58:46) oraz jedyna finiszerka z czterech kobiet, które wystartowały w elicie – Justyna Kępa z Husarii Race Team (11:23:21). Husaria tu też wygrała drużynówkę, znów wyprzedzając xRunners. Ultra ukończyło 317 biegaczy na 406 startujących, a więc zdecydowanie wyższy odsetek niż w poprzednich latach, kiedy kończyła około połowa. Pełne wyniki TUTAJ.

W klasyfikacji Elite Masters najszybszy był finiszer RMG Sahara, Mariusz Augustyniak z xRunners. – Trasa Ultra była ciężka jak to w górach – opowiadał – a w porównaniu z ubiegłym rokiem, kiedy też tu biegłem, było znacznie więcej ciekawych przeszkód. Ręce musiały ciężko pracować, jak ktoś jest tylko biegaczem, to sobie tu nie poradzi. Tegoroczna mi chyba bardziej odpowiadała, bo wygrałem Masters – zakończył ze śmiechem – chociaż zaraz, wtedy też wygrałem!

Ze zwycięzcami elity Ultra, Justyną i Wojtkiem, również porozmawialiśmy – wywiad wkrótce u nas.

W sobotę 5 maja rozegrano Rekruta na dystansie około 8 km. Umieszczono na nim wspomniane wcześniej wyjątkowo strome podejście, odcinek rzeczny i oczywiście sekwencję najciekawszych przeszkód w miasteczku zawodów na Zarabiu. Dwaj najszybsi panowie w elicie to niezmordowani zwycięzcy Hardcora z x Runners z poprzedniego dnia, zamienili się tylko miejscami: Tomasz Oślizło (49:44) i Sebastian Kasprzyk (51:18). Trzeci był Mateusz Krawiecki z Husarii Race Team (51:35), chyba na dobre przerywając swoją niedawną klątwę „wiecznie czwartego”. Najlepszą z pań okazała się ponownie nasza najbardziej utytułowana zawodniczka OCR Małgorzata Szaruga z Socios Silesia (1:09:11), wyprzedzając Adrianę Wierzchowiak z Husarii Race Team (1:10:44) i Magdalenę Bentkowską z Dirty Sparrows (1:25:53). Drużynowo znów wygrała Husaria (jedyna sklasyfikowana drużyna w elicie). Rekruta ukończyło 1868 biegaczy. Pełne wyniki TUTAJ.

– Niby to najgorsze miejsce – stwierdził czwarty dziś Przemysław Senderski z Husarii Race Team – ale byłbym jeszcze dalej, gdyby pobiegło więcej zawodników z czołówki, a oni wybrali wczorajszego ligowego Hardcora. Pierwsza trójka mi uciekła na płaskim odcinku wzdłuż rzeki, biegowo nie jestem tak szybki, jak oni. Była tylko jedna większa góra, za to bardzo stroma, potem wzdłuż Raby i na koniec dużo technicznych przeszkód, co mi się podobało. Szkoda tylko, że dziś nie było Wariata, który wczoraj zadebiutował na Hardcorze.

– To już był nasz trzeci wspólny Rekrut – opowiadał nam Dawid z drużyny SWD Forma Team, której zielone koszulki wyróżniały się w tłumie – a jeszcze w tym roku chcemy spróbować Classica. Dziś biegliśmy liczną drużyną, podzieliliśmy się na mniejsze grupki dla wzajemnej pomocy, ale trasa nie była aż tak trudna.

W sobotę miała miejsce nowość w historii RMG: konkurs skoków z liny do wody na Indianie Jonesie. Wystartowała w nim czternastka śmiałków, w tym trzy panie. Niektórzy w strojach superbohaterów, jeden przebrany za... samochód, a inni całkiem zwyczajnie, za to z akrobatycznymi umiejętnościami. Dwaj najlepsi mieli do wygrania lot z pilotem akrobatycznym. Wartość artystyczną skoków oceniało jury złożone z organizatorów RMG z prezesem Jarem Bienieckim na czele. Wygrał Tomasz Kazior z ekipy wolontariuszy Runmageddonu, a do wyłonienia drugiego nagradzanego miejsca potrzeba było aż trzech dogrywek. Ostatecznie uzyskał je Radosław Mostowski z łódzkiej drużyny Sportera OCR, który dzień wcześniej ukończył Ultra.

