Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13088 articles
Browse latest View live

Maraton Londyński w przebraniu po rekordy Guinnessa. Wielu się udało [ZDJĘCIA, WIDEO]

$
0
0

Aż 38 nowych rekordów Guinnesa - to bilans niedzielnego maratonu w Londynie. Chętnych na rekordowy bieg w kostiumie było więcej. Zamiar bicia rekordów realizowało 78 startujących. Wśród tych, którym się nie udało dominowali biegacze w dość kłopotliwych przebraniach.

Lukas Bates, który próbował ukończyć bieg jako Big Ben stał się symbolem trudów, przez jakie przechodzili aspirujący rekordziści. Jego kostium giął się we wszystkie strony i utrudniał ruchy. Przekroczenie linii mety wymagało pomocy wolontariuszy.

Big Ben nabiegał czas 3 godziny i 54 minuty. Niestety rekord biegowych wież na świecie jest o ok. 20 minut lepszy. Niemiecki rekordzista świata, który w Berlinie biegł jako wieża widokowa w Lubece, miał zdecydowanie wygodniejszy kostium, który nie zasłaniał mu głowy i nie podcinał nóg

Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Brytyjczykowi, którego klasyczna życiówka jest o niemal godzinę lepsza.

Najszybszym biegaczem w przebraniu został Oliver Williams, który jako... wstążeczka przekroczył linię mety z czasem 2:36:52. Warto podkreślić, że nie był to bieg z wstążeczką pamięci, którą przypina się, by przypomnieć o ważnych wydarzeniach lub wesprzeć jakiś ruch społeczny. Williams tą wstążeczką po prostu... był.

Ostatni z 38 rekordów należy do grupy 6 osób, które we wspólnym kostiumie kończyły bieg z czasem 5:59:33.

Ciekawe wyniki do pobicia w przyszłości to np. bieg w sukni panny młodej, ale w wydaniu męskim. Nijaki Lee Goodwin w tym damskim przebraniu zrobił niedzielny maraton z czasem 2:49:17.

Trzy godziny złamali też rekordziści w postaci zombie, skauta, doktora i golfisty.

IB

fot. Virgin Money London Marathon



Szczawnica to nie tylko MP. Emocje na rekordowych Mnichu, Groniu, Hardym i Durbaszce

$
0
0

Najważniejsze w tegorocznych Biegach w Szczawnicy były, oczywiście, Mistrzostwa Polski na długim dystansie, czyli Wielka Prehyba 43 km dla zawodników z licencją PZLA. Ale i wśród biegaczy bez związkowego "glejtu", i na wszystkich pozostałych trasach wytyczonych w Pieninach i Beskidzie Sądeckim, działo się bardzo wiele ciekawego, a na każdej z nich padły rekordowe wyniki.

Martyna Kantor i Bartłomiej Przedwojewski mistrzami Polski w biegu górskim na długim dystansie. Faworytka zeszła z trasy

"Bieg kontrolowany". "Bartek i Martyna poza zasięgiem". Mówią medaliści MP w długodystansowym biegu górskim

Największe wrażenie zrobił Grzegorz Ziejewski. Biegacz z Wieliczki pokonał najdłuższy, 97-kilometrowy dystans (przewyższenie 4100 m) w kapitalnym czasie 9:36:48. Przed rokiem rywalizował w ponad połowę krótszej Wielkiej Prehybie, w otwartych jeszcze wtedy mistrzostwach kraju i zajął 15 miejsce, meldując się na mecie 10 sekund przed złotą medalistką Edytą Lewandowską.

Teraz na szczawnickiej "setce" nie miał sobie równych, na mostku nad Grajcarkiem po 9,5 godz. od startu nie spodziewali się go nawet... organizatorzy! - Zawsze robię sobie symulacje czasowe, od nich na wszelki wypadek odejmuję jeszcze trochę minut na różne niespodzianki, a i tak Grzegorz swoim widokiem lekko mnie zaskoczył - mówił podczas dekoracji Kuba Wolski.

Podkreślając wyczyn Ziejewskiego oddajmy jednak szacunek także drugiemu na mecie Michałowi Sedlakowi, który też pokonał trasę w czasie poniżej 10 godzin, a Grzegorzowi ustąpił o zaledwie (na takim dystansie) 8 minut. Trzecie miejsce zajął Dawid Atanasow Ancew.

W najdłuższym biegu wśród kobiet najszybsza była Paulina Krawczak z Dęblina. Uzyskała czas 12:26:40 i o ponad pól godziny wyprzedziła warszawiankę Małgorzatę Rutkowską. 20 minut po wiceliderce finiszowała Anna Bieniecka, współorganizatorka, a  prywatnie żona „ojca” Biegu Rzeźnika.

Wrażenie zrobiła szybkość najlepszych biegaczy na najkrótszych dystansach. Można się było tego spodziewać, gwarancję dawały nazwiska na liście startowej: zwłaszcza na 20-kilometrowej Chyżej Durbaszce obsada była imponująca!

Rekordowy do tej pory wynik pobiła nie tylko zwyciężczyni, ale wszystkie panie, które wraz z nią stanęły na podium! Nic dziwnego, walka o zwycięstwo była piękna. Aneta Ściuba, triumfatorka ostatniego Brubeck Iron Runa na Festiwalu Biegowym w Krynicy, choć wygrała w doskonałym czasie 1:49:34, to Katarzynę Wilk wyprzedziła o zaledwie 20 sekund! Aleksandra Bazułka straciła do lublinianki 4 minuty, a 2 godziny złamała także czwarta na mecie Weronika Kozioł.

– Trzy lata temu Durbaszka była moim pierwszym w życiu startem w górach, pobiegłam ją wtedy w czasie 2:13. W tym roku przyjechałam z twardym postanowieniem złamania 2 godzin, co jeszcze w ubiegłym roku nie udało się żadnej kobiecie – opowiadała nam Aneta Ściuba. – Zaczęłam spokojnie,  bo 8 km było pod górę. Biegłam z dziewczyną, która finalnie była trzecia. Gdy ją wyprzedziłam, nie byłam pewna zajmowanej pozycji, bo od turystów i kibiców dostawałam sprzeczne informacje: raz, że prowadzę, innym razem, że jestem druga.

– Skupiłam się na swoim biegu, ale miałam wrażenie, że widzę przed sobą blondynkę. Miała jednak niebieski numer, co oznaczało, że biegnie Wielką Prehybę. Myślałam, że to Kasia Solińska lub Edyta Lewandowska. Dogoniłam ją dopiero 3 km przed metą, a wtedy – ona przyspieszyła i uciekła mi. Zorientowałam, że to żadna z dziewczyn, kóre obstawiałam, musiała więc biec mój dystans! Numer mnie zmylił! To była rzeczywiście Katarzyna Wilk. Dogoniłam ją na ostatnim zbiegu, błotnistym odcinku jakieś 2 km przed metą i zaczęła się ostra walka! Kilometry do mety pokonałam w tempie 3:35 i 3:38 min./km! Ale opłaciło się! Wygrałam! – relacjonowała jeszcze podekscytowana rywalizacją.

A na spokojnie Aneta Ściuba dodaje: – Jestem trochę zła za to, że gdy pakiety są przepisywane w ostatniej chwili, numery startowe nie są oznaczane w widoczny dla innych zawodników sposób. Gdybym wiedziała, że mam przed sobą zawodniczkę z Durbaszki, inaczej rozłożyłabym siły. Ja też wprawdzie weszłam na listę startową „bocznymi drzwiami”, bo dostałam pakiet z puli organizatora, ale w opisanej sytuacji, gdy przynajmniej fragmenty tras różnych biegów się pokrywają, zawodnicy powinni widzieć, z kim dokładnie rywalizują. Ale to jedyna uwaga. Biegi w Szczawnicy oceniam jak najbardziej pozytywnie i chętnie znów tam wrócę! – mówi Aneta Ściuba.

W biegu mężczyzn – także rekord trasy. Marcin Kubica pokonał Chyżą Durbaszkę w czasie 1:25:47, a półtorej godziny złamali także jego dwaj najgroźniejsi rywale: Tomasz Kawik i Adrian Bednarek. O poziomie rywalizacji świadczy fakt, że dopiero czwarte miejsce zajął Piotr Biernawski z najlepszej ekipy Drużynowego Biegu 7 Dolin w Krynicy, zaliczany do faworytów Kacper Kościelniak, najmłodszy nabytek Salco Garmin Teamu był szósty, a za nim przybiegli jeszcze szybki Łukasz Baranow i dwukrotny zwycięzca Brubeck Iron Runa Artur Jendrych.

– Myślałem o rekordzie Chyżej Durbaszki, wiedziałem, że jestem w stanie to zrobić – powiedział nam Marcin Kubica. Przed startem spokojnie rozgrzałem się z Łukaszem Baranowem, a potem ruszyłem na trasę. Od początku bardzo mocno ruszyła cała grupa, a ja nadawałem swoje tempo prowadząc stawkę. Poszło wszystko zgodnie z planem, czułem moc na podbiegach i zbiegach rozpędzając się do fajnych prędkości, co pozwoliło poprawić rekord trasy prawie o 5 minut! – cieszył się zawodnik Inov-8 Teamu, który 2 tygodnie temu wywalczył brązowy medal MP w biegu anglosaskim.


Nieco łatwiej o rekord trasy było na najkrótszym dystansie, bo… Hardy Rolling 11 km miał w tym roku nową trasę. Podczas piątkowej prezentacji elity, prowadzonej przez niżej podpisanego, Dariusz Marek zapowiedział jednak, że postara się go jednak wyśrubować tak, by przez lata niełatwo było go poprawić. Jak powiedział, tak w sobotę uczynił! Wygrał w czasie 46 minut i 15 sekund, na krótkim dystansie pokonał Marka Mitrofaniuka o blisko 2 minuty, a Dariusza Boronia – o ponad dwie.

– Do tej pory, Hardy Rolling odbywał się na stosunkowo krótkiej, acz typowo anglosaskiej trasie mogącej być dobrym wyborem na debiut w górach, a z drugiej strony zacnym sprawdzianem formy. Teraz trasa została wydłużona z 6 do 11 kilometrów, ale model biegu się nie zmienił. Mamy nadal suty podbieg z początkiem (ponad 100 metrów pionu na pierwsze kilometry), pojawiły się natomiast płaskie momenty poprzecinane strzelistymi górkami oraz sporo zbiegania, momentami trudnego technicznie – relacjonował nam Dariusz Marek.

– Opisując zakodowane podświadomie migawki z biegu mogę potwierdzić realizację taktyki w 100 procentach i radość z wygranej, która pokazuje, że można biegać szybko z treningów typowo górskich. Tuż po starcie wyszedłem na prowadzenie „rzeźbiąc” siłowo swoje tempo, które od razu wyniosło tętno na maksymalne obroty. Tak było aż do 3 kilometra. Znałem profil trasy, wiedziałem czego i gdzie się spodziewać.

