Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13088 articles
Browse latest View live

Oto mistrzowie Polski w biegu 24-godzinnym na rok 2019 [ZDJĘCIA, WYNIKI]

$
0
0

Andrzej Piotrowski i Aneta Rajda zostali mistrzami Polski w biegu 24-godzinnym, podczas zawodów, które zostały rozegrane w weekend w Supraślu. Poziom rywalizacji był wysoki, a zawodnicy z czołówki poprawili swoje ubiegłoroczne wyniki.

Andrzej Piotrowski, który w biegu dobowym debiutował w zeszłym roku, obronił tytuł mistrza Polski z rezultatem 255,499 km (domiar 286 m). Przed rokiem, w ciągu doby nabiegał 243,412 km. W tym roku, w styczniu, startował w biegu 48-godzinnym w Atenach. Tam, po dobie miał na liczniku wynik 245 km.

Ten krakowski zawodnik, dobrze sobie radzi także na ultramaratonach. Podczas ubiegłorocznych mistrzostw Polski na 100 km, sięgnął po brązowy medal.

Tytuł wicemistrza Polski z wynikiem 251,196 km wywalczył Przemysław Basa. Rudzianin to 32. zawodnik ubiegłorocznych mistrzostw Europy. Na mistrzostwach Polski przed rokiem nabiegał 227,746 km zajmując wówczas szóste miejsce.

Krzysztof Brączyk, uczestnik Biegu 7 Dolin w 2017 r., swój ostatni dłuższy bieg przed startem w mistrzostwach kraju zaliczał w Wituni, podczas koronacji Ryszarda Kałaczyńskiego na króla maratonu „Patrzyłem, jak on biegnie i jestem przekonany, że na tych mistrzostwach coś pokaże. Jest dobry i ma szansę na podium” - mówił jeszcze przed imprezą w Supraślu ten zawodnik.

Przewidywania Brączyka się sprawdziły. Biegacz z Więcborga w ciągu doby przebiegł 246,379 km (bez domiaru) i stanął na najniższym stopniu podium.

Po wycofaniu się z rywalizacji Patrycji Bereznowskiej (planuje start w Badwater), liderką zawodów i ich zwyciężczynią została Aneta Rajda. Wicemistrzyni mistrzostw Polski sprzed roku, szósta zawodniczka mistrzostw Europy, sięgnęła po zwycięstwo z rezultatem 223 km (bez domiaru).

Rajda, podobnie jak Basa to zawodniczka z Rudy Śląskiej. Zauważył to wiceprezydent miasta, który już złożył obydwojgu gratulacje w mediach społecznościowych. Nie zapomniał również o Auguście Jakubiku, który reprezentował Rudę wygrywając towarzyszący mistrzostwom bieg 6-godzinny.

Wicemistrzynią Polski w biegu dobowym została Hanna Nejfeld, która nabiegała 201.776 km.

Podium uzupełniła Joanna Lorenc z wynikiem 198.529 km. Zawodniczka KS Endorfiny Wąsosz odnosi sukcesy na trasach ultramaratonów - w tym roku była m.in. druga na mecie Zielonogórskiego Ultramaratonu Nowe Granice. W zeszłym roku wygrała Sudecką Setkę. Stała na podium Supermaratonu Stulecia i Biegu 7 Szczytów 240 km. Reprezentantka Polski w mistrzostwach świata na 100 km stała się więc zawodniczką uniwersalną.

Pełne wyniki mistrzostw i biegów towarzyszących: TUTAJ

IB

fot. facebook Ultra Śledź



Znakomity bieg Karoliny Nadolskiej w Hanowerze!

$
0
0

Kapitalną dyspozycję zaprezentowała dziś w stolicy Dolnej Saksonii Karolina Nadolska. Polka zajęła trzecie miejsce w Haj Hannover Marathon z bardzo dobrym czasem 2:27:43!

Bardzo dobry czas Polki to pokłosie wysokiego tempa rywalizacji w biegu posiadającym odznakę IAAF Silver Label Road Race. Zwyciężczyni Rachel Mutgaa z Kenii o ponad minutę poprawiła 6-letni rekord hanowerskiej trasy – 2:26:15.

Druga na mecie Etiopka Tigist Memuye Gebeyahu straciła do zwyciężczyni 20 sekund.

Karolina Nadolska długo walczyła o najwyższą lokatę, ale musiała uznać Afrykanek. Do mety dotarła niezagrożona na trzecim miejscu, z najlepszym wynikiem w sezonie – o ponad 3 minuty lepszym niż najlepszy oficjalny wynik w ubiegłym roku. Życiówka Polki to 2:26:31 z 2014 r. z Osaki.

Świetnym wynikiem w Hanowerze Karolina Nadolska wypełniła minimum IAAF na tegoroczne MŚ w Dosze, i najprawdopodobniej – na Igrzyska Olimpijskie w Tokio (zostaną podane do 1 listopada - liczą się wyniki od 1 stycznia 2019 r. - ale nie należy się spodziewać że będzie ono lepsze niż 2h30. Minimum PZLA też powinno oscylować wokół tej granicy).

Niebawem szersza rozmowa z Karoliną Nadolską.

Przypomnijmy, w Tokio pobiegnie maksymalnie 80 zawodniczek i maksymalnie 80 zawodników. Olimpijski maraton zaplanowano na wczesne godziny poranne.

Wracając do 29. edycji maratonu w Hanowerze.

Bieg mężczyzn wygrał.… maratoński debiutant – Kenijczyk Silas Mwetich. Podobnie jak zwyciężczyni, złamał rekord trasy – 2:09:37. Losy podium rozstrzygnęły się na 35. kilometrze, gdy z prowadzącej czwórki ubył obrońca tytułu Etiopczyk Seboka Negusse.

Decydujący atak Mwetich przypuścił na dwa kilometry przed metą, wyprzedzając Hosea Kipkemboia. - Ani przez moment nie czułem się zmęczony! Cieszył mnie ten start! - podsumował swój bieg zwycięzca.

Najlepszym z Europejczyków był Estończyk Tiidrek Nurme– 2:14:29.

Maraton w Hannowerze ukończyło 3 037 osób. W całej imprezie wzięło udział 26 792 biegaczy.

Wyniki:

Mężczyźni:

1. Silas Mwetich KEN  - 2:09:37
2. Hosea Kipkemboi KEN - 2:10:40
3.Alebachew Debas Wale ETH - 2:10:57
4. Abdela Godana Gemeda ETH - 2:13:14
5. Edwin Kangogo Kimaiyo KEN - 2:13:25

Kobiety:

1. Racheal Mutgaa KEN - 2:26:15
2. Tigist Memuye ETH - 2:27:35
3. Karolina Nadolska POL - 2:27:43
4. Susan Kipsang KEN - 2:29:00
5. Mesera Hussen ETH - 2:31:18

red.

fot. www.photorun.net / Zbigniew Nadolski


Nowi organizatorzy – nowa trasa. „Bardzo klimatyczna”. Ibuprom Sport Żel 10k Run w Łodzi

$
0
0

Wraz z DOZ Maratonem Łódź, w niedzielę 7 kwietnia rozegrano bieg na 10 km, czyli Ibuprom Sport Żel 10k Run. Tradycyjnie start obu dystansów był wspólny, spod Atlas Areny o 9:00. Znacznie zmieniła się jednak trasa. W poprzednich latach bieg towarzyszący łódzkiemu maratonowi prowadził ulicami osiedla Retkinia i wokół parku na Zdrowiu. Tym razem nowi organizatorzy – Stowarzyszenie DOZ Maraton Łódź – wyprowadzili dychę do samego centrum miasta, z przebiegnięciem przez rynek CH Manufaktura, Plac Wolności i reprezentacyjny deptak ul. Piotrkowskiej. Meta, znów wspólna z maratonem, znajdowała się wewnątrz Atlas Areny.

Łódź jest pofałdowana, więc wytyczenie zupełnie płaskiej trasy graniczy tu z niemożliwością. Ta nowa, mimo krętego i falistego odcinka w okolicach Manufaktury, okazała się prawdopodobnie nieco szybsza od poprzedniej. A na pewno ciekawsza widokowo – nic bowiem nie może się równać z biegiem pomiędzy secesyjnymi kamienicami Pietryny w słoneczny dzień. Jedynie ostatni kilometr mógł być koszmarem dla zmęczonych biegaczy: przed Areną znajdował się krótki, lecz stawiający do pionu podbieg, a nawrotka przy stadionie ŁKS-u ciągnęła się w nieskończoność...

Męskie podium zdominowali Białorusini: Artsiom Lohisz (30:24), Henadź Wierchawodkin (31:53) i Ihar Cecerukou (31:57). Miejsce tuż za podium zajął najszybszy z Polaków Krzysztof Bodurka (32:05). Wśród pań najlepsze były: Angelika Mach (34:56), Białorusinka Iryna Somawa (35:12) i Sylwia Ślęzak (36:01). Bieg ukończyły 2401 osób. Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

Późniejszy zwycięzca odskoczył rywalom już na pierwszych kilometrach. Za nim podążała białorusko-polska czwórka, a później trójka. Lepiej znany z gór, niż z ulicy Krzysztof Bodurka długo nadawał tempo współzawodnikom zza wschodniej granicy. Jak sam przyznał, zapłacił za to cenę na końcówce i do podium zabrakło mu kilku sekund.

– Tu w Łodzi wystartowałem z moją drużyną ALE Team, bo jestem ambasadorem tej marki, ale poza tym cały czas jestem w treningu górskim – opowiadał po dekoracji Krzysztof – więc tym bardziej jestem zadowolony z miejsca i wyniku. Za tydzień mam MP w biegu anglosaskim w Ustrzykach Dolnych, a 1 czerwca wezmę udział w tatrzańskim Biegu Marduły. Być może wystartuję na krynickim Festiwalu Biegowym w Runek Run, a na pewno wkrótce po nim w szkockim Ring of Steall.

Możemy już zdradzić, że w Zakopanem, Krynicy i szkockim Glen Coe z Krzysztofem Bodurką nasza redakcja znów się spotka.

– Na łódzkie ulice wróciłam po kilku latach przerwy – powiedziała nam Justyna Grzywaczewska z Warszawy, która łamiąc 40 minut zajęła 11. miejsce wśród pań. – Muszę przyznać, że pobiegłam dość ostrożnie, bo od kilku dni coś mnie bolało w mięśniu dwugłowym uda. Do życiówki więc trochę zabrakło, ale w tej sytuacji jestem zadowolona. A tegoroczna trasa była wyjątkowo ładna i klimatyczna.