Jako rozgrzewkę przed wyścigiem kolarskim MTB Łańcut potraktowała Rekruta Joanna Majewska z Rzeszowa, która walczyła jak lwica na jednej z ostatnich przeszkód – Pole Dance, a wcześniej sama siebie zaskoczyła, pokonując Multiriga. – Dwa lata temu więcej biegałam z przeszkodami, teraz to trochę dyscyplina uzupełniająca do kolarstwa – przyznała. Nie przeszkodziło jej to jednak zająć drugiego miejsca w klasyfikacji open kobiet!

– Łatwy był ten Rekrut w porównaniu z wczorajszym Hardcorem, jak i ogólnie z zeszłorocznymi Myślenicami – stwierdził festiwalowy ambasador Robert Łopuch. – Ogólnie było mniej gór, z wyjątkiem tego pierwszego stromego podejścia. Robert w tę majówkę poprzestał „tylko” na Hardcorze i Rekrucie – poprzednio wsławił się zdobyciem „weekendowego Weterana”, kończąc Rekruta, Classica i Hardcora.

„Weterana Plus” można powiedzieć, że zdobył natomiast Paweł Tiahnybok (Socios Silesia, Dziady OCR), w trzy dni robiąc Ultra, Rekruta i Classica. – Ten Classic był już tak na dobicie – powiedział w niedzielę na mecie ostatniego z biegów – przynajmniej na Indianie było przyjemniej wpaść do zimnej wody dla ochłody, bo ten ostatni dzień był najgorętszy. Szkoda, że na Uklejnej nie było już niektórych przeszkód z Hardcora i Ultra. Najbardziej jestem zadowolony, że teraz pokonałem w całości Multiriga, bo na Ultra na nim straciłem opaskę elity – przyznał.

RMG Classic odbył się w niedzielę 6 maja. Organizatorzy nie poskąpili kilometrów, dając ich około 15 zamiast typowej dla tego dystansu dwunastki. Tym razem na trasie nie znalazła się wspomniana „ściana śmierci”, za to dorzucono górską pętlę na Uklejnej oraz znaną już z Hardcora i Ultra słynną Tę Jedyną – ponad 40-metrowy trawers na pojedynczej linie przez całą szerokość Raby, który mało kto pokonuje do końca. Działała również nowa przeszkoda – Aquaman, która w piątek była dostępna tylko dla pierwszych fal Ultra, a później została wyłączona przez kłopoty techniczne. Polegała ona na wyskoku z trampoliny do dołu z wodą i klepnięciu w locie wysoko zawieszonego dzwonka. Zawodnicy zgodnie uznawali Aquamana za przeszkodę dnia.

W Classicu na podium stanęli trzej Husarze: Mateusz Krawiecki (1:32:58), Jacek Konewka (1:33:18) i Przemysław Senderski (1:34:42) oraz szwedzka trójka pań z Team Extremfabriken: Madeleine Larsson (2:08:27), Johanna Dermer (2:15:34) i Eva-Lena Törner (2:37:21). Drużynowo wygrała Husaria Race Team przed Team Extremfabriken. Classica ukończyło 589 uczestników. Pełne wyniki TUTAJ.

Sympatyczna grupa Szwedów z Team Extremfabriken pierwszy raz przyjechała na zawody do Polski. – Specjalnie na samo południe Waszego kraju, żeby było cieplej, chociaż mieliśmy najdalej – śmiał się jeden ze Skandynawów – bo my mamy chłodniejszy klimat.