– Po punkcie odżywczym planowałem uspokoić tętno i oddech na płaskim odcinku, lecz ekipa za mną naciskała, by jednak pędzić dalej na wysokich obrotach. Mniej więcej na 7-8 kilometrze spojrzałem ponownie za siebie i ujrzałem dwóch zawodników w niedużej odległości. To był moment na ostateczny atak, który nastąpił na dwóch „ściankach” - przed Szafranówką i drugą, już na ten szczyt. Długi zbieg do promenady nad Grajcarkiem znam doskonale, mocno tam pracowałem, by technicznie szybko pokonać ten element biegu. Na brukowej ścieżce prowadzącej do mety miałem już bezpieczną przewagę nad pozostałymi „ścigaczami”! Tak jak zapowiedziałem podczas spotkania elity: wygrałem z dobrym czasem. Nie jest to dowód arogancji, lecz potwierdzenie przynależności do czołówki zawodników, pomimo amatorskiego trenowania wplecionego w codzienne życie – podsumował start Dariusz Marek.

Hardy Rolling wśród kobiet wygrała Karolina Piątek. Krakowianka jako jedyna „złamała” godzinę, finiszowała w czasie 58:05. Na podium stanęły też Emilia Perz i Adriana Klappholz.

Rekord trasy - także na drugim co do długości dystansie Biegów w Szczawnicy, czyli Dzikim Groniu. Tu wystarczyło pobiec szybciej niż zwycięzca sprzed roku, bo rywalizacja na 64-kilometrowej trasie odbyła się dopiero po raz drugi. Tak oficjalnie, bo przecież Dziki Gron narodził się po tym, jak w 2017 r. organizatorzy skrócili trasę Niepokornego Mnicha i MP ultra z powodu złych warunków atmosferycznych i zawodnicy pobiegli właśnie po trasie Gronia.

Nie wiadomo wprawdzie do końca, jak z tym rekordem jest. Okazało się bowiem, że organizator za rekordowy na Groniu uznaje jednak czas 6:06:38 Marcina Świerca z 2017 roku, czyli z Mnicha "zerowego", pilotażowego rzec by można. – De facto właśnie wtedy Mnich stał się Dzikim Groniem – uzasadnia Kuba Wolski. – Jak robię tabele "all time" w informatorze, to wpisuję Mnicha 2017 już jako Gronia, uznając, że bardziej liczy się trasa sama w sobie, a nie nazwa biegu – dodaje.

Tak czy tak, wyczyn Piotra Szumlińskiego jest godny uznania: „Dziki” pokonał trudną trasę w czasie 6:18:41 i pokonał nie byle jakich rywali: Piotra Uznańskiego (który w doborowym składzie, z dwiema gwiazdami Wielkiej Prehyby - o czym niebawem - szykuje się do startu w Drużynowym Biegu 7 Dolin w Krynicy) oraz Artura Barana.

Najlepszą panią na Dzikim Groniu była Kamila Grzelak. Czas krakowianki 7:39:34, lepszy od wyników Marty Wenty i Beaty Lange o ponad kwadrans.

Z sukcesu Piotra Szumlińskiego bardzo cieszył się także Dominik Grządziel, który pół roku temu wygrał (z wspomnianym wyżej Biernawskim oraz Piotrem Huziorem) drużynówkę w Krynicy, a niedługo stworzy z Szumlińskim duet w Biegu Rzeźnika. Panowie chcą powalczyć w Bieszczadach o zwycięstwo i… mają na to ogromne szanse, bo Dominik też jest w wybornej formie. Sam wystartował w Wielkiej Prehybie i przegrał tylko z czterema najlepszymi zawodnikami mistrzostw Polski! Sam o medale nie rywalizował, bo pracując jako fizyk jądrowy na kontrakcie w słynnym instytucie CERN w Genewie nie miał wiele czasu na zrobienie licencji PZLA, do końca zresztą niespecjalnie był nią zainteresowany.

W pełni więc zasłużył na wspólne zdjęcie na mecie z tercetem medalistów MP.

Dominik Grządziel nie dał rady na Prehybie tylko medalistom MP: Bartłomiejowi Przedwojewskiemu, Krzysztofowi Bodurce i Kamilowi Leśniakowi oraz depczącemu po piętach temu ostatniego Pawłowi Czerniakowi. Zameldował się na mecie w czasie 3:37:11, dokładnie 2 minuty po Czerniaku, ponad 3 minuty „dołożył” za to Tomaszowi Kobosowi, który za ponad miesiąc będzie reprezentował nasz kraj na MŚ w trailu w Portugalii.

Piotr Falkowski


Błoto i kamyczki grzechoczące pod zębami... Silesiaman Duathlon na Trzech Stawach

$
0
0

W poprzednią niedzielę – 28 kwietnia – na Trzech Stawach rozpoczęto popularny cykl triathlonowy SILESIAMAN. Tradycyjnie - od duathlonu. By zawiesić na szyi medal z podobizną katowickiego Spodka było trzeba przebiec 5 km, następnie 22 km rowerem, by ponownie – tym razem już 3 km – biegiem. Aura sprawiła, że było to nie lada wyzwaniem.

Nie narzekałbym, gdyby wówczas odbyły się zawody biegowe. Temperatura ok. 10 stopni w deszczu z pewnością przyniosłaby mi wyśmienity wynik. Tak jednak nie było i nieco ponad pół godziny dla najlepszych zawodników na rowerze było prawdziwą walką o przetrwanie. Zwłaszcza, że trasa była pofałdowana i kręta, z co najmniej dwoma bardzo trudnymi zakrętami i ograniczona dwoma 180 stopniowymi agrafkami. W dodatku, jazda odbywała się w konwencji z draftingiem, a jazda na kole/w grupie w deszczu – o czym w pełni uświadomiłem się już po kilku kilometrach – zakrawa wręcz o sport ekstremalny.

Mój pierwszy bieg zakończyłem w pierwszej dziesiątce, gdzie poza pierwszymi czterema zawodnikami, do których straciłem ok. 50 sekund, wpadłem do strefy zmian w niewielkim odstępie czasowym. Po 17:50 minutach i sprawnej 52 sekundowej zmianie ruszyłem na rower. Z góry zakładałem scenariusz, że to tam rozegra się najważniejsza część zawodów.

Pierwszy bieg bowiem służył mi przede wszystkim do pokonania go jak najmniejszym kosztem sił (oczywiście możliwie na jak najlepszej pozycji, gdyż dla mnie, jako biegacza, ta część zawsze jest w moim wykonaniu najlepsza), by następnie w pewnej grupie (na draftingu – nigdy solo!) na rowerze dać z siebie wszystko, gdyż to tam dochodzi do największych przetasowań. A nieustannie padający deszcz jeszcze bardziej spotęgował tę najbardziej widowiskową część zawodów.

Kraksy, rwane tempo w grupach, struga wody prosto w twarz spod roweru Cię poprzedzającego, błoto i drobne kamyczki grzechoczące pod zębami – tak w skrócie mogę opisać swoje 35:20 min na dwóch pętlach kolarskich. Ze względu na panujące warunki i będący świadom swojej słabej techniki nie było to najgorszym rezultatem, lecz na pewno mały niedosyt mi pozostał, gdyż podczas „normalnych” warunków być może nie spadłbym na 14. miejsce. Na którym już notabene zostałem – mimo wielu treningów mających niejako „zasymulować” warunki startowe - nogi ponownie nie pozwoliły na szybki bieg. A szkoda – w zasięgu wzroku stale miałem kilku zawodników, którzy w podobnym czasie wpadli ze mną do drugiej strefy zmian. Jedynym pocieszeniem był fakt, że z tyłu nie czułem się przez nikogo zagrożony, przez co ostatnie kilometry pokonałem już bez presji.

Ostatecznie zająłem 14 miejsce OPEN na 156 (co, wbrew aurze, okazało się... rekordem frekwencji!) startujących i wygrałem 3. miejsce w kategorii M-20 z czasem 1:09:33. Rywalizację tego dnia zdominowali Jakub Woźniak (1:05:31), Damian Pisorski (1:06:24) oraz Tomasz Skowron (1:07:20). Niewątpliwie cieszyłem się z zapisu regulaminu o braku dublowaniu się kategorii OPEN i wiekowych, gdyż niedzielne zawody zawojowała młodość – wszyscy Ci trzej zawodnicy... należeli do tej samej kategorii co ja, czyli M20.

Wśród kobiet najlepsza okazała się Ewa Bugdoł (1:11:53), za nią uplasowała się Daria Radczuk (1:15:44), a podium dopełniła Sandra Firek (1:20:27).

Jeśli chodzi o mnie – jeszcze jedne zawody tego samego typu na podobnym dystansie (5/20/3) pokonam już 5 maja podczas premierowej odsłony Duathlonu Marconi Świdnica. Tam też zakończę swoją duathlonową część sezonu, do której w głównej mierze się przygotowywałem.

Kacper Mrowiec, Ambasador Festiwalu Biegów


MŚ w półmaratonie 2020 – ruszyły zgłoszenia do biegu masowego

$
0
0

Ruszyła rejestracja internetowa do startu w biegu masowym dla amatorów, który zostanie rozegrany równolegle i na tej samej trasie, co rywalizacja najlepszych biegaczy na świecie, walczących o medale MŚ. Start 29 marca 2020 r.

Na chętnych czeka 20 000 pakietów startowych. Pierwsze 5000 chętnych zapłaci 120 zł. Zapisani w biurze zawodów zapłacą 300 zł. Szczegółowy cennik przedstawia się następująco:

  • pierwsze 5 000 pakietów lub do 30.06.2019 - 120 PLN
  • opłata do 31.08.2019 - 140 PLN
  • opłata do 30.09.2019 - 160 PLN
  • opłata do 31.10.2019 - 170 PLN
  • opłata do 30.11.2019 - 180 PLN
  • opłata do 31.12.2019 - 190 PLN
  • opłata do 31.01.2020 - 200 PLN
  • opłata do 29.02.2020 - 210 PLN
  • opłata do 16.03.2020 - 220 PLN
  • w biurze zawodów - 300 PLN

Do numeru startowego można dokupić przesyłkę kurierską pakietu startowego (50 zł), Pasta Party (10 zł), ubezpieczenie od kosztów rezygnacji (udokumentowane czynniki niezależne od biegacza, np. kontuzja - koszt ok. 17 zł od maksymalnego pakietu), grawerowanie medalu (20 zł), pakiet zdjęć i wideo z mety (45 zł, same zdjęcia 35 zł) czy nocleg (od 270 do 430 zł).

Organizatorzy mistrzostw liczą, że na starcie stanie ponad 15 000 zawodników, a impreza stanie się najbardziej międzynarodowym biegiem ulicznym w Polsce. Rok temu w Walencji pobiegli reprezentanci 79 nacji. Najbardziej międzynarodowym biegiem w Polsce w 2018 r. był jubileuszowy 40. PZU Maraton Warszawski – 64 reprezentowane nacje (w sumie 708 obcokrajowców w stawce). W ostatnim, 18. PZU Cracovia Maratonie pobiegli zawodnicy z 55 krajów.

