Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13088 articles
Browse latest View live

Studniówka Festiwalu Biegowego! Jeszcze tylko 28 godzin niskich opłat startowych!

$
0
0

Krynickie święto biegów i biegaczy za 100 dni. Po pakiety startowe zgłosiło się już ponad 6450 osób! Dziękujemy za zaufanie i czekamy na tych (jeszcze) niezdecydowanych!

Program sportowy tegorocznej imprezy to ponad 30 konkurencji biegowych i nordic walking, rozgrywanych w górach Beskidu Sądeckiego oraz na ulicach Krynicy Zdroju, Muszyny, Tylicza, Rytra, Piwnicznej-Zdroju. Łączna długość tras przekracza 300 km.

Do zabawy i rywalizacji zapraszamy dzieci, amatorów, profesjonalnych amatorów i zawodowców. Dla tych pierwszych mamy Biegi Deptaka z dystansami 300 i 600 m. Otrzymaliśmy już blisko 200 zgłoszeń od opiekunów dzieci.

Największym zainteresowaniem tradycyjnie cieszy sięŻyciowa Dziesiątka - najszybszy bieg na 10 km w Polsce. Z Krynicy do Muszyny chce pobiec już blisko 1500 osób! Wg naszych informacji start zaplanowało już wielu znakomitych polskich biegaczy i biegaczek, co ma związek m.in. z wysoką nagrodą finansową dla nowego polskiego rekordzisty trasy - 10 000 zł.

Życiowa Dziesiątka 2018 – nawet 15 000 zł dla polskiego rekordzisty! Kategorie wiekowe i nagrody finansowe co 5 lat!

Festiwalowy Konspol Półmaraton wybrało już blisko 600 osób, Koral Maraton - blisko 200. Oba biegi nocne, na 5 i 7 km, to już ponad 600 zgłoszeń.

Ulicznicy na start! Festiwalowy Konspol Półmaraton dwukrotnie zwiększa pulę nagród! Drużynówka i Krynicki Dyptyk w suplemencie!

Koral Maraton ponownie w randze MP Masters! Wymagający, ale jaka satysfakcja!

Rekordową frekwencję notują festiwalowe biegi górskie! W 100-kilometrowym Biegu 7 Dolin chce pobiec już blisko 850 osób. Do Drużynowego Biegu 7 Dolin 100 km,nowej konkurencji w programie Festiwalu, zapisało się już ponad 30 zespołów. Wśród zgłoszeń mamy wielu biegaczy z zagranicy. Kuszą przede wszystkim nagrody. Łączna pula to ponad 220 000 zł – poziom zaiste światowy!

40 000 zł za REKORD Biegu 7 Dolin 100 km!

Towarzyszące dystanse 64 km (ze startem w Rytrze) i 34 km (start w Piwnicznej-Zdroju) to ponad 1600 zgłoszeń! Runek Run 22 km - rozgrywany po raz pierwszy w niedzielę - to ponad 600 chętnych.

Nowa trasa, nowy termin, jeszcze wyższe nagrody. RUNEK RUN 2018 - górski półmaraton w Krynicy!

Bieg na Jaworzynę (2,6 km pionowej ściany do pokonania) to już ponad 150 zgłoszeń.

Bieg Na Jaworzynę nie do zlekceważenia

Z kolei na linii startu najtrudniejszej konkurencji Festiwalu BIegowego - BRUBECK IRON RUN - chce stanąć 119 biegaczy! 

BRUBECK IRON RUN na Festiwalu Biegowym!

Zapisy na 9. Festiwal Biegowy trwają - nie ma limitu czy losowania uczestników, do festiwalowych biegów można się zapisywać nawet w dniu startu, na pół godziny przed rozpoczęciem danej konkurencji. Ale... tylko do 31 maja obowiązuje niższe wpisowe (drugi próg opłat) - warto więc zapisać się i opłacić start w tym terminie!

Niższe opłaty dotyczą także osób już zapisanych na Festiwal, które jednak nie dokonały płatności za pakiet startowy. Szczegóły swojego zgłoszenia można sprawdzić w Profilu Uczestnika, dokonać ew. korekty w wybranych startach i wnieść opłatę startową. Polecamy system DOT PAY, który w szybki i bezkosztowy sposób umożliwia dokończenie formalności startowych.

Opłatę startową można też wnieść przelewem, na konto Fundacji „Festiwal Biegów” (Solec 85, 00-382 Warszawa): nr. konta: PKO BP SA, 28 1020 1097 0000 7902 0245 8578. Przypominamy, że tylko opłacone zgłoszenie (decyduje DATA I GODZINA dokonania płatności) gwarantuje najniższą opłatę startową oraz otrzymanie pakietu startowego 9. Festiwalu Biegowego..

„Zapisany ale nieopłacony”. Tak dokończysz rejestrację na Krynicę

Zaoszczędzone pieniądze warto spożytkować na doposażenie pakietu startowego - to Ty decydujesz czy i ew. którą z festiwalowych pamiątek (m.in. koszulka techniczna, maskotka Rysia Berdysia) obok niezapomnianych wspomnień chcesz przywieźć do domu z Krynicy.

9. Festiwal Biegowy Forum Ekonomicznego odbędzie się w dniach 7-9 września. Do zobaczenia w Krynicy-Zdroju!

  • Program sportowy imprezy: TUTAJ
  • Regulamin: TUTAJ
  • Rejestracja: TUTAJ
  • Profil Uczestnika Festiwalu Biegowego: TUTAJ

Fundacja „Festiwal Biegów”



Szczecin odlicza do maratonu

$
0
0

Weekend maratoński w naszych miastach już za kilka dni. W niedzielę 3 czerwca wystartuje 4. Sanprobi Maraton Szczeciński z Polic do Szczecina. W tym roku udział weźmie około 550 biegaczy, którzy zmierzą się nie tylko z dystansem 42 km i 195 m ale również z niełatwą trasą i prawdopodobnie ciężkimi warunkami pogodowymi.

Fala upałów raczej utrzyma się do niedzieli, dlatego szczególna prośba do kibiców o pomoc na trasie. Pomóżcie maratończykom w trudach biegu, uruchomcie węże ogrodowe, zraszacze na swoich posesjach wzdłuż trasy, na pewno spotka się to z entuzjazmem i wdzięcznością uczestników. Tych, którzy nie mają możliwości na taką pomoc zapraszamy po prostu do kibicowania na trasie, zwłaszcza na ciężkich jej fragmentach (ostre podbiegi na ulicach Rugiańskiej i Unii Lubelskiej).

O szczególną wyrozumiałość prosimy rowerzystów na trasie z Polic przez Trzeszczyn i Pilchowo do Szczecina oraz na ulicy Przyjaciół Żołnierza. W tych miejscach trasa maratonu wytyczona została po ścieżkach rowerowych, stąd ogromny apel o ostrożność w korzystaniu z nich w godzinach 8.00 – 14.00.

Na weekend maratoński składają się również imprezy towarzyszące. W sobotę w Netto Arenie, oprócz odbioru pakietów startowych (hol główny w godz. 10.00 - 12.00) odbędzie się bieg rodzinny oraz nordic walking FUN RUN na 5 km (godz. 16.00).

W niedziele natomiast w czasie, kiedy maratończycy będą już na trasie odbędą się III Międzynarodowe Wyścigi Wózków w chodzie Buggygym (godz. 12.00) oraz bieg dla najmłodszych na dystansie 195 metrów KIDS FUN RUN (godz. 13.00). Swój sprzęt wojskowy pod Netto Areną zaprezentują także żołnierze 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie.

Zapraszamy wszystkich do udziału w naszym święcie biegania - 4. Sanprobi Maraton Szczeciński!!

Trasa oraz pozostałe szczegóły na naszej stronie: www.maratonszczeciński.pl

źródło: Organizator


8. Bieg Fabrykanta: Dzieci na start

$
0
0

Biegi Małego Fabrykanta od samego początku towarzyszą imprezie dodając jej wiele pozytywnych emocji. W tym roku po raz drugi organizatorzy przygotowali pięć kategorii wiekowych. Zapisy do biegów dzieci startują 1 czerwca o godzinie 18:00. Start - 25 sierpnia.

W każdej z pięciu kategorii wiekowych będzie obowiązywał limit 40 zawodników. Na mecie Biegów Małego Fabrykanta na wszystkich uczestników czekać będą okazałe medale, pakiety „metowe”, a do weryfikacji kolejności zawodników na mecie posłuży elektroniczny pomiar czasu. Start i meta wyznaczone zostaną na terenie Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej przy ul. Tymienieckiego 22/24.

Organizatorem Biegów Małego Fabrykanta jest KS Alaska, Stowarzyszenie Bądź Aktywny oraz firma inesSport. Szczegółowe informacje dotyczące 8. Biegu Fabrykanta, w tym zapisy na bieg główny, dostępne są na stronie www.biegfabrykanta.pl oraz na profilu imprezy na Facebook’u.

8. Bieg Fabrykanta w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

Źródło: Organizator


Atrakcje Krynicy - zabierzcie rodziny na Festiwal!

$
0
0

Na jeden weekend w roku Krynica Zdrój zamienia się w stolicę polskiego biegania. Biegają dzieci, przebierańcy, kibice i początkujący joggerzy. Biegają też wyczynowcy, doświadczeni maratończycy i miłośnicy gór. Jednak rodziny i bliscy biegaczy niekoniecznie sami muszą biegać. Jeśli zabierzecie ich do Krynicy, znajdą tam znacznie więcej atrakcji niż kibicowanie biegaczom. Sprawdziliśmy, co mogą robić osoby niebiegające, gdy wy będziecie poprawiać swoje życiówki.

Na pierwszym miejscu wśród miejskich atrakcji, turyści polecają sobie Jaworzynę Krynicką. To idealne miejsce do uprawiania sportów zimowych, ale we wrześniu, podobnie jak Deptak jest opanowane przez biegaczy.

Od biegania można za to odpocząć w Muzeum Zabawek (ul. Marszalka Józefa Piłsudskiego 2). „W zbiorach muzeum znajdują się m.in. teatrzyki domowe, wystawa LEGO, zabawki pochodzące z filmów, lalki wraz z akcesoriami, zabawki blaszane, militaria chłopięce, klocki, zwierzątka, zabawki optyczne oraz samograje. Jedną z atrakcji Muzeum Zabawek w Krynicy jest w pełni wyposażona mini klasa szkolna sprzed 50 lat” - czytamy na stronie muzeum, które spodoba się i dzieciom i dorosłym.

Dzieci docenią również wizytę w Parku Linowymw Czarnym Potoku, gdzie czeka 8 tras o różnym stopniu trudności. Drugi park czeka na Górze Parkowej, która sama w sobie stanowi częsty cel rodzinnych wycieczek. Z tych atrakcji, dzięki trasom opartym na siatkach, mogą korzystać nawet maluchy. Przy okazji wizyty na Górze Parkowej warto również odwiedzić Rajskie Ślizgawki, czyli rurowe zjeżdżalnie o 12-metrowej różnicy wysokości.

Przeżyć artystycznych dostarczy Muzeum Nikifora (Bulwary Dietla 19), gdzie zgromadzono kolorowe prace jednego z najbardziej znanych malarzy intuicyjnych. „Są tu obrazy Nikifora pochodzące z wszystkich okresów jego twórczości; zarówno akwarele, gwasze, jak i rysunki prezentujące różnoraką, charakterystyczną dla twórczości artysty tematykę: pejzaże z cerkwiami i kościołami, architekturę krynicką, wnętrza, dworce, urzędy, "fabryki dolarów", portrety” - opisuje strona obiektu, w którym oprócz obrazów można zobaczyć również jego warsztat pracy.

