W piątek 28 kwietnia o 16:00 prawie pięćdziesiątka śmiałków wystartowała w Zawoi pod Babią Górą w jednym z najtrudniejszych polskich, a może i europejskich ultramaratonów – Stumilaku. W założeniu organizatora Michała Kołodziejczyka ma to być pierwszy w kraju górski bieg na klasycznym dystansie stu mil – jak choćby amerykańskie Hardrock i Western States. Na ich wzór, na mecie na finiszerów zamiast medalu czeka efektowna klamra.
Zeszłoroczną debiutancką edycję na 28 startujących ukończyło tylko 10 osób, w tym jedna kobieta – Aleksandra Różankowska. – Zew przygody mnie skłonił, by wrócić – powiedziała nam Ola – więc teraz też biegnę! Udział bierze także zeszłoroczny zwycięzca Arkadiusz Kondas. Najbardziej rozpoznawalną postacią w stawce jest chyba jeden ze słynnych Ultrabliźniaków – Kamil Klich.
Stumilak nie ma szczęścia do Babiej Góry, pierwszego dużego szczytu na trasie. Rok temu tylko kilka osób z czołówki zdołało na nią wejść, zanim rozpętała się burza. Reszta musiała obejść szczyt bokiem. Tym razem trasa od początku omija Królową Beskidów przez schronisko na Markowych Szczawinach z powodu głębokiego, rozmiękłego śniegu, którego przejście zajęłoby uczestnikom w nocy wiele dodatkowych godzin.
Śniegu jednak zawodnicy nie unikną, choćby na Pilsku, przez które o północy z piątku na sobotę właśnie przebiegają. Według organizatorów to jedno z dwóch najtrudniejszych miejsc całej trasy. Drugim są słynne błotne ścianki Oszusta i Świtkowej, znane z Chudego Wawrzyńca. Tym razem jednak, przeciwnie niż na Chudzielcu, napieracze będą musieli po nich zejść. A co bardziej prawdopodobne... zjechać na tyłkach. Już w sobotę rano.
Błota na pewno nie będzie brakować. – To nie Stumilak, tylko Strumienilak – powiedział prowadzący stawkę Piotr Leja na spowitym mgłą pierwszym wodopoju na przełęczy Krowiarki na 10 km – woda płynie wszystkimi ścieżkami! Tam jeszcze stawka była mało rozciągnięta.
Biegnie w niej też czwórka cudzoziemców: Chloe Vincent – mieszkająca w Niemczech Nowozelandka, Marek Vis i Neequaye Dsane z Holandii oraz Francuz Alexandre Oristil. Do startu namówił ich znany niektórym naszym czytelnikom Belg Stef Schuermans, zaprzyjaźniony z organizatorami i sam organizujący Legends Trail. Chloe i Neequaye zwany Nico biegną w Polsce nie pierwszy raz – wzięli też udział w niedawnej Zamieci.
Nie tylko zeszłoroczni zwycięzcy wracają na trasę Stumilaka. Wrócił m.in. najstarszy uczestnik zeszłorocznego biegu Roman Trzcieliński, który wtedy zajął trzecie miejsce! – Teraz jednak chcę tylko skończyć – powiedział skromnie Romek na Krowiarkach. Biegnie z nim przyjaciel Maciej Maleński. – Dla wyrównania rachunków – powiedział krótko – bo rok temu nie skończyłem. Jego kumpla i imiennika Maćka Korbelę natomiast na Stumilaka ściągnęły po raz pierwszy legendy już krążące wokół tego biegu, choć to dopiero druga edycja.
Od Pilska trasa wiedzie granicą polsko-słowacką przez cały Worek Raczański, by później przez m.in. Baranią Górę, Skrzyczne i Szyndzielnię dotrzeć na metę do Bielska-Białej. W sumie przechodzi przez ponad 70 szczytów. – Nie zdziwię się, jak w tych warunkach nikt się nie zmieści w 48-godzinnym limicie – stwierdził Michał Kołodziejczyk – kto ukończy, ma u mnie kratę piwa! – A ja obstawiam, że skończy dwóch facetów i jedna dziewczyna – dodała jego małżonka i współorganizatorka Ania.
Kto będzie bliższy prawdy, dowiemy się w niedzielę po południu. Na naszym portalu podsumujemy cały bieg. A na razie kropki zawodników na mapie można śledzić na stronie: TUTAJ http://stumilak.legendstracking.com/#
Kamil Weinberg