Zapisy dostępne są w serwisie slotmarket.pl.

red.


Semenya, Wambui, Nyonsaba… jeśli chcą startować z kobietami, muszą się poddać leczeniu

$
0
0

Trybunał Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie (CAS) odrzucił odwołanie dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej Caster Semeny w sprawie przepisów regulujących zasady rywalizacji biegaczek z naturalnie podwyższonym poziomem testosteronu.

Oznacza to, że IAAF będzie mógł wprowadzić ograniczenia w tym zakresie, a zawodniczki nie spełniające wymagań, które będą chciały pozostać w rywalizacji kobiecej, będą musiały poddać się leczeniu farmakologicznemu. Semenya może odwołać się od wyroku.

Wszystko zaczęło się latem ubiegłego roku, gdy IAAF uchwalił nowe przepisy dotyczące rywalizacji zawodniczek z hiperandrogenizem (DSD), czyli z naturalnie podwyższonym poziomem męskich hormonów. Miały one obowiązywać już od 1 listopada 2018 r.. Na kilka dni przed tą datą federacja jednak opóźniała wprowadzenie zmian. Postanowiono poczekać na decyzję CAS. Przepisy zaskarżyła gwiazda południowoafrykańskich biegów Caster Semenya, za pośrednictwem rodzimej federacji lekkoatletycznej.

Zdaniem Semenyi, cała sprawa była wymierzona głównie w nią, niemniej na bieżni z powodzeniem występowały też Margaret Wambui czy Francine Nyonsaba, także dotknięte hiperandrogenizmem (prawo do startu wszystkich tych zawodniczek w rywalizacji kobiet kwestionowała m.in. nasza Joanna Jóźwik). IAAF mógł się obawiać tej apelacji, bo już raz przegrał podobną sprawę. W 2015 roku trzeba było zawieść podobne regulacje z powodu odwołania hinduska sprinterka Dutee Chand.

Przypomnijmy, że według zaproponowanych przez IAAF zasad, biegaczki z naturalnie podwyższony poziom męskich hormonów, będą musiały miały przyjmować lekki w celu jego obniżenia. Przyjęto dopuszczalny pułap 5 nmol na litr. Jeśli stężenie będzie niższe, to zawodniczka będzie mogła startować w imprezach rangi mistrzowskiej. Obostrzenie obowiązywać ma tylko na dystansach od 400m do 1 mili (przeprowadzone przez IAAF badania nie wskazały na nienaturalną przewagę zawodniczek hipernadrogenicznych na dłuższych dystansach). Przepisy mają zacząć obowiązywać od 8 maja.

Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przedstawił kilka zastrzeżeń w sprawie. Jak czytamy w werdykcie, „regulacje DSD są dyskryminujące, ale na podstawie dowodów przedstawionych przez strony taka dyskryminacja jest niezbędnym, rozsądnym i proporcjonalnym sposobem osiągnięcia uzasadnionego celu, jakim jest zapewnienie uczciwej konkurencji w kobiecej lekkiej atletyce”. Odnotowano też zbyt mało dowodów uzasadniających włączenie dwóch konkurencji do kategorii wydarzeń zastrzeżonych. Chodzi tu o 1500 m i milę.

Wyrok oznacza, że jeśli Caster Semenya chce startować dalej z kobietami, to podobnie jak inne zawodniczki z hiperandrogenizem, będzie musi zastosować wspomnianą kurację. Zawodniczki też mogą wybrać inne dystanse nie objęte prawem: np. 100 m, 200 m, lub 5 000 m. Wszystko jednak wskazuje, że południowoafrykańska gwiazda ma zamiar walczyć dalej w swoich koronnych konkurencjach..

- Przez dekadę IAAF próbował mnie ciągnąć w dół, ale to uczyniło mnie silniejszą. Decyzja Trybunału nie powstrzyma mnie. Po raz kolejny wzniosę się ponad to i będę inspirować młode kobiety, sportowców w RPA i na całym świecie - oświadczyła biegaczka, która zaznacza, że chce biegać taka jaka się urodziła.

Caster Semenya jest trzykrotną mistrzynią świata i dwukrotną mistrzynią olimpijską w biegu na 800 m . W dorobku ma też brąz na 1500 m. Na swoim koronnym dystansie uzyskała czwarty wynik w historii kobiecej lekkiej atletyki - 1:54.25. Rekord świata należy wciąż do Czeszki Jarmiły Kratochvílovej - 1:53.28 z 1983 roku. Rok temu biegaczka z RPA była gwiazdą Memoriału im. Kamili Skolimowskiej w Chorzowie, gdzie wygrała na 400 m (50.06).

RZ


Przodownicy aktywności fizycznej. Biegała Dąbrowa Górnicza [ZDJĘCIA]

$
0
0

W Dąbrowie Górniczej odbyła się siódma edycja Biegu Przodownika. To impreza, która na stałe wpisała się w majówkowy kalendarz. Dla wielu biegaczy i kijkarzy to pierwszy akcent aktywnego długiego weekendu. Jedni przyjeżdżają tutaj, żeby się ścigać i walczyć i miejsca klasyfikacji, inni by cieszyć się piękną crossową trasą poprowadzoną nad zbiornikami wodnymi Pogoria I oraz Pogoria II.

Padający przez kilka dni deszcz sprawił, że crossowa trasa stała się bardziej urozmaicona – miejscami zawodnicy musieli omijać spore kałuże, błotniste odcinki a nawet mokradła. Łącznie mieli do pokonania 5 km wokół Pogorii II. Po drodze nie brakowało atrakcji w postaci przewężeń, zwalonych drzew i błota.

Dopisała pogoda – po kilku dniach chłodu i deszczu, dzisiaj nagle zrobiło się ciepło. Temperatura wzrosła powyżej 20 stopni. Sprawiło to, że nad zbiorniki wodne przybyli wędkarze i inni zwolennicy wypoczynku nad wodą, którzy ze zdumieniem spoglądali na pocących się biegaczy i kijkarzy. Nieliczni spacerowicze włączyli się aktywnie w kibicowanie.

Postanowiliśmy sprawdzić, co skłania zawodników do takiego wysiłku na początku majówki. Czy nie lepiej spędzić ją przy grillu albo przed telewizorem?

– Nie ma odpoczynku w nordic walking. Nawet w majówkę trzeba się ruszać, tym bardziej, że pierwszy raz miałem okazję przyjechać na Bieg Przodownika i trzeba było skorzystać – mówił Paweł Słupianek. – Trasa bardzo mi się podobała, dobrze oznakowana. Jedynie start to porażka: za dużo ludzi, za wąsko, za ciasno. Sama trasa dla mnie była łatwa, crossowa, przyjemna. Organizacyjnie ok. Szkoda tylko, że nie sprawdzano dowodów przy wydawaniu pakietów startowych, ani dat urodzenia – ocenił zawodnik, który zwyciężył w swojej kategorii wiekowej. – Dalsze plany na majówkę? Puchar Polski w Nordic Walking w Mielnie.

Próżnować nie zmierza także Anna Barglik, która dzisiaj zajęła trzecie miejsce w marszu pań a jutro planuje Bieg Flagi w Katowicach:

– Kilka dni temu skończyłam czterdziestkę i tak stwierdziłam, że ile można siedzieć na kanapie i nic nie robić? Zadebiutowałam w Półmaratonie Dąbrowskim, gdzie zajęłam pierwsze miejsce jako Dąbrowianka i to mnie napędziło do kolejnych startów – przyznaje.– A na grillowanie jeszcze przyjdzie czas. Po dekoracji idę do domu i będę świętować. Dzisiejsza trasa bardzo mi się podobała. Może gdzieniegdzie było ślisko i mokro, ale to „moja” trasa, bo mieszkam tuż obok i znam ją od podszewki. Na start przyszłam spacerem. Zastanawiałam się, gdzie się tutaj wszyscy pomieścimy, ale widzę, że to zostało fajnie rozwiązane. Organizacja bardzo mi się podoba.

Uczestnicy mogli liczyć na ręcznie robiony medal na mecie oraz poczęstunek złożony z ciasta, banana oraz kawy lub herbaty. Najszybsi w klasyfikacjach biegu i marszu, open oraz w kategoriach wiekowych, otrzymali statuetki i upominki. Dekoracja odbyła się tuż nad brzegiem Pogorii I, której wody aż zachęcały by zostać dłużej i odpocząć po wysiłku.

KM


Szymon Kulka poślubił biegaczkę górską! [ZDJĘCIA]

$
0
0

Jeden z najlepszych biegaczy w Polsce, medalista MŚ, ME i MP Szymon Kulka z Ropy zmienił w ostatnich dniach stan cywilny. – Ślub i przyjęcie weselne miało miejsce w Brunarach w gminie Uście Gorlickie – poinformowała nas Regina Kulka, siostra pana młodego.

Wybranką naszego utalentowanego biegacza z Ropy jest Magdalena Frąckowiak. Panna Młoda pochodzi ze Wschowy koło Leszna. Jest nauczycielką, do niedawna biegała w górach.

Jak przystało na wojskowego, Szymon Kulka ślub brał w mundurze i chyba wielu po raz pierwszy miało okazję zobaczyć go w mundurze wojskowym.

– Dzień przed ślubem miałem okazję spotkać tego wyjątkowego sportowca... na treningu. Przemierzał ostatnie kawalerskie kilometry w swojej rodzinnej Ropie, biegnąc w kierunku zalewu w Klimkówce. Na pytanie kiedy ślub odpowiedział z uśmiechem - jutro! – opowiada Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów.

Młodej parze życzymy wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!

red. / Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


#BohateRun powraca. Biegaj i pomagaj

$
0
0

Kraków: Już 11 maja bohaterowie maści wszelakiej spotkają się na Kampusie Uniwersytetu Jagiellońskiego i wspólnie pobiegną na 5 i 10 km, by pomagać!

Fundacji Dla Zwierząt La Fauna - interwencje i adopcje. Każdy z uczestników może wybrać, na którą fundacje chce przeznaczy pieniążki oraz może wybrać dystans, który chce przebiec- 5 lub 10 km. Ponadto przygotowane zostały różne kategorie biegów dla dzieci, dlatego zachęcamy do startu całe rodziny.

Chcesz zostać jednym z nich? Wpadnij na BohateRun #3 - bieg charytatywny na kampusie UJ // All In UJ

Wybierz fundację, dla której biegniesz:

  • Fundacja Ronalda McDonalda
  • Hospicjum św. Łazarza w Krakowie
  • Fundacja dla zwierząt La Fauna - interwencje i adopcje.

Cały dochód ze sprzedaży biletów zostanie przeznaczony na fundacje.