Ciekawą propozycją dla całej rodziny jest Escape Room (ul. Halna 2). „Gracz zostaje wrzucony w wir wydarzeń i sam musi rozwikłać zagadki, by wydostać się z pokoju. Zagadki to tylko cześć tego, co może Was tam spotkać, gdyż scenarzyści pokoi wymyślili całe mnóstwo tajemnic i łamigłówek oraz gier zręcznościowych do rozwiązania, ale najsilniejszym bodźcem będzie nieubłaganie uciekający czas! Co się stanie kiedy zegar pokaże 00:00:00?”- zachęcają organizatorzy wirtualnej gry, przeniesionej do rzeczywistości. Do wyboru są trzy pokoje z grami o różnej tematyce.”

Z kolei w Muszynie na chętnych czekają przeżycia o charakterze religijno- duchowym czyli Muszyńskie Ogrody Biblijne (Kościelna 62). „Ufamy, że będą One dla wierzących zachętą do czytania Biblii oraz medytacji o Bogu Stwórcy i Ojcu; dla wierzących inaczej, miejscem spotkania i dialogu religijnego; zaś dla niewierzących okazją do spotkania w przyrodzie i słowie z miłującym nade wszystko Bytem Nadprzyrodzonym, a może i „Gwiazdą Betlejemską” - napisali twórcy tego nietypowego miejsca. Na miejscu oprócz strawy duchowej, powstała również kawiarenka, grill i sklep z pamiątkami. To z myślą o bardziej przyziemnych potrzebach.

Atrakcje botaniczno- wypoczynkowe oferują również Ogrody Sensoryczne (Park zdrojowy "Zapopradzie", Al. Zdrojowa, Muszyna). Znajduje się w nich 7 stref. W ogrodzie smaku można spróbować owoców, w strefie zapachowej dobrano wyjątkowo wonne rośliny, w strefie dźwiękowej słychać ptaki i wodę. Każdy znajdzie w tych ogrodach coś dla siebie!

IB


Bieg dla Słonia przebiegnie przez Stadion Śląski!

$
0
0

Bieg dla Słonia to swoisty fenomen – organizowany tuż przed weekendem pełnym innych biegów, bez pakietu startowego, klasyfikacji i pomiaru czasu… przyciąga tłumy. Ci, którzy nie mogą dotrzeć na Śląsk, organizują kolejne biegi w swoich miastach. Bo tutaj liczy się idea, czyli pamięć o Arturze Hajzerze. W tym roku bieg będzie miał wyjątkową trasę – jego uczestnicy przebiegną główną areną Stadionu Śląskiego.

Artur Hajzer, himalaista, twórca programu Polski Himalaizm Zimowy, zdobywca siedmiu ośmiotysięczników, zginął w 2013 roku podczas zejścia z Gaszerbrum I. Już miesiąc później jego przyjaciele zorganizowali przy Stadionie Śląskim Bieg dla Słonia na około siedmiokilometrowej trasie. Bieg odbywa się nocą a jego uczestnicy muszą posiadać własne oświetlenie. Siedem kilometrów symbolizuje siedem ośmiotysięczników, na które wszedł Hajzer. A dlaczego Słoń? Przyjaciele tłumaczą, że to przydomek nawiązujący do jego niezwykłej wytrzymałości. Kiedy inni się poddawali, on po prostu szedł dalej.

W tym roku pamięć Słonia będzie można uczcić już szósty raz. Bieg wystartuje 22 czerwca o godz. 22:00. Trasa poprowadzi przez główną arenę Stadionu Śląskiego. –Wyobrażacie sobie ten widok? Morze światła wlewające się do Stadionu i wypływające z niego? – organizatorzy nie kryją emocji. – W tym miejscu należą się ogromne podziękowania dla władz i pracowników Stadionu Śląskiego. Nie tylko za fakt udostępnienia dla BdS-u głównej areny. Raczej za pięć lat świetnej współpracy, która przekłada się na to, że co roku możemy pobiec dla Słonia.

Dodatkowa atrakcja spowoduje nieznaczne wydłużenie trasy – nowa mierzy trochę ponad 7 km. W związku z tym wydłużono o 15 minut limit czasu na jej pokonanie. Bieg zostanie zamknięty o 23:15, kiedy to rozpocznie się losowanie upominków od sponsorów.

Zapisy będą prowadzone w dniu biegu od godz. 20:00 na boisku treningowym Stadionu Śląskiego. Udział w imprezie jest bezpłatny, organizatorzy proszą wszystkich o zabranie na trasę czołówek lub latarek. Jak co roku, na mecie będą czekały ręcznie wykonane medale.

Więcej informacji: www.biegdlaslonia.pl i w KALENDARZU IMPREZ.

KM


Maratony na świecie: Ston – maraton po „europejskim Murze Chińskim”

$
0
0

Ston to niewielkie miasteczko w Chorwacji, dokładniej na Półwyspie Pelješac na dalmatyńskim wybrzeżu w południowej części kraju. Nie jest w Polsce zbyt popularnym kierunkiem turystycznym. Niesłusznie.

Poza pięknym otoczeniem i bliskością Adriatyku, Ston może się pochwalić wyjątkową atrakcją w postaci mierzącego prawie kilometr kamiennego muru, nazywanego „europejskim Murem Chińskim”. To pozostałość dawnych fortyfikacji miejskich, które pierwotnie ciągnęły się przez 5,5 km. Przez lata rozebrano większość z nich, by pozyskać budulec. Do dzisiaj pozostało 890 metrów, które można zwiedzić… albo przebiec. Prowadzi przez nie końcówka trasy maratonu rozgrywanego w mieście we wrześniu. Nie jest łatwo, ale widoki wynagradzają każdy wysiłek.

TERMIN

Ston Wall Marathon odbędzie się 23.09.2018 o godz. 7:30.

POGODA

Średnia temperatura września to prawie 20 stopni Celsjusza.

TRASA

Jest poprowadzona jako jedna pętla, jednak z kilkoma agrafkami. Start znajduje się w miasteczku Ston, skąd zawodnicy ruszają na południe, przez Broce, do Prziny, gdzie następuje nawrót (ok. 12,5 km). Trasa wiedzie na północ, przez miejscowość Cesvinica, do Duby Stonskiej (35 km trasy) a stamtąd przez Hodilje do miejscowości Mali Ston. Tam zaczyna się główna atrakcja, czyli tytułowy mur, którym zawodnicy muszą przebiec kilometr przed metą ulokowaną na rynku miasteczka Ston.

Większa część trasy wiedzie po asfalcie, ale są też dwa kilkukilometrowe odcinki nieutwardzonych ścieżek. Posiada certyfikat AIMS.

Na trasie maratonu znajdzie się dwanaście punktów odżywczych z wodą, izotonikami, bananami, cytrynami i cukrem. Ciekawostką jest fakt, że organizatorzy nie ustalili limitu czasu na pokonanie trasy. Zapewniają, że poczekają na mecie na wszystkich, także tych najwolniejszych.

IMPREZY TOWARZYSZĄCE

Biegi Stone 15 km oraz Rocky 4 km; pasta party w sobotę przed biegiem.

ZAPISY

Dostępne na TEJ stronie. Do końca lipca opłata startowa wynosi 39 euro, później wzrośnie do 42. W tej cenie otrzymamy numer startowy, pomiar czasu, koszulkę techniczną, plecaczek, sól z miejscowej kopali oraz… butelkę lokalnego wina.

WYMAGANE DOKUMENTY

Paszport lub dowód osobisty.

WYJAZD

Do Chorwacji można dojechać własnym samochodem, wymaga to jednak dodatkowego dnia na podróż. Najbliżej miejscowości Ston znajduje się lotnisko w Dubrowniku, które nie jest obsługiwane przez tanie linie lotnicze. Bezpośrednie połączenia z Warszawy oferuje lot, ale na taką podróż trzeba przeznaczyć ponad 1000 zł. Tanimi liniami można polecieć do Splitu (bezpośrednio lub z przesiadką) i dalej podróżować wynajętym samochodem.

KOSZTY POBYTU

Ceny noclegów w samym miasteczku zaczynają się od 150 zł za dwuosobowy pokój. Jeśli zdecydujemy się na wynajęcie samochodu, można poszukać noclegu gdzieś dalej, nawet w Dubrowniku. Dojazd zajmie nie więcej niż godzinę.

Chorwacja jest krajem nastawionym na turystów, stąd ceny są wyższe niż w Polsce. Nie jest jednak bardzo drogo. Za produkty spożywcze zapłacimy nieznacznie więcej niż w ojczyźnie, np. za bochenek chleba 4-5 zł, za litr mleka 3 zł. Posiłek w małej knajpce zjemy za 20 zł, jeśli wybierzemy większy lokal zapłacimy do 40 zł.

INNE BIEGI

W ramach Ston Wall Marathon odbywają się jeszcze biegi na dystansie 15 i 4 km. Inne ciekawe chorwackie maratony odbywają się w Zagrzebiu (www.zagreb-marathon.com/hr), Rijece (www.rijeka.run/en/home) oraz nad Jeziorami Plitwickimi (http://plitvicki-maraton.com/en/).

Strona imprezy: www.ston-wall-marathon.com

KM


Ultra upał, ultra trasa. Ultra pogrom, ultra mistrzowie... Bartosz Gorczyca i Magdalena Łączak mistrzami Polski w Ultra Skyrunningu!

$
0
0

Ultra upał, ultra trasa i ultra mistrzowie. Bartosz Gorczyca i Magdalena Łączak mistrzami Polski w Ultra Skyrunningu. Wygrali rozgrywany po raz pierwszy Bieg Rzeźnika Sky na bieszczadzkiej trasie długości 53 km, z 3280 m przewyższenia.

Niespodzianki zatem nie było, ale na trasie działo się wiele. Działo się także za metą, a losy medali w rywalizacji mężczyzn ważyły się do ostatniej chwili, do samej dekoracji najlepszych.

Ogłoszona kilka miesięcy temu przez organizatorów IV Festiwalu Biegu Rzeźnika informacja, że w ramach imprezy po raz pierwszy zorganizują Bieg Rzeźnika Sky, który na dodatek odbędzie się w randze mistrzostw Polski, wzbudziła na wielu twarzach uśmiechy politowania. Skyrunning w Bieszczadach? To jak organizować igrzyska zimowe w środku Afryki... A jednak. Wytyczona trasa przypominała zęby smoka, sześć solidnych, stromych podejść: dwa razy (z różnej strony) na Łopiennik, Hon i Osinę, Hyrlatą, Jasło i Małe Jasło. Z każdej z gór – równie stromy zbieg.

– Też byłam bardzo sceptyczna – przyznała na mecie Magdalena Łączak, zwyciężczyni biegu. - Nie bardzo wyobrażałam sobie skyrunning w Bieszczadach. To przeciez niezbyt wysokie góry. No i Bieszczady bardzo mnie zaskoczyły, nie przypuszczałam, że mogą być tak strome – mówiła ze śmiechem. – Pomyliliśmy się wszyscy wątpiący, to naprawdę jest dobra trasa skyrunningowa, wcale nie gorsza niż inne na świecie – oceniła Magda Łączak. – Dostaliśmy mocno w kość, łydki rozciągnęliśmy należycie na tej trasie. Była bardzo fajna i zróżnicowana, bardzo sucha, ale było też trochę błotka i potoków.

– Organizatorom udało się przygotować trasę zgodną z wytycznymi światowej organizacji skyrunningu, a profil Rzeźnika Sky przypomina trasę, na której w Szkocji odbędą się mistrzostwa świata – dodał Dominik Ząbczyński, wiceprezes Skyrunning Poland.

