Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13088 articles
Browse latest View live

Przypadkowo zadebiutował w (pół)maratonie

$
0
0

Na ten dzień Amerykanin Michael Kohler czekał długo, chociaż nie spodziewał się, że zaliczy dwa debiuty w jednym. 26-letni amator po kilku biegach na krótszych dystansach, postanowił spróbować sił w półmaratonie. Niestety pomylił godziny rozpoczęcia rywalizacji i wystartował na królewskim dystansie. Z błędu zdał sobie sprawę w trakcie biegu.

Cała sytuacja miała miejsce w miniony weekend, podczas maratonu w Fargo w Północnej Dakocie.

O godzinie 7 czasu lokalnego swoje zmagania rozpoczęli uczestnicy biegu głównego. Wśród startujących przypadkowo znalazł się wspomniany pan Kohler, który powinien pobiec kwadrans później, w biegu towarzyszącym na 21 km i 97,5 m.

Biegacz zaczął podejrzewać pomyłkę już po kilku kilometrach biegu. Skręcając na jednym ze krzyżowań zobaczył tabliczkę z napisem „tylko maraton”. Był jednak pewien, że za chwilę trasy znów się połączą. Ok. 13 km sprawa stała się już jasna, gdy dostrzegł, że zawodnicy będący przed nim podążają przez pobliski most. Był pewien, że trasa półmaratonu w którym miał biec, nie prowadzi tamtą stroną miasta.

Pechowiec postanowił dobiec do półmetka i tam zakończyć zmagania. Ale... na 21 km czuł się jeszcze na tyle dobrze, że kontynuował bieg. Ostatecznie ukończył maraton z wynikiem 5:56:53 (brutto), który dał mu 1393. miejsce (1462 maratończyków na mecie). Dodajmy, że pierwsze 5 km pokonał w 33:49, 10 km w 1:09:37, a na półmetku zameldował się z wynikiem 2:34:24.

Chociaż Michael Kohler ukończył maraton, to miał otrzymać medal za bieg do którego się zapisał (tak wskazywał jego numer startowy). Teraz planuje już ukończenie maratonu bez żadnych perypetii.

W ocenie sytuacji mężczyźnie na pewno nie pomogło to, że biegł w słuchawkach. Przed startem mógł nie usłyszeć komunikatów organizatora. Sam powiedział, że w pewnym momencie usłyszał tylko, żeby udać się na start, więc poszedł. Dobrze, że nie był uczestnikiem biegu na 10 km, który ruszał pół godziny po maratonie. Mógłby się wtedy jeszcze bardziej zdziwić.

 

They just keep coming... everyone is looking fantastic!!! #fargo #fargomarathon

Post udostępniony przez Fargo Marathon (@fargo.marathon)

Dyrektor imprezy Mark Knutson przyznał, że rzadko zdarza się, aby ktoś ukończył niewłaściwy bieg. W ciągu czternastu lat jak organizuje maraton było około trzech takich przypadków.

RZ

źródło: CBS Pittsbourgh



6. EKIDEN PragmatIQ: Poznań pobiegnie dla niewidomych

$
0
0

„42,195 km razem” to hasło tegorocznej edycji sztafety maratońskiej Ekiden w Poznaniu.

Hasło podkreśla główne wartości wydarzenia, a więc promowanie zespołowego biegania i wspólnego pokonania dystansu maratońskiego – wydawać by się mogło – nieosiągalnego dla przeciętnego biegacza. Chodzi również o integrowanie środowisk poprzez zdrową rywalizację i współzawodnictwo, a także wspaniałą zabawę.

Słowo ekiden pochodzi z języka japońskiego (ekiden-kyōsō) i oznacza długodystansowy bieg sztafetowy. Źródłem sztafety był system transportowy i pocztowy działający w Japonii w czasach dawnych, polegający na tym, że podczas trasy w określonych punktach zmieniali się kurierzy lub ich konie, dzięki czemu wiadomości i towary były przesyłane szybciej i pewniej.

To właśnie w Kraju Kwitnącej Wiśni wykształciły się największe tradycje tego typu biegów, a udział w niektórych sztafetach jest prestiżem, o którym marzy wielu Japończyków. Wielu z nich przepełnia duma i honor, gdy mogą własnym wysiłkiem przyczynić się do sukcesu zespołu, firmy lub danej drużyny. Naszą ambicją jest, aby udział w sztafecie dla uczestników biegu był prestiżem i honorem, podobnie jak w Kraju Kwitnącej Wiśni, z której się wywodzi.

Z każdej opłaty startowej wniesionej przez drużynę przekazujemy 42,195 zł na cel charytatywny. W tym roku wspieramy Fundację na rzecz Osób Niewidomych Labrador-Pies Przewodnik.

Najważniejsze informacje:

Data: 27.05.2017 (niedziela), start godz. 10:00

Miejsce: tor regatowy Malta w Poznaniu

Ilość uczestników: 269 6-osobowych sztafet, 1614 biegaczy

Dystans: 42,125 km podzielony na 6 osób:

  • 9 795 m + 10 800 m + 5 400 m + 5 400 m +5 400 m +5 400 m = 42,125 km (dystans maratoński)

Cel charytatywny: Fundacja Labrador – Pies Przewodnik

mat. pras.


Biegacze poprawiają statystyki aktywności w Polsce

$
0
0

62% Polaków deklaruje aktywność fizyczną. Tak wynika z badania MiltiSport Index przeprowadzonego w styczniu b.r. na grupie 1800 respondentów. Jednak ta liczba nie jest tak optymistyczna, jak mogłoby się wydawać.

Co trzeci Polak nie podejmuje żadnej aktywności fizycznej, a wśród tych 62% znalazły się także osoby, które robią to zaledwie raz w miesiącu i w wymiarze rekreacyjnym. Nie spełniają więc kryteriów WHO i nie podejmują aktywności regularnie.

Raz w tygodniu ćwiczy 48% Polaków. Trzy razy w tygodniu robi to już tylko zaledwie 30%. „Co trzeci aktywny fizycznie Polak jest biegaczem, a 16% z nich traktuje bieganie jako swoją główną formę wysiłkową i uważa się za miłośników tego sportu” - czytamy w raporcie.

Biegacze zaliczają się do najmniej licznej grupy, nazwanej w raporcie „proamator”. Tylko 15,2% wszystkich aktywnych traktuje swoją aktywność na tyle poważnie, by ponosić w związku z nią wyrzeczenia i np. ćwiczyć bez względu na pogodę. Biegacze nie mają z tym problemów. Co piąty miłośnik biegania bierze udział w zorganizowanych zawodach. Dla wielu biegaczy, samo bieganie to za mało. 25% z nich odwiedza siłownię, co trzeci chodzi na basen.

Statystyczny bieg jest kobietą. „Amatorzy rekreacyjnego biegania to typy samotników, którzy najczęściej pokonują swoje trasy bez towarzystwa. Wśród zapalonych biegaczy największe reprezentacje mają: kobiety, osoby w wieku 25-49 lat, z wykształceniem wyższym, o dochodach powyżej średniej krajowej” - głosi raport MultiSport Index 2018.

24% biegaczy, na ścieżki biegowe rusza z myślą o sylwetce. Co drugi biegacz dba o swoją dietę.

Zaskakująca jest pora wybierana przez osoby aktywne. Tylko 20% osób uprawia sport przed południem. 65% aktywnych woli to robić po 15:00

Ogólne wnioski z raportu są takie, że osoba aktywna jest młoda, mieszka w dużym mieście i zarabia powyżej 3000 zł. Wraz z wiekiem aktywność maleje. Mniej aktywni są również gorzej wykształceni mieszkańcy mniejszych miast o niskich dochodach.

IB

źródło


"Odpocząłem, zbudowałem dom, mogę się ścigać". Piotr Hercog zaczyna sezon na Azorach

$
0
0

Piotr Hercog, jeden z najlepszych polskich biegaczy górskich, rozpoczyna sezon. O północy stanie na starcie Azores Trail Run na liczącej 125 km długości trasie Whalers Great Route. Pierwszy start dopiero w końcu maja? To bardzo późno. Zawodnik Salomon Suunto Teamu wytłumaczył nam, dlatego dopiero teraz zdecydował się podjąć biegową rywalizację w 2018 roku.

– Są dwa powody. Po pierwsze: bardzo późno skończyłem poprzedni sezon, w połowie grudnia na Kilimandżaro i postanowiłem maksymalnie przeciągnąć tegoroczną inaugurację, żeby dać sobie czas na odpoczynek i regenerację. A po drugie: miałem bardzo pracowity początek roku, bo organizowałem nowy bieg, co zawsze wymaga więcej czasu i energii niż zwykle oraz kończyłem budowę domu w Kudowie-Zdroju, w kwietniu miałem wielką przeprowadzkę. Ledwie starczało czasu na treningi (śmiech).

Piotrek Hercog wystartuje w Azores Trail Run

– Nie miałem zatem „napinki” na przyspieszanie startu sezonu, zwłaszcza, że zdecydowanie bardziej zależy mi w tym roku na startach w drugiej części sezonu. W październiku wystartuję w Moab Trail Marathonie w Stanach Zjednoczonych, wyścigu na prawie 400 kilometrów przez dwa parki narodowe, pasma górskie i kaniony w stanie Utah. To będzie dla mnie ogromne wyzwanie, bo dystans jest niesamowity, wręcz mnie przeraża! Moja ekipa supportowa trochę postawiła mnie pod ścianą. Namawiali mnie długo, a widząc opór po prostu kupili bilety dla siebie i… nie miałem już wyjścia (śmiech).

– Moab TM jest ostatnim, najdłuższym biegiem w tryptyku. Moje chłopaki chcieli, żebym wystartował w całym cyklu, ale tu już się nie dałem! Stwierdziłem, że to kompletne wariactwo i mi odpuścili. Ja bardzo lubię wyzwania, ale bez przesady! Zwłaszcza, że już 3 tygodnie później uderzam z Piotrem Pustelnikiem na Biegun Południowy

– Przed startem na Azorach czuję się przygotowany do sezonu na jakieś 90 procent. Założenia i plany treningowe z wymienionych wcześniej powodów wykonałem nie do końca, ale pomiksowałem trochę dotychczasowe treningi z nowymi rozwiązaniami, pobiegałem w Górach Stołowych drugie i trzecie zakresy i zobaczymy jak to wyjdzie.