Do was również należy decyzja ile przebiegniecie: 5 czy 10 km.

W tym roku odbędą się również biegi dla dzieci, gdyż wiek dla bohatera nie ma żadnego znaczenia!

Zapisy: TUTAJ

Do zobaczenia!

Organizatorzy



Biegacze zbierają śmieci w majówkę. Wielkie sprzątanie w regionie łódzkim

$
0
0

„Śmieganie” to nie literówka, lecz ŚMIEci zbieranie i bieGANIE. Słowo wymyślone w Łodzi pod koniec ubiegłego roku, jako odpowiednik szwedzko-angielskiego ploggingu. Jak wykazuje krótkie przeszukanie internetu, zaczyna się ono rozprzestrzeniać na całą Polskę.

Długi majowy weekend, obejmujący właściwie dwa weekendy, to okazja nie tylko do organizacji wielu typowo biegowych imprez. Coraz więcej biegaczy angażuje się w miejscowe inicjatywy służące środowisku. W ostatnich dniach wzięliśmy udział w dwóch akcjach zbierania śmieci na zielonych terenach biegowych w regionie łódzkim.

Akcję Olechówka zorganizowała na łódzkich Chojnach na sam początek przedłużonej majówki, w sobotę 27 kwietnia, Ania Patura. Jak sama nazwa wskazuje, odbyła się ona na zielonych terenach nad rzeczką Olechówka. Oprócz walorów krajobrazowych i rekreacyjnych, miejsce to „słynie” niestety jako dzikie wysypisko śmieci.

– Jestem stąd, mieszkam na Chojnach nad Olechówką, i dlatego właśnie tu zorganizowaliśmy akcję wielkiego sprzątania – opowiedziała nam łódzka biegaczka. – Zaprosiłam harcerzy z ZHR i ZHP, bardzo licznie się stawili, więc jestem im niesamowicie wdzięczna. Przyszło też dużo dorosłych, a także całych rodzin. Myślę więc, że nasza akcja wypaliła.

– Muszę przyznać, że zainspirowała mnie m.in. listopadowa akcja Śmieganie na Brusie ( http://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/trzy-tysiace-litrow-smieci... ), w której wzięliśmy udział razem z moim psem Yukim – dodała Ania. – Tu nad Olechówką często z nim chodzę na spacery. Widzę więc na co dzień, co tutaj się dzieje, odłamki szkła, pokaleczone łapy psów... Teraz zrobiło się cieplej, rodziny przychodzą na kocyk, różni ludzie imprezują pod chmurką, i niestety nie każdy pamięta, że po swoim pikniku należy posprzątać.

Stan zaśmiecenia zielonych terenów nad Olechówką jest przerażający. Mówiąc pół żartem, po chwili poszukiwań z pozostawionych tam odpadków dałoby się złożyć rower albo samochód. Oprócz najbardziej typowych śmieci – szkła i plastiku – jest tam pełno poremontowych odpadów, które okoliczni mieszkańcy wyrzucali przez ostatnie lata. Do wydobycia niektórych z nich konieczne były łopaty. Dość powiedzieć, że w trzy osoby w pół godziny, w promieniu kilku metrów, zebraliśmy cztery kilkudziesięciolitrowe wory śmieci.

Warto dodać, że miejskie władze zapewniły uczestnikom sprzątania worki na śmieci i rękawiczki. Pobliski sklep Carrefour zasponsorował wydarzenie, dostarczając jego uczestnikom kiełbaski na grilla.

W akcji wzięło udział w sumie kilkadziesiąt osób. Przyłączali się spontanicznie także przypadkowi przechodnie. Ile zebrano śmieci – kilka metrów sześciennych? Trudno ocenić, na pewno bardzo dużo. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Obszar ten jest naturalnie dziki, ma liczne wzniesienia i dałoby się na nim zorganizować ciekawe zawody przełajowe. Gra jest warta świeczki, podobnie jak jego gruntowne oczyszczenie.

Święto Pracy postanowili uczcić pracą na rzecz miejscowego środowiska członkowie Aleksandrowskiej Grupy Biegowej „Torfy”. Biegacze z Aleksandrowa Łódzkiego skrzyknęli siebie i znajomych, by po raz kolejny pozbierać śmieci na terenie pobliskiego rezerwatu Torfowisko Rąbień, od którego wywodzą nazwę swojej drużyny. Okolice rezerwatu to ich codzienne tereny treningowe. Stąd też nazwa akcji: „Torfy sprzątają Torfy”.

– Nasz las sprzątamy już od kilku lat – powiedziała nam Tatiana Górska z ekipy „Torfiarzy”. – Dzisiejsza akcja jest już co najmniej czwarta, dokładnie nie pamiętam. Każdorazowo zbieramy mnóstwo śmieci. Tym razem była głównie niezmierzona, przerażająca ilość butelek. Wszystko to w miejscach, gdzie powinny być drzewa i zwierzęta, a nie szkło i plastik.

– Z każdą naszą akcją zauważamy jednak poprawę – dodał nieco bardziej optymistycznie Bartek Zalega, biegacz z Rąbienia, od którego rezerwat wywodzi swoją nazwę. – We wcześniejszych latach śmieci było więcej, a teraz, może też dzięki naszym akcjom, jest trochę lepiej, szczególnie w głębi lasu.

– Głębiej w lesie nie jest tak źle – potwierdziła Tatiana – lecz najgorzej jest w pobliżu osiedli ludzkich. W miejscu, które ma służyć rekreacji, znaleźliśmy dziś przy wypoczynkowych wiatach gigantyczną ilość śmieci i miejsce po nielegalnym ognisku. Po naszej akcji na pewno jest trochę czyściej. Tylko ciekawe, jak długo...

– Lepiej uczcić Święto Pracy pracując, niż idąc w pochodzie – dodał z uśmiechem Tomek Skorupa z AGB Torfy – i stąd ta nasza akcja. Zrodziła się ona jak zwykle spontanicznie. Nawet nie wiem, kto ją tym razem ogłosił, chyba Witek Tosik. Ale nie to jest najważniejsze, tylko wspólne działanie. Bieganie to nie tylko przyjemność, czasem też odpowiedzialność. Trzeba coś zrobić dla miejsc, w których biegamy, i dla lokalnej społeczności.

Miejmy nadzieję, że podobne akcje nie tylko pomogą oczyścić zielone tereny ze śmieci, ale także, poprzez ich nagłośnienie, zwrócą uwagę społeczeństwa na dotkliwy problem zaśmiecenia. Edukacja u podstaw jest chyba najlepszą drogą do jego rozwiązania. Obyśmy doczekali czasów, kiedy najczęstszą zwierzyną polskich lasów i parków nie będą już Żubr, Żubrówka i wszelkiego rodzaju małpki.

KW

Fot. KW i Tatiana Górska


Rusza Diamentowa Liga 2019. Adam Kszczot gotowy na Doha

$
0
0

W Doha rozpocznie się jubileuszowy, dziesiąty sezon Diamentowej Ligi. W stolicy Kataru zobaczymy pięciu Polaków, w tym Adama Kszczota, który wystąpi na swoim koronnym dystansie.

Dla dwukrotnego wicemistrza świata na 800 m z otwartego stadionu będzie to pierwszy start w sezonie. Nasz reprezentant przebywa obecnie na zgrupowaniu w Maroko.

Życiówka Adama Kszczota to 1:43.30 z 2011 roku. W zgłoszonej stawce lepsze rezultaty mają Botswańczyk Nijel Amos - 1:41.73 z 2012 roku i Kenijczyk Emmanuel Korir – 1:42.05 z 2018 roku. Oni również jeszcze nie startowali w sezonie letnim.

Kilku zaproszonych zawodników ma za sobą już pierwsze występy. Liderem światowych list - póki co – jest Katarczyk Abubaker Haydar Abdalla z czasem 1:44.33, co jest jego rekordem życiowym. Na pewno będzie on chciał się dobrze zaprezentować przed swoją publicznością. „Zającem” będzie Holender Bram Som, co również bardzo dobrze wróży rywalizacji.

Na stadionie Khalifa dojdzie do kilku ciekawych pojedynków. W biegu na 3000 m kobiet zmierzą się dwie Kenijki Hellen Obiri - mistrzyni świata na 5000 m, która na „trójkę” posiada czas 8:20.68, rekordzistka świata w biegu na 3000 m z prz. Beatrice Chepkoech, która posiada życiówkę 8:28.66 i multi rekordzistka świata Etiopka Genzebe Dibaba - 8:26.21.

W biegu na 800 m pań zabraknie co prawda utytułowanej, choć wzbudzającej kontrowersje Caster Semeni z RPA, ale pobiegną m.in. Burundyjka Francine Niyonsaba (1:55.47) i Amerykanka Ajee Wilson (1:55.61).

W biegu na 1500 m mężczyzn zapowiada się szybkie bieganie. W stawce są mistrz świata z Londynu Elijah Manangoi (3:28,80), wicemistrz świata Timothy Cheruiyot (3:28.41) oraz Ronald Kwemoi - rekordzista świata juniorów (3:28.81). W czołówce mogą namieszać jeszcze Ayanleh Souleiman z Dzibuti (3:29.58) oraz Markończyk Abdalaati Iguider (3:28.80)

Mityng w Doha odbędzie się w piątek 3 maja. Transmisja w Polsacie Sport od godziny 18:00. W pozostałych konkurencjach wystąpią: Piotr Lisek, Piotr Małachowski, Michał Haratyk oraz Konrad Bukowiecki.

 

Diamentowa Liga to cykl składający mityngów rozgrywanych w Azji, Europie i Afryce. Od kilku lat obowiązuje system mistrzowski. Podczas 12 mityngów kwalifikacyjnych sportowcy zdobywają punty, walcząc o miejsce w dwóch finałach.

W 2020 r. program cyklu zmagań ulegnie zmianie. Rozgrywany będzie już tylko jeden finał. Skrócony ma być też czas trwania mityngów. Zamiast biegów na 5000 m w programie mają pozostać biegi na 3000 m.

Diamentowa Liga atrakcyjniejsza, ale już bez biegów na 5000m

RZ


Już blisko 3000 osób na listach startowych 4. PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego!

$
0
0

Już 12 maja 2019 ulicami Bydgoszczy przebiegną uczestnicy największej imprezy biegowej w naszym mieście: PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego.

Zawody z roku na rok przyciągają coraz większą ilość zawodników, którzy startują w wielu dostępnych konkurencjach: biegach na 10 i 21 km, zawodach rolkarskich oraz konkurencjach i animacjach dla dzieci.

Obecnie na listach startowych jest już zgłoszonych blisko 3000 uczestników, co stanowi absolutny rekord frekwencji na imprezie biegowej w Bydgoszczy!