No i od początku się działo... Bardzo wymagająca trasa i panujący w Bieszczadach sakramencki upał dziesiątkowały biegaczy. Już na pierwszym punkcie, na 10 kilometrze, przy urokliwej grecko-katolickiej cerkwi w Łopiance, kilkanaście osób zeszło z trasy. Znów okazało się, jak ważna, zwłaszcza w takim skwarze, jest umiejętność odpowiedniego nawadniania. Niektórzy zabrali na trasę za mało picia, inni płyny mieli, lecz za mało pili. Pogoda nie wybaczała. Największy odsiew był jednak na drugim punkcie kontrolnym, w Żubraczem, po zbiegu z trzeciej góry. Choć ze względu na upał organizatorzy przedłużyli limity na punktach o godzinę, tuż przed półmetkiem, na 25 kilometrze, z kontynuowania biegu zrezygnowała setka (!) biegaczy. To ogromny odsetek, bo do zawodów przystąpiło 338 zawodników.

Na czele stawki od początku Bartosz Gorczyca i Robert Faron. Koledzy z Salco Garmin Teamu przez jakiś czas biegli razem lub przynajmniej blisko siebie. – Na początku trzeciego podejścia, na Hon, czyli około 20 kilometra, widziałem Roberta jeszcze 300 metrów za sobą. I wtedy się już oderwałem i biegłem samotnie. Czułem się dobrze, miałem rezerwę, wiedziałem, że utrzymam tempo do końca, a może nawet zdołam jeszcze przyspieszyć – opowiadał na mecie Bartosz Gorczyca. – Właśnie na podejściach szedłem bardzo mocno, bo zbiegałem tym razem wyjątkowo spokojnie i ostrożnie, niemal jak na treningach.

Bo start Bartka w Rzeźniku Sky do ostatniej chwili stał pod znakiem zapytania. – 5 dni wcześniej skręciłem mocno kostkę. Biegłem „dyszkę” niedaleko Krynicy. Leśny Bieg Pszczelim Szlakiem, w którym zawsze startuję, to bieg bardzo prosty i pewnie dlatego na zbiegu 3 km przed metą zbytnio się rozluźniłem i gdzieś na liściach krzywo stanąłem. Coś chrupnęło, zabolało. Jak dobiegłem do mety od razu zabrałem się za kostkę i może dzięki tej natychmiastowej reakcji udało się ją szybko wyleczyć. Kilka dni od rana do wieczora poświęciłem wyłącznie terapii: chłodzenie, maści, stablilizacja... W przeddzień Rzeźnika Sky na rozruchu poczułem, że jest dobrze i postanowiłem przynajmniej spróbować. Ale przez cały czas na trasie bardzo uważałem na kostkę, dlatego zbiegałem ostrożnie. Kluczem do zwycięstwa była mocna praca na podejściach – opowiadał Bartosz Gorczyca.

– Zwycięstwo w Cisnej sprawiło mi specjalną frajdę, bo to mój pierwszy tytuł mistrza Polski. Mam w dorobku już 7 srebrnych medali i jeden brązowy. A teraz wreszcie jest to upragnione złoto! - cieszył się biegacz ze Skołyszyna, mieszkający od niedawna w Krynicy. - Miałem delikatny kryzys na 33-35 km, ale jak minął to już w dużym komforcie dobiegłem do mety. Czułem się całkiem inaczej niż 6 tygodni temu w Szczawnicy, gdy na mistrzostwach Polski w maratonie górskim (na trasie Wielkiej Prehyby – red.) od 20 km walczyłem z upałem o przetrwanie i tylko dzięki doświadczeniu dobiegłem do mety (Gorczyca zdobył wtedy brązowy medal – red.).

– Znacznie lepiej przypilnowałem nawadniania – analizuje Gorczyca. – Na Rzeźniku Sky piłem, jak na mnie, bardzo dużo, wlałem w siebie co najmniej 4 litry płynów. A bywało, że wygrywałem jesienny ultraMaraton Bieszczadzki na 200 mililitrach... No i teraz na mecie czuję się znakomicie – mówił szczęśliwy.

10 minut za plecami Bartka trwała walka o drugie miejsce. Broniący tytułu mistrza Polski Robert Faron odpierał ataki Dominika Grządziela. Udało się, ale Robert przypłacił tę rywalizację kompletnym wyczerpaniem, przez kilka minut leżał na mecie niemal bez kontaktu z otoczeniem.

– Nie popełniłem błędu ze Szczawnicy i tym razem zacząłem spokojnie, żeby się nie „zajechać” tak jak na Wielkiej Prehybie – mówił na mecie Grządziel. – W połowie trasy Robert mi odszedł, na 33 km miałem 3 minuty straty, ale wytrwale goniłem i 2 kilometry przed metą, na ostatnim zbiegu w kierunku Cisnej, miałem go na wyciągnięcie ręki. Wtedy, niestety, z walki o srebro wyeliminowały mnie potężne skurcze mięśni dwugłowych, musiałem nawet na chwilę się zatrzymać. Robert okazał się lepszy. Ale z brązu też się bardzo cieszę! – mówił Dominik Grządziel, który nawet nie przypuszczał, że za kilka godzin podczas dekoracji nie będzie mu dane stanąć na podium medalistów mistrzostw Polski.

Okazało się, że do organizatorów wpłynął protest. Robert Faron i Dominik Grządziel pomylili w pewnym momencie trasę, a po stwierdzeniu błędu, zamiast wrócić do jego miejsca, dobiegli do właściwej trasy inna drogą. Zyskali na tym niewiele, ale nie pokonali w 100 procentach całej wyznaczonej trasy biegu. Po długich debatach z udziałem zainteresowanych zawodników organizatorzy podjęli decyzję o nałożeniu na Farona i Grządziela 15-minutowej kary, co istotnie zmieniło układ czołówki mistrzostw Polski. Na drugie miejsce, po srebrny medal, wskoczył (z czwartego) Piotr Gutt, który finiszował 4 minuty za ukaranymi.

Robert Faron przesunął się na miejsce trzecie, a Dominik Grządziel... wypadł poza podium, zajął czwartą pozycję i musiał zadowolić się tylko zwycięstwem w kategorii wiekowej M30.

Kontrowersji nie było w rywalizacji kobiet. Były 3 faworytki i one w komplecie zajęły miejsca na podium. Triumfowała Magdalena Łączak, która na start w Rzeźniku Sky zdecydowała się... tydzień wcześniej. – Tak to jest z biegaczami. Ciało i głowa mówią nie, ale serce nie chce słuchać – śmiała się. – Nie zdążyłam odpocząć i zregenerować się po mistrzostwach świata w ultra biegu górskim, Penyagolosa była dopiero 3 tygodnie temu (Magdalena Łączak zajęła w Hiszpanii szóste miejsce – red.). Nie planowałam tego startu, ale to są po pierwsze mistrzostwa Polski, a po drugie bardzo lubię Bieg Rzeźnika (Magda dwukrotnie wygrała w parze z Pawłem Dybkiem klasycznego Rzeźnika w klasyfikacji MIX, w 2010 i 2015 roku i jest najszybszą kobietą, która ten bieg pokonała – w czasie 8:22:56 godz.). Impreza rozrasta się bardzo ładnie, jest coraz lepasza organizacyjnie, a mnie szczególnie podoba się, że organizatorzy słuchają biegaczy i uwzględniają ich różne sugestie. Bardzo to cenię – powiedziała 4-krotna zwyciężczyni Biegu 7 Dolin na Festiwalu Biegowym w Krynicy.

Trochę zgubiłam się na trasie koło punktu w Łopience na 10 kilometrze i Ewa Majer wyprzedziła mnie o jakieś 40 sekund, ale dogoniłam ją i potem już prowadziłam do końca – krótko zrelacjonowała rywalizację w Rzeźniku Sky zawodniczka Salomon Suunto Teamu i w tej chwili przerwała rozmowę, by powitać wbiegającą na metę 7 minut po niej Ewę Majer. Dziewczyny pogratulowały sobie rywalizacji i biegu, a miały czego, bo obie spisały się znakomicie: wyprzedziło je zaledwie 4 wymienionych wcześniej mężczyzn! W klasyfikacji open Magda była piąta, a Ewa szósta!

– Mimo zmęczenia po Penyagolosie biegło mi się fajnie, a na pewno bardzo pomogli w tym kibice. To, że kibice byli na mecie to normalne, ale w bardzo wielu miejscach w górach ludzie siedzieli i kibicowali! To coś niesamowitego i bardzo nietypowego jak na realia polskich biegów górskich. Ci ludzie tak wspaniale zagrzewali do walki, tak się do nas uśmiechali i wspierali, że aż się kilka razy wzruszyłam! Uwielbiam biegać w takich warunkach! – dziękowała kibicom mistrzyni Polski w Ultra Skyrunningu, a to samo powtarzała srebrna medalistka Ewa Majer.

Brązowy medal MP wywalczyła zgodnie z przewidywaniami Anna Kącka, której szczególnie mocno kibicował kolega z Teamu Buff, obecny na Festiwalu Biegu Rzeźnika w roli trenera swoich zawodników Marcin Świerc.

Bieg Rzeźnik Sky ukończyło zaledwie 197 zawodników (41 kobiet) spośród 338, które stanęły na starcie. Aż 141 osób (czyli 42 procent uczestników!) nie ukończyło rywalizacji na bardzo trudnej trasie i w ogromnym upale.

W piątek, w drugim dniu IV Festiwalu Biegu Rzeźnika, odbędzie się najważniejsza konkurencja imprezy – XV Bieg Rzeźnika parami na dystansie 80 km. Warunki zapowiadają się równie trudne, znów ma być upał, a ponadto prognozy zapowiadają koło południa gwałtowną burzę.

WYNIKI

Piotr Falkowski

zdjęcia Piotr Siliniewicz - Silne Studio, Bartłomiej Kozłowski, autor

15. Bieg Rzeźnika – jednym rekord, drugim DNF. „Wbiegałem ze łzami w oczach”

$
0
0

Wyjątkowego przesiewu na trasie 15. Biegu Rzeźnika dokonała pogoda. Chociaż trasa wydawała się nadzwyczaj przyjazna i mało błotnista, upał i duchota - taj jak w czwartek na Rzeźniku Sky Ultra - zrobiły swoje.

Ultra upał, ultra trasa. Ultra pogrom, ultra mistrzowie... Bartosz Gorczyca i Magdalena Łączak mistrzami Polski w Ultra Skyrunningu!

Tylko jedna para złamała 9 godzin, cztery kolejne zmieściły się w 10 godzinach. 42 drużyny spełniły warunek kwalifikujący do udziału w wersji Hardcore, czyli zameldowały się na mecie w Cisnej przed upływem 12 godzin i 30 minut. Przed rokiem było ich dwukrotnie więcej. Zaledwie pięć drużyn zdecydowało się na dołożenie do klasycznego Rzeźnika niemal 20 km.

Mimo trudnych warunków tegorocznym zwycięzcom udało się poprawić rekord trasy. Piotr Uznański i Maciej Dombrowski (EUroclear RUnning Team) zameldowali się na mecie z czasem 8:56:40, urywając z dotychczasowego rekordu Piotra Biernawskiego i Piotra Huziora… 50 sekund!

– Taki mieliśmy plan: powalczyć o jak najlepsze miejsce, po prostu wygrać – przyznali na mecie zwycięzcy. – Wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani. W tym biegu wszystko zagrało, łącznie z suportem, który zapewniła rodzina Maćka i moja dziewczyna – dodał Piotr. – Spełniliśmy wszystkie założenia. Nawet planowaliśmy biec spokojnie, ale biegło się tak dobrze, że urwaliśmy się już na początku i tylko powiększaliśmy przewagę nad resztą zawodników. Niemal na każdym punkcie dostawaliśmy informacje o tym, ile mamy zapasu – zdradził Uznański. – Trochę się rozleniwiliśmy na ostatnim odcinku. Zmęczenie dało się we znaki. No i podejście pod Hyrlatą się nie kończyło…

Przed ostatnim etapem biegu na drugim miejscu plasowali się drudzy przed rokiem Szymon Knobloch i Michał Kaszuba. Niestety pomylili trasę, przez co stracili pozycję. Jako drudzy na mecie zameldowali się Paweł Kaszyca i Kamil Kunert.– Przysłowie ultrasów: zacząć wolniej, szybciej skończyć, zdało dzisiaj egzamin – powiedzieli krótko na mecie.