– Lubię biegać i w górach, i na ulicy – przyznała dobrze znana nam z Krynicy Michalina Mendecka, piąta z kobiet. – W tym sezonie stawiam jednak bardziej na biegi uliczne i góry trochę odpuściłam. Będę się starała poprawić swoje wyniki na asfalcie. Jestem zadowolona, chociaż do wymarzonego złamania 37 minut zabrakło 11 sekund, ale jestem podmęczona całym tygodniem pracy. Dziś po prostu biegłam swoje. Dziewczyny ruszyły od startu bardzo ostro, a ja starałam się zacząć spokojnie i nie przeszarżować. Z każdym kilometrem biegło mi się coraz lepiej, ale trochę zabrakło, by nawiązać walkę o pudło. Życiówkę mam 36:24, więc jest jeszcze co poprawiać w tym roku!

– Trasa mi się wyjątkowo podobała – dodała Michalina. – Wcześniej w Łodzi startowałam tylko w Biegu Fabrykanta, który również przebiega w bardzo klimatycznej okolicy. Niedługo chciałabym też wrócić na stadion, na MP seniorów na 10000 metrów w Białogardzie.

Na Pietrynę, czyli reprezentacyjny deptak, wracamy już pod koniec maja z okazji Biegu Piotrkowską Rossmann Run. Fotorelacja pojawi się na naszym portalu.

KW


Poznań: Ponad 600 osób na mecie 9. Ekonomicznej Piątki [ZDJĘCIA]

$
0
0

Grzegorz Michalak i Patrycja Talar okazali się najszybsi na trasie Ekonomicznej Piątki, który odbył się w niedzielę na trasie wokół Jeziora Maltańskiego w Poznaniu.

W tegorocznej edycji biegu, która była już dziewiątą, na metę dobiegło 625 osób. Tegoroczny bieg był sportowym świętowaniem 100-lecia AZS Poznań.

Najszybszy z mężczyzn - Grzegorz Michalak - trasę 5 km pokonał w czasie 15 minut i 54 sekund. Najszybsza z pań - Patrycja Talar - zameldowała się na mecie po 17 minutach i 29 sekundach.

Najmłodszy z uczestników biegu - obchodzący 14. urodziny Mikołaj Radwański - odebrał specjalny prezent i gratulacje za ukończenie trasy od rektora Uniwersytetu Ekonomicznego prof. dra hab. Macieja Żukowskiego.

Zmagania biegaczy poprzedził Ekonomiczny Marsz Na Piątkę. W marszu nordic walking wystartowało ponad 40 osób. Najlepsi z nich okazali się Patryk Skrzypczak i Małgorzata Rożek.

Pełne wyniki: TUTAJ

źródło: Organizator

fot. Izabela Jasiczak / UEP


Beskidzka 160 - Salamandra Ultra Trail Ambasadora

$
0
0

W dniach 5-6 kwietnia na terenie najpiękniejszych okolic Beskidu Śląskiego odbyła się kolejna edycja biegów górskich pod nazwą Salamandra Ultra Trail. W tym roku bieg po raz pierwszy wystartował z zamku rycerskiego w Dzięgielowie, gdzie również umiejscowiona była meta.

Do wyboru jeden z czterech dystansów: SUT 100 - 100 km +/- 5600m, SUT 50 - 50 km +/- 3800m, SUT 25 - 25 km +/- 1400m i Zamkowa Salamandra - 10 km.

To jest moje trzecie podejście do tych zawodów, a konkretnie do SUT 50, można powiedzieć - do trzech razy sztuka. W 2017 roku bieg ukończyłem w okolicach 28 km, gdzie zapytałem kontuzjowaną zawodniczkę, czy nie potrzebuje pomocy. Okazało się, że nie. Na odchodne życzyła mi powodzenia, dodając „w Ustroniu Polanie nie zmieścisz się w limicie”. Pobiegłem dalej, ale zasiane ziarno zaczęło kiełkować. Po kilometrze odpuściłem zszedłem z trasy. W 2018 pokonała mnie grypa.

No i jest 2019 rok wraz z Mariolą moją żoną stoimy na starcie, zaczyna padać deszcz, temperatura nie za wysoka, większość a może wszyscy biegacze są zadowoleni, jednak nie ja - człowiek ciepłolubny. Trasa biegnie z Dzięgielowa przez Ostry Ostry Nydecki, poprzez Małą Czantoria i Wielka Czantoria, Soszów ,Wisła Jawornik do punktu kontrolnego w Ustroniu Polanie. Z Polany najbardziej strome podejście ponownie na Wielką Czantorię, Mała Czantoria, Kamieniołom i do mety.

Wydawałoby się, że część trasy już, ale góry są nieprzewidywalne i za każdym razem ta sama trasa, może nas w różny sposób zaskoczyć. Zaczęło się, odliczanie i w drogę. Po kilku kilometrach biegu okazało się, że jednak przesadziłem z ubiorem i szybko zdejmuję przeciwdeszczową kurtkę. Deszcz pada dalej, jednak z różną intensywnością i tak będzie przez cały dzień.

Pierwsze kilometry trasy nie są dla mnie zbyt wymagające, ąż ze zbiegu z Ostrego. Wydawało mi się, że jest ślisko - tak wydawało mi się. Teraz już tylko do pierwszego punktu kontrolnego na czternastym kilometrze, chce tam być jak najwcześniej przed limitem.

Na zegarku już 15. kilometr kiedy widzę punkt odżywczy i kontrolny, 23 minuty wcześniej niż ostatnim razem. Na punkcie łyk coli i dalej w drogę, dwadzieścia minut może okazać się niczym. Jestem na szlaku pomiędzy Małą i Dużą Czantorią tutaj pojawia się śnieg. W wielu miejscach stopniał i zamienił się w breję, w innych zacienionych miejscach szlaku nierówno ubity i zamarznięty, a jednocześnie zlany ciągle padającym deszczem. Nie biegnie się tu tak jak w 2017 roku gdzie świeciło piękne słońce, a po śniegu zostało tylko wspomnienie.

Sukcesywnie posuwam się do przodu, raz szybciej raz wolniej w zależności od ukształtowania terenu. W miejscu w którym ostatnio opuściłem trasę, jestem wcześniej o godzinę. To dobrze rokuje na ukończenie biegu, jednak z profilu trasy wynika, że będzie jeszcze pod górę i to znacznie, tak jak jeszcze nie było w tym biegu.

Punkt kontrolny w Ustroniu Polanie, opuszczam przed limitem i kieruje się ostro pod górę na Wielką Czantorię. Pomimo, że w całej tej zabawie wolę kierunek do góry, czasami w głowie pojawia się tęsknota za zbiegiem. W tym miejscu

kilkakrotnie, mijam się z biegaczem, zaczynamy rozmawiać i okazuje się jest z SUT100. Wyglądał jakby dopiero zaczął biec, chociaż podejście na Czantorię i mnie i jemu sprawiało trudność. Na szczycie dopadło mnie przerażające zimno, trochę powiało, deszcz też dalej robił swoje. Pogodziłem się z kurtką, a do tego dorzuciłem jeszcze rękawiczki. Mijające mnie osoby mówiły „najgorsze za nami”, a ja nauczony doświadczeniem myślałem powiem to dopiero na mecie. W drodze na Małą Czantorię patrzyłem jak biegnący przede mną zawodnik, przewracał się oglądał za siebie, by po chwili zerwać się i pobiec dalej, powielając ten schemat dwu lub trzykrotnie. Postanowiłem więc brnąć do przodu, aby spokojnie ukończyć bieg w limicie.

Na 40. kilometrze spotkała mnie największa nagroda na tym biegu. Na środku drogi czekała na mnie salamandra plamista, z którą delikatnie się przywitałem i odłożyłem na trawę, aby nic złego się jej nie przytrafiło.

Do mety zostało tylko 10 kilometrów, a na trasie dopiero zaczęła się zabawa - jazda figurowa na błocie. Tutaj w każdej chwili można było zaliczyć glebę i niektórzy zawodnicy odczuli to na własnej skórze. Buty na tym odcinku ciążyły niemiłosiernie, a na dodatek podejście w kamieniołomie. Nie wiem jakbym tam wlazł bez kijków i podziwiam wszystkich którzy tego dokonali.

Teraz już kilka zbiegów, co niektórzy mogli się znaleźć na dole szybciej niż się spodziewali. W oddali widzę dziewczynę, której nagle podcięło nogi i ląduje na drzewie. Krzyczę do niej czy wszystko w porządku bo nie widziałem czy się na nim zatrzymała, czy w nie uderzyła. Na szczęście skończyło się na potarganych leginsach.

Biegnę dalej. Widzę już drogę i wiem , że do mety tylko 800 metrów. Tutaj mija mnie kolega z SUT100 i znika mi z pola widzenia. Po chwili i ja wpadam na dziedziniec zamkowy i przebiegam metę.

Dostaje medal i butelkę piwa wyprodukowanego na tą edycję. Po kilku minutach pojawia się Mariola, jak zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa na mecie.

Na jesień startuje Beskidzka 160 - Piekło Czantorii, może się spotkamy…

Dariusz Cupiał, Ambasador Festiwalu Biegów


Yared na łyżwach i tokijskie marzenie. Rozmawiamy z zawodnikami DOZ Maratonu Łódź

$
0
0

DOZ Maraton Łódź, z nowymi organizatorami i dość mocno zmienionej trasie, w niedzielę 7 kwietnia ukończyło 1447 biegaczy. Jak już pisaliśmy, najszybsi okazali się: Etiopczyk Getaye Fisseha Gelaw (2:14:39), nasz zawodnik Andrzej Rogiewicz (2:18:30) i Ukrainiec Jurij Rusiuk (2:18:35) oraz Dominika Stelmach (2:39:11), Kenijka Gladys Jepkurui Biwott (2:57:04) i Katarzyna Pobłocka (3:04:29).

Bezkonkurencyjna Stelmach, dzielny Rogiewicz - 9. DOZ Maraton Łódź [DUŻO ZDJĘĆ]

Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

Po biegu porozmawialiśmy z kilkorgiem zawodników z czołówki.

Wyjątkowo zadowolony był drugi na mecie Andrzej Rogiewicz, który zupełnie nie spodziewał się tak znakomitego wyniku. – Ostatnie moje tygodnie przygotowań, od czasu półmaratonu w Gdyni, nie wskazywały, bym był w stanie powalczyć tu o czołową lokatę – przyznał biegacz z Grudziądza. – Tak naprawdę nawet nie byłem pewny, czy jest sens tu przyjeżdżać. Wszystko przez zapalenie dziąsła albo zęba, nawet nie wiem do końca, co to było. Dopiero w środę odstawiłem antybiotyk, no i zaryzykowałem.