– Azory wybrałem trochę przez przypadek. Gdy szukałem fajnego biegu na przełomie maja, zadzwonił do mnie Kamil Leśniak i zaproponował wyjazd na te portugalskie wyspy. On już kiedyś startował na Azorach i teraz organizatorzy znów go zaprosili. Ale że 120 km to dla niego teraz za długi dystans, zaproponował mnie. Portugalczycy przysłali zaproszenie i zdecydowałem się polecieć, zwłaszcza, że nigdy jeszcze tam nie biegałem. Startowałem wielokrotnie na Gran Canarii, ale to jednak trochę inne wyspy. Wyspy Kanaryjskie są zdecydowanie bardziej suche, na Azorach rośnie znacznie więcej zieleni i jest chłodniej. Pogoda jest zbliżona do naszego lata, więc nie powinno być źle.

– Choć to pierwszy start w sezonie, mam swoje sportowe cele, nie jadę tylko na wycieczkę. Chcę powalczyć o jak najwyższe miejsce, pamiętam jednak, że od roku nie startowałem na tak długim dystansie. Poprzedniej wiosny biegałem 170 km, a potem wszystko było zdecydowanie krótsze. Intensywne, wysoko w górach, ale na znacznie krótszych dystansach.

– Chciałbym więc mocno pocisnąć, ale z drugiej strony nie wiem jak będzie po 70-80 kilometrze, kiedy zostanie jeszcze maraton, a będą to decydujące godziny. Nie wiem też, kto z mocnych zawodników wystartuje. Większość na liście startowej to Portugalczycy, a z nimi to jak z Hiszpanami: jest ich tak wielu dobrych biegaczy, że często nawet zupełnie anonimowi mogą pokusić się o wygranie zawodów.

Piotra Hercoga wysłuchał Piotr Falkowski

zdj. Kasia Biernacka


Maratony na świecie: Novy Sad - Maraton w najkrótszą noc roku

$
0
0

Nocne bieganie zyskuje coraz większą popularność. W Polsce mamy do wyboru kilka nocnych połówek czy Nocny Maraton Kanału Bydgoskiego. A gdyby tak na nocne bieganie wybrać się za granicę? Na przykład do Serbii, gdzie w najkrótszą noc roku odbędzie się 9. Novi Sad Night Marathon.

Do wyboru są też minimaraton oraz półmaraton, który… cieszy się zdecydowanie większą popularnością niż królewski dystans. To ewenement, ale opłata startowa w półmaratonie jest obecnie wyższa niż za dwukrotnie dłuższy bieg.

Nocny Maraton rozpoczyna świętowanie Międzynarodowego Dnia Dunaju, drugiej pod względem długości rzeki w Europie. Jego uczestnicy sporą część trasy biegu pokonają nad rzeką.

TERMIN

9. Night Marathon odbędzie się 23.06.2018. Start maratonu zaplanowano na godzinę 22:00 a półmaratonu na 22:00.

POGODA

Średnia temperatura w drugiej połowie czerwca to 20 stopni Celsjusza. Nocą będzie ona zapewne nieco niższa.

TRASA

Trasa maratonu to pętla o długości 7032,5 m, co oznacza, że trzeba ja pokonać 6 razy. Półmaratończycy pobiegną trzy okrążenia, a uczestnicy minimaratonu jedno. Pętla zaczyna się i kończy na stadionie. Spora jej część wiedzie wybrzeżem Dunaju, także po tartanie. Organizator zapewnia punkty z wodą.

Limit czasu na pokonanie maratonu to 6 godzin, zawodnicy, którzy zdecydują się pokonać półmaraton, mają na to aż 4 godziny.

IMPREZY TOWARZYSZĄCE

Półmaraton oraz minimaraton na dystansie ok. 7 km. Międzynarodowy Dzień Dunaju, którego obchody rozpoczyna nocny maraton.

ZAPISY

Zapisy są dostępne na TEJ stronie. Obecnie opłata startowa wynosi 18 euro. Rejestrować się można do 12 czerwca włącznie. Później zapisy nie będą możliwe (w biurze zawodów brak możliwości zapisu). Ciekawostką jest fakt, że opłata startowa na towarzyszący półmaraton jest wyższa niż dla maratonu. Obecnie wynosi 22 euro a od czerwca wzrośnie do 25. W nocnym minimaratonie można wystartować za jedyne 8 euro.

W cenie pakietu startowego maratończycy i półmaratończycy otrzymają koszulkę techniczną oraz medal na mecie.

WYMAGANE DOKUMENTY

Dowód osobisty lub paszport.

WYJAZD

Do Nowego Sadu można dotrzeć samochodem. Należy na to poświęcić 9-12 godzin, zależnie od tego, z której części Polski wyruszamy. Miasto nie posiada własnego lotniska, najbliższe znajdują się w Belgradzie lub w rumuńskiej Timisoarze. Oba są obsługiwane przez niskokosztowe linie, ale brak bezpośrednich połączeń z polskimi lotniskami. Można tam dotrzeć jedynie z przesiadkami.

KOSZTY POBYTU

Novi Sad nie należy do drogich miast. Nocleg w pokoju wieloosobowym to koszt 30 zł a w prywatnym pokoju niewiele więcej. Ceny zaczynają się od 44-50 zł.

Posiłek w taniej restauracji to 15-18 zł, w lepszym lokalu dwukrotnie więcej. Ceny w sklepach są nieco niższe niż w Polsce. Za chleb zapłacimy 1,5-1,8 zł, za kilogram pomidorów 3 zł a za butelkę lokalnego wina 13-16 zł.

INNE BIEGI

W mieście odbywa się też klasyczny maraton za dnia, zwykle pod koniec marca (https://www.marathon.org.rs/en). Serbskim biegiem z pewnością wartym polecenia jest Beogradski Maraton. Impreza w stolicy ma za sobą ponad 30 lat historii i może się poszczycić bardzo dobrą organizacją (www.bgdmarathon.org).

Strona Novi Sad Night Marathon:http://nocnimaraton.rs/gb/

KM

2. Bieg Lubliniecki na bogato. "Kieszonkowe" dla najszybszych dzieci

$
0
0

Premierowa edycja imprezy została doskonale przyjęta przez biegaczy, co przełożyło się na głosowanie na najlepsze biegi roku. Bieg Lubliniecki uzyskał tytuł Złotego Biegu i zdobył szereg wyróżnień. Za 2 tygodnie powrótka z rozrywki, ba ! 2 Bieg Lubliniecki będzie jeszcze lepszy! - zapewniają orgnaizatorzy imprezy.

Dlaczego lepszy? Już na obecnym etapie, pomimo olbrzymiej konkurencji imprez biegowych na Śląsku w tym terminie, zapisanych jest ponad 210 biegaczy. Sugeruje to, że frekwencja będzie znacznie lepsza niż rok temu. – Lublinieccy krawaciarze wiedzą jak zorganizować profesionalną imprezę! – podkreśla Marek Grund z Mafia Team Lubliniec, Ambasador Festiwalu Biegów, współorganizator imprezy.

Trasa 10-kilometrowego biegu to dzieło doświadczonego maratończyka - Kazimierza Kordzińskiego, członka Polskiego Klubu 100 Maratonów. – Z pewnością przypadnie do gustu – podkreśla Grund.

Jak na bieg kameralny, możemy liczyć na sporo atrakcji i udogodnień, co w przypadku mniejszych wydarzeń wcale nie jest normą. Organizatorzy zapewniają przestronne szatnie z prysznicami (brak kolejek do toalety), depozyt, sporo miejsc parkingowych wokół pięknego obiektu Lublinieckiego Stadionu Miejskiego, profesionalnych fotografów na trasie czy relację video, która ukaże się w kilka dni po zakończeniu zmagań. Mało? – Wspominając o pięknych medalach po ukończeniu biegu, czy statuetkach dla zwycięzców, to jakby nie powiedzieć nic...

Zwycięzcy w kat. Open mogą liczyć na nagrody finansowe – odpowiednio 500zł, 300zł, 150zł, a w kat. Lublinieckiej – 300 zł, 200zł i 100zł. – Będą też kategorie drużynowe oraz wiekowe i wszędzie tam dodatkowo nagrody rzeczowe – zapowiada Marek Grund.

– Na mecie czekać będzie woda / izotonik, pyszny posiłek, lody, masaże by ukoić zmęczone mięśnie, sól Salco Sport Therapy. Będzie tez losowanie atrakcyjnych i wartościowych nagród. Czekają m.in. voucher o wartości 500 zł na dowolnie wybraną przez siebie wycieczkę z pferty Biura Podróży IKAR z Lublińca, obuwie sportowe marki nike, adidas czy brook, ufundowane przez sklep SATISFASHION.PL, mega wygodne pufy firmy SIT-SIT, słuchawki bluetooth do biegania i wiele innych – wylicza Marek grund.

W ramach 2 Biegu Lublinieckiego odbędą się także Biegi Dzieci i Młodzieży. Tam miejsca rozchodza się jak ciepłe bułeczki. Z pewnością limit 150 młodocianych zostanie osiągnięty. Każdy kto ukończy swój biego trzyma na mecie piękny medal a także wodę i słodki poczestunek.

Aktywna współpraca organizatorów z Urzędem Miejskim w Lublińcu oraz sponsorami doprowdziła do tego, że nawet najmłodsi zwycięzcy w swoich kategoriach wiekowych mogą liczyć na "kieszonkowe" w wysokości 100 zł co jest rzadkością wśród biegów dla najmłodszych.

Jeśli tylko pogoda dopisze, na najmłodszych (ale nie tylko) czekają lody Bosco od firmy Piekarnia Cukiernia Łubowski a także strefa zabaw zorganizowana przez Przedszkole Artystyczne w Lublińcu oraz namiot pełen atrakcji od jednego z większych polskich banków.