Goniący stratę Kaszuba i Knobloch dotarli do mety z wyraźnym wysiłkiem. – Utrzymaliśmy dobrą passę starszych panów – żartowali mimo wszystko. – W końcu razem mamy już 90 lat. O poprawę wyniku będzie trudno, ale nie wykluczamy kolejnego startu – mówił Knobloch. Żartowali, że jeśli wystartują, to przemianują duet z Szybcy i niewyspani na Szybcy, niewyspani i przepoceni.

Pierwszą kobietą na mecie była Katarzyna Winiarska, która pokonała trasę Biegu Rzeźnika z bratem Marcinem Kosterkiewiczem. Nie hamowali łez wzruszenia, ale przyznali też, że łzy wycisnęła z nich trasa: – Wbiegałem ze łzami w oczach. Na końcu była ściana… no po prostu ściana. Ja nie wiem, kto ją tam postawił! – komentował Marcin.

Na zmianę w końcówce trasy zwracało uwagę więcej zespołów. Nazywając ostatni podbieg ścianą płaczu, dopytywali czy trasa została zmieniona. – Broń Boże! – mówił krótko dyrektor Biegu Rzeźnika Mirosław Bieniecki. Uśmiechając się bardzo tajemniczo, zwalał winę na zmęczenie zawodników.

Pierwsza para mieszana uzyskała wynik 10:36:16. Jako druga para w tej kategorii do mety dotarli Agnieszka Korpal i Dominik Włodarkiewicz (11:02:30) a na trzecim miejscu uplasowali się Katarzyna Solińska i Michael Kwiatkowski (11:23:31).

Znacznie dłużej trzeba było czekać na kompletne podium drużyn żeńskich. W tej kategorii bezkonkurencyjne okazały się Joanna Bartkowska oraz Magdalena Moltzan-Małkowska, jednak mimo sporej przewagi nad rywalkami, na mecie zameldowały się 1,5 h później niż rekordzistki trasy. Uzyskały wynik 12:44:26. Drugi duet Katarzyna Gramza i Sylwia Łysiak pojawił się na mecie ponad 23 minuty później (13:07:58) a trzeci, Paulina Szelerewicz-Gładysz i Agnieszka Bydoń niecałe 10 minut po nich (13:17:31).

Zwyciężczynie na mecie nie były zbyt wylewne: - No wygrałyśmy. Po prostu biegłyśmy – powiedziały z uśmiechem.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM



Ultramaratończyk zaatakowany przez... bizona

$
0
0

Do zdarzenia, opisywanego szeroko w kanadyjskich mediach, doszło pod koniec maja. Młode małżeństwo postawiło spędzić trochę czasu w parku naturalnym Elk Island. O poranku, gdy ciężarna żona jeszcze spała, Craig Neilson, przygotowujący się do startu w ultramaratonie, wyszedł pobiegać.

Trening się udał, ale powrót na kemping już niekoniecznie. Na drodze biegacza stanął bizon amerykański (łac. Bison Bison). To podobne do żubra zwierzę nie miało przyjaznych zamiarów. Rozpoczęło szarżę w kierunku biegacza, który salwował się ucieczką w stronę gęściejszych zarośli i drzew. Niestety próba ucieczki zakończyła się porażką. Craig Neilson pośliznął się i przewrócił zanim zdołał się schować.

Bizon skorzystał z okazji i wbił się w jego pośladek. Uderzenie było na tyle mocne, że biegacz znalazł się w pobliżu zarośli, do których usiłował dobiec. Ilość krwi wskazywała, że sprawa może być poważna. Samodzielny powrót do obozu okazał się trudny. Kanadyjczyk skorzystał z uprzejmości przejeżdżającego obok kierowcy. Z kempingu wezwał pomoc.

Rana chociaż bolesna i stanowiąca źródło żartów wśród znajomych poszkodowanego biegacza, okazała się jednak mniej poważna niż się wydawało. Wystarczyło 6 szwów. Umiejscowienie rany sprawia pewne kłopoty przy siedzeniu i utrudnia trening. Mimo wszystko, w rozmowie ze stacją CBC, Neilson zapewnił, że nie zamierza rezygnować z zaplanowanego na początek lipca startu, nie ma też nic przeciwko bieganiu na terenie rezerwatu bizona.

Według danych CBC, bizony nie są szczególnie agresywne. W ciągu ostatnich sześciu lat, na terenie parku doszło do 2 takich wypadków

IB

Źródło: CBC.ca


3. Jubileuszowy Bieg Królewski wygrywa... [ZDJĘCIA]

$
0
0

W tym roku przypada 670 rocznica lokacji Binarowej. W Wigilię Narodzenia św. Jana Chrzciciela –-23 czerwca 1348 roku – król Kazimierz Wielki wydał przywilej lokacyjny miejscowości. Uroczystość Jubileuszowa połączona była z Odpustem Parafialnym ku czci Matki Bożej Binarowskiej – Wspomożycielki Wiernych. Po uroczystej sumie na placu przy binarowski kościele odbyła się impreza kulturalno-rozrywkowa pod nazwą „Niedziela Jubileuszowa”. Imprezie towarzyszyła wspaniała pogoda.

- W ramach tej uroczystości odbył się 3. Jubileuszowy Bieg Królewski na dystansie sześciu kilometrów dla dorosłych oraz mini-bieg dla dzieci i młodzieży na dystansie 670 m – informuje ks. Bogusław Jurczak, proboszcz parafii w Binarowej.

Łącznie w biegach wystartowało ponad stu starszych i młodszych biegaczy. Starterami w tym biegu byli ks. Czesław Stanaszek, dziekan dekanatu bieckiego oraz proboszcz parafii w Binarowej ks. Bogusław Jurczak. W Bieg na dystansie 6 km wygrał Stanisław Tomasik z Gorlickiej Grupy Biegowej za czasem 24 minuty i 2 sekundy.

- Trochę dokuczała nam upalna aura, a za to widoki były niesamowite. Trasa biegu nie była łatwa z licznymi pagórkami, które przy prawie 30 stopniach nie było łatwo pokonać – mówi Stanisław Tomasik, zwycięzca biegu.

Wśród pań najszybsza była Beata Słomska z LKS Burzyn z czasem 31 min i 13 sek., która już nie pierwszy raz startowała w powiecie gorlickim

W dalszej części obchodów odbyła się część artystyczna degustacja regionalnych potraw i przysmaków binarowskich, zabawa taneczna z zespołem Live Effect oraz widowisko fireshow. Gwiazdą wieczoru były SIOSTRY MATKOWSKIE. Uczestnicy imprezy mieli możliwość zwiedzania przepięknego drewnianego kościoła pw. św. Michała Archanioła, wpisanego w 2003 roku na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Pełne wyniki: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


 

Polak wygrywa Spitsbergen Marathon!

$
0
0

Piotr Suchenia na kilka dni przed startem największej wyspie Norwegii (archipelag Svalbard na Morzu Arktycznym) gościł w radiowej audycji Czwarty Bieg, w której przekonywał, że nigdzie nie biega mu się tak dobrze, jak w biegach rozgrywanych w niskich temperaturach.

Piotr – wszechstronny biegacz i trener, miał już wiele okazji, by udowodnić swoje walory. Został pierwszym Polakiem, który wygrał North Pole Marathon ( edycja2017). Rok wcześniej sięgnął po zwycięstwo w Spitsbergen Marathon. W sobotę Suchenia wrócił na trasę Spitsbergen Marathon i znów nie dał rywalom żadnych szans

„Od około 12 km do mety samotna praca i pewne zwycięstwo z poprawionym czasem z 2016 roku”

- podsumował na swoim profilu Piotr Suchenia, który linię mety przekroczył z czasem 2:52:27.

Suchenia był jedynym zawodnikiem w stawce, który złamał 3 godziny.

Drugie miejsce zajął były łyżwiarz szybki. I to nie byle kto - Erben Wennemars. Holender to brązowy medalista olimpijski, wielokrotny rekordzista świata. Także po zakończeniu kariery zawodniczej nie zrezygnował z łyżew i ze sportu. Jednak w Longyearbyen miał do Polaka 7 minut i 45 sekund straty.

Na trzecim miejscu bieg ukończył Dmitry Evsyukov. Rosjanin uzyskał czas 3:00:12.

Spitsbergen Marathon ukończyło w tym roku zaledwie 12 zawodników. Na liście startowej było ich znacznie więcej. Jednak 14 biegaczy, w tym dwóch Polaków nie wystartowało.

Wśród pań do mety dobiegła tylko jedna zawodniczka - Mari Krakemo, która z wynikiem 3:03:57 zajęła czwarte miejsce w klasyfikacji open.

Bieg odbywał się w zmiennych warunkach, ale temperatura nie spadała poniżej zera stopni. Deszczowa aura spowodowała, że nawierzchnia miejscami była śliska.

Pełne wyniki: TUTAJ

IB


Puchar Polski NW: Upalna Kolbuszowa [ZDJECIA]

$
0
0

W sobotę w Kolbuszowej na Podkarpaciu odbył się trzeci etap Pucharu Polski Nordic Walking. W zmaganiach z rywalami, wyczerpującą trasą i upałem wzięło udział ponad 500 osób. I to ostatni z przeciwników okazał się najtrudniejszy – upał rozwiał marzenia o życiówkach a kilkoro zawodników musiało zejść z trasy.

Kolbuszowa przywitała uczestników Pucharu Polski z dużą gościnnością. Na starcie pojawiło się sporo nowych twarzy. To jeden z dwóch etapów cyklu, które odbywają się na południu kraju, stąd startują w nim osoby, dla których etapy na Pomorzu i w centralnej Polsce są zbyt odległe.

Tradycyjnie już rywalizacja toczyła się na trzech dystansach: 5 km, 10 km i półmaratonu. Na ten ostatni zdecydowało się najmniej śmiałków. Ponad połowa wybrała najkrótszy wariant. Niektórzy dystans zmieniali rano w dniu zawodów, przestraszni niekorzystnymi prognozami pogody. Zapowiadane gwałtowne burze rozpoczęły się wprawdzie tuż po zakończeniu dekoracji zwycięzców i losowaniu nagród, ale bardzo wysoka temperatura i duchota przed burzą dały się zawodnikom mocno we znaki. W południe termometry w cieniu pokazywały 30 stopni.

Swoje zrobiła też trasa – spore jej fragmenty były przesuszone, piaszczyste lub pyliste. Kurz i pył unoszący się w powietrzu utrudniały oddychanie. A to nie wszystko, bo startujący musieli zmierzyć się jeszcze z mocno zróżnicowaną nawierzchnią, która co prawda nie miała podejść prawie w ogóle, ale szybkie zmiany z szutru na trawiastą murawę, z trawy na piasek i odwrotnie, wymagały skupienia i wyćwiczonych mięśni.

- Warunki były, jakie były. Nie narzekajmy, bo pewnie będą kiedyś jeszcze gorsze. Było gorąco, był kurz na trasie, troszkę brakowało tlenu, w ustach piach… ale było fajnie. Atmosfera, jaka tutaj jest, osoby, które przyjeżdżają, moi znajomi. To jest rewelacja! – komentowała po starcie Renata Jachimowicz, zwyciężczyni swojej kategorii wiekowej na dystansie 5 km i druga kobieta open, ze stratą zaledwie 0,4 sekundy. – Warto było przyjechać. To był start testowy, żeby sprawdzić swoje możliwości, bo miałam przerwę w startach. Wypadło pozytywnie, więc jestem bardzo zadowolona.