– Późniejszy zwycięzca z Etiopii uciekł już na 10-11 kilometrze – relacjonował najszybszy z Polaków. – Z Jurijem Rusiukiem z Ukrainy doszliśmy jednego z Kenijczyków około 15-16 km (który prawdopodobnie nie ukończył biegu – red.). Później stopniowo doganialiśmy jeszcze jednego zawodnika z Afryki, który miał kilka kryzysów, ale trzymał się z nami gdzieś do 35 km. Z Ukraińcem cięliśmy się do samego końca, na szczęście na końcowych zakrętach udało mi się utrzymać prędkość, bo przyśpieszyć już się tam nie dało. Na mecie różnica była kilkusekundowa. Wcześniej dawaliśmy sobie zmiany. Myślę, że ten wynik dałem radę nabiegać w dużym stopniu dzięki niemu – przyznał w prawdziwie sportowym duchu nasz zawodnik.

– Dzisiejsze 2:18:30 to moja życiówka, poprawiona o trzy minuty z Krakowa z zeszłego roku. Tam było wtedy 35 stopni, więc było dużo trudniej – opowiadał Andrzej Rogiewicz. – Do Łodzi na pewno wrócę niedługo na Bieg Piotrkowską. A dzisiejszą trasę maratonu oceniam bardzo dobrze, może oprócz ostatniego kilometra, na którym ciężko było się rozpędzić, czy nawet utrzymać prędkość. Niektórzy psioczą na tę trasę, że jest sporo podbiegów, ale dla mnie Łódź i tak jest zdecydowanie bardziej płaska, niż np. Katowice ze swoim Silesia Maratonem.

Andrzej Rogiewicz zdradził nam, że być może zobaczymy go na dystansie 100 km podczas tegorocznego Biegu 7 Dolin w Krynicy! Jeśli zdecyduje się wystartować, będzie to jego debiut na ultra, i to jaki! Do tej pory nie biegł bowiem nic dłuższego od maratonu.

Z drugim zawodnikiem łódzkiego maratonu zgodził się Rafał Kaszubski z drużyny Łódź Kocha Sport (40. miejsce, 2:56:29). – Ta nowa trasa jest wg mnie lepsza, bo nie ma ulicy Wyszyńskiego, gdzie w którą stronę by się nie biegło, to zawsze wiało w twarz. W jeszcze wcześniejszych latach, kiedy trasa prowadziła Maratońską, nie biegałem, ale tam podobno było tak samo (potwierdzamy, i w dodatku w obie strony pod górę, taka anomalia! – red.). Od półmetka, czyli wiaduktu na Niciarnianej, zgodnie z zapowiedziami było głównie w dół. Słońce trochę dało popalić, bo wiadomo, że po zimie trudno się na początku przyzwyczaić, ale było dobrze.

– Poprawiłem życiówkę o 7 minut – cieszył się jeden z najszybszych łodzian. – Pierwszy raz się przygotowałem do łamania trójki i od razu się udało. Najważniejsze jest jednak dla mnie, że mogłem swoim biegiem pomóc małemu Alanowi, dla którego zbieram pieniądze na leczenie. Chciałbym podziękować współorganizatorce Joannie Chmiel, która zgodziła się, bym mógł z nim przebiec ostatnie metry przed metą. Teraz czas wyleczyć kontuzję stopy i pobiegać krótsze dystanse.

Nową trasę chwalił także inny łodzianin, Michał Karwowski.– Jest zdecydowanie szybsza i ma więcej cienia – stwierdził. – A ze swojego biegu jestem bardzo zadowolony. Założenie było na 3:20, a na mecie wyszło 3:14:25. Do życiówki zabrakło 20 sekund. Najpierw wydawało mi się, że jest szansa na jej pobicie, ale od 30 km temperatura zmusiła mnie do zwolnienia. Życiówkę znowu zaatakuję we wrześniu w Warszawie – zapowiedział.

Maratońska sztafeta nie była nowością, jednak nowatorskim pomysłem organizatorów było zaproszenie naszych letnich i zimowych olimpijczyków, których drużyny dodały rywalizacji wyjątkowego smaczku. Pojawiły się wśród nich m.in. takie nazwiska, jak chodziarz Robert Korzeniowski, tyczkarka Monika Pyrek, łyżwiarze figurowi Dorota i Mariusz Siudkowie, biathlonista Tomasz Sikora, czy łyżwiarz szybki Zbigniew Brodka.

Tę nietypową rywalizację wygrała o pięć minut drużyna zimowa, być może dzięki zatrudnieniu... Yareda Shegumo, naszego maratończyka etiopskiego pochodzenia, ostatnio zmagającego się z kłopotami zdrowotnymi.

– Z kontuzji już wychodzę – powiedział nam Yared – i mam nadzieję, że będzie coraz lepiej. Najbliższy maraton na pewno pobiegnę jesienią. Dziś dałem się namówić na start w „zimowej” sztafecie. Koledzy mnie przekonali obiecując, że nauczą mnie jeździć na nartach i łyżwach! – śmiał się nasz czołowy maratończyk.

Rywalizację sztafet wygrała załoga Kalenji by Decathlon (2:33:58) przed 1. Podkarpacką Brygadą Obrony Terytorialnej (2:35:17) i 3. Podkarpacką Brygadą Obrony Terytorialnej (2:45:31). Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

Bezkonkurencyjna wśród pań była nasza prawdopodobnie najwszechstronniejsza biegaczka, Dominika Stelmach. Jak sama przyznała, odczuwała jednak pewien niedosyt, gdyż do życiówki zabrakło jej około dwóch minut, choć przed startem liczyła na wynik około 2:35.

– Nie ukrywam, że brak bezpośredniej konkurencji ze strony współzawodniczek nie pomógł mi w osiągninęciu dobrego wyniku – opowiadała. – Do 30 km miałam towarzystwo panów, najdłużej biegłam z Leszkiem Marcinkiewiczem, który mi najwięcej pomógł, ale później zostałam zupełnie sama. Jednak już dużo wcześniej, około 10 km, stwierdziłam że nie ma co szaleć, bo po prostu nie czułam się dobrze.

– Trasa według mnie nie należała do najłatwiejszych, bo wiadomo, że moja rodzinna Łódź jest trochę pofałdowana. No i tegoroczna trasa miała chyba więcej zakrętów i wiaduktów. Nie było dużych przewyższeń, tylko sporo takich lekkich hopek. Ale nie ma co się tłumaczyć, po prostu dziś nie był mój dzień i mam trochę niedosyt, bo miałam apetyt na złamanie 2:35 – przyznała zwyciężczyni.

– Od 30 km wiedziałam już, że nie mam szans nawet na życiówkę i postanowiłam po prostu dociągnąć do mety – relacjonowała nasza biegaczka – bo wiedziałam, że mam dużą przewagę nad współzawodniczkami. Bardzo mi dziś pomagało to, że w Łodzi dużo ludzi mnie zna i miałam wielu kibiców. Żałuję tylko braku tej dyspozycji dnia. Mimo wszystko jednak się cieszę, że udało się wygrać z wynikiem na minimum przyzwoitości (śmiech).

Jeszcze w tym tygodniu na naszym portalu dłuższa rozmowa z Dominiką Stelmach o planach na najbliższą przyszłość, górach, biegach ekstremalnych i tokijskim marzeniu...

Rozmawiał Kamil Weinberg


Maratońskie rekordy w deszczowych Włoszech [TOP 3 POLAKÓW]

$
0
0

Maratończycy zmienili rekordy tras w Rzymie i Mediolanie. W obydwu miastach biegi odbywały się w deszczu.

RZYM

W Rzymie triumfował etiopski dublet. Alemu Megertu nie dała szans rywalkom i z czasem 2:22:52 poprawiła rekord trasy oraz swój rekord życiowy.

Muluhabt Tsega, czwarta zawodniczka Orlen Warsaw Marathon z 2017 r., w Rzymie musiała się zadowolić drugim miejscem z czasem 2:26:41.

Na najniższym stopniu podium z nową życiówką 2:30:45 stanęła kolejna Etiopka Chaltu Negesse.

Także w rywalizacji panów, całe podium zajęli zawodnicy z Etiopii. Najszybciej zrobił to zwycięzca maratonu w Seulu z 2015 r. - Tebalu Zawude Heyi. Za nim linię mety przecinali Tesfa Tirunesh Workneh z wynikiem 2:09:17 i Yuhunili Adane Amsalu– 2:09:53.

Wśród 2 584 cudzoziemców startowali także Polacy. Najwyżej sklasyfikowany został Michał Jokiel, który z czasem 2:48:16 poprawił swoją życiówkę i zajął 53. miejsce.

„Veni Vidi Vici jak na Rzym przystało. Minimum na Berlin jeszcze nie dla mnie, ale nowy rekord życiowy 2:48:16 też cieszy bardzo. Miejsce też nie najgorsze 58 (M30-35) na ponad 8800 osób. I znowu najlepszy z Polaków startujących w Wiecznym Mieście. Do 35 km było szybkie i mocne bieganie niestety później lekka ściana i do mety walka z samym sobą i zmęczeniem”

- podsumował Michał Jokiel na swoim profilu.

Kolejni z najszybszych Polaków uplasowali się: na 91. miejscu - Michał Stawski z rezultatem 2:53:04; na 98. miejscu Michał Salak z czasem 2:54:23.

Wśród Polek najwyżej uplasowały się:

55. Joanna Drewnicka-Ogrodnik - 3:25:10
162. Katarzyna Kowalska - 3:43:42
224. Gabriela Kociok - 3:58:59

MEDIOLAN

W Mediolanie rekordy poprawiali Kenijczycy. Vivian Kiplagat obroniła tytuł sprzed roku i z czasem 2:22:25 poprawiła swoją życiówkę. Ustanowiła nowy najlepszy czas uzyskany kiedykolwiek na włoskiej ziemi. Nad drugą Evans Joan Jepchichir miała niemal ponad 10 minut przewagi.

Trzecie miejsce zajęła Etiopka Abebe Hordofa z wynikiem 2:37:50

Z mniejszą przewagą nad rywalami ale także z rekordowym wynikiem zakończyła się rywalizacja mężczyzn. Titus Ekiru z wynikiem 2:04:46 i znacząco poprawił swój rekord życiowy (2:07:03). Ekiru poprawił też rekord trasy i „all comers” we Włoszech.