PKO Bydgoski Festiwal Biegowy to przede wszystkim sportowe święto, do uczestnictwa w którym zapraszamy wszystkich biegaczy: amatorów i wyczynowców, a także rodziny razem z dziećmi. Obecność na zawodach potwierdziły także znane i rozpoznawalne osobistości: Sebastian Chmara, Paulina Chylewska czy Paweł Januszewski – mówi Jakub Kubiński z komitetu organizacyjnego wydarzenia.

Do 5 maja można jeszcze zgłaszać swój udział w biegu na stronie: www.PKOBFB.pl Warto jednak zapisać się jeszcze w kwietniu, ponieważ na wraz z końcem miesiąca rosną opłaty startowe.

Na uczestników zawodów czekają bogate pakiety startowe, w skład których wchodzą:

  • wyjątkowa koszulka funkcyjna 4F
  • pamiątkowy medal na mecie
  • start na atestowanej trasie
  • udział w największym biegu w Bydgoszczy
  • dokładny pomiar czasu
  • upominki od partnerów
  • dostęp do bogato wyposażonej strefy finiszera

...a przede wszystkim: niesamowite emocje na trasie i mecie zawodów!

Aktualnie obowiązujące wpisowe:

  • Bieg na 10 kilometrów: 89,99 zł
  • Półmaraton: 109,99 zł
  • Zawody na rolkach: 99,99 zł

Konkurencje biegowe dla dzieci są bezpłatne, nie są wymagane wcześniejsze zapisy!

W ramach 4. PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego odbędą się:

  • Rywalizacja biegowa na dystansach 10 km oraz półmaratonu
  • Zawody rolkarskie
  • Konkurencje biegowe na krótszych dystansach
  • Biegi dla dzieci i młodzieży oraz animacje sportowe

Zawody odbywają się na szybkich, atestowanych trasach. Centrum Festiwalu, Start i Meta zlokalizowane są na terenie Stadionu Zawisza w Bydgoszczy.

Podczas PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego mają miejsce również imprezy towarzyszące: targi sportowe oraz strefa Food-Trucków!

PKO Bydgoski Festiwal Biegowy uzyskał tytuł „Biegowe Wydarzenie Roku 2015/2016” na Gali w Krynicy-Zdroju, pokonując 123 imprezy biegowe z całego kraju.

Festiwal odbył się po raz pierwszy w maju 2016 roku i zgromadził ponad 2500 zawodników. Od tego czasu Festiwal ciągle się rozrasta, będąc jednocześnie największą imprezą biegową w Bydgoszczy!

Szczegółowe informacje dostępne są na stronie: www.PKOBFB.pl

źródło: Organizator

Zrezygnował z maratonu MŚ – wróci na bieżnię? Ztęskniony Mo Farah

$
0
0

Czterokrotny mistrz olimpijski w biegach na 5000 i 10 000 m Mo Farah zrezygnował z miejsce w maratońskiej kadrze Wielkiej Brytanii na jesienne mistrzostwa świata w Katarze. Media na Wyspach spekulują, że utytułowany sportowiec może jeszcze wystartować w Doha, ale na bieżni.

Swoje kolce na kołku Mo Farah zawiesił w 2017 roku. Jego ostatni bieg na 5000 m w finale Diamentowej Ligi w Zurychu był wielkim rewanżem za mistrzostwa świata w Londynie. Miesiąc wcześniej na tym samym dystansie, przed własną publicznością Faraha pokonał Etiopczyk Muktar Edris, a słynny Mo musiał zadowolić się srebrem. W Szwajcarii po zaciętym finiszu górą był jednak Brytyjczyk.

Dorobek Faraha na stadionie jest imponujący. Jest on drugim zawodnikiem w historii, który obronił olimpijski dublet w biegach na 5000 i 10 000 m. Wcześnie zrobił to tylko Fin Lasse Viren w 1972 i 1976 roku. Do tego dołożył sześć tytułów mistrza świata i pięć mistrza Europy. W sportowym CV ma też brąz mistrzostw świata w półmaratonie z 2016 roku. Jego rekord życiowy na 500m to 12:53,11 , a na dystansie dwa razy dłuższym – 26:46,57. Ten drugi wynik jest jednocześnie rekordem Europy.

Po startach w biegach ulicznych - Farah wygrał Maraton Chicagowski ustanawiając rekord Europy (2:05:11), był też piąty w Londynie z czasem 2:05:39 - sam przyznał, że szczególnie ten drugi wynik jest rozczarowujący, bo treningi „szły dobrze”. Ambicje Faraha są ogromne pomimo, że dopiero trzech zawodników w historii europejskiej lekkiej atletyki złamało 2:06:00 - Farah, Turek Kaan Kigen Özbilen i Norweg Sondre Nordstad Moen.

Już po Halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow Farah mówił w jednym z wywiadów dla BBC - „Oglądając w telewizji moich kolegów, z którymi rywalizowałem w przeszłości, myślałem >człowieku, chcę tam wrócić<. Jeśli mam szansę wygrać medal, z przyjemnością wrócę i pobiegnę do mojego kraju. Czy wciąż mogę to osiągnąć? Chcę to zrobić! Tęsknię za bieżnią”. Teraz temat powrócił.

Jeśli 36-letni Farah wróci do startów na bieżni, to wszystko na to wskazuje, że większe szanse na medal miałby na dystansie 10 000 m. Rok temu najlepszy wynik na światowych listach wynosił 27:13.01 i był znacznie gorszy od najlepszego wyniku Faraha z 2017 roku, gdy otwierał to statystyczne zestawienie rezultatem 26:49.51.

Na dystansie 5000m po odejściu Brytyjczyka wiele się zmieniło. Nowym królem konkurencji, choć nie tak medialnym jak Farah, jest 19-letni Etiopczyk Salomon Barega z życiówką 12:43.02. Był to też najlepszy wyniki w ubiegłym roku na świecie. Jest to rezultat o 10 sekund lepszy od życiówki Faraha!

Na następcę Brytyjczyka szykowany jest też inny Etiopczyk Yomif Kejelcha, trenujący zresztą w grupie Nike Oregon Project z którą przez lata związany był sir Mo. Jego najlepszy czas w karierze to 12:46.79. To oczywiście tylko liczby, wszystko zweryfikowałaby bieżnia.

Wracając do maratonu i MŚ w Doha. Maraton Londyński był wewnętrzną kwalifikacją Brytyjczyków na imprezę. W kadrze znaleźli się: Callum Hawkins, który był dziesiąty z wynikiem 2:08:14, oraz Dewi Griffiths, który finiszował czternasty z rezultatem 2:11:46. Wśród pań nominację wywalczyły Charlotte Purdue, która uplasowała się na dziesiątym miejscu z wynikiem 2:25:38 oraz Tish Jones, która była szesnasta z czasem 2:31:00.

Mistrzostwa Świata w Doha rozegrane zostaną zostaną na przełomie września i października.

RZ


7. Bieg Flagi a flag jakby mało. Wygrywa... triathlonista! [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Był zapach grilla, kiełbaski i dmuchane zamki, ale nie to było najważniejsze. Uczestnicy 7. Biegu Flagi w Warszawie świętowali i startowali dla „biało-czerwonej”. Wszystko z okazji Dnia Flagi Rzeczpospolitej przypadającej właśnie 2 maja.

Stołeczny bieg rozegrano na nowej trasie. Z powodu prac przy budowie Muzeum Historii Polski i Muzeum Wojska Polskiego, zawody musiały opuścić słynną Cytadelę. Przeprowadzka nie była jednak daleka, bo drugą stronę Wisłostrady. Start i meta znajdowały się w okolicach Centrum Olimpijskiego, a bieg prowadził m.in. po Bulwarach Wiślanych. Tradycyjnie do pokonania było 10 km.

Nowa trasa przypadła uczestnikom do gustu. Bieg nie był już tak wymagający jak poprzednio – podkreślano.

W imprezie wzięło udział 665 osób, czyli nieco mniej niż przed rokiem. Wśród uczestników spotkać można było osoby, które zgodnie z nazwą wydarzenia, zdecydowały się biec z flagami.

– Z flagą biega się trudniej, ale w takich wydarzeniach patriotycznych jak ten, czy Bieg Konstytucji 3 Maja, staram się ją zawsze zabierać z sobą. Z wyniku ok. 46 minut jestem zadowolony, bo wiało i trzeba było mocniej trzymać flagę. Z drugiej strony, efekt jest wtedy lepszy, bo flaga ładnie łopoce. Tylko martwię się, żeby kogoś nie zaczepić. Ale chyba nikt nie będzie miał pretensji jak go musnę flagą – opowiadał nam Dariusz Gotowiec.

– Trochę jestem też zdziwiony, że tak mało osób mało ma flagi... Uważam, że w takim szczególnym dniu powinno być ich więcej – dodał nasz rozmówca.

Ponieważ 2 maja nie jest dniem wolnym od pracy, bieg startował o godzinie 14:00. Od początku w prowadzącej grupie znaleźli się m.in. ubiegłoroczny zwycięzca Łukasz Świesiulski, Daniel Mikielski, który rok temu był trzeci, oraz triathlonistaŁukasz Kalaszczyński. Za nimi podążali Sebastian Polak oraz Michał Breszka.

Wygrał niespodziewanie Łukasz Kalaszczyński (32:47). Triathlonista wyprzedził Łukasza Świesiulskiego (32:57) i Daniela Mikielskiego (33:10). Co ciekawe, zwycięzca przed startem wykonał jeszcze trening na rowerze. Wszystko w ramach przygotowań do Mistrzostw Polski w połówce Ironmana (70.3).

– Bezpośrednio przed startem miałem zadane 60 km na rowerze. Zajęło to ok. 2 godzin. Następnie zrobiłem przetarcie na biegu, na zmęczonych nogach.. Uważam, że moja forma rośnie – opowiadał zwycięzca. – Wiedziałem, że nie mogę ruszyć za mocno i starałem się biec równo. Gdybym po treningu kolarskim rwał tempo, dużo by mnie to zapewne kosztowało i mogło się różnie skończyć.

– Zawsze z dumą reprezentuje Polskę na imprezach startując w elicie i to zaszczyt wygrać bieg organizowany z okazji Dnia Flagi – podkreśliłŁukasz Kalaszczyński.

Wśród pań najlepsza okazała się Justyna Kostrzewska (39:33). Nad drugą zawodniczką Moniką Kaczanowską triumfatorka wypracowała ponad dwie minuty przewagi (41:47). Trzecia była Elżbieta Deska (43:06).

– Cieszę się, że jest forma. Pobiegłam o 2 minuty lepiej niż dwa tygodnie temu, tuż po świętach. Bałam się nieco, że będzie się biegło ciężej pod wiatr, ale zawsze ktoś był obok i pomagał trzymać tempo. Jestem zadowolona z czasu i z tego, że udało się złamać 40 minut. Trasa była super! Był jeden taki mocny podbieg i niektórych mógł on pewnie zmusić do marszu. Nie spodziewałam się wygranej i to miło wygrać bieg o takim charakterze – mówiła za metą Justyna Kostrzewska.