Absolutnym debiutantem na RMG, choć już ogólnie zaznajomionym z biegami przeszkodowymi, był na Classicu Dominik Kowalewski z łódzkich Szakali Bałut. Na dodatek zdecydował się wystartować od razu w elicie. Ciekawa trasa, trochę gór i dużo przeszkód – komentował na mecie – i wszystkie obowiązkowe pokonałem sam (za niezaliczenie m.in. Tej Jedynej i strzelania z paintballa nie traciło się opaski elity – red.), aż do tego nieszczęsnego Multiriga, gdzie w pierwszym podejściu spadłem z jednej z ostatnich kulek. W następnych próbach miałem już coraz mniej siły i nie dałem rady. Trzeba wzmocnić ręce, pochodzić na ściankę wspinaczkową i poćwiczyć.

Nasz reporter – można powiedzieć tradycyjnie – znów postanowił się zniszczyć na trasie Ultra. Czy udało mu się ponownie ukończyć ten morderczy dystans, dowiecie się wkrótce z osobistej relacji z trasy. Oprócz tego w najbliższych dniach na naszym portalu rozmowy z organizatorami majówki z RMG oraz zwycięzcami Runmageddonu Ultra.

KW


Po Rzymie w... pożyczonych butach. Jakub Nowak wygrywa w stolicy Italii

$
0
0

Dla wicemistrza Polski w maratonie z 2015 roku pobyt w słonecznej Italii miał być krótkim odpoczynkiem po ostatnich startach. Dał się jednak namówić klubowemu koledze na udział w zawodach Corri Bravetta, rozgrywanych na dystansie 10 km. Wygrał, choć pobiegł w pożyczonych butach!

Była to już ósma edycja biegu rozgrywanego w okolicach Villa Doria Pamphi, czyli jednego z największych rzymskich parków. Jego jedną z atrakcji jest tam rezydencja z XVII wieku. Start i meta zmagań znajdowały się przy Via dei Capasso. Trasa nie należała do płaskich.

Jeszcze w czwartek Jakub Nowak cieszył się z wygranej w Biegu Konstytucji 3 Maja w Warszawie, na dystansie 5 km. Trzy dni później triumfował w stolicy Włoch. Szybko powiedział „cześć” rywalom. Dystans 10 km pokonał w czasie 33:14. Nad rad drugim zawodnikiem Włochem Domenico Liberatore miał minutę przewagi.

– Biegu w Rzymie zupełnie nie planowałem. Byłem nieprzygotowany, na szczęście mój kolega klubowy, Rafał Nordwing, który na co dzień mieszka w Wiecznym Mieście i namawiał mnie na ten start, pożyczył mi swoje buty (śmiech) – mówi Jakub Nowak i tak opisuje bieg.

– Jeżeli chodzi o trasę to nie była ona spełnieniem marzeń - długie podbiegi, połowa trasa wiodąca ścieżkami parkowymi, z licznymi nierównościami i kamieniami. Druga połowa to pofalowane uliczki Rzymu – relacjonuje zawodnik LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża.

– Start potraktowałem typowo treningowo. Zresztą organizatorzy sami prosili żebym za mocno nie biegł (śmiech). Także starałem się rywalizować na poziomie drugiego zakresu wytrzymałości biegowej, co pozwoliło wypracować minutową przewagę nad kolejnym zawodnikiem.

– Bardzo się cieszę że udało się wygrać te zawody w tak szczególnym miejscu jakim jest stolicą Włoch – dodaje wicemistrz Polski w maratonie z 2015 roku.

Bieg ukończyły 1034 osoby. Dodajmy, że zwyciężczyni biegu kobiet Ukrainka Sofia Jaremczuk przybiegła na wysokiej czwartej pozycji open, z czasem 35:11. W tym roku uczestniczyła ona w mistrzostwach świata w półmaratonie w Walencji, gdzie zajęła 71. lokatę z rezultatem 1:15:27.