Aura dała się we znaki szczególnie zawodnikom, którzy wybrali półmaraton. Tuż po starcie przeszli oni trzy pętle honorowe na stadionie a później główną trasę musieli pokonać aż osiem razy. Co ich skłoniło do takiego wysiłku? – Lubię się czasem wykończyć i dać sobie w gary. Krótsze dystanse są dla mnie za krótkie – powiedział Piotr Kordowski, trzeci mężczyzna na mecie, aktualny mistrz Europy w maratonie nordic walking. – Walka dzisiaj była naprawdę dobra. Głównie z pogodą i ze słońcem, ale też z silnymi rywalami. Ja dodatkowo walczyłem z chorobą. Udało się osiągnąć zamierzony cel, więc jestem zadowolony. Miejsce na podium też mnie cieszy.

Zwycięzcą półmaratonu został rekordzista świata w maratonie nordic walking Marcin Michalec. Wśród pań triumfowała Joanna Kołodziej. Na dystansie 10 km najlepsi byli Piotr Niechwiejczyk oraz Agnieszka Mielecka w najkrótszym wyścigu zwyciężyli Michał Zarębski oraz Ukrainka Oksana Zalisko.

Pełne wyniki TUTAJ.

KM


Radosny Rzeźniczek, znów pechowy Rzeźnik Ultra [ZDJĘCIA]

$
0
0

Martyna Kantor i Adam Pożarowszczyk zwycięzcami VII Rzeźniczka, Jarosław Botkiewicz i Krystyna Macioszek najlepsi w Rzeźniku Ultra 115 km, a Krzysztof Wałczyk– na najdłuższym dystansie 140 km. W sobotę na IV Festiwalu Biegu Rzeźnika biegali początkujący „górale” oraz ci najbardziej wytrwali.

Z dnia na dzień w Bieszczadach pogoda jest coraz przyjaźniejsza dla biegaczy. Po czwartkowych tropikach na Sky oraz piątkowych upałach na Biegu Rzeźnika, w trzecim dniu imprezy z bazą w Cisnej od rana było przyjemnie rześko. I dobrze, bo w bardzo od lat popularnym Rzeźniczku na dystansie 28 km pobiegło tradycyjnie mnóstwo górskich debiutantów.

Bieg z Solinki, do której uczestników dowozi bieszczadzka wąskotorówka, przez szlak graniczny, Roztoki Górne, Okrąglik, Jasło, Szczawnik i Małe Jasło do Cisnej, to najbardziej „kobiecy” z biegów rzeźnickich, wręcz oblegany przez płeć piękną.

„Dystans jest bardzo przyjazny dla każdego – tłumaczy Agata z Białej Podlaskiej. – Idealny bieg na pierwszy raz w górach, idealny dla dziewczyn. Każdy kto do tej pory biegał na ulicy i dał radę półmaratonowi, lepiej lub gorzej poradzi sobie z Rzeźniczkiem. A ile radości dają cudowne widoki i bieszczadzkie panoramy! – zachwyca się.

Na starcie jednak także zawodnicy bardzo szybcy i zaprawieni w bojach. Zwracała uwagę Martyna Kantor startująca pierwszy raz po kontuzji. Zawodniczka Buff Teamu wygrała, ale nie miała łatwo. Choć spisała się znakomicie zajmując ósme miejsce w klasyfikacji generalnej, przez większą część dystansu czuła na plecach oddech Kingi Gomołysek. Pokonała wrocławiankę o niespełna 3 minuty.

Trzecia na mecie Anna Bieniecka finiszowała prawie 20 minut po Kindze. – Od początku wiedziałam, że nie mam z dziewczynami szans, biegłam więc swoje, nie szarpiąc niepotrzebnie i nie tracąc energii – powiedziała żona rzeźnickiego „szefa wszystkich szefów” Mirosława Bienieckiego.

Pasjonująca rywalizację wśród mężczyzn siódmy przed rokiem Adam Pożarowszczyk z podwarszawskiego Legionowa wygrał z Łukaszem Zdanowskim o zaledwie 5 sekund!

Na mecie uczestnicy zgodnie zachwalali pogodę (słońce na mecie w Cisnej rozgrzało się dopiero po 3 godzinach od startu, więc najszybszych upał nie dotknął, a wolniejszym dal się nieco we znaki dopiero na ostatnich kilometrach), podziwiali widoki z Jasła i urokliwą pierwszą część trasy z długim, ale łagodnym zbiegiem do Roztok Górnych. Przeklinali za to, tradycyjnie, mordercze podejście na Okrąglik (ponoć jedynym, który w historii Rzeźniczka pokonał je całe biegiem jest Marcin Świerc, triumfator w 2014 roku) oraz kilkukilometrowy, stromy zbieg z Małego Jasła do Cisnej. Tu rzeczywiście musi wykazać się dużymi umiejętnościami technicznymi, kto chce cały i zdrowy dobiec do mety Rzeźniczka.

12-kilometrowy odcinek od Roztok Górnych do Cisnej był także ostatnim na trasie Rzeźnika Ultra 115 km. Uczestnicy najdłuższego biegu Festiwalu Rzeźnickiego, choć deklarowali przy rejestracji dystans: 115 czy 140, na 105 kilometrze mogli podjąć ostateczną decyzję. Większość z tych, którzy myśleli o najdłuższym, zweryfikowała plany. – Trasa jest tak wymagająca, że byłoby trudno zmieścić się w 24-godzinnym limicie – mówili na mecie zawodnicy.

Jako pierwszy na metę 115 km wbiegł witany szampanem przez kibiców Jarosław Botkiewicz z Piasecznej Górki pod Kielcami. Był niezmiernie zdziwiony. – Wszyscy znajomi zaskoczeni. Żona zaskoczona. A najbardziej ja sam. To w końcu mój pierwszy bieg na dystansie powyżej stu kilometrów, do tej pory najdłuższa była krynicka setka, czyli Bieg 7 Dolin na Festiwalu Biegowym. W tamtym roku przebiegłem go w 13 i pół godziny. A tak to głównie asfalt. Ale chciałem spróbować dłuższych dystansów. Dzisiejszy „pierwszy raz” był bardzo fajny, wszystko świetnie się sprawdziło, przede wszystkim odżywianie i picie. Dobra pogoda, w nocy dość nawet chłodno, w dzień na połoninach nieco słońca. Trochę mnie tylko załatwiły zbiegi, mocno czuję „czwórki”, na podejściach za to dałem radę bardzo dobrze.

– Od samego początku byłem w czubie stawki. Kilka osób uciekło do przodu, ja z 2-3 zawodnikami zostałem nieco z tyłu. I nagle, na którymś punkcie, okazało się, że jestem... pierwszy!. Ci z przodu albo się pogubili, albo może zeszli z trasy. Pytam wolontariuszy: „Jak daleko są rywale przede mną?”, a oni na to: „Jacy rywale? Przecież ty prowadzisz!” (śmiech). We trzech wyszliśmy zatem z tego punktu, jeden z kolegów pobiegł potem na 140 km, a drugiego postanowiłem zgubić 30 kilometrów przed metą. Widziałem, że dobrze zbiega, ale jest znacznie słabszy na podejściach. Szarpnąłem raz, potem drugi i już byłem na czele sam.

Jestem bardzo zadowolony, ale ... nie wiem co będzie dalej. Zastanawiam się, czy jeszcze mnie bieganie bawi, czy chce mi się dalej rywalizować. Może po tym niespodziewanym zwycięstwie będzie jakiś nowy bodziec, impuls. Ale... zobaczymy.

Botkiewicz wygrał Bieg Rzeźnika Ultra 115 km w czasie 16:44:11 godz., a rywal, któremu uciekł 30 km przed metą, Tomasz Sobol z Katowic, przybiegł do Cisnej niedługo, bo 10 minut po nim. Ponad 2 godziny później zameldowała się na mecie najlepsza kobieta.

Krystyna Macioszek triumfowała w czasie 18:57:35. – Prowadziłam niemal od początku – relacjonowała. – Wstępnie zakładałam, że będę sobie biegła tak tylko, żeby przebiec, ale jak na pierwszym punkcie kontrolnym dowiedziałam się, że jestem liderką, odezwała się żyłka sportowca i pojawiła motywacja do szybszego biegu. Zastanawiałam się tylko, czy iść na 140 km, ale trasa była o wiele trudniejsza niż przed rokiem, kiedy wygrałam długi dystans, a limit został skrócony z 30 do 24 godzin. Bałam się więc, że mogę „140” nie skończyć w limicie.

Na triumfatora tego dystansu czekaliśmy na mecie długo. Gwałtownie zmieniła się pogoda, słońce zaszło, zasnuło się chmurami i lunęło. Za deszcz dziękował niebiosom Krzysztof Wałczyk, który pokonał trasę 140 km w czasie 21:40:59 godz. – Chciałem to zrobić poniżej 20 godzin, ale pogoda zweryfikowała moje plany. Zrobiło się w pewnym momencie tak gorąco, że niemal się ugotowałem. Całe szczęście, że w końcówce zaczęło padać – cieszył się na mecie.

Ulewa, a z nią gwałtowna burza, pokrzyżowały za to szyki wielu innym ultrasom. Na punkcie w Roztokach Górnych na 105 km zrobiło się bardzo groźnie i duża grupa czekała zmarznięta, dygocąc z wychłodzenia mimo folii NRC, na poprawę pogody lub decyzję organizatora. Tak się pechowo złożyło, że akurat w Roztokach są ogromne problemy z zasięgiem komórkowym, trwało to więc dosyć długo. Decyzją Mirosława Bienieckiego rywalizacja została skrócona i zakończona po 105 km, a zmarznięci biegacze zwiezieni na metę w Cisnej. Dystans 140 km ukończyło w sumie 12 mężczyzn, krótszą, 115-kilometrową trasę – 121 mężczyzn i 8 kobiet.

Istniejący od 3 lat Bieg Rzeźnika Ultra nie ma jakoś szczęścia. Pierwszą edycję ukończyło zaledwie 16 osób, bo większość uczestników przeszarżowała. Przed rokiem rywalizację storpedowały burza i długotrwała ulewa, które zmasakrowały trasę i biegaczy.

GALERIA ZDJĘĆ

WYNIKI - VII RZEŹNICZEK

WYNIKI - III RZEŹNIK ULTRA 115 i 140 KM

Piotr Falkowski

5. Bieg Sądeczan NA ŻYWO - już 9 km na liczniku. Mecz UKR - POL trwa. "Chyba tylko włosy nie bolą" [ZDJĘCIA, WIDEO]

$
0
0

Punktualnie o godz. 9:00 w Starym Sączu ruszył 5. Bieg Sądeczan – sportowy akcent Zjazdu Sądeczan.

Na imprezę składają się łącznie 3 starty – na 3, 6 i 9 km. Można pobiec raz, dwukrotnie a nawet trzykrotnie. Najwytrwalsi zostaną sklasyfikowani w Tryptyku Sądeckim, w którym czekają atrakcyjne nagrody finansowe. Ciekawostką są klasyfikacje - bieg będzie miał aż sześcioro zwycięzców, triumfatorów kategorii wiekowych 18-29, 30-49 i 50+ lat. Klasyfikacje open prowadzone są tylko w poszczególnych seriach, a najlepsze trójki otrzymują nagrody rzeczowe. 

Trasa liczy ok. 3 km i łączy w sobie cechy biegu ulicznego i przełajowego (np. tuż przed metą mamy strony, ale krótki podbieg o nachyleniu ok. 45 stopni). Warunki do biegania w Starym Sączu są wyśmienite – ok. 20 stopni Celsjusza i delikatny wiatr. Na starcie znakomite nazwiska – Regina Kulka, Angelika Brończyk, Tomasz Pociecha, Robert Faron, Grzegorz Czyż, Edward Hapak, Oleksand Łabziuk, Marek Dziuba, Bartłomiej Olbrych...

Rywalizację rozpoczął bieg na 3 km. Na trasę ruszyło 135 osób. 