Oprócz nagród pieniężnych zwycięzcy biegów dzieci oczywiście otrzymają piękne statuetki a także nagrody rzeczowe. Jakie? Zapraszamy 9 czerwca na Stadion Miejski w Lublińcu.

Najważniejsze informacje:

  • Start: 9 czerwca 2018, Stadiom Miejski w Lublińcu
  • Biuro zawodów czynne od godz. 8:00
  • Start biegów dzieci i młodzieży – 9:30
  • Start biegu głównego – 12:00
  • Dekoracje i losowanie nagród – 14:00
  • Limit: biegi dzieci i młodzieży 150 osób
  • Limit: bieg główny 300 osób
  • Więcej infomracji: www.bieglubliniecki.pl / https://www.facebook.com/BiegLubliniecki/

Zapisy: TUTAJ 

– Zapraszamy serdecznie, nie będziecie żałować ! – zaprasza Mafia Team Lubliniec.

FestiwalBiegow.pl jest patronem medialnym 2. BIegu Lublinieckiego.

red. / org.


Wizz Air Katowice Half Marathon pokazał nagrody

$
0
0

Na najlepszych uczestników imprezy czekają nagrody finansowe oraz vouchery od sponsora tytularnego - linii lotniczych wizzair.com!. Łączna wartość wszystkich nagród to 20 000 zł i 3 400 euro.

Nagrodami finansowymi Organizatorzy uhonorują najlepsze trójki półmaratonu open – odpowiednio 1300, 700 i 500 zł, najlepsze trójki towarzyszącej „dychy” - 600, 400, 200 zł, oraz towarzyszącej „piątki” - 350, 250 i 150 zł, a także najlepsze sztafety – open 800, 400 i 200 zł, kobiety - 200 i mix - 200 zł.

Na gratyfikacje finansowe mogą liczyć też uczestnicy marszu nordic walking – 250, 150, 100 dla kobiet i mężczyzn.

Nagrodom finansowym towarzyszyć bedą vouchery walutowe (euro) na przeloty Wizz Air.

Nagrody w kategoriach wiekowych przyznawane będą w przypadku, gdy w danej grupie zbierze się co najmniej 10 biegaczy.

W biegach dzieci nie będzie prowadzony pomiar czasu i klasyfikacja. Wszystkie dzieci otrzymają pamiątkowe medale i jednakowe upominki.

Szczegółowa informacja: TUTAJ

1st Wizz Air Katowice Half Marathon wystartuje 10 czerwca. Szczegóły imprezy – poniżej.

źródło: Wizz Air Katowice Half Marathon

Gliwicka Parkowa Prowokacja Biegowa – czy to się nigdy nie znudzi?!

$
0
0

Są biegi, na które wracamy drugi, trzeci, może dziesiąty raz. Ale pięćdziesiąty trzeci raz?! Taki numer miała dzisiejsza Gliwicka Parkowa Prowokacja Biegowa, jeśli liczyć od powstania imprezy, która istnieje już piąty sezon. I ma się całkiem dobrze! Mimo niezmiennej formuły nie traci uczestników. Wręcz przeciwnie – wciąż notuje kolejne rekordy frekwencji! Jak to możliwe? Postanowiliśmy sprawdzić.

– Czy Prowokacja się nie nudzi? – pytaliśmy dzisiaj uczestników. Większość na pytanie reagowała zdziwieniem: - Nudzić się? Prowokacja? To jakiś żart? – Pytanie o to, dlaczego impreza jeszcze się nie znudziła, wywoływało jeszcze większa konsternację: – Trudne pytanie, bo tego się nie da opisać – słyszeliśmy wciąż.

– Nudzić się? Bieganie? W żadnym wypadku! – zdumiał się Marek Dworski, stały bywalec gliwickiego cyklu, jedna z najbardziej optymistycznych i rozpoznawalnych postaci. – Nie wiem, który raz tu jestem, zaliczyłem prawie wszystkie. Ale nie ma alternatywy, bo nigdzie nie można zdobyć tylu endorfin, jak podczas biegania. A Prowokacja po prostu nie może się znudzić. Jest coraz lepsza i coraz bardziej atrakcyjna, bo są wciąż nowi ludzie, coraz wspanialsi współzawodnicy… Nie znajduję nawet słów, żeby to opisać.

Problemu z odpowiedzią na pytanie nie miał za to Janusz Dadaś, który od Prowokacji zaczynał swoją przygodę z bieganiem a teraz kolejne etapy zalicza już z rodziną i przyjaciółmi: – To się nie może znudzić. Wystarczy rozejrzeć się wokół! – mówił, wskazując tłumy uśmiechniętych biegaczy i kijkarzy. –Są inne biegi, oczywiście, ale Prowokacja to był mój pierwszy bieg, w którym występowałem. Widać, że jest to robione przez ludzi, którzy to kochają a nie przez dużych sponsorów i kogoś, kto na tym zarabia. To bieg, gdzie wciąż poznaje się nowych ludzi, spotyka przyjaciół… A inne biegi można zawsze przełożyć.

Stałych bywalców nie brakuje też wśród zawodników w kategorii nordic walking. Co miesiąc pokonują tę samą trasę. Niektórzy raz, dwa… inni aż pięć razy, kończąc półmaraton. Jednym z wiernych uczestników cyklu jest Sławomir Wiśniewski: - Prowokacja się nie nudzi z powodu atmosfery. Jest wyjątkowa, rodzinna. A trasa wciąż ta sama? Nie ma problemu, bo atrakcyjna, więc też się nie nudzi – zapewnił. To jedna z niewielu imprez tak przyjaznych kijkarzom, zarówno ze względu na odrębną klasyfikację, jak i możliwość zaliczenia z kijami takiego samego dystansu, jaki mają do wyboru biegacze.

A skoro Gliwicka Parkowa Prowokacja Biegowa się nie nudzi, śmiało możemy zaprosić na jej kolejną odsłonę 23 czerwca. Tym razem biegacze, którzy wybiorą Maraton Pędziwiatra będą mogli pokonać trasę aż dziesięć razy, by ukończyć królewski dystans. Pozostali, tradycyjnie, mają do wyboru od jednego do pięciu okrążeń.

KM



Mamy biegały na Białołęce. „Świetna inicjatywa” [ZDJĘCIA]

$
0
0

W Dzień Matki na warszawskiej Białołęce rozegrano bieg dedykowany paniom. W imprezie mogły wziąć udział przyszłe i obecne mamy, ale także mamy mam. Wiek ani staż rodzicielski nie miał znaczenia. Panom pozostało wcielić się w rolę kibiców.

Była to już trzecia edycja kameralnego biegu w Lesie Henrykowskim. Uczestniczki do pokonania miały 5 km, a trasę podzielono na trzy rundy. W porównaniu z zeszłym rokiem została nieco zmieniona, a kierunek biegu odwrócono. W miejscu, gdzie poprzednio był zbieg, tym razem był podbieg.

Burza, która przeszła rano nad Warszawą na pewno wpłynęła na frekwencję imprezy. Rodzinnym imprezom bardziej sprzyja słoneczna pogoda. Dodatkowo sam termin był też mało szczęśliwy – trwają pierwsze komunie, co na pewno pozbawiło możliwości startu część zainteresowanych. Mimo wszystko wystartowało ponad 100 biegaczek. Z drugiej strony, przy mniejszej konkurencji miały one większe szanse na (pierwsze) podium.

Trasę najszybciej pokonała Anna Sawicka, która uzyskała wynik 22:33. Zawodniczka miała dużą przewagę nad pozostałymi mamami. Przed metą zdążyła jeszcze zabrać swoją mała córeczkę i razem przekroczyły metę.

– Biegło mi się super. Jest to świetna inicjatywa. O biegu dowiedziałam się w zeszłym roku, gdy byłam w ciąży. To było marzenie, żeby tu pobiec, bez względu na to czy będzie słońce czy deszcz. Od początku planowałam, żeby finiszować ze swoją ukochaną córeczką. Chciałam też zaprosić swoją mamę, bo ją motywuje do biegania. Póki co jeszcze nie miała takiej odwagi, żeby pobiec w biegu masowym, mam nadzieje że będzie z nami za rok – opowiadała na mecie Anna Sawicka.

– Łączenie biegania z byciem mamą jest… łatwiejsze niż myślałam. Już trzy miesiące po porodzie zaczęłam poprawiać swoje życiówki. Czasami biegam w wózkiem, czasami biegam rano, zanim mąż idzie do pracy. Wszystko da się zaplanować! – podkreśliła zwyciężczyni.

Wcześniej mamy i ojcowie mogli kibicować swoim pociechom. W zmaganiach na 800 m wygrał Jan Samul, który to że zwycięstwo zadedykuj mamie miał wypisane na koszulce.

– Bieganiem zainteresował mnie tata, ale mama bardzo mi kibicuje. Sama też biega, male niej startuje i niestety nie ma jej tu dziś. Ciesze się, że mogłem dla niej wygrać. Lubie piłkę nożną i bieganie. Nie wiem jeszcze co wybiorę w przyszłości – mówił po biegu zwycięzca jednego z biegów towarzyszących.

Na biegaczki imprezy czekały pamiątkowe medale wykonane z drewna. Nagradzane były nie tylko najlepsze zawodniczki, ale również najmłodszy uczestnik oraz najstarsza uczestniczka.

Białołęcki Bieg Mam - wyniki:

1. Anna Sawicka - 22:33
2. Barbara Miszta -24:01
3. Wioletta Konecka - 25:05

RZ


Piotr Hercog wysoko na Azorach

$
0
0

Piotr Hercog na piątym miejscu ukończył 125-kilometrowy Azores Trail Run. Polakowi niewiele zabrakło do czwartej lokaty miejsca, o którą zaciekle walczył z biegnącym przed nim Luizem Motą.

„Zająłem 5 miejsce z czasem 14:19, a planowałem 15h” - napisał na swoim profilu Piotr, który linię mety przekroczył ze stratą ok. 2 minut do poprzedzającego rywala miejsca. Był jednym z siedmiu zawodników, którym terenową trasę o 5030 m przewyższeń w górę i 5040 w dół udało się pokonać w czasie poniżej 15 godzin. Zajął również drugie miejsce w swojej kategorii.