Podium uzupełnili Evans Chebet - 2:07:22 i Edwin Koech Kipngetich - 2:08:24.

Najszybszym z Polaków był mieszkający w Irlandii Jacek Latała, który bieg zakończył na 180. miejscu z czasem 2:54:28

TOP 3 Polaków:

Mężczyźni:

180. Jacek Latała - 2:54:28
202. Michał Gil - 2:56:04
237. Przemek Mormul - 2:58:05

Kobiety:

115. Kinga Puszkarska - 3:35:29
118. Edyta Batela - 3:35:43
136. Maria Pióro - 3:38:59

opr. IB


O Złotą Podkowę Kasztanki Marszałka w szczytnym celu

$
0
0

W piękną słoneczną niedzielę 7 kwietnia wystartował 3. Bieg o Złotą Podkowę Kasztanki Marszałka w Sulejówku. Dystans - 5 km.

Charakter tej edycji biegu był więc wyjątkowy. To zadecydowało o moim udziale. Cała kwota opłaty startowej została przekazana dla chorej dziewczynki - Małgosi. Choroba Canavan. Prawdziwy pech. Na szczęście limit miejsc został osiągnięty i oprócz pieniędzy z pakietów startowych, doszły jeszcze te, które zostały zebrane podczas zawodów do puszek.

W niektórych biegach charytatywnych, takich jak ten, nie chodzi nawet o to żeby pobiec. Wystarczy się zapisać i zapłacić. Pieniądze trafią do potrzebujących i o to chodzi. Oczywiście są też biegi gdzie sponsor płaci za przebiegnięty kilometraż. No cóż, wtedy zastanówmy się dwa razy i stawmy się na imprezę.

Sam bieg i organizacja imprezy w Sulejówku. No cóż. Woda była na mecie ale w plastikowych kubkach. Chociaż to. Koszulka w pakiecie. Niepotrzebnie. Skoro to bieg charytatywny można było zamiast koszulek dać biegaczom banana lub batona białkowego.

Trasa? Dwie pętle dookoła dwóch jezior nowego parku. Jeszcze nieukończonego, więc ciekawe jak będzie to wyglądać za rok.

Najważniejsze, że daliśmy nadzieję rodzicom chorej dziewczynki. Nieco słońca w ich pochmurnym dniu...

Maciej Konarski, Ambasador Festiwalu Biegów



Rekordowy 12. PKO Półmaraton Rzeszów. Kontrowersyjny zwycięzca [ZDJĘCIA]

$
0
0

W niedziele „rzesza” biegaczy opanowała stolicę Podkarpacia. Padł rekord frekwencji, bo na mecie zameldowało się ponad 1 420 biegaczy oraz 60 sztafet. Dopisało słońce. Cieniem kładzie się jedynie kontrowersyjny zwycięzca.

Najszybciej z trasą wytyczoną nad Wisłokiem uporał się Ukrainiec Bogdan Semenowycz, który uzyskał czas 1:05:26. Nie jest to jego pierwszy sukces odniesiony w Rzeszowie. W październiku 2015 roku wygrał on tamtejszy maraton (2:26:070. Zaledwie tydzień później startował na królewskim dystansie w Poznaniu, gdzie po zajął trzecie miejsce. Tam też został przyłapany na stosowaniu dopingu. Odmówił wtedy przebadania próbki B. Na jakiś czas zniknął z polskich tras.

Ukrainiec Bogdan Semenovych na dopingu! Wpadł w Poznaniu

To nie był pierwszy start Ukraińca po dopingowej wpadce, jednak właście w Rzeszowie osiągnął pierwszy znaczący sukces po przerwie. Oczywiście do sportu wracało już wielu dopingowiczów, więc nie jest on wyjątkiem. Pytanie tylko czy zawodnik może i chce na „czysto” kontynuować swoją karierę? Tym razem tego jeszcze nie zweryfikowano, nad Wisłokiem nie było kontroli antydopingowych. Jak się dowiedzieliśmy, organizatorzy rozważają wprowadzenie badań oraz zapisów wykluczających z rywalizacji osoby, które wcześniej zostały przyłapane na dopingu.

Za Ukraińcem uplasowali się dwaj Kenijczycy: Hillary Kiptum Maiyo Kimaiyo, z czasem 1:05:36, oraz Elijah Mutuku Wambua z rezultatem 1:07:00.

Najlepszym z Polaków był doświadczony 44-letni Bogdan Dziuba z Jastkowic, który uzyskał rezultat 1:11:16! Przypomnijmy, że doświadczony biegacz jest mistrzem świata weteranów z Torunia w półmaratonie, w kategorii M40 (1:10:18 – red). Wygrywał też m.in. Bieg Sądeczan z Kryniczanką (trzy serie w ciągu jednego dnia – w sumie 18 km) w kat. M40.

Wśród kobiet najlepsza była Kenijka Ruth Matebo, która uzyskała wynik 1:17:23 i tylko nieznacznie wyprzedziła swoją rodaczkę Ruth Mbathe z czasem 1:17:30.

Bardzo dobre trzecie miejsce zajęła była chodziarka, a obecnie wszechstronna biegaczka Katarzyna Golba, ustanawiając nowy rekord życiowy 1:20:51.

– Jestem bardzo zadowolona z tego startu. Wynik może nie jest powalający, ale ja się cieszę, bo dla mnie to mały krok do przodu. Do końca nie wiedziałam na co mogę liczyć w tym biegu, bo trenuje całkiem inaczej niż do tej pory. Myślę, że można było trochę „urwać” z tego czasu, ale na wszystko przyjdzie pora. Od początku biegu złapałam fajna grupkę chłopaków i tak było dużo łatwiej pokonywać kilometry – powiedziała nam Katarzyna Golba, która na liście startowej pojawiła się w ostatnim momencie.

– Z zapisami zwlekałam do ostatniej chwili, bo ostatnio jak się gdzieś zgłaszam wcześniej, to albo się rozchoruje albo łapię kontuzję. Początkowo planowałam Dębno, ale coś nie jest mi dany ten maraton. Później brałam pod uwagę Łódź, jednak ustaliliśmy z trenerem, że półmaraton w Rzeszowie pasuje mi najbardziej. Dodatkowo to są moje rodzinne rejony – opowiada zawodniczka.

Co ciekawe, najlepszą Rzeszowianką została Amerykanka Kelli Smith, która zajęła piąte miejsce z czasem 1:23:54. Biegaczka jest żoną siatkarza Asseco Resovii i kapitana reprezentacji USA Davida Smitha, często i chętnie startuje w tutejszym parkrunie.

parkrun Rzeszów świętował drugie urodziny

Na zwycięzców rzeszowskiej połówki tradycyjnie czekały atrakcyjne nagrody, w wysokości od 2 tys zł za wygraną do 600 zł za piąte miejsce. Dodatkowo w kategorii „Najlepszy Polak” i „Najlepsza Polka” można było otrzymać od 2 tys za wygraną do 1 tys zł za trzecie miejsce.

Pełne wyniki: TUTAJ

Więcej zdjęć: TUTAJ

RZ

fot. Tadeusz Poźniak / Patryk Przybylowicz 


Szybki maraton w Rotterdamie, ale nie wszyscy zadowoleni

$
0
0

Rekordowy Rotterdam nie dla wszystkich był udany. O pechu może mówić m.in. Kamil Jastrzębski, który do Holandii jechał dobrze przygotowany i z apetytem na dobry wynik. Bieg jednak tylko do pewnego momentu przebiegał zgodnie z planem.

„Zbliżamy się do skrętu w prawo. Jeden z rywali zbiega do krawędzi, zabiega drogę, tracę rytm i niefortunnie stawiam stopę. Poczułem chwilowy ból i biegnę dalej”

- opisywał na swoim profilu Jastrzębski, który koło 22. kilometra musiał zejść z trasy.

Najszybszy z Polaków Piotr Mielewczyk uplasował się na 107. miejscu, z czasem brutto 2:37:55. Najszybsza z Polek Paulina Golec zajęła 19. miejsce z wynikiem 2:41:24.

Zwycięzcy biegu narzucili mocne tempo. Marius Kipserem, zwycięzca z 2016 r. zdecydował się na długi finisz. Ostatnie 10 km biegł sam. Linię mety przekroczył, powtarzając swój sukces sprzed 3 lat, ale tym razem zrobił to w rekordowym tempie 2:04:11.

Za nim, na drugiej pozycji bieg ukończył Kaan Ozbilen. Turecki maratończyk kenijskiego pochodzenia, czternasty zawodnik mistrzostw świata w Londynie w 2017 r. i wicemistrz Europy w półmaratonie z 2016 r., nabiegał wynik 2:05:26, niewiele tracąc do rekordu Europy Mo Faraha (2:05:11).

Na najniższym stopniu podium rywalizację zakończył Emanuel Saina, który uzyskał rezultat 2:05:42. Czwarty na mecie holender Abdi Nageeye ustanowił nowy rekord Holandii - 2:06:17. Na uwagę zasługuje jeszcze wynik Koena Naerta, który wynikiem 2:07:39 pobił rekord Belgii.

Mocne tempo nadawały także kobiety. Ashete Bekere przekroczyła linię mety z czasem 2:22:55. Wprawdzie rekordu trasy nie poprawiła, ale szybciej od niej w tym maratonie biegała jedynie w końcówce lat 90. Tegla Laroupe i obecna rekordzistka trasy.

Drugie miejsce wśród pań należało do dobrze znanej w Polsce Stelli Barsosio, z czasem 2:23:34. Podium uzupełniła Amerykanka Aliphine Tuliamuk, z czasem 2:26:48.

TOP 3 Polaków (brutto / netto)

Mężczyźni:

107. Piotr Mielewczyk – 2:37:55 / 2:37:52
125. Mikołaj Raczyński - 2:39:32 / 2:39:29
260. Jarosław Botkiewicz – 2:51:37 / 2:51:17

Kobiety:

19. Paulina Golec - 2:41:24 / 2:41:22
135. Iza Murawiec – 3:27:43 / 3:24:59
197. Dominika Praska – 3:33:26 / 3:32:19

IB


Polak wygrywa maraton w Bratysławie! [WIDEO]

$
0
0

Zwycięstwem Polaka zakończyła się czternasta edycja maratonu w Bratysławie!

Sławomir Gawlik przekroczył linię mety swojego piątego maratonu z czasem 2:37:17. Ten wynik to nowa życiówka zawodnika, którego częściej oglądamy na trasach trailowych.