Corri Bravetta – wyniki:

Mężczyźni

1. Jakub Nowak (POL) - 33:14
2. Domenico Liberatore (ITA) - 34:12
3. Danilo Martin (ITA) - 34:57

Kobiety

1. Sofiia Jaremczuk (UKR) - 35:11
2. Camille Eugenie Chenau (ITA) - 36:50
3. Aurora Erimini (ITA) - 37:07

RZ


 

Kije, salami, piwo... Perun - trzecie stracie Ambasadora

$
0
0

Jest taka siła której nie da się poskromić. Nazywam ja „pasją” - pisze Marek Grund, Ambasador Festiwalu Biegów.

Jadąc rano na zawody miałem dziwne uczucie, że coś nie uda, że coś nie pójdzie po mojej myśli, a kolejny rok przygotowań do tego P(i)erua pójdzie znów na daremne. Oj jak ja się myliłem…

Pogoda była idealna - około 12 stopni i mocna mgła, ale ta w Perunie raczej przeszkadzać nie będzie. Może ewentualnie zakrywać te szczyty które trzeba zdobywać.

Ruszyliśmy o 9:15. Zegarek ustawiłem sobie na tętno i tylko to mnie miało interesować. Miałem się trzymać założonego i koniec - nie ma miejsca dla żadnych zrywów ani odstąpienia od planu. Start jest od razu pod górę na Javorovy, a uwierzcie mi, ta góra wyciąga z Ciebie już wszystko na samym starcie. Kije poszły od razu w ruch (w tym biegu, ze względu na trudność trasy, ponad 80% uczestników biegnie z kijami). Mgła była tak mocna że byłem cały mokry. Na rękach i nogach tworzył się okład rosy a po twarzy spływała woda. Z większości uczestników dosłownie parowało.

Javorowy zdobyty w 25 minut - szybko pomyślałem i rzuciłem się dalej, spoglądając co chwile na zegarek czy tętno w normie. Było, przez cały czas.

Szybki zbieg, ale ja trzymałem się swoich założeń. Zwolniłem trochę patrząc pod nogi. Pierwszy punkt kontrolny tylko przebiegłem, nie zatrzymując się nawet na sekundę. Kilka podbiegów i zbiegów. Na jednym z nich była ustawiona podwójna kolumna kibiców, przejście miedzy kolumnami było tak wąskie, że przebiegając w środku każdy był w stanie poklepać cię po plecach, podać rękę. A te słynne „Puć, puć” było tak głośne że nie było już nic innego słychać. Niesamowite uczucie! Wiem że pewnie to nie to samo jak na mecie UTMB ale wierzcie mi, kop niesamowity tam był.

Za podbiegiem zaczynał się lekki zbieg. W zeszłym roku Perun zasadził tu na mnie pułapkę, a ja w nią wpadłem jak śliwka w kompot. Dreszcz dosłownie przeszedł całe moje ciało, a ja nie spuszczałem wzroku z trasy aby znów nie upaść w tym miejscu i nie nabroić.

Teraz mega mocny i niebezpieczny zbieg do Rzeki. Niesamowicie urokliwe i piękne miejsce, przyjemnością było zbiegać pomiędzy skałami i strumykiem. Chwila rozmarzenia mogła się zakończyć natychmiastowym bolesnym upadkiem, ale byłem czujny. Czułem się jak kozica górska i wyprzedzałem. Zaczynałem wierzyć, że dziś naprawdę jest ten mój dzień.

W międzyczasie wyszło mega mocne słońce. Dobiegam do punktu w Rzece. Tutaj wypiłem tylko kubek izotniku i rzuciłem się na Prislop. Rzuciłem się i to dosłownie - przeskoczyłem tylko rów i zaatakowałem górę na pełnym rozpędzie. Prislop to bardzo specyficzny moment na trasie. Choć to zaledwie 2 km - jeden w górę i jeden w dół – pokonanie tego odcinka zajęło mi aż 30 minut. Szpiczasta „górka”, bo ona naprawdę nie jest wysoka, łączy się dosłownie z twoim ciałem i wysysa z Ciebie krew, odcina oddech z każdym krokiem w górę. Tym razem dorzuciła słońce, które cięło po karku.