Bieg Flagi odbył się w ramach pikniku „Majówka pod flagą biało-czerwoną”. Biegały też dzieci i maszerowali kijkarze. Przygotowano też wiele atrakcji dla najmłodszych.

Pełne wyniki: TUTAJ

Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej obchodzony jest już od 15 lat. Wybór daty na 2 maja związany jest bezpośrednio z historią naszego kraju - w PRL był to dzień obowiązkowego zdejmowania flagi po Święcie Pracy, z uwagi na zakaz obchodzenia rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Jednocześnie 2 maja jest obchodzony jako Dzień Polonii i Polaków za Granicą.

RZ


"Khalifa w Dosze to fajny stadion". Profesor Kszczot zaczyna sezon. "Liczą się tylko MŚ"

$
0
0

Wreszcie się doczekaliśmy! Adam Kszczot stanie jutro pierwszy raz w tym roku na starcie biegu na 800 metrów. Profesor biegów średnich, aktualny wicemistrz świata, multimedalista MŚ i ME na tym dystansie, tym  razem zrezygnował ze startów w hali i postanowił skupić się na zawodach wyłącznie w sezonie letnim, na otwartym stadionie.

[AKT.] Rusza Diamentowa Liga 2019. Adam Kszczot gotowy na Dohę. Caster Semenya po raz ostatni?

Inauguracja tegorocznego sezonu Adama Kszczota nastąpi w piątek 3 maja, na pierwszym mityngu Diamentowej Ligi 2019 w Dosze. Stadion Khalifa w stolicy Kataru będzie na przełomie września i października areną mistrzostw świata, które są dla Adama startem docelowym.

Z gwiązdą polskiej królowej sportu rozmawialiśmy w przeddzień mityngu, po treningu na stadionie w Dosze. Adam wyjaśnił najpierw, dlaczego zrezygnował z występów w hali, które niemal co roku przynosiły mu medale.

– W hali startowałem od lat i przyznam, że połączenie ze sobą sezonu halowego z występami na otwartym sezonie było dużym wyzwaniem. W tym roku dzięki rezygnacji z hali mogłem, co bardzo mnie cieszy, więcej czasu poświęcić rodzinie, zwłaszcza w spokojnych miesiącach zimowych. Przygotowania zacząłem w połowie stycznia, dopiero luty przyniósł treningi biegowe i myślę, że da to bardzo dobre rezultaty. Trzeba pamiętać, że ten sezon jest wyjątkowo długi i formę trzeba rozkładać inaczej, być gotowym dopiero na koniec września. Do tej pory formę utrzymywałem najdłużej do połowy września, za to wcześniej miałem sezon halowy. W sumie działa to więc na moją korzyść.

– Zmieniłeś także swoje treningowe „miejscówki”, pracowałeś głównie w Portugalii i Maroku. Jak te lokalizacje obozów się sprawdziły?

– Ten rok to faktycznie nowe przygotowania, bo nie miałem obozu w Republice Południowej Afryki. Byłem natomiast na Teneryfie, w Portugalii i w Maroku. Miasto Ifrane w środkowym Atlasie to bardzo ciekawy kierunek, leży na wysokości 1670 metrów n. p. m. To jest wysokość idealna do budowania dobrego obrazu krwi.

Moje przygotowania przez to, że nie miałem sezonu halowego, przebiegały inaczej. Całkiem inaczej „wkręcają się” nogi na obroty, zupełnie inaczej buduje się krew. Po badaniach krwi, które ostatnio zrobiłem, widać, że bardzo dobrze posłużył mi ten wyjazd. W Maroku zrobiliśmy tylko największą bazę treningową, no i miałem bardzo fajnego sparingpartnera. Węgier Tamas Kazi to świetny zawodnik, którego znam od lat, bo od roku 2012 widujemy się na obozach. Tutaj udało się potrenować razem.

W Portugalii i Maroku byli ze mną trener Zbigniew Król i fizjoterapeuta Jakub Dukiewicz, zaś na Półwyspie Iberyjskim, gdzie zaczęliśmy przygotowania „z grubej rury”, nie obyło się też bez psychologa. Jeszcze jedną, ważną osobą w moim teamie był trener przygotowania motorycznego Michał Adamczewski, z którym spędziłem miesiące zimowe na rozciąganiu i budowaniu podstaw treningu siłowego.

– Czy wprowadziłeś jakieś zmiany także do swojego treningu i przygotowań do sezonu na otwartym stadionie?

– Nowości treningowych było kilka, m. in. dzięki wspomnianemu Michałowi Adamczewskiemu. Mogliśmy spokojnie przygotować bazę siłową, dużo większy nacisk kładziemy na badanie treningu siły dzięki urządzeniu pomiaru mocy. Ciekawym rozwiązaniem jest zwiększenie liczby kilometrów oraz ilości pracy w trzecim zakresie intensywności. To naprawdę przyniosło świetne efekty, przede wszystkim znakomitą krew. Ale te zmiany dadzą o sobie znać dopiero na następnym zgrupowaniu, które rozpocznę 11 maja w Sankt-Moritz. W Szwajcarii znowu będą ze mną trener i fizjoterapeuta, będzie Tamas Kazi, więc pełna „paczką” będziemy szlifować formę już typowo pod kątem 800 metrów.

– A co, będąc teraz w Dosze, możesz powiedzieć o miejscu rozgrywania tegorocznych MŚ? Czy masz już jakieś przemyślenia o tym, jak wy, zawodnicy, będziecie czuć się w Katarze podczas najważniejszej imprezy roku? Miałeś okazję wejść na bieżnię mistrzowskiego stadionu, poczuć ją pod butem?

– Ja już biegałem w Dosze, było to przed rokiem, też w Diamentowej Lidze. Działo się to jednak na innym stadionie, więc nie ma czego porównywać.

Na nowym stadionie w Dosze byłem dzisiaj. To bardzo fajny obiekt, w środku klimatyzowany. Odczuwalna jest duża różnica temperatur między stadionami rozgrzewkowym i głównym. W fasadach trybun jest umieszczonych dużo nawiewów i robi to całkiem dobre wrażenie. Obok stadionu znajduje się hala, w której w 2010 roku odbyły się Halowe MŚ, to miejsce bardzo dobrze mi znane na mapie stolicy Kataru.

Wygląda na to, że organizacja tegorocznych MŚ będzie znacznie lepsza niż tych przed 9 laty. Wtedy były na przykład bardzo duże problemy z dogadaniem się w języku angielskim, co wydaje się kuriozalne na imprezie tej rangi, ale tak rzeczywiście było. Teraz to wszystko wygląda fajnie. Katarczycy są już po głównym teście, czyli mistrzostwach Azji, w sobotę robią Diamentową Ligę. Więcej przemyśleń będę miał na pewno po starcie, ale mogę powiedzieć, że stadion główny i kwestie rozgrzewki są bardzo dobrze rozwiązane.


 

– Jaką politykę startową przyjąłeś w drodze do MŚ?

– Startów będzie sporo. Sezon chcę podzielić na dwie główne części. Po obozie w Sankt-Moritz, w czerwcu i lipcu będę biegał na mityngach, potem nastąpi zejście nieco z obrotów treningowych, a następnie powrót do bardzo mocnej pracy pod kątem 800 metrów. Schemat zatem jest taki, jakiego używałem do tej pory: sezon halowy, po nim dwutygodniowy luz i znowu powrót do pracy bazowej, żeby po 2 miesiącach być w bardzo dobrej formie. Powtarzamy ten schemat, tyle że nieco przesunięty w kalendarzu.

– A czego spodziewasz się po swoim pierwszym starcie w roku, o co chcesz powalczyć na "dzień dobry"? Jak oceniasz stawkę rywali w Dosze, kto będzie faworytem - Amos z Botswany i Kenijczyk Korir, którzy tak jak Ty jeszcze nie startowali, czy też może zawodnicy, którzy inaugurację sezonu mają już za sobą i są nieco bardziej obiegani od Ciebie?

– Od Ciebie dowiaduję się, kto ma pobiec w Diamentowej Lidze, bo nie zaglądałem jeszcze w listy startowe. Z Maroka na kilka dni wróciłem do domu, zaś do Kataru przyleciałem w piątek. Jestem więc po jednym dniu w Dosze, a start mam w drugiej dobie pobytu tutaj. Dobrze byłoby wystartować lepiej niż tu w Katarze rok temu, też w inauguracji Diamentowej Lidze. Wtedy otworzyłem sezon wynikiem 1:46:70. Ale prawdziwe przygotowania dopiero się zaczynają. Ci, którzy biegali szybko w hali i tak biegają na początku sezonu „otwartego”, mają raczej marne szanse na dobre bieganie w końcu września, kiedy są MŚ.

– Jak spędzisz czas w najbliższych dniach po Dosze?

– Do kraju wracam zaraz po starcie w Katarze, w sobotę 4 maja ląduję w Warszawie i kilka dni spędzę w domu. Tylko kilka dni, bo, jak mówiłem, już 11 maja wylatuję na zgrupowanie do Szwajcarii. Krótki czas w Polsce spędzę bardzo pracowicie, bo jak najwięcej czasu chcę poświęcić rodzinie: żonie i dziecku, a jednocześnie mam do zrobienia 4 bardzo poważne treningi, które są już częścią przygotowania do naprawdę ciężkiego obozu w St. Moritz.

Z Adamem Kszczotem rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. archiwum zawodnika


Jeszcze jeden Polak w Golden Trail World Series! "Warto rywalizować z najlepszymi"

$
0
0

Poziom polskich biegów górskich systematycznie rośnie. Coraz więcej naszych zawodników postanawia nie kisić się już tylko we własnym sosie i walczyć o trofea w biegach krajowych, ale odważnie staje do rywalizacji z biegaczami zagranicznymi, często ze ścisłej światowej czołówki. Ba, nie tylko walczą z nimi jak równi z równymi, ale nawet sięgają po najwyższe laury.

Sukcesy, o których z przyjemnością piszemy na www.festiwalbiegowy.pl, zachęcają kolejnych naszych biegaczy do próbowania sił na arenie międzynarodowej. Takie wyzwanie podejmie teraz Krzysztof Bodurka, który dołączy do Bartłomieja Przedwojewskiego i Dominiki Stelmach w prestiżowym cyklu zawodów górskich Golden Trail World Series!

Polacy na liście startowej Golden Trail World Series. "To będzie prawdziwa Liga Mistrzów!"

Na opublikowanych w końcu stycznia listach startowych drugiego wydania „Ligi Mistrzów biegów górskich” (takie ambicje mają organizatorzy cyklu sponsorowanego przez Salomona), w gronie znakomitości ze światowej czołówki znalazły się dwa, wspomniane wyżej, polskie nazwiska. Bartłomiej Przedwojewski, który w spektakularny sposób wygrał w RPA finał premierowej serii bijąc jednocześnie rekord trasy Otter African Trail Run, jest zaliczany do grona faworytów. Dominice Stelmach marzy się miejsce w czołowej dziesiątce i awans do zawodów finałowych – w tym roku pod Annapurną w Nepalu.