Reprezentujący Team Marcina Świerca ultramaratończyk to m.in. trzeci zawodnik Chudego Wawrzyńca z 2017r. W wywiadzie po starcie, Polak wyznał, że bieg nawet go specjalnie nie zmęczył i był raczej przygotowaniem do startów ultra. Nad drugim na mecie Rastislavem Kaliną, Gawlik miał 2 minuty i 47 sekund przewagi.

Trzecie miejsce w tym biegu zajął Rosjanin Egor Kuzmenkov z czasem 2:41:01.

Drugim najszybszym Polakiem w stawce był Tomasz Kik, który zajął czternaste miejsce z czasem 2:47:35. Polskie podium uzupełnił Marcin Bartuś z rezultatem 2:59:22.

W rywalizacji pań, w której zwyciężczynią okazała się czeska biegaczka Barbora Novakova (3:00:27), najszybszą Polką była Magdalena Replińska.

„Moja wielka radość. Jedenasty maraton w mojej krótkiej karierze biegowej , czwarty za granicą. Niedawno Cypr, teraz Bratysława i czas 3:49 , jestem bardzo zadowolona, wypad fantastyczny z ludźmi, z którymi nie można się nudzić, a uśmiech nie schodził nam z twarzy”

- podsumowała na swoim profilu Magdalena Replińska, która zajęła 35 miejsce z czasem brutto 3:51:07. Jedno miejsce niżej z rezultatem 3:51:25 zajęła Barbara Kusio.

Na najniższym stopniu podium polskiego podium stanęła Anna Bogacka, która z czasem 3:56:06 zajęła 42. miejsce.

We wszystkich biegach imprezy wzięło udział 11 300 uczestników.

IB


"Mam apetyt na więcej!" Karolina Nadolska, pierwsza Polka z minimum olimpijskim w maratonie

$
0
0

W miniony weekend w Europie rozegrano kilkanaście  biegów maratońskich, niemal w każdym z nich startowali reprezentanci Polski, także ci z elity, walczący o czołowe lokaty i kwalifikację na igrzyska olimpijskie w Tokio.

Znakomity bieg Karoliny Nadolskiej w Hanowerze!

Ta ostatnia sztuka udała się Karolinie Nadolskiej. 37-letnia biegaczka pochodząca z Oleśnicy (znana wcześniej pod nazwiskiem Jarzyńska) jest pierwszą polską zawodniczką, która wypełniła międzynarodowy wskaźnik IAAF (2:29:30) i może poważnie myśleć o olimpijskim starcie w przyszłym roku w stolicy Japonii. Nadolska znakomicie pobiegła w niemieckim Hanowerze, zajęła w maratonie trzecie  miejsce wynikiem 2:27:43.

W rozmowie z nami Karolina Nadolska była bardzo uradowana, ale od razu starała się złagodzić nasz entuzjazm.

– Było dobrze, ale bez zbytniej euforii, poproszę!

– Ależ Karolino, przecież jest się z czego bardzo cieszyć, uzyskałaś świetny wynik i do tego prawo startu w mistrzostwach świata 2019 w Dosze i przede wszystkim w igrzyskach olimpijskich!

– Mówmy raczej o igrzyskach w Tokio, bo tylko to mnie interesuje. To jest mój cel i mojego męża (Zbigniew Nadolski jest trenerem Karoliny – red.).

– Startu w mistrzostwach świata nie bierzesz pod uwagę?

– Nie. W Katarze będą panowały zbyt trudne warunki, żeby wystawiać organizm na tak ekstremalną próbę. Będzie upał, bieg odbędzie się w nocy. Na to można sobie pozwolić na krótszym dystansie, ale w maratonie – nie. To jest bardzo niewdzięczny dystans, nie mamy wielu szans, żeby na nim startować, więc musimy wybierać. Mnie się to tyczy w szczególności: jestem kobietą z dużym bagażem doświadczeń i lat w bieganiu, muszę bardzo dbać o zdrowie myśląc o Tokio. Jeśli mam cel i marzę o dobrym starcie olimpijskim, to nie mogę sobie pozwolić na tak ciężkie warunki.

– Przejdźmy zatem do Twego świetnego występu w Hanowerze. Pogoda i warunki dopisały?

– Warunki były idealne. Na starcie mieliśmy 10 stopni, potem temperatura rosła około 3 stopni na godzinę. Na mecie już się czuło, że jest jakieś 16-17 stopni przy odkrytym, bezchmurnym niebie, w końcówce też, koło 35 kilometra, trochę zaczęło wiać. Ale nie popadajmy w skrajności, na tym etapie maratonu to zmęczenie powoduje, że wszystko odczuwa się w dwójnasób. Trasa w Hanowerze jest szybka, większość bardzo płaska, więc warunki do szybkiego biegania niemal optymalne. Miałam szczęście, że oprócz walki z samą sobą nie musiałam walczyć z niekorzystna pogodą (uśmiech).


– Pobiegłaś tylko nieco ponad minutę wolniej od rekordu życiowego 2:26:31, ustanowionego jeszcze przed urodzeniem dziecka, w 2014 r. w Osace. Czułaś przed startem, że stać Cię na wynik tak bardzo poniżej 2:30?

– Ja zawsze byłam zawodniczką znającą swoje miejsce w szeregu, nigdy nie podkreślałam i eksponowałam swojej wartości. Mój mąż i trener Zbigniew Nadolski twierdzi, że jestem zdecydowanie zbyt skromna, za mało siebie doceniam (śmiech). Ale tym razem wierzyłam w siebie. Przygotowywałam się do tego startu przez 2 miesiące w wysokich górach, w moim stałym miejscu: Alamos w Stanach Zjednoczonych. Siedziałam tam jednak sama, bez 4-letniej córeczki i męża-trenera, więc była to poważna próba charakteru, niełatwy czas dla mnie. Na dodatek trafiłam w Kolorado na dość ciężkie warunki pogodowe. Przez 4 tygodnie było bardzo zimno i niezwykle wietrznie, więc przygotowania były bardzo utrudnione. Na szczęście potrafię radzić sobie w trudnych sytuacjach, postawiłam cel, trenowałam sumiennie i jadąc do Hanoweru nie wyobrażałam sobie innego wyniku niż nabieganie minimum IAAF na Tokio.

Czas poniżej 2:29:30 był planem minimum, ale - jak to zawsze ja - zaczęłam bardzo odważnie, z najszybszą grupą, na wynik nawet 2:25 z kawałkiem. To nie było moje pierwsze takie bieganie, więc się nie bałam, wierzyłam, że wytrzymam to tempo. Na końcówce trochę mi, niestety, zabrakło, ostatnie 2 kilometry kosztowały mnie bardzo dużo zdrowia psychicznego, bo dłużyły się niemiłosiernie.

Jestem bardzo zadowolona z wyniku w Hanowerze, ale nie wpadam w euforię, bo uważam, że mogę pobiec jeszcze szybciej. To jest dopiero pierwszy przystanek, bo ja po urodzeniu dziecka (w kwietniu 2015 r. - red.) dość długo zbierałam się do maratońskiego powrotu. Biegałam na bardzo przyzwoitym, solidnym poziomie krótsze dystanse, np. wszystkie dychy po 32 minuty z kawałkiem i choć trochę o mnie zapomniano w kontekście królewskiego dystansu, pozwalało to wierzyć, że ja w maratonie mogę jeszcze naprawdę coś zdziałać. Mam apetyt na więcej!

Będę nadal pracowała w ciszy i spokoju, podążała drogą niezmienną od wielu lat, może jest ona trudna i wyboista, ale robię swoje, mam wsparcie męża i dziecka i jestem oddana postawionemu celowi. Teraz jest nim choćby start w Tokio, bo chociaż byłam już olimpijką (w Londynie w 2012 r. Karolina Nadolska zajęła 36 miejsce z czasem 2:30:57 - red.), tęsknię za igrzyskami. Uciekło mi przecież Rio w 2016 r., bo nie zdążyłam wrócić do formy po przerwie macierzyńskiej, byłam bardzo blisko, ale nie udało się.

– Druga w Hanowerze maratonka z Etiopii Tigist Gebeyahu przybiegła na metę zaledwie 8 sekund przed Tobą? Walczyłyście ze sobą niemal do „kreski”?

– Zaczęłam odpadać z głównej grupki po 35 kilometrze, wtedy ta Etiopka przeżywała ciężkie chwile, równie trudne jak ja. Miałam ją na wyciągnięcie ręki, ale cierpiałam tak jak rywalka, obie biegłyśmy na miękkich nogach  i ten niewielki dystans między nami się utrzymywał. Nie byłam w stanie nic więcej z siebie wykrzesać, nie dałam rady jej dogonić.

– Masz już upragnione minimum olimpijskie, co oznacza, że przez najbliższe półtora roku, do igrzysk w Tokio, startować w maratonie nie musisz. Jakie zatem masz biegowe plany na najbliższe miesiące?

– Pierwotnie planowaliśmy z mężem, że bez względu na wynik w Hanowerze pobiegnę w maratonie także na jesieni. I myślę, że jeśli zdrowie pozwoli, to we wrześniu lub październiku stanę jeszcze na starcie, choć na razie nie wiem gdzie, nie wybrałam. A jeśli nie, to bardzo bym chciała pobiec mocno „połówkę”. Ja już przecież złamałam w półmaratonie 1:10, choć ten wynik z powodów proceduralnych nie został, niestety, uznany jako rekord Polski (w 2017 r. Nadolska wygrała w Poznaniu w czasie 1:09:54, ale organizatorzy nie zadbali o wpisanie imprezy do kalendarza PZLA i rezultat nie został ratyfikowany - red.). Chciałabym więc, nawet tak dla siebie, jeszcze raz pobiec „połówkę” poniżej godziny i 10 minut.

10 PKO Półmaraton Poznań: rekord Polski Karoliny Nadolskiej, ale... impreza NIE zgłoszona do PZLA


Poza tym na pewno pobiegam jeszcze coś krótszego, mam już zaklepanych kilka startów na 10 i 15 km. W najbliższą niedzielę czeka mnie Bieg OSHEE 10 km w ramach Orlen Warsaw Marathonu i jeśli dobrze się zregeneruję po maratonie to może być naprawdę szybko. Potem prawdopodobnie znowu zniknę z kraju, wyjadę w „swoje” góry do Kolorado, tam przesiedzimy 6-7 tygodni bardzo spokojnego treningu i w czerwcu zjadę znowu na kilka startów do Europy. Mam już zakontraktowane bardzo dobrze obsadzone biegi z certyfikatem IAAF Road Race Bronze Label: 8 czerwca na 15 km w Walencji (15k Nocturna Valencia - red.) i tydzień później Corrida de Langueux na 10 km we francuskiej Bretanii. Dodatkowo chcemy dograć jeszcze jakieś dwa starty w Europie, a potem odpoczynek i, być może, myślenie o jesiennym maratonie.