Już po pierwszym nawrocie, po ok. 50 metrach na czoło wysforowała się grupa z Ukraińcem Volodymirem Timashovem, Edwardem Hapakiem i Bogdanem Dziubą. Na mecie pierwsza trójka zameldowała się w niezmienionym układzie – mocny finisz Timashova zaprocentował zwycięstwem oraz pozycją lidera klasyfikacji przejściowej Tryptyku Sądeckiego w kat. wiek. M30-49.

Liderem kat. M18-29 jest Łukasz Marmol z Nowego Sącza (czas na mecie 3 km - 9:17). W K50+ Grzegorz Czyż z Bogumiłowic (10:00)

Bieg Pań zdominowała Regina Kulka (11:05, pomarańczowa koszulka). – Trasa jest fajna, generalnie płaska, w części osłonięta drzewami, więc jeśli wyjdzie słońce to będzie można się schować. Rasowy przełaj – analizowała na mecie zawodniczka z Ropy.

– Pierwszą serię trzeba było przebiec spokojnie, zachowując siły na kolejne ważniejsze serie. Trzeba dużo pić między biegami, coś zjeść, trochę pomaszerować żeby mięśnie się nie zastały. Przede wszystkim trzeba odpoczywać – opowiadała biegaczka, dla której jest to już 3 start w Biegu Sądeczan. – Powiem tak, wiem o co chodzi w tej rywalizacji – uśmiechnęła się wymownie liderka kat. K18-29.

W kat. K 30-39 prowadzi Anna Bodziony z Nowego Sącza (11:32 na 3 km). W K50+ Helena Wszołek z Krakowa (13:38). 

Bardzo dobrze na tle mocnej czołówki, zaprezentował się Benedykt Przysiecki. Mieszkaniec Krynicy-Zdroju biega dopiero od 1 stycznia i na starcie ustawił się w ostatniej linii, a na mecie zameldował się na wysokim czternastym miejscu (10:10). - Dopiero uczę się biegów, w marcu zaliczyłem swój pierwszy półmaraton. Chce pobiec dzisiaj wszystkie trzy biegi, ale nie do końca jestem pewny swojej kondycji. Zobaczymy… - opowiadał na mecie debiutant. We wrześniu chce wystartować na Festiwalu Biegowym. - Gdy dowiedziałem się, że w Krynicy odbywa się taka impreza, mocno się zdziwiłem. Od razu się zapisałem na półmaraton…

Optymizmem emanował Karol Trojan (12:45), który postanowił zostać pierwszym bosym biegaczem, który ukończy Tryptyk Sądecki. - Trasa jest bardzo urozmaicona, na kilku odcinkach akupresura działa w stu procentach! - śmiał się na mecie inauguracyjnego biegu. – Po raz pierwszy próbuje się w takiej rywalizacji i w samym Biegu Sądeczan. Plan to pełny dystans.

– Myślę, że warto zaprosić do Starego Sącza, do godz. 13:00 jest jeszcze sporo czasu - zachęcał bosy biegacz. 

Wyniki open 3 km:

Mężczyźni:

1. Volodymir Timashov – 8:50
2. Eduard Hapak- 8:56
3. Bogdan Dziuba – 9:00
4. Oleksandr Łabziuk – 9:13
5. Robert Faron – 9:17

Kobiety:

1. Regina Kulka – 11:05
2. Angelika Brończyk – 11:26
3. Anna Bodziony – 11:32
4. Marcelina Gaborek – 11:53
5. Alicja Gacek – 12:24

Po pierwszym biegu imprezy kilkoro zawodników odebrało już pamiątkowe medale imprezy - w pełni zasłużone. Zdecydowana większość zawodników kontynuuje rywalizację.


Biegi dzieci i młodzieży to zawsze ogromne emocje – tak u małych uczestników jak i rodziców. Choć dystanse krótkie, każdy chciał być zwycięzcą. Tych oficjalnych było dziś sześcioro – od przedszkola do gimnazjów - ale ogromne brawa należą się wszystkim małym biegaczom.

Niech te pamiątkowe dyplomy czy łąckie jabłka, które odbieraliście na mecie przypomną Wam kiedyś wasze pierwsze biegowe kroki.


O godz 13:00 ruszły bieg na 6 km, zaliczany także do Grand Prix Małopolski. Zawodnicy startowali z przewagą czasową uzyskaną w biegu na 3 km, do 3 minut straty włącznie. Pozostała grupa ruszy po 3 minutach od wybiegnięcia lidera. Każdy biegnie dla siebie - liczą się wyniki netto (od przekroczenia lini startu do przecięcia lini mety). 

Pół godziny przed startem nad Stary Sącz wyszło piękne, ale uciążliwe słońce. NIe znaczy to, że biegaczy snuli się jak muchy w smole – wręcz przeciwnie. Kapitalny pojedynek o wygraną stoczyli Volodymir Timashov, Eduard Hapak i Bogdan Dziuba.

- Na pierwszym kole koledzy pobiegli bardzo mocno, już po pół kilometra biegli razem. Na półmetku zbliżyliśmy się do siebie na kilka metrów. Na ostatnim kilometrze przycisnąłem i udało się odbić te stracone metry z początku. Na 9 km wystartujemy podobnie – relacjonował na mecie Volodymir Timashov.

Biegacz z Truskawca (obwód lwowski) debiutuje w takiej formie rywalizacji. - Trzy biegi w ciagu jednego dnia to dla mnie coś zupełnie nowego, ale jest bardzo ciekawie. Tym bardziej, że maratonów nie biegam już od czterech lat – mówił biegacz, który chętnie startuje startuje w Polsce, Czechach i na Słowacji, a maratońską życiówkę – 2:18- uzyskał już kilkanaście lat temu. - Nie mam czasu na mocny trening, teraz po prostu bawię się bieganiem – przyznał.

- Pierwsze koło pobiegliśmy w tempie zbliżonym do tej z „trójki”, więc szybko, i chyba przyszło mi za to zapłacić. Timashov jest chyba poza zasięgiem, widać, że panuje na biegi, rusza z końcówki. Maratońską życiówkę mamy podobną, jednak różnica wieku jest znaczna. Mimo to udaje się rywalizować i ścigać na fajnym poziomie – mówił na mecie Bogdan Dziuba.

- Formuła biegu fajna, ale gdybym miał coś do powiedzenia to pewnie skróciłbym czas pomiędzy pierwszym i drugim startem, zeby podkreślić to zmęczenie po kolejnych startach. Ale naprawdę jest fajnie. Trasa super – coś zupełnie innego niż asfalt. Warunki rywalizacji są równe. Dziewiątka będzie ciekawa – dzielił się wrażeniami biegacz ze Stalowej Woli.

Bieg na wyniszczenie zaliczył Robert Faron, który na mecie padł jak rażony piorunem. - To był solidny bieg parowy z Łukaszem Maromolem. Goniliśmy za Ukraińcami, na maksa. Niestety jestem trzy dni po solidnym wycisku w MP Sky Ultra i nie ma tej szybkości, nie ma świeżości. Wydaje mi się jednak, że pobiegliśmy szybciej niż Ukrainiec (Oleksand Łabziuk dotarł do mety na szóstym miejscu), także nic tylko rywalizować z młodszymi od siebie - dzielił się wrażeniami zawodnik Salco Garmin Team.

- Ten bieg ma w sobie pierwiastki narciarstwa biegowego, interwałów. Cieszę się, że mogę w ten sposób nabierać świeżości po ultra, rozbijać mięśnie, człoworogłowe… Chyba tylko włosy nie bolą… - podkreślił Robert.

- Jetem tu z całą rodziną, żoną, dziećmi – wszyscy biegali i jest pięknie. Dziękuję! - zakończył biegacz z Zalesia. 

W biegu kobiet ponownie najszybsza była Regina Kulka, która znów uciekła Angelice Brończyk. - Okropnie się ucieka, chyba nie ma nic gorszego! - mówiła na mecie Pani Regina. - Czuje się oddech na plecach, a zmęczenie tylk narasta…

- Chyba rzeczywiście lepiej się goni, niż ucieka, bo ja gdzieś ciągle widziałam za sobą Anię Bodziony. Ależ były emocje! - wtórowała Angelika Brończyk.

Do stawki, po spełnieniu obowiązków reprezentacyjnych na Zjeździe Sądeczan dołączył już Zygmunt Berdychowski, Przewodniczący Rady Programowej Forum Ekonomicznego, pomysłodawca Festiwalu Biegowego i BIegu Sądeczan. 

Wyniki 6 km (netto):

Mężczyźni:

1. Volodymir Timshov – 18:38
2. Eduard Hapak – 18:43
3. Bogdan Dziuba – 18:46
4. Łukasz Marmol – 19:00
5. Robert Faron – 19:01

Kobiety:

1. Regina Kulka – 22:31
2. Angelika Brończyk – 24:21
3. Anna Bodziony – 24:46
4. Marcelina Gaborek – 24:58
5. Sylwia Łukasik – 25:43

Liderami w poszczególny kategoriach są: M18-29 Łukasz Marmol (łączny czas 28:18), M30-49 Volodymir Timashov (łączny czas 27:28), M50+ Grzegorz Czyż (30:37). Wśród kobiet: K18-29 Regina Kulka (33:37), K30-49 Anna Bodziony (36:18) i K50+ Helena Wszołek (42:06).

Partnerem tytularnym Biegu Sądeczan jest Kryniczanka. Właścicielem marki jest Uzdrowisko Krynica Żegiestów S.A..

Żona na zakupach, mąż wygrywa – 35. Bieg o Srebrne Czółenko [ZDJĘCIA]

$
0
0

Bieg o Srebrne Czółenko Włókniarskie to jedna z najstarszych imprez biegowych w regionie łódzkim, obok Textilcrossu i Biegu Sylwestrowego. Mało kto pamiętał, że jego edycja rozegrana w sobotę 2 czerwca w Zgierzu miała jubileuszowy numer 35.

Bazą zawodów była zgierska Szkoła Podstawowa nr 12, a trasa została poprowadzona osiedlowymi ulicami. Zawodnicy pokonywali jej pętlę trzykrotnie, by dobiec do mety umieszczonej na szkolnym boisku. Przedtem kilkudziesięcioro młodych sportowców wzięło udział w biegach dziecięcych i młodzieżowych w różnych kategoriach wiekowych. Jak przed rokiem, w samo południe uczestników biegu głównego na starcie powitał prezydent Zgierza Konrad Staniszewski, który objął zawody honorowym patronatem.

Jego głównym organizatorem Biegu o Srebrne Czółenko Włókniarskie jest Stowarzyszenie Włókienników Polskich. Od zeszłego roku jego trasa jest w całości asfaltowa i posiada atest PZLA. Wtedy też wydawało się, że po okresie pewnego zastoju jego marka zaczęła się ponownie odbudowywać, kiedy mimo gęstego kalendarza na starcie stanęło około setki osób. Tym razem jednak frekwencja nie dopisała. Czy było to spowodowane wyssaniem biegaczy przez rzeźnicki weekend w Bieszczadach?

Na pierwszych dwóch przebiegnięciach przez wodopój na czele znajdowała się dwójka zawodników z dużą przewagą nad kolejną parą. Dalej biegł samotnie zgierzanin Robert Wójcik, a za nim z jeszcze większą stratą kolejni biegacze, pojedynczo lub grupkami. Chyba każdy brał po dwa kubki – jeden do gardła, drugi na głowę.