"Z uśmiechem na ustach!" Bartłomiej Przedwojewski, triumfator i rekordzista finału Golden Trail Series

Inspiracją do startu w GTWS była dla Krzysztofa Bodurki rozmowa z Przedwojewskim. – We wrześniu ubiegłego roku wracaliśmy ze skyrunningowych MŚ w Szkocji. Bartek namówił mnie wtedy do startu w maratonie Mont-Blanc, opowiadał też sporo o cyklu. Pomyślałem sobie później: „Zawody w Chamonix należą do Golden Trail World Series, czemu więc by nie spróbować sił w całym cyklu?” Długo się nie zastanawiałem. Postanowiłem podjąć wyzwanie i wystartować w czterech biegach mistrzowskiej serii! – opowiada nam Krzysztof Bodurka.

Dostać się do cyklu nie było jednak łatwo. – Mam słaby ranking ITRA, z trzech biegów tylko 822 punkty, bardzo pomógł jednak Paweł Raja. Prezes Stowarzyszenia Skyrunning Polska uruchomił swoje kontakty i… dzięki niemu nie tylko mogę rywalizować w lidze, ale też jestem zwolniony z części opłat startowych – mówi tegoroczny mistrz Polski w biegu anglosaskim i świeżo upieczony wicemistrz ze Szczawnicy na długim dystansie.

Resztę wpisowego biegacz z podkrakowskich Nielepic musi pokryć sam, podobnie jak koszty podróży i pobytu na miejscu zawodów. – Cóż, nie jestem jeszcze znany w Europie. Może się to zmienić, wierzę, że tak będzie, ale na razie muszę płacić sam. Liczę na wsparcie sponsorów mojego teamu Alpin Sport Hoka One One, słyszałem, że mam na to szansę jeśli pokażę formę w Polsce – mówi Bodurka z nadzieją. Nadzieją, wydaje się, uzasadnioną, bo w maratońskim debiucie w Szczawnicy spisał się znakomicie, zdobył srebrny medal mistrzostw Polski, przegrywając tylko z Bartłomiejem Przedwojewskim.

Martyna Kantor i Bartłomiej Przedwojewski mistrzami Polski w biegu górskim na długim dystansie

"Bieg kontrolowany". "Bartek i Martyna poza zasięgiem". Mówią medaliści MP w długodystansowym biegu górskim

W otwierającej cykl Zegamie-Aizkorri, Bodurka nie wystartuje. Zadebiutuje w Golden Trail World Series 30 czerwca w Chamonix. – Na Marathon du Mont-Blanc pojedziemy we trzech, z Bartkiem Przedwojewskim i Marcinem Rzeszótką. Pozostałe moje starty będą krótsze: Dolomyths Run Skyrace 21 km we włoskich Dolomitach (21 lipca), Sierre-Zinal 31 km w Szwajcarii (11 sierpnia) i Ring of Steall Skyrace 29 km w Szkocji (21 września) – przedstawia plany Krzysztof Bodurka.

W Dolomity dwukrotny medalista MP 2019 też by chętnie wybrał się z kolegami, którzy start w zawodach poprzedzą 3-tygodniowym obozem treningowym. – Nigdy jeszcze nie byłem na porządnym dłuższym obozie, marzy mi się ciągle, ale na tak długi wyjazd nie pozwoli mi, niestety, praca – mówi z żalem Bodurka, który studiuje na krakowskiej AWF i zajmuje się pracą trenerską. – Postaram się dojechać do Bartka i Marcina chociaż na ostatni tydzień i potrenować z nimi – zapowiada. Z kolei na Sierre-Zinal jedzie sam, bo to jedyne zawody cyklu, w których Przedwojewski nie startuje. – Powiedział mi, że to najcięższy bieg w lidze – mówi ze śmiechem Bodurka.

Zapytany o sportowe plany w Golden Trail World Series, Krzysztof Bodurka z wahaniem odpowiada: – Nie wiem, trudno mi w cokolwiek celować. Fajnie byłoby w którymś z biegów być w czołowej dziesiątce… Skoro ubiegłoroczny finał Bartek wygrał o 10 minut przed drugim na mecie, a ja w Szczawnicy straciłem do niego niecałe 10, to może jest jakaś szansa na „dyszkę” – spekuluje. Ale szybko dodaje: – To tylko wróżenie z fusów. Na pewno drugi maraton w życiu, czyli Mont-Blanc, pobiegnę na tętno, skupię się na tym, żeby nie „polecieć” na początku zbyt szybko. I będę zadowolony z miejsc w dwudziestce.

– Mam na razie mizerne doświadczenie w startach za granicą i rywalizacji z mocnymi cudzoziemcami, może bym naliczył z 5 takich biegów – dodaje mieszkaniec Nielepic koło Zabierzowa. – Nikt nie będzie mnie tam znał, a ja nie będę czuł żadnej presji. To może pomóc. Trzy lata temu w Szczawnicy, jak były eliminacje do kadry na ME w „anglosasie”, też nikt mnie jeszcze nie znał, a wywalczyłem 3 miejsce i pojechałem do Włoch – śmieje się. – Mam nadzieję, że pod Mont-Blanc będzie tak samo i też pokażę się z najlepszej strony – mówi z nadzieją Krzysztof Bodurka. – Cieszę się bardzo, bo będę miał okazję zmierzyć siły z naprawdę świetnymi rywalami i zobaczyć, w jakim miejscu się znajduję.

Piotr Falkowski



Łańcut wciąż zaprasza tylko obywateli UE. „Wiemy, że budzi to kontrowersje, ale...”

$
0
0

Już szósty Uliczny Bieg o Puchar Burmistrza Miasta Łańcuta - Łańcucka Piątka odbędzie się 8 czerwca w Łańcucie. Wciąż można się zapisywać. Szczegóły w informacji organizatora.

Głównym punktem imprezy będzie bieg na 5 kilometrów o charakterze przełajowym (trasa prowadzi przez malowniczy kompleks łańcuckiego zamku). Towarzyszyć mu będą biegi na krótszych dystansach oraz wiele innych atrakcji, w tym Dni Miasta Łańcuta. Start oraz meta biegu głównego będą ulokowane na terenie kompleksu zamkowego w Łańcucie.

Jak co roku w naszym biegu mogą wziąć udział tylko biegacze z Unii Europejskiej. Zawsze budzi to wiele kontrowersji, ale robimy wszystko aby każdy uczestnik naszego biegu wyjeżdżał od nas zadowolony i wracał do nas podczas kolejnych edycji. W tym roku liczymy na rekord frekwencji, zwiększyliśmy limit do 250 opłaconych osób.

Dla każdego uczestnika przygotujemy atrakcyjny pakiet startowy, między innymi słodki podarunek od firmy Argo, poczęstunek po biegu i wiele innych atrakcji.

Na mecie na każdego uczestnika będzie czekał piękny medal z wizerunkiem łańcuckiego zamku.

Dla zwycięzców w kategorii OPEN (z podziałem na kobiety i mężczyzn) przewidziane są pamiątkowe pucharki oraz nagrody finansowe, w zależności od sponsorów. W kategoriach wiekowych przewidziane są pamiątkowe puchary.

Podczas tegorocznej edycji biegu odbędzie się losowanie nagród dla wszystkich uczestników biegu głównego - główną nagrodą będzie „auto na weekend”, którą ufundował dealer marki Citroën - Fix Forum Lider Sp. z o.o.

Przed biegiem głównym odbędą się biegi dla dzieci, z roku na rok coraz liczniejsze. Dla każdego uczestnika będzie czekał pamiątkowy medal, dla zwycięzców pamiątkowe pucharki.

Serdecznie zapraszamy wszystkich na 6. Uliczny Bieg o Puchar Burmistrza Miasta Łańcuta - Łańcucka Piątka!

W ubiegłym roku Łańcucka Piątka zgromadziła blisko 200 uczestników w biegu open. Zwyciężyli zawodnicy Resovii Rzeszów – Patryk Marszałek (16:26) i Marika Kuna (20:47).

Łukasz Kuźniar, koordynator imprezy


Pobiegli Doliną Rospudy. „Wspaniała atmosfera!”

$
0
0

Półmaraton Doliną Rospudy i Bieg Bakałarza to stosunkowo młoda impreza biegowa, organizowana przez Stowarzyszenie Aktywni znad Rospudy. Za nami trzecia edycja imprezy.

Około 200 zawodników biegaczy i zawodników na wózkach z całej Polski i Litwy stanęło na linii startu w słonecznym wiosennym słońcu.

Mieli oni dwie trasy - 21,097 km i 12 km do wyboru. Trasa Półmaratonu biegała do sąsiedniej miejscowości Filipów i z powrotem. Trudna, wymagająca ,obfitująca w liczne podbiegi i zbiegi ale niezwykłej urody. Trasa biegu Bakałarza wiodła malowniczymi ścieżkami leśnymi przy jeziorach Siekierowo, Gatne, Garbaś. Przebiegając przez mostek nad Rospudą biegacze mogli podziwiać dolinę i przepiękne widoki jezior oraz budzącą się do życia przyrodę.

Pierwszy na mecie krótszego z biegów zameldował się Dominik Drażba z Ełku, a wśród kobiet Joanna Karczewska z Suwałk. Półmaraton pierwszy ukończył Andrzej Godlewski z Borawskich i Anna Kesler ze Starego Lubiejewa. W kategorii zawodników na wózkach dystans półmaratonu pokonał najszybciej Witold Musztela z Warszawy.

Imprezę kończył wspólny piknik z pieczeniem kiełbasek, gdzie można było podzielić się wrażeniami z biegu.

Podziękowania należą się organizatorom za perfekcyjne przygotowanie biegów, świetnie zorganizowaną pracę w biurze, punkty nawadniania na trasie i wspaniałą atmosferę!

Janina Zubowicz, Ambasadorka Festiwalu Biegów


2. Półmaraton „Bitwa pod Gorlicami” dla Pawła Smędowskiego i Katarzyny Kmieć [ZDJĘCIA]

$
0
0

Ponad setka biegaczy z całej Polski wzięła udział w 2. Międzynarodowym Półmaratonie „Bitwa Pod Gorlicami". Jego organizatorami było Akademickie Koło Polskiego Czerwonego Krzyża i Klub Honorowych Dawców Krwi przy Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie oraz Oddział Rejonowy PCK w Gorlicach.

- Start miał miejsce na gorlickim Rynku, a meta na Wzgórzu Pustki w Łużnej gdzie znajduje się Cmentarz Wojenny. Bieg był darmowy dla wszystkich chętnych - wyjaśnia Łukasz Bełda, organizator biegu.