– A więc poza „dziesiątką” na OWM w Warszawie nie zobaczymy Cię na trasie w Polsce? Szkoda…

– No właśnie jakoś tak się składa, że bardzo rzadko mam okazję startować w naszej Polsce. Na tę chwilę, jeśli chcecie mnie zobaczyć na żywo, zapraszam w niedziele do Warszawy, bo potem może być ciężko (śmiech). My zresztą od jakiegoś już czasu więcej mieszkamy w Stanach niż w Poznaniu. Szykuję moją 4-letnią Antosię na wynik 2:20 w maratonie, więc od wczesnego dzieciństw wychowuję ją w wysokich górach (śmiech).

– A czy w przyszłym roku zamierzasz sprawdzić się w maratonie przed igrzyskami w Tokio?

– Zacznijmy od tego, że moja nominacja olimpijska jeszcze nie jest wcale pewna, bo chociaż nabiegałam minimum międzynarodowe, to wszystko jest w rękach PZLA. Po pierwsze, wciąż nie znamy polskiego minimum, a po drugie, jeśli 3 zawodniczki pobiegną maraton szybciej ode mnie, to nawet z wynikiem 2:27 do Tokio nie pojadę.

– Bądźmy poważni, Karolino: nie jest to możliwe! A minimum PZLA, chociaż nasi działacze mają tendencję do zaostrzania wskaźników międzynarodowych, też na pewno nie będzie wyższe niż Twój wynik z Hanoweru.

– Wolę dmuchać na zimne. Dopóki nie mam stuprocentowej pewności, nie myślę, co będzie w roku olimpijskim. Jeśli jednak zostanę nominowana, to być może pobiegnę maraton na początku roku gdzieś w Azji. Wtedy można jeszcze zdecydować się na taki start, bo już wiosną w Europie to raczej będzie za późno mając w perspektywie upragnione igrzyska.

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Zbigniew Nadolski


Przez górę wisielców. "Pani Mogiła" Ambasadorki

$
0
0

W minioną niedzielę, 7 kwietnia 2019 r. w Beskidzie Wyspowym odbył się bieg górski, zaliczany do cyklu imprez organizowanych przez Dobczycki Klub Biegacza pod marką X Run. Bieg miał uroczą nazwę - Pani Mogiła. Mieliśmy pobiec na dystansie 32 km, ale w ostatniej chwili czekała nas korekta trasy zewież względu na liczne wiatrołomy. Ostatecznie wyszło około 31 km, więc na szczęście dużej straty nie było.

Relacja Magdaleny Wilk, Ambasadorki Festiwalu Biegów

Wystartowaliśmy z limanowskiego Jurkowa i... Pani Mogiła szybko dała o sobie znać. Czekała nas prawie 7-kilometrowa wspinaczka na Mogielnicę, najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego, z poziomu 510 m. n.p.m. do 1171 m. n.p.m. Według ludowych przekazów zwożono tam ciała samobójców i ludzi zmarłych w nietypowy sposób.

Przed samą Mogielnicą uraczyła nas widokami Polana Wyśnikówka, skąd można dostrzec Gorce i Babią Górę, a podobno nawet Tatry.

Przedzierając się wąską ścieżką pomiędzy wiatrołomami dotarliśmy na szczyt. Od 2008 r. stoi na nim wieża widokowa, dzięki czemu Mogielnica jeszcze wielokrotnie podczas biegu służyła nam, widoczna z daleka, za punkt orientacyjny. Wyszłam z założenia, że nie po to biorę udział w biegu, żeby nie wdrapać się na samą górę, kilka minut więcej nie robiło dla mnie różnicy, a było warto przy tak pięknej pogodzie, jaka towarzyszyła całej imprezie.

Zbieg przez Polanę Stumorgową, prosto do pierwszego punktu regeneracyjnego, porządnie rozgrzał „czwórki”. Za nim, zataczając duży łuk, wbiegliśmy na Krzystonów (1012 m. n.p.m., 12. km trasy) i dalej do następnego punktu regeneracyjnego na 14. km. Za nim czekało nas ostatnie poważne podejście na Kutrzycę (1050 m. n.p.m., 17 km. trasy), które ostatecznie dało w kość. Nie pomagała już nawet świadomość, że najgorsze już za nami i że już za około 5 km powinien czekać ostatni, trzeci, a zarazem będący pierwszym, punkt. Nogi umarły.

Do tamtego momentu długie odcinki pokonywaliśmy po roztapiającym się śniegu i przeskakując przez mniej lub bardziej wartkie strumyczki, ale jeszcze to, co czekało nas na ostatnim kilometrze przed trzecim punktem regeneracyjnym, przeszło oczekiwania. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto. Od razu przybyło po dodatkowym kilogramie mazi przyczepionej do butów. Myślę, że na tym odcinku Pani Mogiła spokojnie mogłaby konkurować z bieszczadzką Łemkowyną…

Po wytoczeniu się z tego kisielu na trzeci punkt mieliśmy przed sobą około 5-kilometrowy, spokojny i szeroki zbieg z powrotem pod Mogielnicę utwardzoną drogą wysypaną luźnym kamieniami, które niestety raz po raz boleśnie trafiały w kostki, więc większej, nazwijmy to, prędkości, niezależnie od powłóczenia zmęczonymi nogami, już i tak nie mogłam rozwinąć.

Końcowe 2 km to był już znany nam z podejścia stromy szlak na Mogielnicę przez Wyśnikówkę. Sama nie wiem, czy lepiej się nim było wspinać, czy zbiegać. Jeszcze chwila i byliśmy w Jurkowie, z wybiegu z lasu czekało nas jeszcze około 700 metrów chodnikiem przez wieś i meta!

Choć zdecydowanie zamykałam stawkę - zwalę to na czas „stracony” na podziwianie widoczków i robienie zdjęć - z daleka słyszałam okrzyki kibiców przy mecie, za które serdecznie, serdecznie dziękuję! Wówczas przedziały czasowe między biegaczami sięgały i kilku minut, więc tym bardziej jestem wdzięczna za wytrwałość!

Bieg ukończyły 193 osoby i mam wrażenie, że nie byli to przypadkowi, niedzielni biegacze. Wygrał Tomasz Skupień z Muay Running Team (2:40:32), a wśród kobiet – Natalia Florek z Team Mountain Fuel Polska (3:24:59).

Uwielbiam takie kameralne biegi, gdzie po pierwszych 10 km stawka rozciąga się na tyle, że przez resztę trasy biegnie się już praktycznie samemu. Choć z pewną obawą patrzyłam, czy zmieszczę się w limicie, nie sposób było nie napawać się wiosną budzącą się w Beskidach. Jak to mówią, zapłaciłam za 6 godzin, to będę biec 6 godzin!

Bieg był bardzo poprawnie zorganizowany, choć „obfitość” punktów regeneracyjnych nie budziła entuzjazmu (woda, cola, banany, żelki, ciastka), to pierwszy raz widziałam „rege” przed startem – z kawką, herbatą i chlebem ze smalcem i ogóreczkiem. Bardzo spodobał mi się też pomysł z mapą trasy po drugiej stronie numeru startowego.

Trasa świetnie oznaczona, gęsto upstrzona taśmami, z wyraźnie zaznaczonymi zmianami kierunku biegu. Wolontariusze na trasie witali nas z uśmiechem, pomocni i skorzy do rozmów, co trochę demobilizowało do dalszego biegu.

Miło jest brać udział w imprezie, którą dla biegaczy robią biegacze!

Magdalena Wilk, Ambasadorka Festiwalu Biegów


Runmageddon Wrocław - informacje organizacyjne

$
0
0

Kilkadziesiąt przeszkód, kilkanaście kilometrów trasy, tony błota i dobrej zabawy - taki będzie Runmageddon Wrocław, który zaplanowany jest na 13-14 kwietnia 2019 r. Weekendowa propozycja organizatora cyklu ekstremalnych biegów z przeszkodami najeżona będzie mnóstwem atrakcji i niecodziennych niespodzianek.

Już w weekend na Torze Wyścigów Konnych Partynice odbędzie się po raz czwarty - Runmageddon Wrocław. Ten ekstremalny bieg z przeszkodami co roku na start przyciąga osoby szukające wyzwań, sportowych emocji i niespotykanych wrażeń. Tegoroczne wydarzenie będzie wyjątkowe, bo w jego trakcie kibice, startujący oraz organizatorzy świętować będą 5 lat Runmageddonu.  Zaskoczy nowymi trasami, inną lokalizacją miasteczka kibica, a także wspólnym zdjęciem i startem specjalnej urodzinowej serii. W sobotę oraz w niedziele na torze wyścigów konnych przy ulicy Zwycięskiej 1, w niecodziennym sportowym wyzwaniu będą miały okazję wziąć udział zarówno dzieci, młodzież jak i dorośli. Wszyscy niezależnie od wieku będą mieli okazję przeżyć niezapomnianą sportową przygodę.

Harmonogram Wydarzenia

W sobotę 13 kwietnia br. Runmageddon obchodził będzie piąte urodziny. Z tej okazji kibice i uczestnicy zaproszeni zostaną do zwiedzenia muzeum Runmageddonu oraz kibicowania specjalnej urodzinowej serii, w której pobiegną Runmageddończycy z pierwszego eventu oraz przyjaciele marki. Uroczyście reaktywowany zostanie też Runmageddon Games. Tylko we Wrocławiu zobaczyć będzie można dynamiczną rywalizację sportowców na krótkodystansowym biegu z przeszkodami.

Tego dnia, w godzinach 7:20-15:30, dorośli oraz młodzież po 16 roku życia ( za osobistą zgodą opiekuna) będą mogli wystartować w formule Rekrut czyli 6 kilometrowym dystansie najeżonym ponad 30 przeszkodami.

Młodsi: dzieci 4-11 oraz młodzież 12-15 lat będą mogli zamierzyć się z odpowiednimi dla nich dystansami. Runmageddon Kids startować będzie w godzinach od 9:00 - 14:40. Co 20 minut, na pełne zabawy trasy wybiegać  będzie inna grupa wiekowa Natomiast miedzy 16:45 a 17:30, co 15 minut swoją ekstremalną przygodę przeżywać będzie młodzież.