Zapieram się mocno kijami, stawiam pewne kroki - kolejne kilka osób łyknięte pod górkę.

Kiedy jesteś już na górze myślisz że teraz z górki będzie łatwiej, nic bardziej mylnego. Zbieg jest tak ostry, że niektórzy tutaj schodzą, a raczej zjeżdżają na czterech literach. Poślizgnąłem się na samym początku i piekielnie przestraszyłem, na szczęście szybko znalazłem stabilne podparcie. Uspokoiłem oddech spojrzałem na zegarek i zacząłem powoli zbiegać. Czwórki wołały o pomstę do nieba a Perun już zacierał ręce. „Dzisiaj znów będziesz płakał - słyszałem go w myślach.

Koniec zbieg. Wylałem kilka kubków wody na głowę. Zjadłem parę żelków, trochę soli i biegłem dalej. Przede mną Sidelna. Tutaj zawsze przychodzą kryzysy. Góra jest długa i mozolna, ciągnie się i ciągnie, a to w górę a to w dół, i tak kilka razy. Sporo odsłoniętych fragmentów pozwalało słońcu wyciągać ze mnie kolejne pokłady energii. Gdzieś tam na szczycie było tak jak zawsze magiczne źródełko, z tą mega zimną wodą. Smakuje ona niczym nektar bogów. Oblałem całą głowę, napiłem się kilka łyków. Siła wstąpiła w moje ciało natychmiastowo, kolejna górka została zdobyta w na wysokim tempie.

Zbieg z Sidelnej musiał być baaardzo kontrolowany przez głowę – na trasie było bardzo dużo powalonych drzew i gałęzi, a między nimi liście. Zastanawiałem się dokładnie gdzie postawić nogę. Liście to najgorsze pułapki Peruna, naprawdę nigdy nie wiadomo co się kryje pod nimi, a do nieszczęścia naprawdę wystarczy ułamek sekundy. Minąłem na tym fragmencie trasy chyba 3 osoby, które już „miały po zawodach”, właśnie ze względu na te pułapki.

Uporałem się jakoś ze zbiegiem. Docieram do mojego ulubionego punktu kontrolnego w którym zawsze jest salami! Przecież one jest takie dobre, że OLABOGA !!! Nażarłem się tego prawie do syta, zapiłem 3 kubkami Coli i przypuściłem kolejny atak. Teraz czekał na mnie Ostry.

Nie wiem czemu, ale zawsze lubiłem tą górę. Mimo, że nie jest ona łatwa, czułem się na niej dobrze a to przecież już 30. kilometr. Było tak i tym razem. Zacząłem sobie śpiewać byłem sam wiec nikomu to nie będzie przeszkadzać...

„It's a beautiful day, the sky falls 
And you feel like it's a beautiful day 
Don't let it, get away”

Czułem się doskonale. Wiedziałem, że jak skończę zbieg z Ostrego, już nic złego nie będzie się mogło wydarzyć. Ale… Zaraz na początku zbiegu dzieje się coś czego kompletnie się nie spodziewałem. Spotykam parkę turystów. Siedzą sobie elegancko na ławce przy chatce i sączą napój bogów. Wskazałem gestem na piwko i zapytałem kulturalnie czy będą tacy uprzejmi i podzielą się łyczkiem ze spragnionym biegaczem. Facet wyciągnął piwo w moją stronę i w żarcie rzucił – 2 zł. Ha ha, zaśmiałem się na głos! Biegnę w obcym kraju a pomocną dłoń i tak wyciągnął do mnie Polak! Świetna sprawa!

Zrobiłem dwa soczyste łyki, podziękowałem i pobiegłem dalej. Lekko gorzkawy smak piwa poczułem w całym ciele. Boże jakie to jest pyszne ! Ale ja tego pragnąłem! Miałem już dość izotoników, dość żelków i krówek, którymi się odżywiałem na trasie (tak, serio może nastąpić taki moment ,że ma się już dość żelków, ale i tak się je dalej wcina).