Dopiero na ostatnim kilometrze Artur Kamiński z Płocka (35:06) uciekł łodzianinowi Łukaszowi Wojnickiemu (35:29). Podobnie rozstrzygnęła się rywalizacja drugiej dwójki, w której Kamil Mirowski (37:36) długim finiszem wyprzedził Piotra Goździka (37:53). Ci dwaj zawodnicy zamienili się miejscami w porównaniu z ubiegłoroczną odsłoną biegu. Piąte miejsce spokojnie obronił Robert Wójcik (39:43). Wśród pań wystarczyło wystartować, by stanąć na podium – były ich bowiem tylko trzy. Dobiegły w następującej kolejności: Karolina Mazerant (56:44), Paulina Stępniak (1:05:17) i Monika Sędzicka (1:09:39). Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– Dwie pierwsze pętle biegliśmy razem – opowiadał Łukasz Wojnicki – potem Artur zaczął uciekać, ale ja też próbowałem trochę szarpać. Na ostatnim kilometrze zadał, można powiedzieć, ostateczny cios i zostałem z tyłu. Pogoda mnie też poskładała, bo jest duchota i nie ma czym oddychać. Wcześniej trzymaliśmy razem równe tempo i czekaliśmy na ostatnie, decydujące okrążenie. Biegłem tu dwa lata temu jeszcze na starej trasie, byłem wtedy trzeci. Teraz trasa dosyć łatwa, tydzień temu na Piotrkowskiej była bardziej wymagająca, chociaż tam było chłodniej, bo po południu.

– Zaatakowałem dopiero na ostatnim kilometrze – potwierdził Artur Kamiński. – Wcześniej kilka razy brałem udział w tym biegu, ale pierwszy raz jestem na tej trasie, wcześniej biegaliśmy w innej części Zgierza – opowiadał – warunki dzisiaj do biegania ciężkie, ciepło, parno. Trasa łatwa, dobra na szybkie bieganie, tylko by musiała być korzystniejsza pogoda. Teraz jestem przejazdem w drodze do rodziny do Kielc, żona jest na zakupach, a ja przy okazji wystartowałem – przyznał zwycięzca.

– Na początku próbowałem się trzymać za Kamilem i Piotrkiem, ale biegłem po 3:50 a oni mi odchodzili, więc nie było szans – powiedział Robert Wójcik. – Z każdym kółkiem słabłem, miało być poniżej 39 minut, a wyszło ledwo poniżej czterdziestki. Forma już spada, co miało oddać po maratonie to oddało, były życiówki na piątce i połówce, na dyszce na Pietrynie, a tutaj już dół. Teraz już mniej biegam, czas na roztrenowanie, organizm się upomina – zakończył zgierzanin.

– Pierwszy raz tu biegłam, dowiedziałam się o tych zawodach na Textilcrossie w Arturówku – przyznała najszybsza z pań Karolina Mazerant. – Trochę byłam zestresowana, bo jednak bardzo kameralny się okazał ten bieg i myślałam, że będę musiała biec sama. Dużą część trasy pokonałam jednak z chłopakami, to trochę pomagało, bo narzucali tempo. Czas miałam taki sobie, ale w taką ciężką pogodę trudno było o lepszy. Warto było wystartować nie tylko dla pierwszego miejsca, ale także z powodu naprawdę fajnej atmosfery tych zawodów.

Miejmy nadzieję, że ta chwalona przez uczestników atmosfera przyciągnie ich więcej w kolejnych latach i impreza z tak długoletnią tradycją utrzyma się na sportowej mapie regionu łódzkiego.

KW



Upalny maraton w Sztokholmie. Kawauchi... [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Na nic się zdały zmiany na trasie. Chociaż organizatorzy maratonu w Sztokholmie dołożyli wszelkich starań, by nowa trasa biegu sprzyjała życiówkom i ominęli dotychczasowe wzniesienia, to o ostatecznych wynikach zdecydowały warunki pogodowe. Temperatura rzędu 28 stopni Celsjusza, odczuwana na asfalcie jako jeszcze wyższa, zniechęciła do udziału w imprezie. Nie wszyscy również dobiegli do mety. Zamiast spodziewanych 22 tys. maratończyków, z pełnym dystansem zmierzyło się niecałe 15 tys. zawodników.

Upał dawał się we znaki zawodnikom walczącym o najlepsze wyniki. Yuki Kawauchi, dla którego był to drugi start w Sztokholmie, nie zdołał poprawić swojej statystyki biegów ukończonych w czasie poniżej 2h20’. Japończyk, który po deszczowym, śnieżnym i mroźnym Bostonie deklarował, że właśnie tak wyglądają jego ulubione, biegowe warunki, w Sztokholmie męczył się z upałem i linię mety przekroczył z czasem 2:22:57, zajmując czwarte miejsce.

Podium w całości zajęli Kenijczycy, chociaż nie obyło się bez niespodzianek. Lawi Kiptui - zwycięzca ubiegłorocznego Lyon Marathon, linię mety przekroczył z czasem 2:13:30, o 10 sekund gorszym od swojego rekordu życiowego. Za nim przybiegli Dominic Kangor Kimwetich 02:16:22 i Stephen Kiplimo 02:17:01.

Wśród pań, wygrała Szwedka Mikaela Larsson, która w zeszłym roku była w tym biegu szósta. W upale, nie poprawiła swojej życiówki, ale maraton zakończyła z czasem 2:40:28 i wyraźną przewagą nad Etiopką Beji Bekelu.

W Stockholm Marathon wzięli udział biegacze ze 102 krajów. Wśród nich byli również Polacy.

Polacy:

Mężczyźni:

438. Przewoźnik Marek - 3:14:59
642. Suchodolski Maciej - 3:22:02
760. Makarowski Paweł - 3:25:08
806. Jędrusik Mateusz - 3:26:00 
819. Pleszewski Rafał - 3:26:14
896. Krawczyk Grzegorz - 3:27:47
1055. Krysiak Krzysztof - 3:30:46
1110. Janaszek Grzegorz - 3:32:05
1149. Pecak Jerzy - 3:32:48
1150. Palubski Arkadiusz - 3:32:49
1530. Glajcar Tomasz - 3:39:05
1659. Grzesica Wojciech - 3:41:04
1754. Magolan Sławomir  - 3:42:25
2044. Cyrulewski Rafał  - 3:46:41
2126. Wasilewski Piotr - 3:47:54
2421. Szadziuk Wojciech - 3:51:26
2956. Krupowies Maciej - 3:57:01
3250. Bronisz Krzysztof - 3:59:55
3268. Lembicz Paweł - 4:00:05
3576. Gierach Marcin - 4:04:33
3672. Kacikowski Przemek - 4:05:46
3853. Orczykowski Dariusz - 4:07:27
3942. Konarski Maciej - 4:08:45
3954. Kowalski Rafał - 4:08:56
4148. Bajgert Robert - 4:11:09
4538. Dudziak Michał - 4:15:52
4568. Zaręba Adam - 4:16:10
5092. Porembski Leszek - 4:21:43
5304. Stokowiec Marcin - 4:23:56
5342. Dyrdak Leo - 4:24:25
5671. Stolecki Piotr - 4:27:56
5836. Skrok Jarosław - 4:29:36
6327. Kaczmarczyk Łukasz - 4:35:39
6789. Czerwinski Jakub - 4:41:17
6792. Wróbel Maciej - 4:41:20
7099. Kochanowski Marcin - 4:45:34
7404. Iwanowski Piotr - 4:49:50
7474. Dziegielewski Marcin  - 4:50:40
7537. Kowalczyk Wojciech - 4:51:38
7635. Januszek Witold - 4:52:58
8181. Lasota Mirosław - 5:01:57
8219. Bacior Michał - 5:02:39
8220. Serwa Piotr - 5:02:39
8269. Adamski Adam - 5:03:49
8530. Sawiński Kazimierz - 5:09:40
8634. Grzegorz Ruta - 5:11:37
8746. Kallaur Krzysztof - 5:14:10
8983. Studnicki Grzegorz - 5:19:37
9087. Perliński Marek - 5:22:13
9363. Janecki Przemysław - 5:30:08
9622. Antczak Grzegorz - 5:37:54

Kobiety:

357. Tatulińska Aleksandra - 3:49:58
1080. Walińska Agnieszka - 4:15:58
1089. Zaręba Anna - 4:16:10
1177. Bednarek Marta - 4:18:32
1949. Lesiak Małgorzata - 4:38:16
2681. Skrętowska Dominika - 4:57:53
2708. Tarnowska Kamilla - 4:58:51
2739. Bijata-Bronisz Renata  - 4:59:50
2792. Lasota Irena - 5:01:58
2800. Kostrz Kasia - 5:02:23
3191. Mardeusz Bernadetta - 5:16:00
3277. Michalska Monika - 5:19:45
3312. Herwart Maria - 5:21:07
3615. Czerwony Iga - 5:34:32

IB



 

Gliwicki Bieg Uliczny - nareszcie bez upału [ZDJĘCIA]

$
0
0

Gliwicki Bieg Uliczny to klasyczna asfaltowa dycha z atrakcją w postaci Gliwickiej Radiostacji na półmetku. Dzisiaj został rozegrany po raz dziewiąty. W przeciwieństwie do minionych edycji, ta pod względem aury była wyjątkowo łaska dla zawodników. Tym razem obyło się bez upału a nadciągający deszcz zaczekał aż wszyscy dobiegną do mety.

- W tym roku pogoda była jak na zamówienie – oceniła Agnieszka Kaczkiewicz, która w imprezie wystartowała trzeci raz. - Trasa bardzo fajna, chociaż nie ukrywam, że były momenty trudniejsze, odcinki pod górkę. Na szczęście punkty nawadniania i kurtyny wodne dawały ulgę i siłę do dalszego biegu. Do tego ludzie na trasie, kibicujący, przybijający piątkę, krzyczący… To motywowało, żeby przyspieszyć i nie poddawać się. Bardzo podobał mi się finisz na terenie Areny Lekkoatletycznej. Za rok na pewno będę.

- Trasa fajna, jak co roku. Urozmaicona, lubię taką trochę pofałdowaną. Start wcześnie, więc nie było ryzyka upału – pochwaliła Małgorzata Kocyan. - Pogoda dopisała przynajmniej do końca biegu. Niestety, dekoracja odbyła się już w deszczu. Fajnie, że było więcej punktów z wodą i kurtyny.

Organizatorzy przygotowali dla uczestników nie tylko kurtyny wodne, ale też kilka innych niespodzianek. Zawodnicy chwalili zwłaszcza usytuowanie mety na Arenie Lekkoatletycznej. Z uznaniem spotkały się też patriotyczne, biało – czerwone numery startowe, przygotowane specjalnie z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości.

Gliwicki Bieg Uliczny miał też, jak co roku, wymiar charytatywny. Przy współpracy z Fundacją „Różyczka” z Gliwic została przeprowadzona akcja „Przybij Piatkę……Biegamy z Nadzieją”. Zbierano fundusze dla małej Gliwiczanki Ani Urban. Dla wielu uczestników biegu była to główna motywacja do startu: - Mieszkam w Gliwicach i nie wyobrażam sobie, abym nie biegł w tym biegu. Poza tym mała Aneczka była naszą gwiazdą, której trzeba pomóc a im nas więcej, im więcej zrobimy hałasu, tym łatwiej do innych dotrze informacja, że Aneczka nas potrzebuje – mówił Mariusz Pisingas, który wystartował w biegu, chociaż zaledwie dwa dni wcześniej ukończył Bieg Rzeźnika. - Nogi doszły do siebie, nawet nie bolały za bardzo... – mówił, dodając, że nie to jest najważniejsze.

Wyjątkową atmosferę biegu chwaliła Monika Matuszewska: - Na trasie było mnóstwo fantastycznych kibiców, którzy dopingowali, przybijali piątki i czekali do ostatniego zawodnika. Na pewno dzisiejszy bieg będę wspominać z sentymentem – przyznała mieszkanka Gliwic. - Lubię biegać po mieście, w którym mieszkam, bieganie po ulicach, które zwykle przemierzamy samochodami pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na znane miejsca.