"Odpocząłem, zbudowałem dom, mogę się ścigać". Piotr Hercog zaczyna sezon na Azorach

Wygrał portugalski biegacz Bruno Jose Coelho de Sousa. Ten mniej w Polsce znany ultramaratończyk startuje przede wszystkim w lokalnych biegach. Jest zwycięzcą Trilhos do Poleozico oraz Compressport UTM. W zeszłym roku zajął 46. miejsce w UTMB, jest również częstym uczestnikiem MIUT. Azores Trail Run ukończył z czasem 13:04:28.

Coelho de Sousa wyprzedził 24 zawodnika ubiegłorocznego MIUT, czwartego na mecie Elite Trail Sierra de Freita Paolo Lopesa (13:42:06) i zwycięzcę ubiegłorocznej Transmartinique - Mathieu Blancharda (14:19:32).

Wśród pań triumfowała Sofia Roquete. Portugalka nie dała żadnych szans rywalkom. Czwarta zawodniczka MIUT i zwyciężczyni Elite Trailm Serra de Feita, na Azorach zajęła wysokie dziewiąte miejsce w klasyfikacji open. Linię mety przekroczyła z czasem 15:18:05. Nad drugą na mecie Texą Negri (20:43:23) miała ponad 5 godzin przewagi.

We wszystkich biegach imprezy, rozgrywanych na dystansach 25, 42, 65 i 125 km wzięło udział 800 osób.

Pełne wyniki: TUTAJ

IB


Bereznowska i Radzikowski mistrzami Europy w biegu 24h!

$
0
0

W rumuńskiej Timisoarze zakończyły się 22. Mistrzostwa Europy w Biegu 24-godzinnym. Polacy potwierdzili to, co wiadomo było przed imprezą – mamy najlepszych specjalistów w tej konkurencji nie tylko na Starym kontynencie, ale i na świecie!

Rekordzistka świata Patrycja Bereznowska (259,991 km) nie pozostawiła złudzeń. Jeszcze długo będzie poza zasięgiem rywalek. Dziś w Timisoarze osiągnęła ok 243,37 km (bez domiaru). Drugą na mecie Steene Rex wyprzedziła o blisko 3 km.

Podium mistrzowskiego biegu uzupełniła mistrzyni i rekordzistka Polski w biegu na 100 km Małgorzata Pazda-Pozorska! Wynik Polki to ok. 239,61 km. Czwarte miejsce zajęła kolejna Polka – Monika Biegasiewicz – 235,94 km, dzięki czemu Polki bezapelacyjnie wygrały też klasyfikację drużynową Mistrzostw!

W rywalizacji mężczyzn długo rozkręcał się Andrzej Radzikowski. Ale jak już nabrał właściwego rytmu, dobiegł do złotego medalu! Polski zwycięzca Spartathlonu z 2016 r. uzyskał w Rumunii wynik 265,28 km. Drugiego na mecie Stephana Ruela z Francji - zwycięzcę Spartathlonu z 2017 r. - wyprzedził o blisko 3 km.

Brązowy medal dla Litwina Aleksandra Sorokina, faworyta i wielogodzinnego lidera mistrzostw – 260,39 km.

Wyniki (bez domiaru):

Kobiety:

Mężczyźni:

Drużyny:

Kobiety:

Mężczyźni:

Pełne wyniki: TUTAJ

Niebawem więcej.

red.


Łaskawa pogoda, tajemnicza Dominika – 16. Bieg Piotrkowską Rossmann Run [ZDJĘCIA]

$
0
0

Już szesnastą edycję Biegu Piotrkowską, czyli jednym z najsłynniejszych polskich deptaków, rozegrano w sobotni wieczór 26 maja w Łodzi. Od kilku lat jego sponsorem tytularnym jest firma Rossmann. Przez kilka lat w związku z remontami ulic tylko jego fragmenty prowadziły główną łódzką ulicą, jednak zeszłoroczną i bieżącą odsłonę można nazwać biegiem naprawdę Piotrkowską – trasa biegła praktycznie całą długością Pietryny, a przez jej długą część w obie strony.

W kilku edycjach start i meta znajdowały się na rynku Manufaktury – największego łódzkiego centrum handlowo-rozrywkowego w odrestaurowanej dawnej fabryce. Od czterech lat są one przeniesione na ul. Nowomiejską. Drugi kilometr trasy przebiega jednak wciąż przez Manufakturę.

Biegnę tu już piąty raz. Mój najlepszy wynik z Pietryny sprzed kilku lat, kiedy więcej biegałem po asfalcie, to 45:33. Rok temu, na identycznej jak dziś trasie, wyszło 48:30. Teraz, po zamuleniu górami i OCR-em, wyjątkowo ciężkim tygodniem i wczorajszym weselem, spodziewam się czegoś podobnego. Jest słonecznie, gorąco i parno. Lepsze to, niż zapowiadany ulewny deszcz i burza z gradem. Chmura dymu z wielkiego pożaru wysypiska w Zgierzu też chyba omija centrum Łodzi.

Pierwsze dwa kilometry, w tym rynek Manufaktury, to niestety gęsty tłok. Ruszyliśmy ze sprawnie zorganizowanych i wypuszczanych w odpowiednich odstępach stref czasowych, lecz przy rekordowej frekwencji 4628 zawodników trasa się bardzo korkuje. Wystartowałem ze środka mojej strefy na 45-50 minut, ale cały czas muszę wyprzedzać ludzi slalomem, a chwilami mocno zwalniać.

Nie wiem, ile tu tracę. Pierwsze 3 km średnio po 4:55 to wolno, nawet jak na moje obecne możliwości. Przed wpadnięciem na tytułową ulicę przebiegamy przez ogromne centrum przesiadkowe tramwajów, zwane Stajnią Jednorożców. Dwa kilometry w dół Pietryny, aż do Białej Fabryki, są przyjemne, bo w dół. Na półmetku około 24 i pół minuty. Wolę nie myśleć, co będzie w przeciwnym kierunku.

Odpuszczam wodę na wodopojach i po nawrocie cisnę ten lekki, ale niekończący się podbieg z zaciśniętymi zębami. Oba najgorsze kilometry wchodzą po 4:59. Ta trasa wiedzie na maksa Piotrkowską, więc jest najbardziej klimatyczna z możliwych i za to ją lubię, ale trudna. Przedostatni to góra-płasko-dół i międzyczas 4:44. Dopiero tu wyprzedzam zająca na 50 minut, który ruszył bardziej z przodu naszej strefy. Ostatni głównie na zbiegu, obiegnięcie pomnika Kościuszki i finiszowy podbieg Nowomiejską na wyplutych płucach w 4:25. Na mecie łapię 48:25. Pięć sekund poprawy od ubiegłego roku. Po takim tygodniu, weselu i pierwszych 2 km w dzikim tłumie chyba ujdzie.

Kiedy łapię oddech oparty o barierkę, spiker woła do dekoracji pierwsze trójki mężczyzn i kobiet w generalce. Resztką sił skaczę przez płotki, by się dostać do depozytu po aparat i znów pokonuję kilka barier w drodze do podium. Nie zdążam zrobić zdjęć na pudle, ale łapię najszybszych z naszych na krótkie rozmowy. Dopiero później udaje mi się wrócić na metę, by odebrać swój medal...

Zwyciężył Hillary Kiptum Maiyo Kimaiyo z Kenii (29:33) przed Romanem Romanienką z Ukrainy (30:14) i swoim rodakiem Josephem Mutwanthei Mumo (30:30) oraz pierwszym z Polaków Kamilem Karbowiakiem (30:38). Najszybsza wśród pań była Lilia Fiskowicz z Mołdawii (33:28, 16. open), wyprzedzając Christine Moraa Oigo z Kenii (33:35) i Aleksandrę Brzezińską (34:06). Tuż za podium dobiegła ubiegłoroczna światowa zwyciężczyni Wings for Life Dominika Stelmach (36:04). Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– Pierwszy raz tu biegłem – opowiadał Kamil Karbowiak– zdarzyła się okazja, żeby wystartować, to przyjechałem. Trasa według mnie była szybka, tylko gorzej z pogodą, bo jest duszno. Przez to nie dało się pobiec w takim czasie, jak chciałem, ale czwarte miejsce i pierwsze wśród Polaków daje satysfakcję. Od startu wyskoczyła grupa, która potem się rozciągała. Najpierw uciekło dwóch Kenijczyków, z których jeden wytrzymał to tempo, a drugi został. W międzyczasie wyprzedził go Ukrainiec (Roman Romanienko – red.), a ja też byłem blisko, by go złapać, ale się nie udało. Za sobą widziałem jeszcze jednego Kenijczyka (Bernarda Muinde Mathekę – red.), ale spokojnie obroniłem czwarte miejsce. W przyszłości, jak będzie pasowało w kalendarzu startowym, to jeszcze tu wrócę – zakończył najszybszy Polak.

– W zeszłym roku byłam tu siódma, a teraz czwarta, więc jestem zadowolona – przyznała Dominika Stelmach– choć nawet nie pamiętam, czy poprawiłam czas (o 42 sekundy – red.). Tym bardziej, że wracam po kontuzji, a właściwie cały czas jeszcze z nią walczę. Te 36 minut jest znacznie lepsze, niż się spodziewałam. Chciałabym tu kiedyś być w lepszej dyspozycji, bo ta trasa naprawdę sprzyja dobremu bieganiu. Jest chyba najłatwiejszą z dyszek, na których biegłam! – stwierdziła odważnie. – Nawet te ponad 2 km pod górę na końcowej prostej nie przeszkadza, bo wszędzie indziej też są albo jakieś wiadukty, albo mocno wieje, a tutaj jest północ-południe, a w Polsce wiatry zwykle wieją wschód-zachód.

– Po tegorocznym Wings for Life mam mieszane uczucia – wspominała Dominika. – Z jednej strony się cieszę, że wygrałam w RPA, ale z drugiej biegłam z kontuzją, od 14. kilometra myślałam czy nie zejść z trasy, na pewno nie czułam się komfortowo. Nie umiem się teraz wypowiedzieć o kolejnych startach, zobaczymy w jakim stanie jutro będzie noga, wtedy zdecyduję. Czy jakieś góry? Też nie mogę na razie nic powiedzieć! – zakończyła tajemniczo. Dominiko, życzymy zdrowia!