W niedzielę, osoby o dużym apetycie na sportowe wyzwania sprawdzą się w formule Classic - 12 kilometrów i 50 przeszkód. Zaś debiutanci będą mogli spróbować swoich sił pokonując Intro - 3 kilometrowy dystans z 15 przeszkodami. Start pierwszej serii zaplanowany jest na 8:00 a kolejne startować będą co 15 minut aż do godziny 10:00.

O 11:20 przyjdzie czas  na serię Elite formuły Classic, w której profesjonalni biegacze przeszkodowi  pokonają dystans 12 kilometrów, najeżonych 50 przeszkodami. Tuż po zawodowcach na starcie staną sympatycy błotnego szaleństwa, którzy także zmierzą się z najdłuższym dystansem Runmageddonu Wrocław.

W godzinach 10:00-14:20 rozegrany zostanie Runmageddon Kids. Dzieci będą startować w 3 grupach wiekowych. 4-5, 6-8 lat oraz 9-11 lat. Trasa będzie liczyła ok.1 km i pojawi się na niej około 15 przeszkód.

Runmageddon Wrocław będzie niezwykle interesującym wydarzeniem dla startujących, ale także dla małych i dużych kibiców. W specjalnie przygotowanym dla nich miasteczku znajdzie się wiele atrakcji od sponsorów marki. Dla dzieci będzie strefa Nerf, a także challenge producenta rowerków biegowych dla dzieci Strider. Osoby oglądające ekstremalne igrzyska będą mogły: odpocząć w strefie Chillout hoteli Campanile, smacznie zjeść w strefie Gastro oraz wpaść w wir zakupów w sklepie odzieżowym marki Pit Bull West Coast. Chętni będą mieli też okazję  skorzystać z platformy „ size.me" i przetestować buty marki Salomon.

Jak co roku Runmageddon będzie niecodziennym wydarzeniem i niezależnie od pogody sprawi, że startujący i kibice będą pełni pozytywnych emocji. Dodatkowo osoby obecne na evencie będą  mogły zarejestrować  się, jako potencjalni dawcy szpiku kostnego czy też wesprzeć  małą Kalinkę i Mikołaja kupując ekologiczną żywność na stoisku marki Sznajder. Runmageddon Wrocław będzie najeżony nie tylko przeszkodami, ale także niecodziennymi akcjami i atrakcjami. Nie zabraknie też urodzinowego szaleństwa, specjalnej urodzinowej serii, głośnego „sto lat dla Runmageddonu” oraz wspólnego zdjęcia i co najważniejsze urodzinowego powrotu Runmageddon Games.

Chcąc wziąć udział w formułach Runmageddonu wystarczy zapisać się poprzez stronę www lub na miejscu w Biurze Zawodów, które otwarte będzie: piątek 16:00-21:00, sobota 06:30-15:30 i 16:30-20:00, niedziela: 6:30-14:45. Zapisy online trwają do 11 kwietnia do godziny 15:00 - TUTAJ.

źródło: Runmageddon


Pobiegnie Boston Marathon... po raz 47. (!). Do tego nocą i po operacji serca!

$
0
0

Gdy nad Bostonem zacznie się ściemniać, większość uczestników będzie już wtedy. Jednak Dave McGillivray dopiero wybiegnie na trasę. Wcześniej, jako dyrektor biegu, będzie się zajmował stroną organizacyjną przedsięwzięcia. Robi tak od 47 lat, ale ten maraton będzie wyjątkowy.

O chorobie wieńcowej McGillivray dowiedział się w 2013 r. Miał wtedy 59 lat. Diagnoza go zasmuciła, zaskoczyła, ale również zmotywowała do zmiany stylu życia. Zaczął dbać o swoją dietę, sen, regularność ćwiczeń. Przygotował się do Ironmana, zrobił 7 maratonów w 7 dni na 7 kontynentach i z przyjemnością odbierał kolejne wyniki u kardiologa. Poprawą cieszył się aż do zeszłego roku.

W październiku 2018 r. okazało się, że niektóre z jego arterii są poważnie zatkane. Pozostało mu poddać się zabiegowi wszczepienia trzech bajpasów. Powrót do biegania po operacji na otwartym sercu nie jest prosty. McGillivray zaczął od treningów w grupie maszerujących, a w marcu pokonał biegiem półmaraton.

123. Boston Marathon będzie jego 47 startem w słynnym biegu i pierwszym maratonem, który przebiegnie zaledwie 6 miesięcy po operacji. Zrobi to dla siebie, ale także po to, by zebrać fundusze na fundację Josepha Middlemissa, sześciolatka, który zmarł z powodu kardiomiopatii. Fundacja zajmuje się uświadamianiem zagrożenia występowania chorób serca także u dzieci.

„Być może to nie będzie mój najszybszy ani nawet najłatwiejszy maraton, ale może się okazać, że będzie najbardziej satysfakcjonujący” - napisał dyrektor Boston Marathon na stronie zbiórki charytatywnej, gdzie zebrano już ponad 78 tys. dolarów z zaplanowanej kwoty 10 tys. dolarów.

Profil akcji: TUTAJ

IB



Dynowska ZaDyszka po raz piąty. Start 18.05

$
0
0

Piąta edycja popularnego w województwie podkarpackim biegu na dystansie 10 km odbędzie się 18 maja w Dynowie.

W piątej edycji weźmie udział 350 uczestników, start i meta biegu na terenie Ośrodka Turystycznego „Błękitny San”, tuż obok stacji zabytkowej ponad 100-letniej kolejki wąskotorowej kursującej na trasie Przeworsk – Dynów.

Trasa biegu prowadzi najpiękniejszymi zakątkami Dynowa oraz znana jest w środowisku biegaczy z regionu z mocnego podbiegu pomiędzy 6, a 7 km. Stąd nazwa biegu – ZaDyszka.

Na trasie biegu uczestnicy spotkają wielu kibiców, którzy bardzo mocno kibicują zawodnikom startującym w ZaDyszce. Co kilometr biegacze spotkają również specjalne strefy kibica, które przygotowują uczniowie Publicznej Szkoły Podstawowej nr 1 w Dynowie. W zeszłym roku w akcje „Strefy kibica na ZaDyszce” zaangażowało się blisko 100 uczniów szkoły.

Start biegu głównego zaplanowano na godzinę 17.00. Przed biegiem głównym o godzinie 15.30 odbędzie się bieg dla dzieci – MINI ZaDyszka na dystansie 400 metrów. Oprócz biegów piknik rodzinny i atrakcje dla dzieci.

Zapisy na wydarzenie: TUTAJ

źródło: Organizator


Zacznij biegać w terenie, korzystaj z promocji! Zapraszają Salomon i Intersport!

$
0
0

Zmiana czasu na letni, temperatury dochodzące do 20 stopni, wreszcie co raz bardziej suche górskie szlaki – nadszedł czas wiosny! Dłuższe, słoneczne dni i cieplejsza aura to idealny moment, żeby maksymalnie cieszyć się bieganiem. Jak to osiągnąć? Zacznij biegać w terenie!

Marka Salomon wraz z siecią sklepów Intersport pomogą postawić Wam pierwsze trailowe kroki. Dołącz do naszych bezpłatnych treningów biegowych na trailowych ścieżkach, testuj produkty Salomona oraz Suunto. Przyjdź do sklepów Intersport i przy zakupie butów biegowych odbierz plecak Trailblazer 10. 

Zacznij biegać w terenie!

Wszyscy obserwujemy wzrosty frekwencji na imprezach organizowanych na trailowych ścieżkach, co roku do kalendarza biegów górskich dochodzą nowe imprezy. To najlepszy dowód na to, że każdy kto skusi się trening lub start w zawodach trailowych, będzie już zawsze do tego wracał. Z pewnością bieganie w terenie jest bardziej wymagające. Zmienna nawierzchnia, podbiegi, zbiegi, przeszkody, zachowanie pełnej koncentracji w czasie treningu czy wreszcie bieg w nieustającym zmiennym tempie to najważniejsze cechy biegania w terenie.

Na trailowych i górskich ścieżkach nie ma nudy. Każdy trening może mieć w sobie smak przygody. Odpoczynek od zatłoczonego miasta, dotlenienie, obcowanie z przyrodą, a często piękne widoki to bez wątpienia największe plusy biegania w terenie. Zdajemy sobie sprawę, że nie każdy ma możliwość mieszkać poza miastem, ale pamiętajcie, że każdy może pozwolić sobie na bieganie blisko natury. Skorzystaj z naszych porad, jak z biegania miejskiego przerzucić się na trailowe.

Wraz z Intersportem zapraszamy na treningi biegowe w terenie, które będą powiązane z testami butów Salomona w wybranych miastach w Polsce. Pojawimy się między innymi w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Katowicach, Biesku-Białej, Łodzi, Rzeszowie i kilku innych miastach. Podczas treningów biegowych będziecie mieli okazje testować obuwie, a same zajęcia będą prowadzone przez ambasadorów marki Salomon. Nasze testy będą odbywały się w tygodniu o godzinie 18:30 na dystansach około 5-8 km. Zajęcia są bezpłatne, a ilość miejsc ograniczona. Każdy uczestnik wspólnych testów organizowanych wraz z Intersportem otrzyma specjalną bandanę, idealną na wiosenną pogodę.

Wszelkie informację o treningach: miejscu, dacie, godzinie, trenerze znajdują się na TEJ stronie (zakładka „Warsztaty”).

Jeśli chcecie być na bieżąco ze wskazówkami jak rozpocząć bieganie w terenie dołączcie do naszej społeczności facebook’owej @salomonrunning.pl.

Pamiętajcie, że cały czas podczas trwania akcji, w sklepach Intesportu czekają na was doradcy, którzy pomogą wam dobrać odpowiednie buty, a także podpowiedzą jak zacząć przygodę z bieganiem w terenie.

Wspólne treningi Salomona i Intersportu będą odbywały się od 4 kwietnia do 30 maja. Podczas treningów będziecie mogli przetestować między innymi modele: Sense Escape 2, Speedcross 5, Salomon Sense Escape Nocturne. W trakcie testów nasi ambasadorzy opowiedzą Wam jak przygotować się do biegania w terenie, jak odpowiednio dostosować sprzęt, na co zwrócić uwagę w trakcie podbiegów czy zbiegów.