Zwycięzcą IX Gliwickiego Biegu Ulicznego został Kamil Czapla z Rybnika, który wbiegł na metę z czasem 33:25. Drugie miejsce zajął Gliwiczanin Maciej Szczeciński (35:08) a trzecie Mateusz Wojdyła (36:33). Wśród kobiet najlepsza okazała się Katarzyna Golba (37:56). Jako druga wyścig ukończyła Dalia Delewska (38:26) a podium dopełniła Elżbieta Lewicka (41:52). W ramach biegu rozegrano też Mistrzostwa Śląska Nauczycieli i Pracowników Oświaty.

Pełne wyniki TUTAJ.

KM


Olimpijski maraton w Tokio po atrakcyjnej, turystycznie trasie

$
0
0

Już wiadomo, jak będzie wyglądała trasa maratonu podczas Igrzysk Olimpijskich i Paraolimpiady w Tokio w 2020 r.

Biegacze wystartują ze stadionu olimpijskiego, tam też będzie zlokalizowana meta biegu. Trasa została pomyślana tak, by każdy znalazł w niej coś dla siebie. Kibice będą mieli wiele okazji do obserwowania zmagań i kibicowania. Nie zawiodą się także widzowie.

Z myślą o transmisji telewizyjnej, maratończycy przebiegną przez najbardziej atrakcyjne turystycznie rejony Tokio i tuż obok najbardziej znanych zabytków miasta. Miną m.in. Kaminarimon - czerwoną bramę z X wieku, która prowadzi do świątyni Senso-ji, Pałac Cesarski, modną i drogą dzielnicę Ginza, wieżę telewizyjno-radiowo - widokową Tokyo Tower, czy jeden z najstarszych mostów w mieście Nihombashi. Początkowo drewniana konstrukcja, była w tym miejscu, gdy Tokio nazywało się Edo.

Według złotej medalistki z Sydney, maratonki Naoko Takashi, bieg zostanie w pamięci maratończyków.

„To niezwykle ekscytujące, gdy wyobrażam sobie, że za dwa lata, ulice Tokio, wzdłuż trasy maratonu i wyścigu chodziarzy, wypełnią się kibicami. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć wspaniałe wyniki biegaczy wspieranych dopingiem fanów” - mówi Takashi, która w 2001r. w Berlinie wybiegała ówczesny rekord świata.

Dla samych biegaczy, trasa może być wyzwaniem. Mimo jej atrakcji, to otwarta przestrzeń szerokich ulic i nie jest zupełnie płaska. Będą więc podbiegi. Nie wiadomo jeszcze, kiedy dokładnie odbędzie się maraton, ale zarówno olimpiada jak i paraolimpiada przypadają na najbardziej gorące i wilgotne miesiące w Japonii.

IB

fot. Tokyo 2020


Piotr Łobodziński po raz drugi górą w Nowym Jorku!

$
0
0

Po ubiegłorocznej wygranej w Empire State Building, tym razem polski mistrz świata w biegu po schodach zwyciężył w miejscu symbolicznym nie tylko dla Amerykanów - w gmachu One World Trade Center.

Budynek 1WTC jest nie tylko jednym z najwyższych wieżowców na terenie USA, ale też jednym z najwyższych na świecie. Biurowiec jest też wyższy od zburzonych w ataku terrorystycznym z 2001 roku Twin Towers. Jego wysokość to 541 metrów, czyli 1776 stóp. Ma to nawiązywać ma do daty podpisania Deklaracji Niepodległości przez Stany Zjednoczone. Sama impreza organizowana była przez fundacje upamiętniającą poległych strażaków i weteranów akcji ratunkowej prowadzonej 11 września.

W drodze na metę usytuowaną na 102 pietrze, uczestnicy niedzielnego biegu mieli do pokonania 2226 schody. Najszybciej zrobił to Piotr Łobodziński, który uzyskał czas 12 minut i 5 sekund. Polak nad drugim w kolejności Włochem Emanuele Manzim miał 37 sekund przewagi.

Wśród pań najlepsza była mistrzyni świata Australijka Suzy Walsham, która dystans pokonała w 13:50. Dodajmy, że dało jej to wysokie piąte miejsce w klasyfikacji jej generalnej.

Impreza odbyła się w ramach cyklu Vertical World Circuit, czyli swego rodzaju „Diamentowej Ligi” biegów po schodach. Seria składa się z 9 imprez. Uczestnicy mają już za sobą zmagania w Seulu, Paryżu i właśnie w Nowym Jorku. Kolejne zawody odbędą się 8 lipca w Manili. Od 2014 r. cykl wygrywa Piotr Łobodziński. Wśród pań tytułu z ubiegłego roku broni wspominania Suzy Walsham.

RZ


 

Upalny Bieg Lwa: „Połówka” dla Gortel-Maciuk, „dycha” dla Szosta

$
0
0

Za nami siódma edycja Biegu Lwa. Impreza przyciągnęła blisko 1600 zawodników w biegach na 21 i 10 km, a wśród nich takich biegaczy jak Henryk Szost, Marcin Chabowski, Agnieszka Gortel-Maciuk, czy Dominika Stelmach.

Główna rywalizacja odbyła się na dystansie półmaratonu. Z tropikalną aurą najlepiej poradził sobie Kenijczyk Cosmas Kyeva, który uzyskał czas 1:04:55.

- Oczywiście jestem szczęśliwy, bo zwyciężyłem, ale czas nie jest za dobry ze względu na pogodę – jest za ciepło. Trasa jest dobra i szybka, ale pogoda jest zła – podkreślił na mecie zwycięzca. - Przez 10 km biegliśmy w grupie, po 10. km postanowiłem zerwać tempo, ruszył ze mną Abel Rop, ale od 14. kilometra biegłem już sam. To nie było jednak kluczowe, największy wpływ miała na mnie dzisiaj pogoda.

Drugą lokatę wywalczył wspomniany Abel Kibet Rop, a trzeci był Polak – Marcin Chabowski.

Wśród pań najlepszą okazała się Agnieszka Gortel-Maciuk:

- Nie spodziewałam się wygranej, ponieważ rywalki były znakomite, a ja nie przygotowywałam się pod półmaraton w ostatnim czasie. Mimo to, udało mi się uzyskać najlepszy wynik na tym dystansie w tym roku. Warunki nie były łatwe, więc tym bardziej się cieszę – podkreśliła czterokrotna mistrzyni Polski w biegu półmaratońskim.

– Biegłam w grupie z innymi zawodniczkami i kolegą Arturem Kernem, który był dzisiaj naszym pacemakerem. To on przed startem namawiał nas, żebyśmy zaczęły wolno, bo jest bardzo ciepło, dalej dostosowywał tempo do nas, a kiedy już dziewczyny się odłączyły i biegliśmy we dwójkę, motywował mnie. Nie ukrywam, że czułam presję kolejnej zawodniczki, bo trzymała się na przysłowiowym „ogonie”, dlatego na ostatniej prostej mimo, że kompletnie nie miałam już siły, starałam się przyspieszyć – opowiadała zwyciężczyni.

Czas Agnieszki to 1:15:24. Kolejna zawodniczka - Ukrainka Oleksandra Shafar – przybiegła na metę z 27-sekundową stratą, a trzecia była Kenijka Christine Moraa Oigo – 1:16:26.

Bieg towarzyszący – Pogoń za Lwem po raz pierwszy odbył się na dystansie 10 km. Atestowana trasa przyciągnęła rzesze amatorów, ale zachęciła do startu także czołowych polskich biegaczy. Zdecydowane zwycięstwo odniósł rekordzista Polski w maratonie – Henryk Szost. Jego wynik to 30:45.

- Mój organizm bardzo szybko się odwadnia w takich warunkach i nie jestem w stanie tego zmienić. Na wielu imprezach to właśnie wysoka temperatura była główną przeszkodą w uzyskaniu wartościowego wyniku. Dzisiaj zacząłem ambitnie, po 2:55 pierwsze trzy kilometry, ale później temperatura odbierała moc, zacząłem się odwadniać, nogi się usztywniały, nie było luzu, który pozwalałby na szybkie bieganie. Druga sprawa to brak rywali, w zasadzie od pierwszego kilometra biegłem sam i musiałem się dodatkowo motywować, by napierać na wynik, a słońce i dość mocne powiewy wiatru odbierały energię – relacjonuje Henryk Szost, rekordzista Polski w maratonie.

– Nie udało się dzisiaj „złamać” 30 minut, ale moim głównym celem są Mistrzostwa Europy w Berlinie, do których mam jeszcze 10 tygodni, więc gdybym teraz biegał poniżej 30 minut to myślę, że na ME nie miałbym co szukać, bo forma przyszłaby za szybko – dodał.

Drugie miejsce zajął Paweł Ochal (31:54), a trzecie – Bartosz Majorczyk (33:23).

Najszybszą zawodniczką dystansu 10 km została Dominika Stelmach, która podkreśliła także walory pozabiegowe imprezy.

- Nienawidzę biegać w upale, ale ponieważ startuję w zawodach, w których trzeba ten upał znosić, coraz częściej staram się trenować w takich warunkach i przyzwyczajać do wysokich temperatur. Najgorsze, co możemy zrobić to właśnie biegać w nocy, czy wcześnie rano, unikać upału i nagle wystartować w takim biegu o 14. Wtedy nasz organizm kompletnie nie jest przygotowany – podkreśliła na mecie mistrzyni Polski w maratonie z 2017 r.

- To jest fantastyczna impreza, jestem tutaj drugi raz i podobnie, jak za pierwszym razem, wszystko co tutaj wokół biegu zostało przygotowane naprawdę robi wrażenie. Poza tym nie wiem, czy jest drugi taki bieg w Polsce, gdzie całe miasteczko uczestniczy w imprezie i tak bardzo się angażuje. Cieszę się, że mogłam tutaj być i pobiec – podsumowała. Czas Dominiki to 37:29.

Jako druga na metę dotarła Weronika Hendzielska (40:38), a trzecią lokatę wywalczyła Sylwia Nawrocka (43:29).

Jak co roku Mieszkańcy Tarnowa Podgórnego spisali się na medal. Kurtyny wodne, domowe punkty odżywcze, transparenty – cała miejscowość żyła biegiem, co podkreślało na mecie wielu zawodników.

Nie tylko długodystansowcy rywalizowali w Tarnowie Podgórnym. Po raz pierwszy zorganizowano bieg pokazowy na 100 m – Setkę NOVOL. Na starcie stanęli: Eryk Hampel, Krzysztof Grześkowiak, Dariusz Kuć, Kamil Masztak, Remigiusz Olszewski i Grzegorz Zimniewicz. Zwycięzcą okazał się Remigiusz Olszewski, który 100 m pokonał w 10,42.

- Taka impreza to przede wszystkim wspaniała okazja dla nas - zawodników, żeby się pokazać. Myślę, że zawody długodystansowe z dodatkowymi atrakcjami, jak ten bieg sprinterski, w którym brałem udział i cały piknik, jaki tutaj mamy, to dla kibiców ciekawa odskocznia od tradycyjnych imprez biegowych – ocenił dwukrotny wicemistrz Polski w biegu na 100 m. - Zawsze jestem zmotywowany, bo nasz sport jest bardzo wymierny, nasze czasy mocno na nas wpływają, nie inaczej było i tym razem. Moje najbliższe plany startowe to Memoriał Kusocińskiego, a w dalszej perspektywie sierpniowe Mistrzostwa Europy, gdzie indywidualnie liczę na finał, a może także medal w sztafecie.

Podczas niedzielnej imprezy odbyły się także zawody dla dzieci i młodzieży – Bieg Lwiątek, w którym w sześciu kategoriach wiekowych pobiegło blisko 1000 uczestników! Były także sztafety rodzinne na dystansie 3 x 400 m, a także Sztafety Szkolne i Firmowe, które rywalizowały na trasie półmaratońskiej.

mat. pras.


Viewing all 13088 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>