Najszybszą z Polek, przybiegając dwie minuty przed Dominiką, została Aleksandra Brzezińska. – Biegło mi się dzisiaj bardzo dobrze, chociaż treningi na to nie wskazywały, bo muszę je godzić z pracą nauczycielki angielskiego – przyznała – ale jedno i drugie jest moją pasją i cieszę się, że udaje mi się je pogodzić. Bieg był wspaniale zorganizowany, a do tego osiągnęłam drugi wynik w życiu. Do złamania 34 minut zabrakło niewiele, jak również do życiówki 33:48, ale wiem, że to jest do zrobienia. Trasa nie należała do najłatwiejszych, więc tym bardziej się cieszę, że sobie z nią fajnie poradziłam. Nie znałam jej wcześniej, ale Błażej (mąż i trener – red.) mi ją bardzo polecał ze względu na świetną organizację. Dałam się namówić i nie żałuję!

– Dominiki nie widziałam za sobą podczas biegu, ale bardzo się cieszę, że była czwarta - opowiadała. – Na początku widziałam, że za mną była Kenijka (Yunes Moraa Onyancha, ostatecznie 6. miejsce za Izabelą Parszczyńską– red.). Przede mną cały czas biegły zawodniczki z zagranicy, na ostatnich metrach Mołdawianka wyprzedziła Kenijkę. Z Lilią Fiskowicz wcześniej nawet w pewnym momencie biegłyśmy razem, ale potem uciekła i ostatecznie wygrała. Kenijka chyba zbyt mocno zaczęła. Nie zdążyłam jej dojść (zabrakło 11 sekund – red.), ale nie biegłam na miejsce, tylko na czas, więc jestem zadowolona. Na pewno jeszcze tu wrócę, dziękuję organizatorom i wszystkim kibicom za wspaniałą atmosferę. Jak się męczyć, to w Łodzi! – zakończyła ze śmiechem.

Jak się dowiedziałem od dyrektora sportowego Biegu Piotrkowską Jacka Chmiela, w przyszłym roku trasa się zmieni ze względu na planowane remonty ulic na północ od Placu Wolności. Na pewno jednak zgodnie z nazwą biegu prowadzić będzie w większości główną łódzką ulicą. Teraz w klasyfikacji dziennikarzy udało mi się wywalczyć piąte miejsce wśród mężczyzn (wygrała kobieta, Sylwia Retmaniak!). Zbliżając się do życiówki, spokojnie wskoczyłbym na pudło. Za rok warto się docelowo przygotować, by o nie zawalczyć.

Kamil Weinberg


Henryk Szost biegał... przez most. Z dobrym skutkiem

$
0
0

Rekordzista Polski w maratonie (2:07:39) sprawdzał formę w piątej edycji biegu Eiffage du Viaduc de Millau w południowej Francji. Z dobrym skutkiem.

Bieg to półmaraton z hakiem – trasa długości 23,7 km i przewyższeniem +270 / -390m. Atrakcją tamtejszej trasy jest wiadukt Millau – najdłuższa tego typu konstrukcja w Europie, o długości 2460 metrów (4920 m wraz z dojazdem i zjazdem). Wiadukt oddano do użytku w 2004 r. kosztem 394 mln euro.

Obiekt usytuowany jest w ciągu autostrady A75 nad doliną rzeki Tam. Najwyższy filar wiaduktu ma wysokość 341 metrów i często spowity jest w chmurach, co gwarantuje kierowcom, a także biegaczom - wiadukt zamykany jest na 4 godziny na czas imprezy - niesamowite doznania.

Impreza cieszy się dużą popularnością. Premierowa odsłona zgromadziła ponad 10 tys. uczestników. Tegoroczna – ponad 11tys. osób, w tym Polaków. Henryk Szost znalazł się w elicie biegu jako… Francuz (jak większość zawodników z czołówki, co zapewne związane jest z imiennym zaproszeniem dla zawodnika i automatycznych zgłoszeniem do biegu dokonanym przez organizatorów).

Mieszkaniec Muszyny starł się z koalicją Francuzów, zajmując ostatecznie trzecie miejsce. Bieg ukończył w czasie 1:17:45. Do drugiego Freddiego Guimarda (maratońska życiówka 2:19:17 z Frankfurtu 2017) stracił osiem sekund, do zwycięzcy Camilo Raula Santiago (2:13:55 z Mediolanu w tym roku) – 50 sekund.

Bieg kobiet wygrała Corinne Herbreteau– 1:32:58. 

Pełne wyniki: TUTAJ

red. 


Bartek Przedwojewski na podium Zegama Aizkori! SENSACJA!?

$
0
0

Polak trzecim zawodnikiem maratonu Zegama Aizkorri 2018! Brzmi nieprawdopodobnie, bo to jedna z najbardziej prestiżowych imprez w biegach górskich w Europie. Ale to prawda! 

„Mam coś do udowodnieni, mam stresy i obawy” - pisał na swoim profilu Bartłomiej Przedwojewski, zanim stanął na starcie niedzielnego Zegama Aizkorii. Obawy były zupełnie niepotrzebne. Bartek nie raz już udowodnił, że potrafi zaskakiwać. W zeszłym roku został m.in. mistrzem Polski w długodystansowym biegu górskim i w biegu anglosaskim. Po tamtych osiągnięciach mówił „Marzy mi się dogonienie elity światowej i mam nadzieję, że któregoś dnia sobie na to zapracuję.”

Elitę zdecydowanie dogonił. W górskich, technicznym maratonie Zegama Aizkorii zajął trzecie miejsce, wyprzedzając wielu utytułowanych zawodników. Co więcej, linię mety przekroczył z czasem 3:56:17, tracąc do drugiego miejsca 55 sekund. Sama cyfra może jeszcze nic nie mówić, ale fakt, że drugie miejsce zajął Stian Agermund-Vik, ubiegłoroczny zwycięzca i rekordzista trasy, mistrz świata w skyrunningu z 2016 r., jest już wystarczająco wymowny.

Osiągnięcie staje się jeszcze większe, jeśli dodać, że Przedwojewski do tej pory biegał krótsze biegi i dopiero w zeszłym roku wydłużył dystans.

Zwycięzcą biegu został Remi Bonnet, który w zeszłym roku wygrał Pikes Peak Marathon. Czas zwycięzcy to 3:53:55.

Wśród pań triumfowała Ida Nilsson. Szwedka na trudnej trasie, hiszpańskiego maratonu nabiegała wynik 4:38h, wyprzedzając Laurę Orgue 4h45’ i Ruth Croft 4h48’.

Bardzo dobrze poradził sobie także drugi z naszych reprezentantów. Marcin Rzeszótko był 25. z wynikiem 4:23:37.

Pełne wyniki: TUTAJ

Na trasie liczącej idealne 42 km 195 metrów zawodnicy mają do pokonania 2736 metrów w górę. Całkowita suma przewyższeń wynosi 5 472m. Królem Zegamy jest Kilian Jornet, który te zawody wygrywał aż 8 razy bijąc przy okazji kolejne rekordy trasy. Dziś wcielił się w rolę komentatora oficjalnej transmisji online z imprezy, kilkukrotnie komplementując Bartłomieja Przedwojewskiego! 

Zegama słynie z niesamowitej ilości kibiców na trasie. Podobnie było dzisiaj – fantastyczny występ Przedwojewskiego obserwowało na żywo kilkanaście tysięcy kibiców. 

IB

fot. Salomonrunning.pl


6. Podkowiańska.. (za)D(y)ucha. „Nie było czym oddychać” [ZDJĘCIA]

$
0
0

Zaledwie kilkanaście kilometrów od Warszawy rozegrano 6. Podkowiańską Dychę. Frekwencja dopisała, chociaż tego dnia gorąca była nie tylko atmosfera.

Impreza odbyła się na terenie Podkowy Leśnej, w pięknych okolicznościach przyrody. Nie bez przyczyny miasto nosi tytuł „miasta-ogrodu”. Charakteryzuje się ono niską zabudową i dużą liczbą zielonych terenów.

Uczestnicy biegu głównego mieli do pokonania dystans 10 km. W tym roku trasa była delikatnie zmieniona i w większej części prowadziła przez miasto. Tradycyjnie start i meta znajdowały się w Lasie Młochowskiego. W ramach imprezy odbyły się też liczne biegi towarzyszące. Powstało bogate miasteczko biegowe.

Rywalizacji nie ułatwiała pogoda. Po sobotnich burzach przyszło znaczne ocieplenie. Woda z z gleby i ulic zaczęła parować, tworząc prawdziwą saunę. Niełatwo było w takich warunkach oddychać. Niestety kilka razy musiała interweniować karetka. Jak nas poinformowano, dwie osoby zostały przewiezione do szpitala. Organizatorzy biegu w Podkowie starają się być dobrze przygotowani na takie sytuacje, dość powiedzieć, że w historii tylko raz biegano w sprzyjających warunkach atmosferycznych. Tym razem na 10 km trasie przygotowano aż dwa punkty z wodą.

Zwycięzca biegu został Daniel Żochowski, który uzyskał wynik 33:33, drugi był Mateusz Łękawa z rezultatem 33:54. Podium uzupełnił ubiegłoroczny zwycięzca Tomasz Mikulski z czasem 34:26.

– Warunki nie były dziś łatwe, bo nie było za bardzo czym oddychać. Trasa też była wymagająca, biegliśmy szutrem i ulicą. Do 3. kilometra trzymaliśmy się w grupie 3-4 osób, a później postanowiłem zaatakować. Spokojnie kontrolowałem bieg – relacjonował Daniel Żachowski. – Cieszę się z wygranej. Pierwszy raz tu startowałem, ale widać że impreza jest fajnie zorganizowana. Na trasie nie brakowało kibiców i wolontariuszy – chwalił gospodarzy zawodnik grupy Żórawski Team.