Kolejny zbieg zapowiadał się obiecująco. Dłużył się, ale nie odpuszczałem tempa - cały czas przyśpieszałem. Gdzieś po drodze był punkt odżywczy, znów z salami! Zrobiłem to samo co poprzednio - podjadłem zdrowo i zapiłem colą.

Wolontariusz na punkcie tłumaczył, że to jest przedostatni punkt z wodą, że po drodze jest jeszcze jeden. Miałem w głowie mały śmietnik, więc mu uwierzyłem. Nie uzupełniłem zapasów, bo wiedziałem, że jeszcze starczy. Teraz czekało już przede mną tylko najtrudniejsze wyzwanie tego biegu. Drugie wejście na Javorovy, od tej gorszej strony, ze wspaniałym finiszem - „Grande Finale” - w postaci samego Peruna. Wiedziałem, że już na mnie czeka, że chce mnie zweryfikować.

Biegłem przez polany w stronę Javorovego i patrzałem pod nogi, chciałem wyciągnąć telefon i zadzwonić do Tomka. Cie chciałem być sam w tym momencie, czułem potrzebę pogadania z kimś bliskim zanim podejmę się ostatniego ataku. Ostatecznie postanawiam nigdzie nie dzwonić i poradzić sobie z głową samemu. A tam był już naprawdę spory kocioł – bałem się, że nie zdążę złamać magicznej bariery 6 godzin…

Wybiegłem na asfalt i byłem już pewny, że wolontariusz mnie wprowadził chyba przypadkowo w błąd. Punktu z wodą już nie było. Będę musiał miarkować łyki, aby starczyło do końca. Ale spoko, poradzę sobie z tym.

Dobiegam do Javorovego, Zatrzymuje się na sekundę, aby tylko na niego spojrzeć, aby podjąć rękawicę. Albo dziś, albo nigdy! To jest ten dzień Marunia! Bierz to! BIeg go!

Serpentyny, serpentyny a na deser serpentyny. Tak zaczyna się podejście na Javorovy - a to w lewo a to w prawo, cały czas pod górę. Co druga serpentynę mały łyk, z kontrolą stanu bukłaka. Goniłem grupę 4 osób, widziałem, że słabną, a ich przewaga maleje. Zatem przyśpieszyłem jeszcze trochę i wyprzedziłem ich przed samym Grande Finale.

Nie zatrzymałem się, nie próbowałem dojrzeć szczytu bo nie da się objąć wierzchołka na pionowej ścianie. Nie wypatrywałem też Peruna. Wiedziałem, że na pewno czeka - właśnie gdzieś tam. Spojrzałem tylko na zegarek. Wiedziałem ze mam niecałe 24 minuty na zdobycie góry, aby złamać te 6 godzin. Wbiłem kije w pionowa ścianę i postawiłem pierwsze kroki.

Kroki był małe i bolesne. Ale nie krzyczałem. Jeszcze... Robiłem swoje, wspinałem się zapierając się cały czas kijami. Wkrótce stało się to, czego się obawiałem - ze zmęczenia upadam na kolana i próbuje iść na czworaka.

Nagle pojawia się on, we własnej osobie - PERUN. Odziany w białą pelerynę, na nogach miał sandały. Jego twarz z długą siwą brodą, pod którą ukrywał swój szyderczy uśmiech. Spod kaptura peleryny powiewały białe jak śnieg włosy. W lewej ręce za plecami trzymał błyskawicę, którą miał mi wpakować w plecy kiedy tylko odpuszczę.