Niewątpliwym atutem tego biegu było miejsce mety - Cmentarz wojenny nr 123 Łużna-Pustki. To największy cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej w Galicji Zachodniej. Spoczywa tam 912 żołnierzy armii austro-węgierskiej, 65 niemieckiej i 227 rosyjskiej. Łącznie 1204, z których 649 jest znanych z nazwiska.

Znajduje się tam również przepiękna gontyna, która została odbudowana w 2014 roku. Cmentarz został wyróżniony Znakiem Dziedzictwa Europejskiego. Obecnie w Polsce znajdują się jeszcze trzy takie obiekty, które posiadają ZDE, to jest Unia Lubelska, Historyczna Stocznia Gdańska i Konstytucja 3 Maja.

Jako pierwszy linię mety przekroczył Paweł Smędowski z Sękowej, który rok temu również wygrał pierwszą edycję tego półmaratonu 1:23:12. Drugi był Paweł Strękowski z Krakowa, a trzeci Mariusz Szkaradek z Nowego Sącza.

Wśród pań zwyciężyła Katarzyna Kmieć z Perły z czasem 1:42:31.

Bardzo liczną ekipę wystawiła w półmaratonie Gorlicka Grupa Biegowa.

– To była prawdziwa bitwa. Walka... z wiatrem, słońcem, górkami i swoimi słabościami. Na trasie fantastyczne towarzystwo. Wszyscy dobiegliśmy cali i zdrowi – mówi Halina Dobek z Gorlickiej Grupy Biegowej.

Pełne wyniki: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


Majówka „bez granic” w Raciborzu. Nowa trasa, na podium… Włoch [DUZO ZDJĘĆ]

$
0
0

Bez Granic to nie tylko nazwa biegu, który co roku odbywa się w Raciborzu 3 maja. To filozofia tej imprezy, w której naprawdę nie ma granic. Startować mogą wszyscy: starsi i młodsi, dzieci, obcokrajowcy, zawodowcy, amatorzy i debiutanci, niepełnosprawni, biegacze i kijkarze, drużyny a nawet całe rodziny. Każdy znajdzie coś dla siebie, swoją konkurencję i dystans.

Bieg główny od lat tradycyjnie mierzy 10 km, ale towarzyszą mu dwukrotnie krótszy bieg dodatkowy, Bieg Młodzieżowy na dystansie 2,5 km oraz marsz nordic walking, w tym roku rozegrany na nieco krótszej, bo pięciokilometrowej trasie. Swoje odrębne klasyfikacje mieli też pracownicy straży granicznej, raciborskiej uczelni PWSZ oraz firmy RAFAKO.

Łącznie we wszystkich biegach wystartowało ponad 500 osób. W biegu głównym na dystansie 10 km kilkuosobowa czołówka szybko urwała się stawce a zawodnicy zmieniali się kilkukrotnie na prowadzenia. Ostatecznie najszybszy okazał się Kamil Karbowiak, który zwyciężył z wynikiem 32:03. Drugie miejsce zajął Marcin Ciepłak (32:32) a podium dopełnił Włoch Roberto Dimiccoli (32:39).

Wśród pań bezkonkurencyjna była Michalina Mendecka. Prowadziła od startu do mety, którą przekroczyła, kiedy zegar wskazywał dokładnie 38:00. Drugie miejsce zajęła Joanna Griman (39:28) a trzecie siostra zwyciężczyni Daria Mendecka (39:56).

W biegu na dystansie 5 km zwyciężył Krzysztof Krzemień (16:13) przed Wiktorem Urbanem (17:33) i Piotrem Jeziorskim (17:42). Najszybszą zawodniczką okazała się Wiktoria Grygiel (19:52). Druga była Wiktoria Mutwil (22:09) a trzecia Emilia Dziewit (22:13).

Zwycięzcą marszu nordic walking na tym samym dystansie został Ryszard Kłyś (29:24). Podium dopełnili Marian Małka (29:40) oraz Andrzej Kupczyk (31:04). Dwie pierwsze panie zameldowały się na mecie niemal jednocześnie. Ostatecznie zwyciężyła Beata Śliwka przed Katarzyną Marondel, choć obie uzyskały czas 33:07. Podium dopełniła Sylwia Libardi-Kłyś (33:18).

W tym roku trasy biegów zostały zmienione.

- Zmiana super! Wcześniej były kółka i to było takie trochę nudne a teraz jest naprawdę ciekawie. Interesująca trasa, fajne podbiegi. To moja kolejna seria 4 Biegi Racibórz i pewnie jeszcze się powtórzy. – mówił na mecie Darek Molenda.

Jego jedenastoletnia córka Zuzia ukończyła bieg młodzieżowy na dystansie 2,5 km a potem wsparła tatę na finiszu biegu głównego, pokonując wraz z nim dodatkowe 1,5 km: - Było trochę trudno, ale dałam radę – chwaliła się a tata dodał: - To takie nasze rodzinne bieganie. To cykl 4 Biegi Racibórz skłonił nas do biegania. Zacząłem trenować do jednego z biegów, córka złapała, w międzyczasie została zapisana do klubu biegowego… I tak razem biegamy.

W swoim mieście biegała też Renata Sobierajska: - To mój czwarty start tutaj. Nowa trasa bardzo mi się podoba. Zmiana powoduje, że człowiek inaczej reaguje, rozgląda się po drodze, inaczej się biegnie. Choć w swoim rodzinnym mieście biega mi się zawsze dobrze – przyznała. – Dzisiaj biegłam na luzie, bo niestety Bieg Barbórkowy w Rybniku ukończyłam z kontuzją i było bardzo zachowawczo. Ale zwykle dążę do tego, żeby poprawić czas i pobiec lepiej niż rok temu…

Poprawa czasu udała się zaskakująco dobrze Arturowi Olbrichowi: - Pierwszy raz pobiegłem poniżej 38 minut a plan był taki, żeby spróbować poniżej 40 minut. Wyszło lepiej niż planowałem! Dopisała pogoda, trening, ale sporo dała też płaska trasa. Racibórz nie jest pagórkowaty, no może poza jakimiś drobnymi podbiegami pod koniec trasy. Ogólnie organizacja świetna i jestem bardzo zadowolony.

KM


Trzy dni biegania po Jurze – Triada Majowa 2019 [ZDJĘCIA]

$
0
0

Start w biegu podczas majówki? 1, 2 czy 3 maja? A może trzy starty? Z częstochowskim Stowarzyszeniem Miasto Sportu nie sposób się nudzić. Już drugi rok organizowało ono miłośnikom aktywnego spędzania czasu majówkę. Triada Majowa to cykl trzech imprez dedykowanych biegaczom oraz, to tegoroczna nowość, kijkarzom. Wszystkie odbywają się na tej samej trasie, ale w różnych dniach, godzinach i warunkach. Za każdą można zdobyć inny medal, wszystkie trzy tworzą całość w kształcie Polski.

W skład Triady Majowej wchodziły: Bieg Ludzi Pracy rozgrywany 1 maja, Nocny Bieg Flagi 2 maja oraz Bieg Konstytucji dzień później. Pierwszy i ostatni odbyły się za dnia, drugi wieczorem, po zmierzchu. Trasa za każdym razem była ta sama, choć zmienne warunki sprawiły, że trzeba było poznawać ją od nowa. Mierzyła 5 km i wiodła zboczami oraz okolicami Góry Ossona, najwyższego wzniesienia na terenie Częstochowy. Zawodnicy mogli tę trasę pokonywać raz, dwa lub trzy, dystans deklarując przed startem.

Organizator przygotował klasyfikacje na każdym z trzech dystansów oraz w tak zwanym mixie – tutaj należało pokonać 5, 10 i 15 km w dowolnym układzie. We wszystkich klasyfikacjach decydowała suma czasów z trzech startów. Podobnie było w konkurencji nordic walking, tegorocznej nowości, którą rozegrano na pośrednim dystansie 10 km. By stanąć na pudle w klasyfikacji generalnej, miłośnicy marszu z kijami musieli pokonać łącznie 30 km niełatwej trasy. Nagroda była warta wysiłku: w każdym dniu na mecie czekał kolejny odlewany medal, będący jednocześnie elementem mapy Polski. Podobny motyw widniał na koszulkach imprezy.

I tak zwyciężczynią najkrótszego dystansu została Ewa Witt, której trzykrotne pokonanie trasy zajęło 1:12:53. Najszybszym biegaczem dystansu 5 km okazał się Andrzej Podpłomyk, który ukończył zmagania z łącznym czasem 1:06:59. On też zanotował najszybsze okrążenie w ramach całej imprezy, pokonując trasę w czasie 22 minut i 1 sekundy.

Na średnim dystansie 10 km triumfowała Anna Pażucha, która przez trzy dni, niezależnie od warunków, biegała z zegarmistrzowską precyzją, uzyskując niemal idealnie równe czasy: 47:23, 47,34 i 47,25 oraz łączny wynik 2:22:22. Najszybszy z panów Rafał Machera wybiegał podobny czas łączny 2:22:45. Na 15 km najlepsza byli Agnieszka Jeż (3:47:21) oraz Radosław Walaszczyk (2:39:31). W kategorii MIX (5 km + 10 km + 15 km) zwyciężyli: Sylwia Nowacka (2:40:28) i Mariusz Głowacki (2:28:35). W nordic walking na dystansie 3 x 10 km najlepsi byli: Katarzyna Marondel (3:59:44) i Tomasz Marczak (3:42:46).

Swoje zmagania miały także dzieci, co pozwoliło całym rodzinom uczestniczyć w Triadzie Majowej: - Jestem tutaj z całą rodzinką: z córką, synem i z żoną. Ja biegałem 15 km, żona chodziła na 10 km z kijami, dzieciaki nam kibicowały – mówił Mariusz Soborak. – Zawsze spędzamy czas aktywnie, rok temu też tutaj byliśmy. Nie wyobrażamy sobie lepszej majówki niż ta spędzona na trasie. To jest odpoczynek, taki aktywny, sama przyjemność – wyjaśniał. Oboje z żoną w klasyfikacji generalnej stanęli na podium, każde w swojej konkurencji.

Dystans 15 km wybrał także Artur Chopin-Stefańczyk: - Biegam, walczę o cudowny medal i świetnie się bawię – mówił drugiego dnia zmagań. – Jakoś grill to forma spędzania majówki, która do mnie nie przemawia. Cała zabawa polega na tym, żeby się wyciorać, wytarzać i zmęczyć a dopiero później odpocząć. Dystans 15 km wybrałem, bo nie opłaca mi się przyjeżdżać na 5 km aż z Krakowa. Trasa tutaj jest bardzo wymagająca, bo jest piasek, luźne kamienie, ostre podbiegi… Niby wydaje się, że jest płasko, ale jednak pod górę. Przy zbiegach trzeba uważać, zwłaszcza dzisiaj, kiedy jest ciemno. Ale dla takiego medalu i tej atmosfery warto się zmęczyć.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM


Viewing all 13088 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>