Wśród pań tytuł obroniła Edyta Miesiak, która dystans pokonała w 39:50. Tuż za nią finiszowała Magdalena Wierzbicka z wynikiem 40:07, a trzecia była Agnieszka Wójcik z rezultatem 42:06.

– Czuję się fantastycznie! To dla mnie ogromne wyróżnienie znów tu wygrać. Na pewno jakaś presja była większa przed biegiem, ale... pobiegałam szybciej niż w zeszłym roku, więc widzę progres. Na ostatniej prostej obejrzałam się jeszcze czy jestem pierwsza, bo GPS zwariował w lesie. Nie wiedziałam nawet jak biegnę – opisywała triumfatorka.

– Niewykluczone, że w przyszłym roku znów tu się pojawię. Bardzo mi się podoba ten bieg, jest bardzo dobrze zorganizowany – podkreśliła Edyta Miesiak.

Łącznie w imprezie wzięło blisko 590 osób. Bieg Bez Barier na 5 km wygrali Radosław Gajewski (18:12) oraz Aleksandra Misarko (22:09). Pełne wyniki TUTAJ.

Portal FestiwalBiegow.pl jest patronem medialnym imprezy.

RZ



5. Jastrzębski Bieg Kobiet: Siła jest kobietą! [ZDJĘCIA]

$
0
0

Niech nikogo nie zmylą kwiatki, tiulowe spódniczki, motyle i baloniki. To tylko pozory. Siła jest kobietą! Dowiodły tego uczestniczki V Jastrzębskiego Biegu Kobiet Kobiety na 5+. W upale i pełnym słońcu 1200 pań pokonało pagórkowatą trasę wiodącą po rozpalonym asfalcie. Niektóre mają kilkanaście lat, inne ponad 70, jedne trenują zawodowo, inne zaczęły biegać niedawno a impreza była ich pierwszym startem. Wszystkie łączy jedno: walka. Dzisiaj w Jastrzębiu-Zdroju wszystkie walczyły.

- Dzisiaj to była walka z samą sobą, żeby dobiec do samego końca – przyznała Aleksandra Połedniok. – W tym roku byłam średnio przygotowana, ale i tak wynik nie jest zły, bo byłam 270 na tyle kobiet. Po co to robię? Biegam, żeby zrobić coś dla siebie, spotkać się z innymi kobietami, wymienić doświadczenia. Jest przy tym fajna zabawa. A raz w roku mamy tutaj w Jastrzębiu taki wspaniały bieg.

Bieg jest naprawdę wyjątkowy, dopieszczony pod każdym względem: od atrakcyjnych pakietów startowych, przez kolorowe kobiece koszulki i medale, piękną oprawę biegu, przygotowane specjalnie dla pań atrakcje po zawodach, po nagrody, które można zdobyć lub wylosować. Organizatorzy pomyśleli o wszystkim: dla zawodniczek przygotowano polowy salon fryzjerski, można też było zrobić manicure, przebadać się, dobrać stanik sportowy z pomocą specjalistki, kupić jakąś ładną pamiątkę… Na najmłodszych czekało przedszkole. Panie zamiast znanych z biegów bigosu i kiełbasy, zostały poczęstowane sałatką grecką. Nawet bułka była w wersji fit!

Za linią mety stworzona specjalną strefę „zwrotu chipów”, wyposażoną w ławeczki. Na boisku ustawiono dekoracje z balonów i ogromną scenę. Instruktorzy poprowadzili rozgrzewkę przed oraz rozciąganie po biegu. Była muzyka i występy artystyczne. A później dekoracja najszybszych pań, także w kategoriach „mama i córka” oraz „siostry”. Na końcu odbyło się losowanie nagród. W puli znalazły się zestawy książek, herbat, kosmetyków, vouchery na zakup biżuterii i ubrań sportowych, mały sprzęt AGD oraz rowery. Ale to nie nagrody co roku przyciągają do Jastrzębia tak wiele kobiet, że pakiety startowe kończą się kilka miesięcy przed biegiem. Chodzi o atmosferę… i walkę. Ale nie z rywalkami. To walka o czas dla siebie, własne zdrowie, akceptację, marzenia…

– Tak, to była walka z samą sobą: czy dotrwam, czy dobiegnę… – śmiała się Magda Ćwiklińska – Słowik. – Biegamy, bo walczymy, żeby spełniać marzenia, sprawdzić siebie i mieć trochę przyjemności. Ja całe życie nienawidziłam biegać a od zeszłego roku, kiedy koleżanka namówiła mnie do startu tutaj, już wiem, że warto. Bieganie sporo zmienia w życiu. Czuję się bardziej wyzwolona… Kiedy jest mi źle, idę pobiegać i od razu jest lepiej. A takie biegi jak dzisiaj jednoczą kobiety. To czuć… - podsumowała, wskazując setki kobiet w jednakowych jaskrawych koszulkach. To chyba jedyna taka okazja, kiedy paniom nie przeszkadza, że mają na sobie dokładnie to samo, co koleżanki. Na prośbę organizatora niemal wszystkie zawodniczki założyły żółte koszulki z logo biegu i tegorocznym mottem: „Tyle słońca w całym mieście”. Sprawdziło się doskonale, bo upalna pogoda była dzisiaj zmorą biegaczek.

– To taka specyficzna impreza, na której po prostu trzeba być. Tu jest taki klimat, tyle towarzyszących wydarzeń, tyle niezwykłych, różnych kobiet. Można pobiegać i pochodzić, rywalizować albo spacerować dla przyjemności. Jest tyle możliwości! Do tego pyszne jedzenie. I najlepsze jest to, że nie trzeba wcale wygrać imprezy, żeby wyjść z nagrodą. Z pewnością w przyszłym roku tu powrócę – deklarowała Gabriela Fojcik z Rybnickiego Klubu Nordic Walking. – Jestem po artroskopii kolana, kije sprawiły, że mogłam wrócić do sportów, które kiedyś uprawiałam. Wzmocniłam nogi i cały organizm a teraz znowu gram w tenisa i jeżdżę na nartach. Taka aktywność poprawia samopoczucie, dodaje pewności siebie, sprawia, że czujemy się młodsze i lżejsze – A o tym marzą wszystkie panie. Nic dziwnego, że co roku na starcie Jastrzębskiego Biegu Kobiet staje spora grupa debiutantek, które mierzącą ponad 5 km trasę pokonują marszem, nierzadko z ogromnym wysiłkiem, namówione przez koleżanki. Prawdziwą przygodę ze sportem zaczynają dopiero później, zachwycone niezwykłym klimatem, który tutaj panuje. Kiedy przyjadą raz, wracają co roku. Za każdym razem silniejsze. Bo, jak same mówią, siła jest kobietą.

Wyniki: TUTAJ

KM


Diamentowa Liga: Kszczot z SB, Cichocka z problemami

$
0
0

W weekend Diamentowa Liga zawitała na słynny stadion Hayward Field w amerykańskim Eugene. Mityng Prefontaine Classic tradycyjnie był prawdziwym świętem biegów. Na starcie nie zabrakło Polaków.

Dwudniowa impreza rozpoczęła się w piątek, czyli w sobotę nad ranem czasu polskiego. Najważniejszym wydarzeniem dnia był bieg na 2 mile. Na dystansie tym legendarny Steve Prefontaine ustanawiał rekord USA. Tym razem najlepszy okazał się Etiopczyk Selemon Barega z rezultatem 8:20.01, tuż za nim finiszował Amerykanin Paul Chelimo.

Chwilę wcześniej odbył się bieg na 800 m z udziałem Adama Kszczota. Polak zajął szóste miejsce z wynikiem 1:46.64, co jest jego najlepszym wynikiem w sezonie (SB). Wygrał Kenijczyk Emmanuel Kipkurui Korir z rezultatem 1:45.16.

Końcówka biegu była bardzo emocjonująca. Przed ostatnim wirażem Botswańczyk Nigel Amos podciął niechcący Kenijczyka. Ten jednak ustał niczym wytrawny skoczek. Nie było czasu na analizy. Na ostatniej prostej wrzucił najwyższy bieg i przegonił rywala. Dodajmy, że oba biegi rozgrywane były poza punktacją Diamentowej Ligi.

Dania główne serwowane były dzień później. W biegu na 1500 m sezon rozpoczęła Angelika Cichocka. Polka zajęła 14. miejsce z wynikiem 4:11.50. Wygrała Amerykanka Shelby Houlihan, ustanawiając rekord życiowy 3:59.06. Cztery zawodniczki złamały granicę 4 minut.

Dodajmy, że polska Mistrzyni Europy miała problemy z dotarciem do Eugene. Wszystko z powodu opóźnienia samolotu. Co więcej, biegaczka zmaga się też z urazem kolana. Pozostaje mieć nadzieję, że suma pecha na ten sezon została już wyczerpana.

W biegu na 800 m kobiet pewnie wygrała pewnie Caster Semanya, która uzyskała wynik 1:55.92, co jest jej najlepszym wynikiem w sezonie i rekordem mityngu. Druga była Amerykanka Ajee Wilson z rezultatem 1:56.86.

W zmaganiach na 5000 m kobiet aż cztery zawodniczki złamały 15 minut. Wygrała Etiopka Genzebe Dibaba z wynikiem 14:26.89. Jest to najlepszy wynik na światowych listach w tym roku. Najlepsza Europejka, naturalizowana Szwedka Meraf Bahta była siódma z wynikiem 15:10.20.

Na zakończenie dwudniowej imprezy rozegrano jeden z najsłynniejszych biegów na mile na świecie - Bowerman Mile. Wygrał Kenijczyk Timothy Cheruiyot, który uzyskał wynik 3:49.87. Tuż za podium znalazł się młody Norweg Jakob Ingebrigtsen, który z czasem 3:52.28 nie tylko ustanowił rekord życiowy, ale też pobił rekord świata w kategorii do lat 18. Poprzedni najlepszy wynik należał do Kenijczyka Isaaca Kiprono Songoka– 3:54.56.