Wyciągnął do mnie prawą rękę i powiedział: „choć zaprowadzę Cię na szczyt”. Kiedy w słabości fizycznej i psychicznej zacząłem wyciągać rękę w jego stronę, mój umysł otrzeźwiał. Zerwałem się, złapałem go z nogi i rzuciłem na ziemię. Wyrwałem mu błyskawice z ręki i wbiegłem z nią na sam szczyt. Grande finale! „Dziś to ja wygrywam Perunie”! - krzyknąłem i rzuciłem błyskawicą w Peruna. Spojrzałem jeszcze na boskie widoki z szczytu…

Myślę, że w każdym z nas jest iskra sportu, czy to jest bieganie, piłka nożna, siatkówka czy bilard. Wystarczy, że odnajdziemy ta iskrę i odpowiednio ją rozdmuchamy. Stworzymy ogień, o który będziemy dbać. Pilnować, by nie zgasł. Gwarantuje Wam, że znajdziecie pasje na całe życie. Sport pozwala oderwać się od się od problemów życia codziennego. Ale to co robisz musi być na 100%. Ten SPORT musi być prawdziwy, a nie na pokaz…

No właśnie...

Jaki szok przeżyłem kiedy na szczycie nie zobaczyłem mety! Jak mogłem nie doczytać, że meta w tym roku jest dopiero na dole, a nie jak zawsze na szczycie Javorovego! Było mi już i tak wszystko obojętne. Pobiegłem w dół, w stronę mety. Spojrzałem na zegarek – 5h55’. Nie ma szans abym dobiegł łamiąc 6 godzin. Myślałem, że się załamie. Właśnie teraz, w momencie w którym wygrałem z samym Perunem. Moje sumienie jednak mówi mi, że już wygrałem i złamałem 6 h bo dla mnie meta była na górze zaraz za Grande Finale, zaraz za sercem tego biegu.

Biegłem w dół a moje czwórki paliły mnie żywym ogniem. Niesamowity ból przeszywał moje ciało. Ale ja już słyszałem głosy z mety, słyszałem „puć, puć, puć”. To jest tak piękne i śmieszne zarazem, że nie da się nie biec. Dźwignąłem ręce w górę razem z kijami i włączyłem okrzyk niedźwiedzia, niech całe Oldrychowice słyszą że przyjechała SIŁA z Polski, SIŁA z Śląska, że przyjechał Marunia z małej wioski i wygrał w pojedynku z samym PERUNEM!

Meta.

Marek Grund, miejsce 86., czas 6:05:36

Ukończyłem jako szósty Polak spośród 29 osób. Cały bieg ukończyły 294 osoby.

Czuje się spełniony jeśli chodzi o ten bieg, naprawdę, bardzo spełniony. Wierzę mojemu sumieniu i uważam, że magiczna bariera 6 godzin została złamana. Czy to oznacza że tam już nie wrócę? Tego nie powiedziałem…

Marek Grund, Ambasador Festiwalu Biegów

WfLWR 2018 okiem uczestnika

$
0
0

Wings For Life World Run to bieg niezwykły. Odwrócona formuła, w której sam wyznaczasz sobie metę. Globalny charakter. Korespondencyjna rywalizacja na całym świecie. Do tego świetna atmosfera, piękna pogoda i szlachetny cel. Chce się biec!

Jeszcze dwa lata temu, rozpoczynając swoją przygodę z bieganiem, widząc plakat „wingsów” zastanawiałem się o co chodzi? Jak meta Cię goni? Jeden bieg na całym świecie? Teraz jestem częścią tego wspaniałego przedsięwzięcia i jestem z tego dumny.

Do Poznania wyruszyliśmy rodzinnie już 4 maja. Noclegi zarezerwowane już wcześniej, start z Gliwic godzina 7:00 rano. Na miejsce dojechaliśmy o 13:20, w hotelu czekali już znajomi, którzy też rodzinnie wybrali się na zawody, chociaż podobnie jak u nas startował tylko jeden przedstawiciel rodziny.

Jeszcze w piątek wybraliśmy się po pakiety startowe do „wingsowego” Biura Zawodów. Nie mogłem się już doczekać, żeby zobaczyć tą przepiękną granatową koszulkę, którą wcześniej oglądałem tylko na stronach organizatorów biegu. Na szczęście nocleg od miejsca startu to tylko 2 km, więc spacerek po Poznaniu jak się patrzy.