Bieganie w terenie często kojarzy nam się z koniecznością wyjazdu poza miasto, co w tygodniu jest bardzo trudne. Dlatego nasi ambasadorzy przygotowali najbardziej atrakcyjne trasy, które pozwolą odkryć na nowo wiele miejsc w waszych miastach i pokazać, że nie zawsze musimy biegać po asfalcie. Wspólne treningi to także doskonała okazja nawiązania nowych znajomości i możliwość dzielenia się swoją pasją. Zapiszcie się na testy już dzisiaj!

I najważniejsze - w okresie 4 kwietnia do 30 maja i w wytypowanych sklepach Intersport, których listy znajdziecie na stronie sklepu, czekają na Was specjalne promocje zakupowe! Przy zakupie dowolnego obuwia biegowego marki Salomon w wytypowanych sklepach Intersportu, zgarniecie w prezencie plecak Trailblazer 10 tylko za 1 zł! Wartość plecaka to aż 219 złotych!

Więcej informacji o promocjach i całej akcji znajdziecie TUTAJ.

Zacznij biegać w terenie!

Artykuł sponsorowany

2nd Wizz Air Katowice Half Marathon: Ruszyły zapisy na bieg dla dzieci

$
0
0

Zapraszamy na .KTW Wizz Air Kids Run!  

Co łączy nowoczesny kompleks biurowy .KTW oraz Wizz Air? Cenimy sobie rodzinny wypoczynek na powietrzu, nowoczesne rozwiązania i... lubimy dzieci. Dlatego połączyliśmy siły i stworzyliśmy KTW Wizz Air Kids Run, aby 2 czerwca najmłodsi mogli wziąć udział w zawodach biegowych doskonale się przy tym bawiąc.

Kompleks biurowy .KTW w wielu aspektach stanowi wyraz tego, co w Katowicach i całym obszarze metropolitalnym najlepsze, nie mamy zatem wątpliwości, że tego dnia na dzieciaki w specjalnie przygotowanej dla nich strefie czekać będzie prawdziwa moc atrakcji. Nie zwlekajcie i postawcie na sportowe emocje i rodzinną rozrywkę w samym sercu Śląska!

Jak zapisać dziecko?

  1. Wejdź na stronę .KTW Wizz Air Kids Run 
  2. Po przejściu do panelu rejestracyjnego wybierz z listy opcję: zgłoszenia grup i dzieci
  3. Na podanego w trakcie rejestracji maila otrzymasz dane do przelewu.

Gotowi do startu? Start!

źródło: Organiztor


Znamy polskich przedstawicieli w ITRA: biegaczy i organizatorów

$
0
0

Katarzyna Melcer i Mirosław Bieniecki zostali wybrani do Międzynarodowego Stowarzyszenia Biegów Terenowych ITRA (International Trail Running Association). Przez najbliższe 4 lata będą reprezentować polskich biegaczy i organizatorów imprez w tej największej organizacji biegów górskich. 

Uprawnieni do głosowania byli wszyscy, którzy są zarejestrowani w ITRA. Z Polski to 226 biegaczy (głosowało 87) i 39 organizatorów (głosowało 19, m. in. przedstawiciel Fundacji "Festiwal Biegów", organizatora Biegu 7 Dolin i Runek Run w Krynicy-Zdroju). Wybierali spośród w sumie pięciorga kandydatów.

Przedstawicielem polskich biegaczy została ponownie Katarzyna Melcer, która zdecydowanie (76:9) pokonała w głosowaniu Tomasza Świniarskiego. Ma 30 lat, współorganizuje TRF – Trail Running Festival w Szczyrku i sama biega, w ubiegłym roku ukończyła m. in. Eiger Ultra-Trail, Penyagolosę i Maraton Transgrancanaria. Chce wspierać wszelkie inicjatywy wpływające na rozwój biegów górskich w Polsce i kultury biegania w górach.

W wyborach reprezentanta organizatorów biegów Mirosław Bieniecki (10 głosów) pokonał dwóch kontrkandydatów: nieznacznie Michała Kołodziejczyka (8 głosów), twórcę m. in. Beskidy Ultra-Trail i cyklu Maraton Górski 4 Pory Roku oraz Piotra Jasińskiego (1 głos) z krakowskiej Fundacji 4 Alternatywy, która organizuje Ultra-Trail Małopolska.

44-letni Mirosław Bieniecki to twórca „kultowego” Biegu Rzeźnika, który od 15 lat jest rozgrywany w Bieszczadach, a który kilka lat temu rozrósł się do jednego z największych w Polsce festiwalu biegów górskich, a także Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego, Hyundai Ultramaratonu Bieszczadzkiego i kilku innych imprez.

– Chcemy stworzyć stały punkt kontaktowy pomiędzy ITRA a organizatorami polskich biegów, którego celem będzie przekazywanie im praktycznych informacji na temat członkostwa w ITRA, certyfikowania biegów itp., a także pomoc w kontaktach z ITRA, np. w przypadku zaistnienia bariery językowej, która nierzadko jest problemem – mówi Mirosław Bieniecki.

– Postaramy się pozyskać od sponsorów środki na (do)finansowanie członkostwa w ITRA dla polskich imprez biegowych – zapowiada Biegniecki i mówi o jeszcze jednym celu: promocji polskich biegów za granicą.

–  Chcemy być punktem kontaktowym dla zagranicznych organizatorów i organizacji, szukających kontaktu z polskim środowiskiem biegów górskich. Aby przyciągnąć biegaczy z zagranicy do Polski jako miejsca atrakcyjnego do uprawienia turystyki biegowej, potrzebujemy wypracowania wspólnych metod promocji naszych imprez.

Bieniecki zapowiada także powrót do negocjacji z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki, zainicjowanych już w poprzedniej kadencji. – Chcemy namówić PZLA do przekazania polskiemu przedstawicielstwu ITRA nadzoru nad mistrzostwami Polski w biegach górskich. Jeśli do takiego porozumienia dojdzie, rozpiszemy otwarty konkurs na mistrzostwa w roku przyszłym, tak aby kryteria przyznania imprez mistrzowskich były jasne i klarowne dla wszystkich.

Mirosław Bieniecki zastąpi w ITRA, jako przedstawiciel organizatorów biegów, Krzysztofa Gajdzińskiego, który wraz z Piotrem Bętkowskim pozostaje w komitecie wykonawczym ITRA. Termin wyborów do KW nie jest jeszcze znany.

Piotr Falkowski

zdj. Karolina Krawczyk - Fotografia


Tagi:

Edward Cheserek wyrównał rekord świata na 5 km!

$
0
0

„Najszybsze 5 km na świecie” - hasło przewodnie zobowiązuje organizatorów imprezy pn. Carlsbad 5000 w Kalifornii. Faworyt tegorocznej edycji, Kenijczyk Edward Cheserek miał poprawić rekord należący do młodego Szwajcara Juliena Wandersa i… prawie mu się to udało.

To właśnie podczas Carlsbad 5000 ustanowiono dwa najszybsze wyniki w historii biegów na 5 km. W 2000 roku Kenijczyk Sammy Kipketer wygrał tu z wynikiem 13:00. W 2006 r. Etiopka Meseret Defar nabiegała wynik 14:46. Na liście zwycięzców imprezy są tacy zawodnicy jak m.in. rekordzista świata w maratonie Eliud Kipchoge - 13:11 w 2010 r., Etiopczyk Dejene Berhanu - 13:10 w 2005 r., czy też Etiopka Genzebe Dibaba – 14:48 w 2015 r.

Wszystko to przeszłość, oddzielona zresztą grubą kreską. W lipcu 2018 roku IAAF postanowił wprowadzić oficjalny rekord świata na 5 km, zamiast najlepszego czasu w historii. Poinformowano, że za rekord uzna się wynik równy bądź lepszy niż 13:10. Nowy rekord powinien zostać ogłoszony do 1 stycznia 2019 roku, ale tego - jak wiemy – jeszcze nie zrobiono. Bałagan był ogromny.

Oficjalnie rekordy świata padły niedawno w Monako - Szwajcar Julien Wanders pobiegł tam w 13:29, a Holenderka Siffan Hassan w 14:44.

Na 5 km po oficjalny rekord świata! Tylko w jakich butach? IAAF zmienia przepisy lekkiej atletyki

Julien Wanders i Sifan Hassan biją w Monako REKORDY ŚWIATA na 5 km! Szwajcar… pobiegł wolniej od rekordzisty Europy! [AKTUALIZACJA - wyjaśnienie IAAF]

Wyniki z Monako zostały już ratyfikowane. Wydaje się jednak, że progres rekordu w biegu mężczyzn to tylko kwestia czasu. Od 2010 roku w Carlsbad tylko raz (!) padł wynik gorszy od aktualnego rekordu świata i było to rok temu. Zwykle biegano od 13:11 do 13:27.

Pierwszy atak na wynik Szwajcara miał miejsce w miniony weekend. Mieszkający w USA Kenijczyk Edward Cheserek, wielokrotny mistrz ligi NCAA, pokonał dystans w 13:29, wyrównując aktualny rekord świata i poprawiając życiówkę o 9 sekund. Rezultat Kenijczyka musi być jeszcze ratyfikowany.

Drugi w Carlsbad był Kenijczyk David Bett, z rezultatem 13:54, a trzeci Amerykanin Reid Buchanan, z wynikiem 13:56.

Rywalizację kobiet w Carlsbad wygrała Kenijka Sharon Lokedi, z czasem 15:48, co jest jej nowym rekordem życiowym. Druga była Brytyjka Charlotte Arter - mistrzyni kraju na 10 000 m, z wynikiem 16:01, czym również ustanowiła najlepszy wynik w karierze. Podium uzupełniła Amerykanka Danielle Shanahanm z wynikiem 16:03, co także jest jej życiówką.

Kalifornijska impreza zmieniła w tym roku organizatora, a gospodarze zaprosili do współpracy m.in. legendarnego maratończyka Meba Keflezighiego. Trudno uwierzyć, ale jeszcze nie tak dawno impreza chyliła się ku upadkowi.

Wszystko po tym, gdy organizator, który miał w swoim portfolio także m.in. znany cykl Rock'n'Roll Marathon, został przejęty przez gospodarzea imprez serii Ironman. Obniżono nagrody, spadła frekwencja, niższy był też poziom sportowy. Nie było firm, które chciałyby się reklamować. Teraz już nikt nie wyobraża sobie, by rekord świata nie wrócił do USA. W przyszłym roku odbędzie się już 35. edycja Carlsbad 5000 i można być niemal pewnym elitarnej stawki.

RZ


Viewing all 13088 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>