W pozostałych konkurencjach: w skoku o tyczce Piotr Lisek był trzeci (5.71 m), a Paweł Wojciechowski czwarty (5.56 m). Natomiast Michał Haratyk zajął drugie miejsce w pchnięciu kulą z wynikiem 21.97, czym poprawił rekord Polski na otwartym stadionie. Absolutny rekord kraju należy do Konrada Bukowieckiego i wynosi 22 m, osiągnięty został w hali podczas Copernicus Cup.

Dodajmy, że Hayward Field przejdzie niebawem gruntowną modernizację. Celem organizatorów jest budowa najlepszego obieku lekkoatletycznego na świecie. 

[WIDEO] Hayward Field czeka spektakularna przebudowa

Kolejny mityng Diamentowej Ligi odbędzie się 31 maja w Rzymie na Stadionie Olimpijskim.

RZ


JBL Triathlon Sieraków: ponad 2000 uczestników na mecie!

$
0
0

Sobota

Bartosz Banach i Ewelina Pisarek zdecydowanie wygrali rywalizację na dystansie 1/2 IM podczas JBL Triathlon Sieraków. Sobotnie zawody w „Krainie 100 jezior” już po raz siódmy oficjalnie otworzyły sezon triathlonowy w Polsce.

Sobota na JBL Triathlon Sieraków upłynęła pod znakiem rywalizacji na dystansie 1/2 IM. Zawodnicy mieli do pokonania 1900 m w Jeziorze Jaroszewskim, 90 km trasy kolarskiej oraz półmaraton. Triathloniści oprócz walki z długim dystansem musieli również zmierzyć się z upalną aurą, która tego dnia opanowała Wielkopolskę.

W tej wymagającej rywalizacji bezkonkurencyjny okazał się Bartosz Banach, który zwyciężył z bardzo dobrym czasem 3 godzin 59 minut i 22 sekund.

Na drugim miejscu uplasował się Tomasz Spaleniak (4:03:08), a podium uzupełnił Michał Rajca (4:03:59).

- Start w Sierakowie to dla mnie już pewnego rodzaju tradycja – mówi zwycięzca Bartosz Banach. – To właśnie tutaj w 2015 roku rozpocząłem swoją przygodę z triathlonem i zakochałem się w tym sporcie. W ciągu kilku lat udało mi się zrobić naprawdę spory postęp i dzisiejsze zwycięstwo jest tego efektem – dodaje Banach.

Wśród kobiet najlepsza okazała się Ewelina Pisarek z czasem 4:36:04. Natomiast na kolejnych pozycjach uplasowały się kolejno Agata Sobielga (4:57:45) oraz Aleksandra Sosnowska (4:57:57).

Mimo zdecydowanej wygranej Ewelina Pisarek mówi, że wyścig nie był wcale taki łatwy. – Jestem w mocnym cyklu treningowym i w dzisiejszych zawodach brakowało mi jeszcze świeżości. Odczułam to szczególnie na rowerze, na którym było kilka gorszych momentów, ale udało się je przetrwać. Najważniejsze, że dzisiaj wygrałam i wywiozę z Sierakowa dobre wspomnienia.

W sobotniej rywalizacji wystartowało niemal 500 triathlonistów. Natomiast w niedzielę na dwóch dystansach (1/4 i 1/8) wystartuje ponad 1500 zawodników. – Drugi dzień zawodów to będzie zdecydowanie najszybsza i najbardziej efektowna rywalizacja. Gwarantujemy, że każdy kibic, który zjawi się na terenie TKKF Sieraków z pewnością nie będzie narzekał na brak sportowych emocji – mówi Wojciech Kruczyński, organizator JBL Triathlon Sieraków.


Niedziela

Niedzielna rywalizacja zakończyła dwudniowe zmagania triathlonistów. Na dystansie 1/4 IM najlepsi okazali się Joanna Sołtysiak i Robert Czysz. Natomiast na 1/8 IM bezkonkurencyjni byli Sylwester Swat oraz Agnieszka Gadomska. W zawodach łącznie wystartowało niemal 2000 zawodników.

Niedziela podobnie jak sobota przywitała „ludzi z żelaza” upalną aura, która solidnie sprawdziła zawodników u progu triathlonowego sezonu. Drugiego dnia JBL Triathlon Sieraków najwięcej, bo ponad 1000 osób, wystartowało na dystansie 1/4 IM. Triathloniści w tej rywalizacji musieli przepłynąć 950 m w Jeziorze Jaroszewskim, przejechać 45 km malowniczej trasy kolarskiej, a swój start zakończyli biegiem na dystansie 10,5 km.

Na popularnej „ćwiartce” najlepsi okazali się zawodnicy KM Sport Pro Team – Joanna Sołtysiak oraz Robert Czysz. Jednak emocji, szczególnie wśród mężczyzn, nie brakowało. Aż do etapu biegowego różnice pomiędzy najlepszymi zawodnikami PRO były naprawdę niewielkie. Najlepiej świadczy o tym fakt, że różnica czasu w czołowej trójce po pływaniu nie przekroczyła 6 sekund, a jeszcze „ciaśniej” wyglądało to po zakończeniu trasy kolarskiej. Po zejściu z roweru Bartosz Banach miał zaledwie sekundę przewagi nad Robertem Czyszem. Jednak reprezentant KM Sport Pro Team szybko przyspieszył i zdecydowanie odskoczył od słabnącego rywala. Ostatecznie Robert Czysz zwyciężył z czasem 1:59:13. Na drugim miejscu uplasował się Krzysztof Hadas (2:01:15), a trzeci był Kasper Tochowicz (2:03:09).

Zwycięzca JBL Triathlon Sieraków na dystansie 1/4 IM, Robert Czysz, podkreśla, że pogoda miała znaczący wpływ na zawody. – Muszę przyznać, że przy dzisiejszej aurze to każdy uczestnik, który ukończył zawody może być z siebie dumny. Było bardzo gorąco i przeszkadzało to szczególnie na wymagającej trasie biegowej. Jednak muszę też dodać, że organizatorzy zrobili wszystko, aby pomóc zawodnikom. Paczki lodu oraz fontanny wody dawały nam wszystkim bardzo dużo ulgi – mówi Czysz.

Mniej emocji było wśród kobiet. Zdecydowaną faworytką była Joanna Sołtysiak i reprezentantka KM Sport Pro Team nie zawiodła oczekiwań. Triathlonistka z Koła zwyciężyła z czasem 2 godziny 11 minut i 11 sekund. Niemal 9 minut później na mecie pojawiła się Anna Peterek (2:20:01), a podium uzupełniła Natalia Bihun (2:23:27).

W porannych zawodach na dystansie 1/8 IM (475 m pływania/ 22,5 km roweru/ 5,25 km biegu) bezkonkurencyjni okazali się Agnieszka Gadomska oraz Sylwester Swat. Zawodnik z Przeźmierowa zwyciężył z czasem 1 godzina 2 minuty i 57 sekund. Drugie miejsce zajął Marcin Tomczak (1:03:41), a trzeci był Michał Lisieński (1:04:12).

- Nie było wcale tak łatwo jak mogłoby się wydawać. Co prawda ciągle prowadziłem, ale szczególnie na początku etapu kolarskiego czułem, że rywale mają ze mną kontakt. Ostatecznie udało się utrzymać przewagę i zwyciężyć. To naprawdę świetne uczucie – mówi Sylwester Swat, najlepszy sprinter JBL Triathlon Sieraków.

Jeszcze mniej „walki” było wśród kobiet. Od samego początku prowadziła Agnieszka Gadomska, a z każdą kolejną konkurencją tylko powiększała swoją przewagę. Zielonogórzanka ukończyła zawody z czasem 1 godzina 14 minut i 14 sekund. Za nią kolejno uplasowały się Wioleta Jarocka (1:19:28) i Agnieszka Zarzeczna (1:22:47).

- Przyznam się, że lekko obawiałam się tego startu. Niedawno wyleczyłam kontuzję nogi, która uniemożliwiała mi bieganie i w związku z tym nie wiedziałam czy poradzę sobie z wymagającą trasą biegową w Sierakowie. Jednak finalnie czułam się bardzo dobrze i wygrałam – komentuje Agnieszka Gadomska.

Niedzielne zmagania zakończyły JBL Triathlon Sieraków 2018. Na wszystkich dystansach wystartowało niemal 2000 zawodników, którzy oficjalnie otworzyli polski sezon triathlonowy. – Cieszymy się, że pasjonaci sportu z całej Polski już po raz siódmy przyjechali na JBL Triathlon Sieraków. Mam nadzieję, że każdy z zawodnik solidnie sprawdził swoją formę i naładował się pozytywną energią na dalszą część sezonu – mówi Wojciech Kruczyński, organizator JBL Triathlon Sieraków. – Oczywiście zapraszamy wszystkich na zawody w przyszłym roku. Już niedługo podamy wszystkie szczegóły dotyczące imprezy w 2019 roku – podsumował Kruczyński.

mat. pras.


U jak upał i Ukraina – 2. Kleszczowska Dziesiątka [ZDJĘCIA]

$
0
0

W podobnym żarze lejącym się z nieba, jak przed rokiem, rozegrana została w niedzielę 27 maja druga edycja Kleszczowskiej Dziesiątki. W miejscowości bardziej znanej z jesiennego biegu Kleszczów na 5, na którym ostatnio odbywają się MP kobiet na 5 km, jest to drugi atestowany bieg uliczny. Organizatorem obydwu imprez jest miejscowy klub LKS Omega. Wyjątkowo płaska trasa majowych zawodów sprzyjałaby biciu rekordów życiowych... no właśnie, gdyby nie upał.

Po licznie obsadzonych biegach dzieci w kilku kategoriach wiekowych, o 14:00 210 zawodników (poprawa frekwencji o połowę) wyruszyło spod stadionu Omegi na trasę biegu głównego, zmienioną w porównaniu z zeszłoroczną z powodu remontów ulic. Pod nieobecność poprzedniego utytułowanego zwycięzcy Artura Kozłowskiego, tym razem karty rozdali goście z Ukrainy, zajmując pięć z sześciu pierwszych miejsc w czołowych trójkach kobiet i mężczyn.