Po dotarciu do Biura, odstaniu dosłownie chwili w kolejce, mam ją już w ręce, przymierzona... leży jak ulał – jest fantastyczna. Reszta pakietu to ulotki, gazetka oraz napój Red Bulla, dwa batony z Benecola.

Dalsza część dnia oraz cała sobota upłynęły spokojnie na zwiedzaniu Poznania. Wraz z rodziną i znajomymi zobaczyliśmy cudowny Ostrów Tumski, Plac Mickiewicza z pomnikiem ofiar 1956 roku, Stary Rynek, z jego - ratuszem, pręgierzem, pałacami, kamieniczkami, studzienkami, Wagą Miejską Główną atrakcją Starego Rynku są Koziołki, które ukazują się tylko 1 raz dziennie o godz. 12.00 – też udało nam się je zobaczyć. Wśród zgiełku na ulicach i wielu turystów nie sposób było nie zauważyć, że miasto żyje niedzielnym biegiem. Wszędzie plakaty, barierki przygotowane do rozstawienia, ostatnie przygotowania pełną parą.

Wreszcie niedziela - 6 maja - data wyczekiwana od dawna. Start o 13:00, jak na zawody rozgrywane w maju – bardzo późno. Ale to oczywiście efekt globalności biegu. W tym samym czasie starują zawodnicy w Sunrise w USA (gdzie jest 7:00 rano) czy w Melbourne w Australii (21:00). Korzystam z faktu, że można pospać nieco dłużej. Wstajemy około 9:00 i wyjątkowo jest czas, by na spokojnie zrobić sobie śniadanie mistrzów i nie obawiać się, że przyjdzie startować z pełnym żołądkiem. Świeże bułki w połączeniu z dżemem i masłem orzechowym to jest to co biegacze lubią najbardziej – przynajmniej ja.

Plan to 17 km, wiem, może niezbyt wygórowany dla zaawansowanych biegaczy, ale jak dla amatora biegowego jakim jestem chyba dość ambitny. Po drugie wydaje mi się, że już sam udział w tak szczytnym przedsięwzięciu jest bardzo ważny. Przypomnę, że wszyscy biegniemy dla tych którzy nie mogą, a 100% wniesionej opłaty startowej zostaje przekazane na przełomowe projekty badawcze, których celem jest wyleczenie urazów rdzenia kręgowego.

Miejsce startu - Międzynarodowe Targi Poznańskie, Głogowska 14. Samochód Pościgowy, który podobnie jak w ubiegłym roku prowadzi Adam Małysz, stanowi „ruchomą metę” Wings for Life World Run. Punkt 13:00 start, a 30 minut później meta rusza w pościg. Wszyscy zdają sobie sprawę, że kiedy Cię dogoni, bieg się kończy. To na prawdę niesamowity zastrzyk adrenaliny, gdy Samochód Pościgowy znajduje się tuż za Twoimi plecami! Wyciskasz ostatki sił, żeby jeszcze chociaż kilkadziesiąt metrów / sekund dłużej być częścią tej wspaniałej imprezy.

Meta doścignęła mnie po 15 kilometrach i 300 metrach. Jestem usatysfakcjonowany, i to bardzo, pomimo tego, że cel nie został osiągnięty. Atmosfera przewspaniała, wszyscy dookoła chociaż bardzo zmęczeni jednak uśmiechnięci, zadowoleni i dumni.

Po skończonym biegu musieliśmy przejść dosłownie kilkadziesiąt metrów na miejsce skąd biegaczy zabierały autobusy na linię startu. Niestety, na autobus trzeba było trochę poczekać, na szczęście przyjechały trzy w jednej chwili, bo tylu nas się nazbierało, że w jeden i tak nie udało by się zmieścić. To chyba był jedyny mankament całej organizacji.

Po przybyciu na start, otrzymaliśmy przepiękne medale.

Z żalem trzeba było wracać. Cel – udział w Wings for Life 2019.

Arkadiusz Jakubiak, Ambasador Festiwalu Biegów


Viewing all 13088 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>