Najszybciej do mety dobiegł Rusłan Pecznikow (31:56) przed Dmytro Didowodiukiem (32:00) i Pawłem Wereckim (32:38). Pierwszy z Polaków, łodzianin Tomasz Osmulski, finiszował jako czwarty, ze stratą półtorej minuty do podium (33:57). Kolejne nagradzane przez organizatorów miejsca zajęli Łukasz Grajcar (34:26) i Tomasz Owczarek (34:54). Wśród pań najszybsze były również dwie Ukrainki: Walentyna Kiliarska (36:19, 8. miejsce open) i Olesja Didowodiuk (36:33), a podium dopełniła Karolina Pilarska z Lublińca (36:43). Pozostałe trzy premiowane miejsca przypadły Olenie Popowej z Ukrainy (37:22), Karolinie Iznerowicz (38:43) i kolejnej Ukraince Oksanie Jurczuk (40:03). Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– Bardzo fajnie mi się biegło, chociaż było gorąco – powiedziała nam zwyciężczyni. – Trasa prowadziła otwartymi przestrzeniami, gdzie słońce jeszcze mocniej przypiekało. Pierwszy raz jestem w Kleszczowie, ale miło by było wrócić za rok.

– Dostałam zaproszenie od organizatora trzy dni przed biegiem i prawie do końca nie wiedziałam, czy przyjadę – przyznała najszybsza z Polek. – Przygotowuję się teraz do MP na 5000 m w połowie lipca, więc w ostatnich dniach miałam jeszcze mocne treningi. Pogoda po prostu masakryczna, zupełna patelnia. Zaplanowałam trochę mocniej pobiegać, a tutaj trasa jest fajna i płaska, tylko pogoda nie na życiówki. No i jestem rok po urodzeniu dziecka, więc nie można jeszcze ode mnie wymagać spektakularnych wyników (śmiech). Dziś pierwsza zawodniczka od razu poszła mocno, biegłam na 2-3 miejscu, pozostałe dziewczyny się trochę woziły, później druga Ukrainka uciekła, ale się ciągle odwracała. Próbowałam ją dojść, ale zabrakło 10 sekund.

– Założenie było, żeby wygrać – szczerze stwierdził Tomasz Osmulski – ale nie wiedziałem, że przyjadą koledzy zza wschodniej granicy, którzy okażą się bezkonkurencyjni. Wczoraj biegałem w Łodzi na AZS 3000 m, więc trener mi powiedział, że nie ma być mocnego ścigania, tylko mam przebiec to rekreacyjnie. Ukraińcy byli dużo mocniejsi, więc odpuściłem po 3 km i już biegłem luźno. Bawiłem się tym biegiem, przed metą przybijałem piątki z kibicami, i o to chodziło. Przebiegłem 10 km w przyzwoitym czasie jak na trening w drugim zakresie. W tym tempie nawet upał mi specjalnie nie zaszkodził. Kiedyś miałem z tym duży problem, jak za mocno grzało to mnie ścinało, a teraz okulary i czapka pomagają (śmiech). Wszystko było pod kontrolą, za tydzień kolejne zawody w Łodzi na 1500 m, cel jest złamać 4 minuty, a jeszcze później piątka, może nawet na życiówkę – zakończył czołowy łódzki średnio- i długodystansowiec.

– Innym zawodnikiem z czołówki, który okazał się dość odporny na upał, był dwunasty na mecie Piotr Burdka z Brzezin. Słoneczko troszkę mnie zgrzało, ale w sumie wyszło zgodnie z planem, czyli nieco ponad 37 minut – powiedział. – Wystarczyło to na drugie miejsce w kategorii wiekowej. Od początku biegłem w okolicach tego miejsca, na którym skończyłem. Wziąłem pod uwagę warunki, dobrze rozłożyłem siły i zostało trochę energii na finisz.

Większości biegaczy jednak pogoda mocno utrudniła zadanie. – Wczoraj w Łodzi było zdecydowanie łatwiej, mimo trudniejszego profilu trasy – stwierdził Tomasz Owczarek, wczoraj dziewiąty na Biegu Piotrkowską, dziś szósty w Kleszczowie. – Tutaj miałem czas o ponad dwie minuty gorszy, z jednej strony upał, a z drugiej nałożyło się wczorajsze zmęczenie.

– Plan był na 44 minuty, ale wyszło prawie 47 – opowiadał Karol Grosfeld – no nic, będzie próba w kolejnym biegu. Pierwszy kilometr pobiegłem zdecydowanie zbyt ambitnie, w 4:04. Nie trzeba było długo czekać, aż słońce mnie przetrzebi. Tu jest płasko, świetna trasa na życiówki, tylko trochę za ciepło. Teraz jednak trzeba się skupić na kolejnym celu, czyli Biegu Rzeźnika.

– Miała być życiówka, ale pogoda pokrzyżowała plany – przyznał Robert „Badyl” Sobczak, który osiągnął podobny czas, jak przed rokiem, około 37 i pół minuty. Było za gorąco. Półtorej minuty zabrakło. Już na starcie czułem, że w 30 stopniach chyba nic z tego nie będzie. Siły na finisz jednak zostały. Zawsze tak mam, że jak na ostatniej prostej widzę zawodnika przed sobą, to myślę, że może jest w mojej kategorii i trzeba jeszcze o coś powalczyć. No i wpadło trzecie miejsce w kategorii i jeszcze jeden puchar do kolekcji. Trasa, choć zmieniona, była tak samo łatwa jak w zeszłym roku, ale niestety jest tak samo gorąco.

Czy za rok na Kleszczowskiej Dziesiątce biegacze znów zostaną ugotowani na twardo, czy jednak aura okaże się łaskawsza? Przyjedziemy, zobaczymy, a może sami pobiegniemy.

KW


Zacięty Ultramaratonu Rykowisko

$
0
0

W sobotę 26 maja w Gorzewie k. Gostynina odbył się 4. Ultramaraton Rykowisko. Uczestnicy wybierali spośród trzech dystansów - 35, 70 i 105 km - pokonując jedną, dwie lub trzy 35-kilometrowe pętle, położone malowniczo na Pojezierzu Gostynińskim.

Co ciekawe baza biegu, start i meta były usytuowane Stanicy Harcerskiej Chorągwi Mazowieckiej w Gorzewie, a organizatorzy wszystkim chętnym zapewniali nocleg w rozbitych na terenie ośrodka namiotach wojskowych. Niewątpliwie sprzyja to integracji zawodników, wymianie doświadczeń i poznawanie innych pasjonatów biegania w terenie.

Start mojego biegu - 105 km - przypadł na godz. 4:00. Siedemdziesiątka startował o 8:00 a najkrótszy dystans - o 11:00. Na starcie do najdłuższego dystansu stanęło 25 zawodników i zawodniczek, zmagania z dwoma pętlami rozpoczęło 51 osób, a z jednym okrążeniem trasy zmierzyło się 202 biegaczy i biegaczek.

Trasa w bardzo niewielkim stopniu prowadziła drogami asfaltowymi. Przytłaczająca większość były to leśne ścieżki i z rzadka drogi lub ścieżki szutrowe. Większość trudności technicznych znajdowała się w drugiej połowie dystansu włącznie ze stromym piaszczystym wzniesieniem, zwalonymi pniami i mokradłami które można było przekroczyć po kładce, położonych kłodach lub zwalonym drzewie.

Na ostatnich 5 km można było natknąć się na sporą ilość błota, które jednak przy odrobinie uwagi można było przekroczyć prawie suchą stopą. Z kolei na ostatnim kilometrze na śmiałków czekał dość stromy, piaszczysty zbieg.

Pogoda podczas biegu nie rozpieszczała zawodników. Było słonecznie gorąco i parno szczególnie w miejscach bardziej wilgotnych. Na trasie znajdowały się trzy punkty z napojami i przekąskami dla biegaczy na 8, 21 i 35 kilometrze.

Rywalizacja na dystansie 105 km była zacięta. Od startu mocno ruszyli Piotr Jóźwiak i Dominik Milewski zostawiając nieco z tyłu Dawida Kalinowskiego (autor tej relacji i ambasador Festiwalu Biegów). Pomiędzy 21 a 35 km zaczęły się kłopoty Dominika Milewskiego, którego wyprzedził Dawid Kalinowski.

Do 86 kilometra pierwsze trzy miejsca zajmowali Piotr Jóźwiak, Dawid Kalinowski i Maciek Milewski, który właśnie w tych okolicach wyprzedził Ambasadora Festiwalu Biegów. W takiej kolejności ukończyli zmagania.

Warto dodać, że do ostatnich metrów o podium walczył Marcin Stańczak, któremu zabrakło 42 sekund.

Wśród pań na starcie stanęły trzy zawodniczki, z czego jednej nie udało się ukończyć wyścigu. Zwyciężyła Ewelina Świątek, a na drugim miejscu uplasowała się Bernadeta Śnieżyńska.

Wyniki poszczególnych biegów przedstawiały się następująco:

105 km:
 
Kobiety
1. Ewelina Świątek - 13:19:51
2. Bernadeta Śnieżyńska - 14:57:11
 
Mężczyźni
1. Piotr Jóźwiak - 9:49:38
2. Maciek Milewski - 10:15:01
3. Dawid Kalinowski - 10:34:27
 
 
70 km:
 
Kobiety
1. Ola Peisert - 8:15:45
2. Katarzyna Krzeszewska - 8:33:00
3. Beata Tymińska - 8:50:23
 
Mężczyźni
1. Bartłomiej Kubiak - 7:02:49
2. Zbigniew Królikowski - 7:04:05
3. Konrad Wysokinski - 7:13:32
 
 
35 km:
 
Kobiety
1. Monika Dryja - 3:20:50
2. Monika Fogt-Klockowska - 3:28:02
3. Katarzyna Brózda - 3:33:11
 
Mężczyźni
1. Grzegorz Wartałowicz - 2:45:06
2. Mariusz Bartkowski - 2:45:11
3. Przemysław Adamczyk - 2:49:45 
 

Pełne wyniki: TUTAJ

Dawid Kalinowski, Ambasador Festiwalu Biegów

Fot. Zenon Kejn


Viewing all 13088 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>